Mur-Część II-Rozdział 19

     Odgłosy burzy niosły się po całej równinie, a deszcz skąpał wszystko w mokrej toni. Zupełnie nie miałem ochoty na bieganie, będąc w pełni najedzonym, odpoczywałem w pustej beczce. Zapewne Alfa nie byłby z tego zadowolony, mówiąc o honorze wilka, który moim zdaniem, nie był do niczego potrzebny. Życie to nie opowieści, ciągnie się krętymi drogami, wymagającymi poświeceń i wyrzeczeń.
— Cześć piesku. — Z domu obok wyszła dziewczyna, podchodząc do mnie. — Mam nadzieję, że mięsko smakowało?
Pogłaskała mnie delikatną dłonią po głowie. Ludzie to głupie istoty, wywyższają się ponad innych, choć sami są niczym gałązki drzewa, kruche i łatwe do zerwania. Jednak w środku pozostają absurdalni i pełni sprzeczności, Już łatwiej zrozumieć, czemu niebo jeszcze nie spadło nam na głowę. Spojrzałem na nią wdzięcznym wzrokiem, może i spadłem na dno, ale pewną godność jeszcze mam.
— Widzę, że zjadłeś wszystko. — Uśmiechnęła się promienie, mimo ściany deszczu. — Postaram się, przynieść ci coś jeszcze. Niestety tatko nie lubi zwierząt. Uważa was za darmozjadów. Trzymaj się mały. — Ponownie położyła rękę na głowie i odeszła.
Nie zrozumiałem wszystkich słów, żyłem już wśród nich dość dużo czasu, ale nie poznałem całkowicie języka. Potrafię zrozumieć sens zdania po tonie wypowiedzi i niektórych słowach. Nigdy nie byłem chętny do nauki, czy to polowania, czy tropienia. Podniosłem leniwie wzrok, w oddali dostrzegając lisa. Nie było chyba bardziej, pogardzanego zwierzęcia od tych z rudą kitą. My wilki uznawaliśmy ich za zakałę leśnego społeczeństwa. Tchórzliwi, podstępni, polujący na słabszych.
— Heej, wiilku. Nie bądź hieną, daj coś na ząb. — powiedział, podchodząc bliżej.
— Spadaj stąd lisie, inaczej zmiażdżę ci gardło — warknąłem.
— Po co te nerwy, nie poratujesz leśnego towarzysza? Przecież my, mieszkańcy zielonego domu musimy wspierać się.
— Masz ostatnią szansę rudy. Spróbuj upolować cokolwiek w tej wiosce, a rozerwę cię na strzępy.
— Ależ kierowniku, przecież tu jest ogrom jedzenia. Starczy dla ciebie, mnie i tamtych. No, chyba że straciłeś już wszystko z wilka i stałeś się zwykłym psem. — Zaśmiał się ironicznie. Tego nie mogłem przetrawić, rzuciłem się na niego i przygniotłem do ziemi.
— I co teraz cwaniaku? Teraz powtórz to, co przed chwilą powiedziałeś. — Odsłoniłem ostre jak brzytwa kły.
— Ja nic takiego nie powiedziałem. Pan wielki wilki musiał się przesłyszeć. Mówiłem tylko, że pański spryt przewyższa nasz. Kłaniam się w pas za taką umiejętność kamuflażu.
Na jego widok robiło mi się nie dobrze. Nie miałem ochoty na zabijanie go, a tym bardziej zjedzenie.
— Masz szczęście, że nie jestem głodny. Pewnie za zabicie cię, zyskałbym szacunek u dwunożnych, ale jestem łaskawy, dam ci ostatnią szansę — rzekłem, schodząc z niego.
— Moja wdzięczność nie ma końca, twoja łaskawość... — Znów zaczął tę wazeliniarską wiązankę słów.
— Skończ i spadaj, pókim dobry.
Zwierz tylko skinął głową i już go nie było, sam nie wiem, czy dobrze zrobiłem. Takie glizdy, jak on lubią, trzymać urazę i wykorzystają każdą sposobność, by się zemścić. Długo się nie zadręczałem, obfity posiłek sprowadził zmęczenie.
     Znów ten sam sen. Otworzyłem oczy i spoglądałem na sufit chaty, tym razem będąc bardziej przyzwyczajony, nie uznałem tego za koszmar. Tuż obok mnie spały Kira i Freja, ich niezmącone niczym twarzyczki widoczne były w świetle księżyca. Wróciłem jednak do sennej mary, kto by pomyślał, że świat zwierząt, aż tak bardzo nie różni się od ludzkiego, a z pozoru tępe istoty wykazują nawet sporo inteligencji.
     Powoli opuściłem łóżko, nie budząc dziewczyn. Nocny stróż powoli ustępował miejsca swemu dziennemu odpowiednikowi, jednak w osadzie nic się nie zmieniło, nadal była skąpana w mroku i ciszy, wstanie dopiero za jakiś czas.
— Nie możesz spać wodzu? — Z mojej prawej wyłonił się nasz nowy szaman.
— Co tym razem kombinujesz Silva? — Spojrzałem na niego przenikliwie. — O tej porze spotka się albo tych z bezsennością, albo tych, co planują coś złego.
— Twój brak zaufania wodzu, rani me serce. — odparł, siadając naprzeciwko.
— Swoje zamiary udowodniłeś już na pierwszym spotkaniu, Jak więc mam traktować kogoś, kto naraża wioskę i jednocześnie ma zająć ważne stanowisko. Jesteś cierniem w mym oku, bo nie mogę cię wywalić.
— Niezmiernie rad jestem, że ktoś o mnie myśli. — Nabił fajkę i zapalił. — Nie musi się wódz, obawiać podobnych wydarzeń z mojej strony.
— Twe słowa jakoś mnie nie przekonują. — odpowiedziałem, nie spuszczając z niego wzroku.
— Gdyby było inaczej, musiałbym cię nazwać głupcem, który nie zasługuje na piastowany "urząd". Bez obrazy oczywiście. — Wydmuchał okrąg z dymu. — Mój mistrz, a twój przyjaciel zmył mi za to głowę. Musiałem klęczeć przez godzinę na grochu, kolan nie czułem przez kolejne dwie. Nadal cierpię z powodu zwierząt i pożerania ich, jednak teraz wiem, że muszę zmienić podeście. Radykalne środki tylko was rozwścieczą, więc będę głosił to słowem, choć nie nachalnie. W ramach zadośćuczynienia moim występkom mogę ci pomóc w pewnej sprawie.
— Niby jakiej? — spytałem z niedowierzaniem.
— W sprawie broni, rur plujących ogniem. — odpowiedział szybko.
— Czego? — Myślałem, że się przesłyszałem.
— No wiesz wodzu, tych pukawek, co niosą szybko śmierć i którymi pogardzają niektóre nasze plemiona.
— Co ty możesz, o tym wiedzieć.
— Ja? Nie wiele, ale pewien człowiek dużo. — Kolejny obłok dymu poszybował w niebo.
— Jeśli chodzi o kogoś za murem, to ta opcja odpada. Mamy za dużo tutejszych zagrożeń, by o tym myśleć. — Zamknąłem oczy i oparłem się ścianę domu.
— I o to właśnie chodzi, ów profesor siedzi na wyspie Rekinów, gdzie bada ich zachowania.
— Na co mi jakiś profesor biologi.
— Ten „profesor biologi” zmodernizował broń tamtejszemu plemieniu. Dał im jakieś dziwne łuki, które mają o wiele większą siłę przebicia i trzyma się je w odwrotną stronę. Dodatkowo tamtejsza osada obwarowana jest kamieniem, żaden z bestioludzi nie męczyłby się ze skałą, a tym bardziej ze zmienianiem tego, co działa. — powiedział Silva.
Czyżby chodziło mu o kuszę? Wprawdzie biła ona dalej od łuku i wymagała niewielkiego doświadczenia, ale czy bestioludzie mogli zamienić swoją odwieczną broń na nią? Mniej szybkostrzelna, droga w produkcji... No nie wiem, ale zdecydowałem się wysłuchać dalej szamana.
— Niech ci będzie, ale łuk, nieważne jak wymyślny, pozostaje łukiem. Co ma do tego broń palna?
— My szamani uczeni jesteśmy od początku szkolenia, byśmy zdobywali różne kontakty, które pomogą wiosce. — Jednym ruchem, opróżnił fajkę z reszty popiołu. — Dlatego i ja tak robię, znam od pewnego czasu pewnego rekina, w skrycie wyznaje idee, podobne do moich. Jednak będąc w plemieniu tak mięsożernym, może zapomnieć o nich. Szybko znalazłem z nim wspólny język.
— Gadaj do rzeczy. — Niecierpliwiłem się jego gadaniem.
— Już przechodzę do sedna wodzu, ów przyjaciel zdradził mi, że profesor prócz innych badań, prowadzi doświadczenia z rurami ziejącymi ogniem. Nic nie mówi o tym rekinom, nawet nie wspomniał o takiej technologi.
— No dobrze niech sobie prowadzi, tak czy siak, jest pod opieką rekinów. Nie zaryzykuje otwartej wojny.
— Widzę, że nie znasz wodzu wszystkich plemion. Rekiny to plemię bardzo terytorialne, nie ruszą się z niego, nawet jakby miał spaść tam meteoryt, czy inne świństwo. Wystarczy, że wydostaniesz profesorka z ich terenu i gotowe. Oni uznają, że zawiedli, stracą paru z nich i zapomną o sprawie. — Rozciągnął się i legł na trawie.
— Skąd pomysł, że profesor będzie chciał z nami pójść? I jak przenikniemy do ich twierdzy? — Pytania, jak ulewa z nieba, pojawiały się w głowie, bombardując mózg.
— Uczony napotkał pewien problem, jak oni to mówią? Ścianę, mur? Nie. Już wiem, ma blokadę twórczą i przydałaby mu się zmiana otoczenia. Ciągle jest w tym samym miejscu, pomieszczeniu, więc trudno o jakiekolwiek nowe bodźce, czy doznania. To tyle z mojej strony. Dałem ci, wodzu informacje, tylko od ciebie zależy, co z nimi zrobisz. — Powstał i udał się w swoją stronę.
     Pokusa wydawała się niezwykle nęcąca, ale nie mogę sam, o tym decydować. Wróciłem do chaty i zaczął przygotowywać śniadanie, na dzisiejszym zgromadzeniu poruszę ten temat. Najtrudniejsze będzie przekonać ludzi o potrzebnych zmianach...

krajew34

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i przygodowe, użył 1527 słów i 8900 znaków. Tagi: #fantastyka #magia #fantasy #Mur #mur #problemy #szaman #rozmowa

3 komentarze

 
  • Almach99

    No i nasz ekolog sie do czegos przydal. Chyba

    5 cze 2019

  • shakadap

    Dobre, nawet bardz. Juz czekam na nastepne. Brawo i powodzenia. Pozdrawiam Cie serdecznie.

    4 cze 2019

  • krajew34

    @shakadap nawzajem, cieszę się, że rozdział sprawił przyjemność.

    4 cze 2019

  • emeryt

    @krajew34, zaczynasz wplatać dodatkowe wątki, a to mnie cieszy. Lubię zmienność akcji, a Tobie całkiem dobrze to wychodzi. Dzięki za dzisiejszy odcinek i przesyłam serdeczne pozdrowienia.

    4 cze 2019

  • krajew34

    @emeryt dzięki za wpadnięcie, wracam po małej przerwie spowodowanej przeziębieniem i innymi sprawami.

    4 cze 2019