Mur-Rozdział 15

     Przez kolejne dni powoli wracałem do pełnego zdrowia, wprawdzie znaczyło to tylko to, że mogłem samemu się poruszać i wykonywać podstawowe czynności. Błędem jednak jest myślenie, że byłem tu gościem, każdy przypatrywał mi się z wrogością, nawet Kira ograniczała swe wizyty do zmiany opatrunków i przyniesienia pożywienia, które pomimo moich zastrzeżeń było naprawdę dobre i nie różniło się praktycznie niczym od typowego jedzenia z gospody. Ot mięso, kawałek pieczywa i czysta woda.
     Jedyne co mogłem, to obserwować codzienne życie mieszkańców wioski. Budynki otoczone były drewnianą, palisadą, która skutecznie zakrywała wnętrze wsi przed wścibskimi. Mieszkańcy mieszkali w długich domach w kształcie prostokąta, w jednym takim mieściło się kilka rodzin. Mężczyźni polowali, a kobiety uprawiały pola. Dookoła dzieci biegały, ścigając przerośnięte psy, robiąc przy tym ogrom hałasu. Mimo jako takiej zabudowy nie czułem odoru cywilizacji, wręcz przeciwnie w powietrzu unosił się aromat ziół, przeplatany zapachem palonego drewna. Nigdy nie zamieszkałbym tu z własnej woli, z jednego prostego powodu. Wystarczyła iskra, by wszystko poszło z dymem. Rzeka znajdowała się bardzo blisko, a cóż z tego, gdy żywioł zacznie szaleć w pełni?
— Widzę, że masz się dobrze bezwłosa małpo. Cieszę się, że nie będę musiał pomóc ci przejść na drugą stronę. Raj wśród naszych wojowników byłbym miejscem kaźni, a nie spoczynku dla ciebie.
— Dziwie się szamanie, że ze mną rozmawiasz. Każdy z obecnych tu istot najchętniej widziałby mnie martwego i to w kotle. — odpowiedziałem, robiąc wolne miejsce na trawie.
— Jesteś zbyt chudy na głównie danie, a na deser za tłusty. — Uśmiechnął się i usiadł obok mnie. — Jak się odnajdujesz w nowej rzeczywistości? Nie czujesz się wywyższony, będąc jako pierwszy z twojego rodzaju w tym właśnie miejscu.
— Jakoś mało mnie to interesuje. Cała ciało płonie ogniem piekielnym, siedzę we wrogiej wiosce, a ludzkość zapewne ma mnie za zdrajcę. Dante nie przepuści takiej okazji. — Spojrzałem kątem oka towarzysza obok. Wysoka i umięśniona postura niemal identyczna jak jego ziomków, długie brązowe, siwiejące włosy. W życiu bym nie przypuszczał, że jest najstarszy w wiosce i ma dwa wieki na karku. Z daleka wyglądał na ponad czterdziestolatka w sile wieku, nie odróżniłbym go od innego człowieka. Jak wiele pozorów zostanie jeszcze przełamanych?
— Nie całkowicie wrogiej bezwłosa małpo, znajdziesz tu przynajmniej dwie istoty mające pozytywny stosunek do ciebie, pomimo pewnej sytuacji z przeszłości.
Szaman zaczął mnie przerażać, skąd wiedział? Kira na pewno nic nie powiedziała, jest zbyt dumna na to.
— Uspokój się chłopcze, ja jestem zwykłym sługą duchów. To one przekazują mi wieści. Mroczny cień zawisł nad tobą, dlatego popełniłeś coś przeciwko sobie. To pokazuje, że zbyt mało obawiamy się zła... — Nabił długą, podłużną fajkę i po zapaleniu, zaciągnął się nią. A po chwili wypuścił z ust obłok dymu. — Nie usprawiedliwiam cię, choć rozumiem. Zdobyłeś serce walecznej Kiry, co pokazuje stan twej duszy. Zresztą nić was łącząca niemal razi czerwienią po oczach.
— Nie wiem, o co ci chodzi szamanie. Byliśmy tylko towarzyszami podróży. — Wciąż nie dopuszczałem do siebie myśli o pokochaniu nieczłowieka. Przecież to irracjonalne.
— I dlatego jej nie zabiłeś? Dlatego przyciąga twój wzrok jak nektar pszczoły? Powiedz mi, twoją duszę, z jakiego powodu nękają wyrzuty sumienia? Przez skrzywdzenie towarzyszki podróży, czy kogoś więcej? Nie chłopcze, wasz los został już dawno splątany przez wielkie duchy i samego Manitu. Tylko wy przez opaski kultury i dawnych niesnasek na waszych oczach, nie dostrzegacie tego. Uwikłana dusza nie odnajdzie prawdy i nie zazna wolności.
— Bredzisz starcze, bredzisz. — odpowiedziałem, pisząc palcem po piasku.
— Przyjdzie taki czas, że zrozumiesz.
— Mówisz to ze spokojem, a przecież siedzi obok ciebie wróg. Nasze rasy od pokoleń zabijają siebie nawzajem. Jakiekolwiek pozytywne uczucie nie może istnieć.
— Wy ludzie darzycie sympatią psy, a i one w pewnych okolicznościach doprowadzają do waszej śmierci. W tym świecie śmierć niemal czyha pod każdym kamieniem. Niosą je mutanci, współplemieńcy, towarzysze, przyjaciele, a nawet bliscy. Czy gdybyś mógł uniknąć choć jednej możliwej szansy na to, zrobiłbyś to? — Popatrzył na mnie, nie przerywając ćmienie fajki.
— Pewnie tak, chyba każda istota pragnie żyć, a nie umierać. — Tylko to zdanie pojawiło się w mej głowie. Jakoś nie mogłem znaleźć lepszego.
— Zgadza się, rodzimy się po to, by żyć. Śmierć też nie jest zła, jednak z całego serca pragniemy ją oddalić, mimo to trwamy w sporze, nie wiedząc, nawet kiedy i jak się zaczął. Uczyniliśmy to częścią swojego życia, skazując się na nieprzerwane koło nienawiści. Jestem inny od moich ludzi, duchowy przewodnik nie może być przywiązany do tego świata, a jego poglądy czy myśli muszą odbiegać od standardów. Oni widzą drzewo i wszelkie rzeczy z nim związane, ja muszę obserwować wszystko z perspektywy lasu, dbając o niego, nawet wbrew jego woli.
Słowa płynące z ust starca nacechowane były mądrością, ale czy nie była to tylko fasada, stworzona na pozór? Nie wierzę, by tacy bestioludzie istnieją.
— Mówisz z sensem, jednak nie widzę w tym prawdy. Nienawiść nie znika ot tak. My mordujemy was i odwrotnie. — powiedziałem, rozprostowując obolałe kości.
— Nienawiść... Najgorsze uczucie wypływające praktycznie znikąd i toczące serce jak najgorsza zaraza. Duchy jej nie cierpią, twierdzą, że zaciemnia obraz, prowadzi na błędną drogę. Dlatego ich przewodnik nie może być nią przesiąknięty. Chodź za mną, pokaże ci coś. — Z długą, zdobioną laską w dłoni ruszył w stronę gęstego lasu. — Twoje oczy ciągle obserwują nasz lud, a jednak nie widzisz wszystkiego. Widzę również, że spodziewałeś się czegoś zupełnie innego.
— To, co tu zaobserwowałem, zupełnie różni się od tego, co słyszałem na wasz temat. — Z trudem przedzierałem się przez gęste krzaki, dziwiąc się, jak tak wielkie cielsko może tak swobodnie kroczyć między gęstą zielenią.
— Dźwięk bywa zniekształcony, więc i wiadomości są takie. Jeśli lina będzie za długa, poplączę się i nie będzie użyteczna. Obudziłeś moją ciekawość, jak nas postrzegacie? — Stanęliśmy przed ogromną pieczarą, obrośniętą bluszczem i trawą, dookoła brzmiała tylko cisza, przerywana naszymi głosami.
— Jako nagich dzikusów, oddający się w pełni uciechom cielesnym, nie patrząc na moralność. Zaślepieni walką i jedzeniem, z lubością kapiący się w krwi wrogów.
Staruszek tylko roześmiał się w odpowiedzi.
— Zupełnie, jak dziecko zagubione w ciemnym lesie, myślące, że w krzakach siedzi przerażający stwór. Strach i nienawiść, paskudne połączenie. Teraz możesz zauważyć, że nosimy ubrania ze skór zwierząt i prowadzimy życie pełne tej samej rutyny. Co do seksu... Kira pewnie mocno namotała, nie jesteśmy zwierzętami, pragnącymi tylko zaspokojenia z kim popadnie, jednak nasza fizjonomia wygląda inaczej od waszej, oprócz gęstego owłosienia, nasza płodność nie istnieje do pewnego wieku i jest uwarunkowana. By móc począć potomstwo, dana osoba musi być w pełni dojrzała psychicznie, dużą role odgrywa tu podświadomość, która w odpowiednim czasie wysyła sygnały do właściwych organów. Drugim warunkiem jest pora roku. Na tutejszym terenie zima bywa bardzo sroga, praktycznie umiera każde dziecię, urodzone w tamtym czasie. Nie da się ubrać tak małej istoty, a jego układ odpornościowy i ochrona w postaci sierści do paru tygodni, praktycznie nie istnieje. Wiem, że z twojej perspektywy wydaję się dziwne, ale nie jesteśmy tak bardzo rozwinięci. Wracając do tematu, przez tysiąclecia istnienia tego problemu, nasza organizmy przestają być płodne w okresie mrozu i śniegu, z tego, co mówił mój dziadek, odpowiedzialna jest za to jakaś mutacja. I trzeci ostatni warunek połączenie serc.
— Połączenie czego? — myślałem, że się przesłyszałem.
— Serc. Twoje zdziwienie jest uzasadnione, ponieważ to zjawisko nie występuje w waszej rasie. Polega ono na staniu się jedną całością, złączonym nie pożądaniem cielesnym, ale czymś większym. Trudno to wytłumaczyć, trzeba to poczuć, by móc wiedzieć, o co chodzi. Dlatego młodzi zupełnie inaczej podchodzą do spraw seksualnych, uważając to za zabawę. W końcu śmierć czyha wszędzie, to dlaczego nie zaznać chwili przyjemności? Takie myślenie się zmienia, gdy ich umysły dojrzeją. Co do nagości... Nie uważasz, że jest ona niepraktyczna? Ukąszenia insektów, liczne zarazki, a przede wszystkim możliwość uszkodzenia swych ekhem, klejnotów rodowych. Jesteśmy na miejscu, w tej grocie poznasz tajemnicę naszego początku.
— A jaką mam pewność, że w środku nie siedzi jakieś coś, co jest baaardzo wygłodniałe? Albo – co gorsza – inne tałatajstwo?
— Twoja nieufność przerosła nawet tą wodza. Nie masz żadnej pewności i od ciebie zależy, czy zaryzykujesz.
Miał rację, słowa bywają zgubne i puste, dlatego nie wiem, co czeka mnie w tej jaskini. Śmierć, ból? Wszystko to już przeżyłem, a tajemnica przede mną może pomóc mi w pełnym zrozumieniu tej znienawidzonej rasy.
— Prowadź Szamanie, obym nie żałował tej decyzji.
Zapalił kryształ na swoim kosturze i udaliśmy się w głąb nieznanej jaskini.

2 komentarze

 
  • Almach99

    Interesujace. Znajduje nawiazania do wierzen Indian amerykanskich, prostokatne chaty tez wygladaja znajomo. Mieszkancy drugiej strony muru wydaja sie byc na swoj sposob bardziej cywilizowani niz oswiecona czesc ludzkosci po pràwidlowej stronie muru...

    16 kwi 2019

  • krajew34

    @Almach99 pomyślałem, że Indianie będą pasowali tutaj, w końcu konflikt miedzy nimi, a kolonistami można porównać do takiego "muru". Starałem się wzorować na Irokezach, ale troszkę pozmieniałem. Dzięki za wpadnięcie.

    16 kwi 2019

  • emeryt

    @krajew, czy to opowiadanie może być jeszcze ciekawsze? - bo według mnie już osiągasz wyżyny. Co prawda, to wysłałeś swojego głównego bohatera w nowy, nieznany świat, lecz opisujesz to fantastycznie. A więc pozdrawiam i oczywiście zestaw na tak.

    16 kwi 2019

  • krajew34

    @emeryt dzięki za wpadnięcie. Staram się, choć z różnym skutkiem.

    16 kwi 2019