Osada rozwijała się prężnie, nowe chaty wyrastały, jak grzyby na deszczu, a liczba panien i kawalerów topniała z każdym kolejnym dniem. Kto by pomyślał, że najstraszniejszą siłą może być miłość, potęga zdolna do zniszczenia każdego muru, jednak nie obyło się bez drobnych zgrzytów. Swawola młodych lwów i lwic, zdawał tkwić, niczym drzazga w oku wilków. Żadna ze stron nie chciała ustąpić, przekrzykując się nawzajem argumentami, otoczonymi różnymi epitetami, począwszy od zniewieściałych bestii, po barbarzyńskie bestie. Przynajmniej w tym, byli podobni. Po godzinach debat i głośnych rozmów udało się wypracować kompromis. Szczep lwów musiała przystopować, ale w zamian nie zakazaliśmy im pewnych przyjemnych czynności, mieli ograniczyć się do odludnych miejsc i unikać publicznych.
Jednak mnie nurtował inny problem. Przechadzając się po wiosce, zwróciłem uwagę na strażników na murach. Byli czujni i ostrożni, ale ich broń... Łuki idealnie sprawowały się na polowaniu, ale nie do obrony, dodatkowo wyszkolenie sprawnego łucznika też nie było łatwe, mimo ćwiczeń od maleńkości. Każde napięcie cięciwy, wycelowanie kosztowały nie dość, że siłę to jeszcze czas, sekunda więcej zabiera szansę na przeżycie. Ktoś, słysząc me słowa, spytałby się, a co z magią? Na początku jej powstania, zaraz po wielkim kataklizmie, zbierała śmiertelne żniwo pośród ofiar, jak i rzucających, teraz gdy ciała wszystkich istot, nawet ludzkich, w wyniku drugiego stopnia mutacji nabrały odporności na nią, wszystko się zmieniło. Zmniejszyła się ilość potężnych czarodziejów, a niegdyś niepokonane zaklęcia nie wyrządzały większych szkód od zwykłego pocisku. Możemy nie podlegać zmianom pierwszego stopnia, lecz drugi jest niemal niezauważalny, bardzo często oddziałujący dopiero na przyszłe pokolenia.
Wprawdzie wszelkie stworzenie jest pełne many, jednak nie każde potrafi ją odpowiednio kształtować. Weźmy takie plemię Jaszczurów, oprócz ich czarodziejów nikt nie potrafił rzucać zaawansowanych zaklęć, umiejętności zwykłych żołdaków ograniczyła się tylko do napełniania magicznego magazynka w broni. Większość ludów nie zna broni palnej, a ci się z nią spotkali, gardzą nią, zakładając klapki na oczy. Nigdy nie pokonają armii uzbrojonej w karabiny i armaty, siłą własnych mięśni i paroma zaklęciami, czy też strzałami. Jeśli nie popłyniesz z nurtem rzeki, szybko się utopisz, jak to mawiał szaman.
Jak przekonać moich ludzi, że „zwyczajny patyk z rurą” może być potężną bronią? Jeszcze ten problem z szamanem, a właściwie jego brakiem. Jeden na dwie wioski wróży rychłą katastrofę. Wracając jednak do pierwszej przeszkody... Znajdę odpowiednie słowa, ale jak zdobyć ów oręż? Napadnięcie na uzbrojony patrol przy murze, daję zbyt wielkie ryzyko, względem uzyskanych korzyści. Musimy sami ją wytwarzać tak jak również amunicję do niej. Do tego trzeba mieć wiedzę, ja jestem tylko zwykłym żołnierzem, któremu dawano karabin do ręki, informacja skąd i jak, jakoś niezbyt mnie w tamtym czasie interesowała. Znaleźć rusznikarza na tym zadupiu, to tak, jakby szukać drewna w kamieniołomie.
Gryzłem się więc z myślami, nie mogąc znaleźć odpowiedniego rozwiązania.
— Hej uważaj! — krzyknęła Kira. — Miałeś naprawić drzwi, a nie rozwalać sobie palce.
— Wszystko mam całe, w nic nie trafiłem. — odpowiedziałem, ukradkiem sprawdzając, czy rzeczywiście tak jest.
— Nie udawaj. Jesteś bezwłosą małpą, a jednocześnie moim mężem. Co nadal mnie dziwi — szepnęła ostatnie zdanie do siebie. — Jednak na pewno nie masz zapędów masochistycznym. Gdyby było inaczej, nasze łóżkowe życie nabrałoby nowych atrakcji. Nie ma nic lepszego od dominacji, jednak to tylko moje fantazje. Mówże, o co chodzi, nim będę musiała to z ciebie wydusić.
Prostota mej pierwszej żony już dawno przestała mnie dziwić, chyba już się do niej tak mocno przyzwyczaiłem, że przestała przeszkadzać.
— Zupełnie nie mam pojęcia, co zrobić z szamanem. Potrzebujemy tego odpowiedniego kogoś, kto będzie zajmował się sprawami duchowymi i medycznymi naszej wioski.
— Przecież trochę i podszkoliliśmy z Freją. Powinni sobie poradzić. — Niczym duch przeszła obok mnie, nie nawiązując żadnego kontaktu fizycznego.
— To prawda, ale co z chorobami? Co z ranami, którym zwykłe wzmocnienie ciała nie podoła. Nie jesteśmy alfą i omegą, nasza wiedza jest ograniczona. Dlatego dzielimy się zadaniami. Tu potrzeba kogoś, kto odda się temu całym sobą. — Sprawdziłem zawiasy i po chwili rozciągnąłem zastygnięte mięśnie.
— Co na to staruszek? — spytała, mając na myśli szamana z jej rodzonej wioski.
— Przez ten cały czas nie miałem, kiedy go spytać albo jego nie było, albo ja nie miałem czasu — odparłem niechętnie.
— Więc na co czekasz? Na zaproszenie? Widziałam go dzisiaj w lesie, nieopodal naszego terenu. Cały czas gada pierdoły o tych jego duchach, ale niestety muszę przyznać, że może pomóc. — Odeszła, by sprawdzić łupy, przyniesione przez łowców.
Westchnąłem ciężko, w jej ustach brzmi to tak prosto. Raczej wątpię, by miał ucznia, a wyszkolenie któregoś z nas zabrałoby o wiele zbyt dużo czasu. To już wytrenowanie maga obronnego, było o wiele bardziej możliwe. Nie mając nic do stracenia i do roboty, moi ludzie byli tak skuteczni, że mi ją zabrali, ruszyłem w stronę gęstych drzew.
Kraina mimo swej dzikości i bezwzględności posiadała pewne piękno. Nieskalana ręką i cywilizacją ludzką roślinność, ukazująca barwy natury w popołudniowym słońcu, Niespaczona destrukcją i zniszczeniem dzicz, opierająca się o najstarsze prawa, jakie istnieją. Codzienna walka i dominacja, by ustalić, kto jest najsilniejszy. Bez knowań, bez spisków i kłamstw. Brzmi, jak wspaniały idylla, albo to ja po prostu jestem stronniczy, mając dość własnej rasy. Poparzony nie znajdzie piękna w ogniu, a topielec nie zazna przyjemności z kąpieli w rzece. Z drugiej strony brakuje mi tego codziennego miejskiego hałasu, mieszaniny aromatów z różnych straganów i wszechobecnych budynków. Jakoś ta wieczna wolność bardziej mnie przerażała, niż zachęcała.
Niemal natychmiast przypomniałem sobie niedawny sen. To musiała być sprawka jakiegoś czaru lub uroku. Nawet wyobraźnia ma swe granice w odwzorowywaniu świata realnego w sennych marach. Może przesadzam, ale spotkałem w życiu tyle absurdów i zawirowań logiki, że nie potrafię przestać węszyć jakiegoś draństwa w powietrzu.
W niedużej odległości dostrzegłem znajomą, zwalistą postać. Ostrym zakrzywionym nożem zbierał zioła i grzyby, wyglądał bezbronnie. Wolałem jednak nie sprawdzać, czy to prawda, czy tylko złudna sztuczka.
— Co sprowadza nowego wodza do mojej skromnej osobowości? Czyżby stan Aresa pogorszył się? A może coś innego? — spytał, nie odwracając się.
— Nie tym razem wielki przewodniku duchowy.
— Nie ze mną takie podchody młodzieńcze. Nie jestem rybą, by złapać się na tak smakowitą przynętę. Mów do rzeczy, a nie słodź. — Spojrzał na mnie rozbawiony.
— Ja po prostu cenie sobie twoją wiedzę — odpowiedziałem dyplomatycznie.
— Lepiej od ciebie kłamią borsuki, a one w ogóle nie gadają — mruknął.
— Moja wioska potrzebuje swojego szamana, nie możemy do każdej nagłej sprawy szukać akurat ciebie. Masz własną pracę.
— A o to chodzi. Było tak od razu. Nie sądziłeś, chyba że obrazisz mnie takim czymś?
Widocznie nadal zbyt mało wiem o bestioludziach.
— Możesz pomóc w tej sprawie, czy raczej jest to wola duchów?
— Duchy nie lubią dzielić się przyszłością. Są niechętne do tego, bardzo często muszę od nich wyciągać ją siłą. — Uśmiechnął się, siadając pod drzewem. — Już od waszego ślubu zacząłem pewne przygotowania. Ów chłopiec nazywa się Silva, opiekuje się nim od urodzenia, kiedy to moją siostrę rozszarpały głodne wilki. Przekazałem mu całą swoją wiedzę, Chciałem, by został moim zastępcą, jednak teraz, gdy w swojej wiosce dostrzegłem kolejny nieoszlifowany kamień, z chęcią przyśle go do was.
Kamień spadł mi z serca.
— Nie wiem, jak ci dziękować.
— Powoli, młodzieńcze. Tam, gdzie dobra wiadomość, jest też i zła.
Tego się obawiałem. Nic nie jest takie prostę, jakie być powinno.
— Mocno mam się bać? — spytałem, intensywnie wpatrując się w siedzącego.
— Nie jest zagrożeniem. Tylko ten jego charakter, jest idealnie podobny do zmarłej matki. Naiwny, głupi, ślepo oddany pomocy innym. Dodatkowo podatny na manipulację i wykorzystywanie. Jednak oprócz tego zna wszelkie zioła i choroby. Doskonale wie, co ma robić na różne schorzenia, duchy również uwielbiają mu się zwierzać. Sam musisz się zdecydować, czy lista zalet przewyższa listę wad.
— Niech będzie, zbyt wiele problemów mam na głowie, by szukać kogoś innego — odparłem, kiwając lekceważąco ręką.
— Właśnie widzę. Coś zżera cię od środka i nie jest to coś z twej duszy.
Jego głos i twarz, sprawiały, że słowa same zaczęły wychodzić z ust. Usiadłem koło niego.
— Wierzysz szamanie, że sen może łączyć dwa istnienia?
— Czyżbyś znalazł senną miłość? — spytał, ledwo panując nad śmiechem. — Dziewczęta nie byłyby zadowolone.
— Nie o to mi chodzi — rzuciłem drażliwe. — Mam na myśli, czy w śnie można przejść do głowy kogoś innego i spoglądać jego oczyma?
Starzec zastanowił się dłuższą chwilę.
— Czym dla ciebie jest sen? — spytał.
— Obrazami tworzonymi przez wyobraźnie, będącymi często naszymi pragnieniami lub fantazjami. Nie sądzisz, chyba że chce być wilkiem?
— Nic takiego nie powiedziałem, ale masz rację. Sen to świat fantazji, niezbadany obszar, który nam wydaje się taki prosty. Tak nie jest. Znam wielu przewodników duchowych, którzy śpiąc, odwiedzali krainę zaświatów. Może również istnieć mentalna więź między tobą a bestią, która umocniła się, gdy zaznałeś tutejszego, przepełnionego magią powietrza.
— Czy jest to niebezpieczne?
— Gdyby to dotyczyło złowrogiej postaci, przed którym wszystko w twoim umyśle ostrzega cię, to miałbyś powodu do obaw. Oddaj się temu, być może Manitu pragnie ci coś pokazać. Tylko tyle mogę ci poradzić. — Nie żegnając się, wstał i odszedł w głębiny leśne.
Co jest nie tak z tymi bestioludźmi, czy tak trudno powiedzieć, żegnaj, idę, czy po prostu wracam do domu? No nic, pozostało mi czekać na tego całego Silvę, jak się z nim załatwię, zajmę się innymi problemami.
3 komentarze
Almach99
Zdolny szaman bez ikry. Kiepsko to widze
shakadap
Brawo. Czekam na ciag dalszy.
emeryt
@krajew34, dziękuję za to że znalazłeś czas aby wpaść i umieścić kolejny odcinek tego opowiadania. Pozdrawiam.