Mur-Rozdział 9

     Deszcz głośno bębnił o listowie, oznajmiając wszystkim, że nadal trwa i nie zamierza, tak szybko odpuścić. W małej, choć na szczęście suchej jaskini grzaliśmy się przy ognisku, próbując osuszyć ubrania. Kira bez skrępowania siedziała naga przede mną, eksponując swe jędrne i urodziwe ciało, zwyczaje bestioludzi były dla mnie dalekie od zrozumienia.
— Co się tak gapisz bezwłosa małpo? Kobiety nie widziałeś? A może ludzkie samice nie grzeszą urodą? — Wpatrywała się we mnie bez grama wstydu. Trudno było zapanować nad wzrokiem, który ciągle zjeżdżał w dół. Nie wiem, czy to była jej gra, czy po prostu dzikie, barbarzyńskie myślenie. Gdybym był normalnym młodzieńcem bez jakiegokolwiek przeszkolenia, już dawno rzuciłbym się na nią, nie patrząc na konsekwencję. Bądź co bądź nadal była ranna i nie musiałbym użyć wiele wysiłku, by ją zgwałcić. Tak podpowiadałyby mi napalone myśli, skupiające się tylko na teraźniejszości. Kto wie, czy po takim czynie doczekałbym świtu. No cóż, na pewno miałbym posadę w jakimś haremie, jako jego „kaleki” i bezpieczny nadzorca.
— Może tak okryjesz się kocem, który ci dałem? Przedstawicielce płci pięknej nie wypada pokazywać swej urody byle komu. — rzuciłem do niej, dokładając chrustu do ognia.
— Phi — odpowiedziała pogardliwie. — Ludzie przywiązują zbytnią uwagę do błahych rzeczy. Seks ma służyć do stworzenia potomstwa. Jeśli czujesz do kogoś podniecenie, idziesz, robisz swoje i odchodzisz. Jeśli jest zgoda drugiej osoby to nawet lepiej, jeśli nie musisz użyć siły. Jednak wtedy trzeba liczyć się z możliwością utraty życia. — Wypowiedziała to tak, jak by gwałt był oznaką słabości drugiej strony i nie był niczym złym.
— I co, ta druga osoba nie czuję wstrętu z tego powodu? Widziałem wiele takich ofiar, większość nie może się z tego pozbierać i odbiera sobie życie.
— Dla tego przyszłość należy do nas, biestioludzi. Skoro dla was taka małostka jest powodem do samobójstwa. Słabi i tchórzliwy. U nas mężczyźni w ogóle się nie opierają, a kobiety próbują tylko do pewnego momentu. — Przybliżyła zmarznięte dłonie bliżej ognia.
— Może jeszcze czerpie z tego przyjemność? — powiedziałem zgryźliwie.
— A dlaczego nie? — spytała zdziwiona. — Skoro już do tego doszło, to trzeba coś z tego mieć. Nie ważne czy dziecko zostało poczęte przez wybranego partnera, czy też nie. Każde szczenie wychowuje się od małego i niczym pustą kartkę zapełnia wybraną wiedzą. Jeśli mnie pragniesz, próbuj! — Wstała, eksponują w całości swoją urodę. — Jednak nie bądź pewny, że zachowasz życie. Ranne zwierze bywa bardziej niebezpieczne od zdrowego. — Jej oczy zalśniły złowrogim blaskiem.
— Czy ty myślisz, że myślę kroczem? Już dawno leżałbym z podciętym gardłem, gdybym korzystał z każdej okazji. — Rzuciłem w nią kocem, starając się nie trafić w ogień.
— Jesteś tchórzem i tyle. — prychnęła, zawijając się w ciepłą tkaninę.
     Godzinę później smacznie spała, nie siląc się w ukrywanie czegokolwiek. Jakby była pewna, że niczego nie spróbuje. Z drugiej strony to pokazuję pewną dziwną rzecz, do jakiej potworności może doprowadzić wszelka istota, tylko po to, by zaznać odrobinę przyjemności. Czy ta ulotna chwila jest aż taka wspaniała i warta swej ohydnej ceny?
     Nagle gdzieś niedaleko mnie zabrzmiał głośny grzmot. No pięknie, jeszcze tylko burzy brakowało. Na ten niespodziewany dźwięk zareagowała Kira, natychmiastowo stając na nogi. Momentalnie jęknęła, a opatrunek na brzuchu zabarwił się na czerwono. Szybkie zdolności regeneracyjne są darem od niebios, ale nawet one nie pomogą, gdy zmusi się ledwo zrośniętą skórę do nagłego wysiłku. Już miałem do niej podbiec, gdy dobiegł mnie głos z zewnątrz.
— Rzeźniku z południa! Wychodź!
     Gestem dłoni pokazałem towarzyszce, by zajęła się sobą, a sam odrobinę wyjrzałem. Na skraju polanu stał duży oddział z wycelowanymi w nas muszkietami, ich zbroje czerwieniły się w blasku pioruna. Inkwizycja! Jakim cudem nas znaleźli?
— Rzeźniku! Jesteś otoczony! — krzyczał osobnik z oficerskim hełmie na głowie. — Nie próbuj sztuczek, my nie jesteśmy jak nasi poprzednicy. I w porównaniu z tamtą wdową i dziećmi mamy broń.
Myślałem, że się przesłyszałem.
— Tak dobrze słyszałeś. Mistrz Inferno dużo mi o tobie mówił. Aż nie chce się wierzyć, że nadal istniejesz po masakrze, jaką urządzili ci dawni towarzysze.
     Na dźwięk tego przeklętego imienia krew zaczęła szybciej krążyć w żyłach, a przed oczyma stanął obraz trzech ciał w kałuży krwi i twarzy przeklętego łajdaka, który zaaranżował całą tę dramatyczną scenę z sadystycznym uśmiechem na ustach.
— Gdzie on jest? — Nienaturalny i demoniczny głos zabrzmiał spomiędzy moich warg, podczas gdy wyszedłem w ciągle lejący potok z nieba.
— Powoli kochasiu, nie spotkasz go żywego. Twoje ciało za to odwrotnie... — Nie dokończył, spojrzał w dół i dostrzegł zakrwawione ostrze mojego miecza, wychodzące z klatki piersiowej. — Jak?
— Niech to będzie zagadka. Może rozwiążesz ją w piekle — Wyszarpnąłem broń ze stygnącego ciała. Krew tylko na chwile zabarwiła trawę, gdy trup ciężko zwalił się na ziemie. Deszcz nie tylko obmywa duszę, jest też czyścicielem bardziej przyziemnych rzeczy.
— Na co czekacie?! Zabić drania! — krzyknął jeden z podoficerów. Następne sceny były niczym pojedyncze slajdy. Wystrzały z broni palnej, zagłuszane burzą, moje szybkie uniki i cięcia. Szkarłat zmywany potokiem z niebios i powoli zamierające przestraszone oczy, wciąż niemogące uwierzyć, że to już koniec. Stałem pośród wielu trupów, nie wiedząc, czy to sumienie mi ciąży, czy to po prostu ulewa próbuje przygnieść wszystko do podłoża. Spojrzałem w górę, mając nadzieję, że Bogini ma dosyć i zakończy marny żywot jednym, pojedynczym wyładowaniem. Niestety tylko woda wdzierała się wszędzie.
     Usłyszałem obrzydliwy rechot, przerywany wybuchem kaszlu. Zwróciłem swoją uwagę w to miejsce i ujrzałem opartego o drzewo, śmiertelnie rannego czerwonego.
— Mistrz miał rację. Gdziekolwiek nie pójdziesz, tam śmierć za tobą podąży. Nawet teraz widzę, jak z bezzębnym uśmiechem, zaciera ręce po kolejne dusze, wyraźnie spoglądając na ciebie.
— O czym ty bredzisz? Gdzie jest ten drań Inferno! Gadaj! — Złapałem go za ubranie i podniosłem w górę.
— Zaprzeczasz sam sobie Shadow. Ciągle uciekasz i starasz się uspokajać swe sumienie durnymi wymówkami, a tak naprawdę z rozkoszą siejesz śmierć i zniszczenie. Uśmiechu trudno się pozbyć, czyż nie? — Z jego wykrzywionych szyderczych ust pociekła strużka krwi.
— Skończ pierdolić i gadaj! Gdzie jest ten drań? — Z wściekłością spoglądałem na tego łajdaka.
— To ty skończ, okłamywać się. Wmawiasz sobie, że chcesz go zabić, a tak naprawdę powinieneś do niego dołączyć. Jesteście tacy sami, razem możecie sprowadzić bożą karę na ten zepsuty świat.
— Zamilcz! Pytam po raz ostatni, gdzie jest Inferno, twój przeklęty mistrz. — Podsunąłem mu pod nos ostrze, mając nadzieję, że to go przestraszy. Niestety fanatyzm jest ponad strach.
— Me usta pozostaną wierne Inkwizycji, mistrz Inferno sprowadzi odpowiednią karę na przeklęty grzechem świat.
— Skoro jesteś taki wierny, to przyszykuj swemu mentorowi miejsce w piekle. Oby diabeł postarał się, gdy mu przyśle dusze tego drania. — Z ogromną siłą przebiłem serce żołnierzowi Inkwizycji. Skonał bez żadnego dźwięku z tym samym fanatycznym wyrazem twarzy. Puściłem truchło i opadłem na kolana. Ach Bogini, czy rzeczywiście jestem przeklęty? Czy moje dłonie w końcu będą wolne od przelanej krwi? A może nie potrafię tworzyć, tylko niszczyć? Z ogromnym wysiłkiem podniosłem się i  powoli skierowałem w stronę jaskini.
     W środku ujrzałem nadal nagą, zmieniającą opatrunek Kirę. W tym momencie wydała się tak ponętna i słaba, że nie mogłem się powstrzymać. Przygniotłem ją do ziemi, a kilka chwil później posiadłem. W jej oczach nie dostrzegłem żadnej przyjemności, o której wcześniej opowiadała. Biła w nich tylko nienawiść, przeplatana bólem i wstrętem. Gdy skończyłem, poczułem się pusty, odszedłem kilka kroków i położyłem się niedaleko ognia. Jakaś cząstka mnie tak bardzo pragnęła, by Kira zadała mi ostateczny cios. Kątem oka ujrzałem, jak zhańbione ciało podnosi się, lecz nie skierowała się w moją stronę, tylko wyszła wciąż padający deszcz. Nim zdążyłem coś pomyśleć, sen zamknął znużone powieki, a ciemność zalała ego.

krajew34

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i przygodowe, użył 1551 słów i 8896 znaków, zaktualizował 3 kwi 2019. Tagi: #fantastyka #fantasy #mord #śmierć #nienawiść #zło #mrok #Mur

2 komentarze

 
  • Almach99

    Wydawalo mi sie, ze Shadow panuje nad swoimi emocjami i odruchami.

    9 kwi 2019

  • krajew34

    @Almach99 no cóż jemu samemu też się wydawało.  Przeszłość czasem za bardzo niszczy.

    9 kwi 2019

  • emeryt

    @krajew34, prawdę pisałeś że wena nie odstępuje Ciebie. Ten odcinek jest na to dowodem.

    4 kwi 2019

  • krajew34

    @emeryt dzięki za wpadnięcie. Oby źródło się nie wyczerpało :)

    4 kwi 2019