Mur-Część II-Rozdział 4

     Zaśnieżony las, mróz głośno ściskający gałęzie i zapadający zmierzch. Normalnie powinienem być zachwycony, jednak akompaniament wyjących zwierząt, sielankę zamieniał w scenę z horroru, z ironicznie przyświecającym księżycem, jako obserwatorem zdarzeń. Nie pomagała obecność Kiry, która przechadzała się, w ciemnościach, niczym córka mroku. Ja wciąż nie potrafiłem widzieć, jak oni, człowiek naprawdę różnił się od bestioludzi. My mieliśmy swój intelekt, a oni mordercze ciała, przystosowane niemal do każdych warunków. Można powiedzieć, że konflikt wyrównany, choć szale wagi wojny ciągle się wahają.
— Zatrzymaj się. — Jej szept brzmiał, jak trzaśniecie bicza. — Poszliśmy za daleko na północ, nie powinniśmy tu być. — Pierwszy raz w jej głosie usłyszałem strach. Czyżby wdepnęliśmy w coś złego?
— Możesz jaśniej? To mięso trochę waży i chciałbym już być w wiosce. — Spojrzała na nią, chcąc wyczytać emocje z twarzy w gęstym mroku.
— Nie teraz, Shadow. Widzisz ten znak? — Wskazała prawie niewidocznie w stronę płonącego obiektu. Tuż, zanim widoczne były skrzyżowane włócznie i kwilący jeszcze królik. Co to na miłość wielkiej Bogini było? Wbitą broń to jeszcze potrafię zrozumieć, ale jeszcze żywe zwierze nabite na nie? Nie miałem czasu, by się zastanawiać, niecałe kilkaset metrów dalej dostrzegłem mnóstwo pochodni, idące w miejsce przed nami. Towarzyszyły im wycie i odgłos bębnów.
— Nie jest dobrze, nie jest dobrze. — Kira zaczęła się trząść, nigdy bym nie pomyślał, że istnieje coś, co potrafiłoby ją tak przestraszyć.
— Hej, spokojnie. — Podszedłem do niej i złapałem za ramiona. — Chodź, idziemy stąd.
— Nie, nie. — Brzmiała niczym histeryczka. — Zakop plecaki z mięsem głęboko pod śniegiem i sam się połóż na nim. Nie mogą nas zobaczyć.
— Kto? — Nie musiała odpowiadać, na naszej górce był znakomity podgląd na ten głośny pochód i na polanę, na którą widocznie zmierzali. Księżyc idealnie oświetlał całą okolicę.
W dole z krzywymi mieczami różnych kształtów, w prymitywnych zbrojach szli potężnie zbudowani bestioludzie z długą grzywą biegnącą od czubka głowy aż do pleców. Pomiędzy nimi prowadzeni na powrozach szły wszelakie istoty od ludzi do członków plemienia Tygrysów. Ich aktualni panowie spoglądali na nich wesoło, śpiewając pokraczną pieśń.
— Dziś wreszcie posilimy się. Dziś wreszcie nasycimy swe żołądki. Oddzielimy mięso od kości i zanurzymy swe kły w ciepłej krwi. Przeklęci niech będą nasi wrogowie, każdy z nich skończy w trzewiach naszych. Wiwat wódz, wiwat plemię. Posiłku wreszcie nadszedł czas, niech posoka zabarwi biel, a echo pochłonie krzyki naszych ofiar.
     Na dźwięk tych słów Kira zaczęła się coraz bardziej trząść, niemal słyszałem, jak pochlipuje. O co tu chodzi? Przytuliłem ją mocniej i dalej spoglądałem na dziejącą się scenę.
Tam na polanie z licznego orszaku wyłonił się najwyższy i najbardziej umięśniony wojownik.
— Bracia! Już nie musimy zjadać naszych słabiaków — krzyczał. Ubrany był w podobną zbroję, co inny, tylko narzuconą na ramiona miał skórę nieznanego zwierzęcia, a na głowie znajdował się hełm z czaszki. W dłoniach nie trzymał nic. — Nazbieraliśmy tylu obcych, że wreszcie nadszedł czas krwawej nocy.
Kątem oka zobaczyłem, jak prowadzą ku niemu przepiękną ludzką dziewczynę o ognistych włosach.
— Ta o to zabiła naszego poprzedniego wodza, w ramach tradycji stanie się moją ofiarą, ofiarą następnego wodza. Niech zacznie się rzeź! — Otworzył paszczę wypełnioną zębami i wgryzł się w szyje ofiary. Młoda krzyknęła z bólu, próbując uciec. Bezskutecznie, wyrwał z niej kawałek ciała, a krew zbroczyła mu cały pysk. Agonia kobiety nietrwała długo, znacząca utrata krwi uratowała ją przed dalszym bólem, przynosząc litościwą śmierć. Pozostała zgraja wzięła przykład z lidera, a krzyki pozostałych ofiar niosły się po całym lesie. Dopiero teraz zauważyłem, jak wielu było napastników, tamci nie mieli szans na cokolwiek.
     Wreszcie wszystko ucichło, prócz obrzydliwego mlaskania. Nie miałem siły się ruszyć, widziałem wiele w swoim życiu. Obserwował, jak jednego z moich kompanów pożarł olbrzym, jak drugiego rozczłonkował zmutowany goryl i tak dalej i tak dalej. Jednak to było nie do opisania, krew błyszcząca szkarłatem na śniegu, masa ciał kłębiących się na polanie i te ohydne odgłosy pożerania. Zapewne to im nie wystarczy, musieliśmy się wycofać, nim nas zwietrzą. Puściłem Kiry i powoli odgrzebałem plecaki.
— Musimy ruszać, hej! — Moje starania były daremne, moja przyszła żona tkwiła w miejscu niczym posąg. Wziąłem głęboki wdech, nadzwyczajne sytuacje wymagają specjalnych środku. Uniosłem rękę i z otwartej dłoni uderzyłem ją w twarz. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, trzymając się za obolały policzek. Brak czasu ponownie dał o sobie znać, z hordy odłączyło się kilkoro i zaczęli do nas iść. Podniosłem Kirę i kazałem jej biec, sam uchyliłem się przed krzywym ostrzem, wyprowadzając cios z lewej. Niestety, nawet tego nie poczuli. Znowu unik, tym razem przed kłapiącą paszczą. Co robić, co robić. Na łuk jest za blisko, a nóż miała moja towarzyszka. A może tak wykorzystać zaklęcie do cichego chodu i je lekko zmodyfikować? Szybko przypomniałem sobie, o co w nim dokładnie chodzi, cały czas próbując nie stać się szaszłykiem.
     Wierzchem dłoni odbiłem bok miecza, a drugą zacisnąłem w pięść i uderzyłem, wysyłając z jej pomocą fale energię o wiele większą od naporu. Rozerwałem napastnikowi klatkę piersiową, brudząc przy okazji ubranie jego posoką. Przy kolejnym miałem już wprawę i chyba zmiażdżyło mu organy, widziałem tylko krew, spływającą z jego ust. Chociaż równie dobrze mogło to nie być jego, tak czy siak legł martwy u mych stóp. Rzuciłem się do ucieczki, zwracając uwagę kolejnych.
Dogoniłem Kirę i popędziłem ją do szybszego biegu.
— Podaj mi nóż — krzyknąłem.
— Po co ci? Tym kawałkiem metalu nic im nie zrobisz. — odpowiedziała, nie przerywając ucieczki.
— Nie gadaj tyle, tylko dawaj.
Wyjęła broń krótką i rzuciła do mnie. Złapałem idealnie, by wbić ją w szyję hieny. Przy bliższym przypatrzeniu się, poznałem typ zwierzęcia. Tylko dzięki naładowaniu magią, mogłem uczynić nóż, skutecznym narzędziem mordu. Zatrzymałem się, sparowałem klingę i minąwszy przeciwnika z lewej, podciąłem mu gardło szybkim machnięciem, drugiemu falą uderzeniową zniszczyłem miecz i dokończyłem robotę ciosem w serce. I tak kolejnych i kolejnych. Ostrze powoli zaczynało się łamać, a ręce lepiły mi się od gęstej krwi, mimo to zabijałem. Powoli zaczęło brakować tchu, a wrogów nie ubywało.
     Uciekaliśmy, jakby nas sam diabeł gonił, przekroczyliśmy graniczną rzekę, ale czy to powstrzyma napastników? Z dzikim wrzaskiem nadal biegli, w oczach malowało się szaleństwo. Otoczyli nas przy pasie skał, Kira skuliła się za moimi plecami, tym razem nie mogłem liczyć na jej pomoc. Następni padli od moich ciosów, na którymś z kolei złamał się nóż, nie miałem już z niego pożytku. Krąg się zaciskał, a irytujący śmiech rozbrzmiewał. Nigdy bym nie przypuszczał, że zjedzenie żywcem, może być moją śmiercią. Zdyszany, ledwo trzymający się na nogach, obserwowałem nadchodzących. Niemal słyszałem tykanie zegara.
     Nagle usłyszeliśmy głośny huk, który oszołomił zarówno mnie, jak i agresorów. W rozciągłych kształtach ujrzałem srebrną postać, jak długą włócznią z dwoma ostrzami na jej obydwu końcach masakruje hieny. Poruszyła się zwiewnie, niczym wiatr, niosąc śmierć i zniszczenie, wróg nawet nie mógł jej dotknąć, a co dopiero pokonać. Po kilku minutach widowisko dobiegło końca, z wrażenia musiałem usiąść.
— Więc to ty jesteś tym dziwnym przybyszem, żyjącym wśród nas? Przeznaczenie mnie tu przyprowadziło, według proroctwa masz być wybawicielem wilków. Dzięki tobie zaznamy potęgi i bogactwa — powiedziała kształtna dziewczyna, opierając się o włócznie.

2 komentarze

 
  • Almach99

    Oj dzialo sie, dzialo... Kanibale, rozpaczliwa walka o zycie. Kim jest tajemnicza wojowniczka z wlocznia?

    8 maj 2019

  • krajew34

    @Almach99  dzięki za wizytę.

    8 maj 2019

  • emeryt

    @krajew34, odcinek zaskakujący w akcji i tak wciągający, nic nie mogę dodać, a każdorazowe peany z zachwytu byłyby chyba nie na miejscu. Masz Autorze talent, więc abyś tylko go nie zmarnował. Pozdrowienia przesyła wdzięczny czytelnik.

    8 maj 2019

  • krajew34

    @emeryt miło, że wpadłeś.

    8 maj 2019

  • emeryt

    @krajew34 , nie było innej opcji niż przeczytanie kolejnego odcinka.  
    To przecież jedno z najbardziej ulubionych opowiadań napisanych przez Ciebie, więc to normalne że chcę je czytać i komentuję tak jak umię

    8 maj 2019

  • krajew34

    @emeryt cóż kultura mi nie pozwala nie odpowiedzieć na komentarz, a rzadko niestety mam coś konstruktywnego do powiedzenia, stąd te same odpowiedzi. :)

    8 maj 2019

  • emeryt

    @krajew34 , drogi Autorze, konstruktywnie to Ty piszesz kolejne odcinki twoich opowiadań, więc to powinno wystarczyć twoim czytelnikom. A na dodatek  odpowiadasz na każdy post, pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.

    9 maj 2019