Pierwsze próby nie przyniosły żadnych rezultatów, kolejne także. Kira czuła, że stała w miejscu, nieważne, czy kopiowała ćwiczących żołnierzy, czy też bezsensownie machała mieczem. Odpowiedzi znalazłaby w obszernej bibliotece, lecz nudziły ją litery, a grube, zatęchłe tomiska odrzucały już na pierwszy rzut oka.
Z wściekłością wbiła ostrze w ziemie. Nie znosiła, gdy rezultat nie szedł w parze z włożonym wysiłkiem. Słońce ponownie grzało. Co to ma być za pogoda w tej okutej lodem krainie? Jakim cudem może być tutaj tak gorąco?
— Duchy musiały was przekląć albo zdenerwowaliście kogoś, kogo nie powinniście — rzuciła w kierunku mroźnej czarodziejki, jednocześnie ocierając dłonią spocone czoło.
— Drobne zaklęcie, które trochę nie wyszło mojej matce. — W jej otoczeniu można było wyczuć przyjemny chłód. — Zima jest u nas normalna, za to, jak zresztą widzisz, lato zostało przesadzone... No cóż, ludzie chcieli, to dostali. — Jednym ruchem dłoni wyczarowała przezroczystą ławkę.
— Pani lodu, a pogoda, jak na przeklętej pustyni... — Wyciągnęła miecz i jednym machnięciem pozbyła się brudu z klingi. Nowa broń wyglądała naprawdę wspaniale i przecinała grube gałęzie bez problemu, lecz to było wciąż za mało, czegoś brakowało.
— Pani wojny, a macha mieczem niczym jakiś barbarzyńca — zripostowała Ismira, patrząc na ćwiczenia lwicy.
— A co może potrafisz lepiej? Nie tylko w magii, ale i wspaniała w szermierce. — Słowa czarodziejki tylko wzmagały jej irytacje, potęgowaną i tak przez palące słońce.
— Ja? W życiu nie miałam w ręce niczego większego niż sztylet. Przynajmniej nie z własnej woli. — Roześmiała się, ukrywając twarz za dłonią. — Moją jedyną bronią jest magia i jej twory, jednak nie trzeba być mistrzem, by zauważyć, czego brakuje twojej szermierce...
Kira nie odpowiedziała, mimo to wewnętrznie targały nią rozterki. Nie chciała słuchać wroga, lecz w tych słowach mogły kryć się wartościowe odpowiedzi. Krótkie odszczekniecie czy też inne próby pozbycia się uciążliwego gościa mogłyby tylko zaszkodzić. Trochę była z siebie dumna, że choć jeden raz potrafiła okazać cierpliwość i siedzieć cicho.
— Jesteś kobietą, a mimo to poruszasz się z gracją podstarzałej baletnicy, czy też wręcz kowala w przymałej, różowej sukience. Chyba sama nie chciałabyś oglądać żadnego z nich na scenie, a nie oszukujmy się bitwa, czy walka, zwał jak zwał, to akty wielu aktorów. Kto zagra lepiej, ten przeżyje — kontynuowała, spoglądając w stronę najwyższej wieży swego zamku. — My kobiety nie możemy być twardogłowymi wojownikami, którzy rąbiąc nieprzyjaciela, polegają tylko na własnej sile i odporności. Musimy używać wrodzonej zwinności i sprytu. Prawdą jest, że posiadasz o wiele więcej siły, niż przeciętny ludzki mężczyzna, ale co gdy staniesz naprzeciwko swojej rasy? A znając los, na pewno do tego dojdzie, wcześniej, czy później.
— Czyli co mam uczyć się jakiegoś ludzkiego tańca? Odziać w dziwne stroje i nająć zespół, by chodził za mną i przygrywał do każdej walki? — Zmęczenie przeważało nad jakimikolwiek próbami cierpliwości.
— Muszę przyznać, że na pewno ciekawie by to wyglądało. Niestety nie o to chodzi... Jestem tylko specjalistką od magii, więc nie mogę ci udzielić odpowiednich porad. Może poza jedną, nie rąb na oślep, tylko celuj we wrażliwe części przeciwnika. Każda istota kiedyś zginie, wystarczy tylko wiedzieć, gdzie uderzyć. — Podeszła do nadchodzących sług i po chwili wróciła. Na twarzy widać było niezadowolenie, lecz Kira nie wiedziała, o co może chodzić. — Tak czy siak ode mnie możesz nauczyć się magii...
— Odmawiam — odpowiedziała krótko. — Nie dla mnie nudne formułki, kreślenia w piachu niezrozumiałych znaków. Zresztą ty masz żywioł wody, a ja ognia.
— Jeśli byłabyś odpowiednio chętna i ambitna bez trudu władałabyś dwoma. Wymagałoby to znaczną ilość czasu, lecz nie powiedziałabym, by stanowiło to sprawę nie do zrobienia. — Chwile umilkła, jakby zastanawiała się nad czymś. — A co myślisz o magii twojego męża?
— Ognia, czy wiatru? Bo sama nawet nie wiem, jaką on ma... Przecież mówiłam ci, że nie będę przyswajać tych wszystkich bredni. Prosta walka na miecze, a nie hokus-pokus.
— Zważywszy, że twój mąż jest dość specyficzny, jeśli chodzi o magię... Mogłam rzeczywiście źle sformułować pytanie. Czy chcesz nauczyć się magii wzmocnienia?
— Wzmocnienia? Co to za bzdury? — prychnęła. — Pewnie polega na zapamiętaniu kilkunastu linijek i użyciu skomplikowanych gestów. Zresztą co by mi to dało?
— Ucieczkę, czy też jak zapewne wolisz, wygraną w wielu trudnych sytuacji. Magie zewnętrzną można łatwo zablokować, tłumiąc wychodzącą energię. Istnieją nawet tacy, co w użytej manie zobaczą zaklęcie. Sama doskonale wiesz, że wystarczy ułamek sekundy, by przechylić szale na jedną ze stron...
Kira po kilku słowach straciła zainteresowanie. Wszelkie magiczne rzeczy brzmiały dla niej jak marudzenia staruszek z ligi kobiet. Bezsensowne zasady, które ona powinna poznać, a których znać nie chce. Ismira przerwała na chwile, nikt nie wiedział, co siedzi w jej głowie i dlaczego, tak bardzo zainteresowała się lwicą. Wiadome było jedno, tak łatwo nie da za wygraną. W końcu musiała zawsze wygrywać.
— A co powiesz na odrobinę wyzwania? — zaczęła nęcąco. — W podziemiach miasta znajduje się wspaniały Rajski Ogród, pełen owoców wzmacniające manę, jaką możesz składować w organizmie. Dzięki temu wymagany poziom wykonania czarów zmniejsza się znacząco...
— A to ma być zachęcające dla mnie? — Znowu ta mana i mana... Kira odeszła trochę dalej, mając nadzieję, że to zniechęci jej towarzyszkę.
— Teraz właśnie jest najlepsze... Ogród został stworzony przez mojego dalekiego przodka, z naciskiem na dalekiego. Musiałabym głęboko szukać w archiwum, by ci pokazać. Miał na celu sprawdzenia umiejętności spadkobierców rodu. — Rozciągnęła zbolała mięśnie i spojrzała w kierunku wieży. Stos papierów na biurku nie zachęcał do powrotu. Tyle dokumentów, mimo pomocy tych staruchów... — Dawno już porzuciliśmy ten makabryczny obyczaj, relikt dawnych okrutnych czasów. A loch pozostał w charakterze wyzwania. Pomaga wartościowym jednostkom w lepszym opanowaniu magii. Oczywiście przy asekuracji kilku weteranów. Ja jednak wierzę, że ta ostrożność będzie zbyteczna w twoim wypadku. Poinformuje strażników o twoim możliwym przybyciu. Wejście pokaże ci Matylda. W końcu walka to najlepsze trening, nie sądzisz? — Z podejrzanym uśmieszkiem na twarzy, ruszyła w kierunku gabinetu.
Lwica odrzuciła w myślach te propozycje, śmierdziało to z daleka pułapką, czy innym podstępem. Słońce powoli ustępowało miejsca księżycowi, a gwiazdy lekkim błyskiem dawały o sobie znać. Po dniu bezsensownym machaniu mieczem, wściekłym gorącu, niepodobnym dla mroźnego regionu miała dość. Powieki ciężko opadały, a mięśnie krzyczały o odpoczynek. Wspięła się po ścianie zamku i przez uchylone okno delikatnym ruchem wskoczyła do swojego pokoju. Z wielką siłą legła na łożu, brakło jej sił na ściągnięcie przepoconej i brudnej odzieży. Sen był ważniejszy.
2 komentarze
shakadap
Btawo. Kolejny bardzo dobry rozdział.
Jak zwykle przyjemnie się czytało i jak zwykle czuję niedosyt.
Pozdrawiam i powodzenia.
krajew34
@shakadap miło że wpadłeś
emeryt
@krajew34, dzięki za ten kolejny odcinek.
Pozdrawiam, jeszcze raz dziękuję za wpadnięcie na LOL ku mojej radości.
krajew34
@emeryt dzięki za wizytę