Po zlikwidowaniu intruzów atmosfera wróciła do normy, choć dotąd puste oczy członków żabiego plemienia teraz wyrażały niemożliwy do ukrycia smutek.
— Wróćmy do naszej rozmowy. Kto wie, czy wnuk — ostatnie słowo z trudnością przeszły przez jego gardło — nie wysłał wiadomości do swoich ludzkich przyjaciół.
— Więc co tak naprawdę proponujecie? Bez zbędnej gadki i owijania w bawełnę. — Kira w międzyczasie porozsyłała czujki, by ostrzegły ich przed nadchodzącym zagrożeniem.
— Pragniemy, by każdy wrócił w swoją stronę bez zbędnej nienawiści i konfliktów. Ziarno mogło zostać zasiane, lecz my nie chcemy doświadczać jego plonów.
— Przypuśćmy, że będzie to możliwe... Jednak co z bandą na sztucznej wyspie? Lada dzień mogą dostać posiłki. — Wsunęła do ust kolejnego wijącego się robaka. Wbrew wszystkiemu były naprawdę bardzo smaczne. — Jeśli tak się stanie, będziemy musieli przejść z drobnych potyczek do regularnej wojny, padną zabici i będą ranni. Chyba możecie przewidzieć, że ich bliscy zapłoną gniewem do tych, co przyprowadzili tutaj wroga.
— Nie jestem pewien, czy dostaną posiłki, a przynajmniej nie teraz. — Skinął na swojego syna, który podał mu odpieczętowany dokument. — Moi ludzie znaleźli na trakcie śmiertelnie rannego. Miał na sobie kawałek metalu oraz inny podobny ekwipunek. Nim umarł, zdążył nam przekazać, byśmy dostarczyli przesyłkę do fortu. — Podał otwartą kopertę Kirze.
— Jak zginął? — spytała, odbierając przedmiot.
— Naruszył legowisko węża błotnistego. Nie jest to duże zwierzę, ale bardzo agresywne i jadowite. Trucizna w jeden dzień niszczy doszczętnie ciało. Na szczęście są one rzadkie, od kiedy nasi przodkowie zaczęli je łapać, by móc stworzyć ochronę dla naszych potomków. Jest to bolesna procedura, ale skutecznie uodparnia organizm na wszelkie trucizny. Co do listu... — Wskazał na poplamioną rzecz. — Mój wnuk zdążył go odpieczętować specjalną rośliną, lecz nie przewidział, że nie znamy ludzkiego pisma. Schował go i nie pokazał sojusznikom. Młody i głupi... Wystarczyły tylko dwie cechy, by ściągnął na siebie śmierć.
Kira nie odpowiedziała, zajęła się czytaniem. Długie i żmudne lekcje z Shadowem wreszcie dały swój owoc. Nie mogła pozwolić, by Freja była w czymś lepsza od niej. Razem ze srebrnowłosą nauczyły się pisma. Po co zapisywać coś, skoro można to powiedzieć? Nigdy tego nie potrafiła zrozumieć.
Większość treści została rozmazana, pieczęć została przerwana w dość umiejętny sposób, jednakże całości nie dało się w pełni przeczytać. Nie wiadomo, czy było to skutkiem ostatecznego zabezpieczenia, czy rezultatem wpływu tutejszego klimatu na papier. Z tego, co zrozumiała, wynikało, że operacja o nieznanym kryptonimie została zakończona. Z powodu poniesionych strat? Przynajmniej tak pasowało. Mają wrócić za mur, tego, co nie mogą przenieść, niech spalą. Dalsza akcja niemożliwa z powodu... Tu niestety większość była rozmyta. Na koniec ktoś wydał rozkaz, by zaczekali na Ismirę, która zabezpieczy coś.
Kira za pomocą prostego zaklęcia spaliła list. Informacje okazały się niezwykle interesujące i zmieniały postać rzeczy. Teraz wystarczyło zniszczyć to gniazdo os, by wrócić do domu. Martwiła ją tylko jedna sprawa. Kim była Ismira? Czy przybędzie wykonać rozkaz z obszerną świtą? Czy może z uwagi na własną siłę, uczyni to sama? Nie było czasu do stracenia. Jeśli wyruszyli zaraz za posłańcem, to będzie kwestia kilku dni, nim zjawi się ta kobieta.
— Dobra, zielony — rzuciła krótko.
Ares niemal się zakrztusił, słysząc Kirę. Było wielkim niedociągnięciem i błędem, nazywając tak wysłannika drugiej strony.
— Chcecie żyć w spokoju, w zgodzie z tym swoim bagnem? — Wyprostowała się obolała. Siedzenie na tym pniaku nie należało do wygodnych.
— Niczego więcej nie pragniemy. Nie będziemy waszymi sojusznikami, lecz tak samo nie pragniemy być wrogami. Nie interesują nas wojny, przepychanki, czy inny armagedon. Zostawcie nas, a nie ujrzycie plemienia żab nigdy więcej. Jeśli któryś z was zabłądzi na tych bagnach, czy też zostanie ranny, otrzyma ukrytą pomoc.
— Niech więc tak będzie. — Spojrzała stalowym wzrokiem na płazy. — Dokończymy swoje sprawy tutaj i wrócimy tam, skąd przybyliśmy. Nie wspomnimy o waszej roli w sprawie czerwonych. Jednakże spróbujcie nas zdradzić, zaatakować lub choćby tknąć moich ludzi, to obiecuje na wielkiego Manitu, że żywa albo martwa i tak was dorwę. — Odwróciła się na pięcie, po czym bez słowa odeszła w stronę obozu. Jeśli chciała wykonać swój plan, musiała szybko przegrupować szyki i uderzyć jeszcze tej nocy.
— Co teraz? — spytał Ares, z trudnością dotrzymując jej kroku. — I co było w tym liście, że tak szybko zakończyłaś spotkanie?
— Jeśli to wszystko nie jest pułapką, a list podpuchą... Czeka nas pracowita noc, rozdaj wszystkim mikstury wzmacniające, niech każdy z nich przyjmie dodatkowo naszą prawdziwą postać. Tylko zero czworonożnych. Wiem, że jeden, czy dwóch z nich to potrafi, ale to nie miejsce na dumę i wielkie ego. Przegrupowanie, zmasowany, nocny atak i wracamy do domu. Już zbyt dużo czasu minęło od ostatniej wieści z wioski. Boję się, że sprawy na miejscu mogły przybrać zły obrót. Czysta dyscyplina, bez samowolki i błazenady.
— Robi się — odpowiedział krótko Ares, po czym zaczął wydawać odpowiednie rozkazy.
— Szykuje się krwawa noc — szepnęła do siebie, wpatrując się w okazały księżyc. Jej usta rozciągnęły się w uśmiech. Wreszcie nadeszła pora na to, w czym była dobra.
2 komentarze
shakadap
Brawo.
Pozdrawiam i powodzenia.
krajew34
@shakadap dzięki za wizytę
emeryt
@krahew34, dziękuję Tobie za ten kolejny odcinek. Mam tylko nadzieję że nie musiałeś spotykać się ze ścianą, jak przy pisaniu poprzedniego odcinka. Przesyłam pozdrowienia i życzę na stałe powrotu weny.
krajew34
@emeryt długość tego rozdziału to specjalny zabieg. Samo pisanie poszło w miarę łatwo