Mur-Rozdział 11

     I znów los pokazał, że nawet najłatwiejsze zadanie może okazać się nielichym wyzwaniem. Praktycznie wróciłem do czasu ucieczki z Czarnego Rogu, aż dziw, że przypomniałem sobie o tej nazwie. Przeważnie nazywałem to po prostu zadupiem, gdzie jako zapity żołnierz mogłem rozkoszować oczy piękną Mea. Mam nadzieję, że jest cała i zdrowa, choć w tych trudnych czasach tylko śmierć jest pewna. Jednak wracając do aktualnej sytuacji, nasz rozkład dnia i nocy pozostawał taki sam. W dzień ukrywanie się, a w nocy kontynuowanie podróży. Załatwienie specjalnego oddziału Inkwizycji, nie przysporzyło nam przyjaciół.
     Kontynuowanie... Jak to ładnie brzmi, choć to dalekie od prawdy, przeważnie to Kira pędziła przodem, a ja próbowałem nadążyć. Przynajmniej moja forma zaczęła się zbliżać do tej z ery świetności. Teraz przy machaniu mieczem, zamiast dyszeć jak starzec, dyszę niczym napalony młodzieniaszek, ale i tak dla osoby trzeciej, niczym się to nie różni. Co do mojej towarzyszki...
Od tamtej sytuacji minęło dość dużo czasu, niby nic nie odbiegało od normy w naszych relacjach, jednak wyczuwałem, że zwiększyła swoją ostrożność. W jej świecie kolejna porażka kończyła się śmiercią, nie miała już drugiej szansy.
     Z drugiej strony nie potrafię, przejrzeć myśli tłoczących się w tej pięknej główce, okrytej kruczoczarnymi włosami. Tu mówiła o przyjemności z cielesnego obcowania, tu próbuje wbić człowiekowi nóż w plecy. Już ludzkie kobiety były trudne w rozumowaniu, a te z bestioludzi to w ogóle kosmiczny poziom. Ach Bogini, jaki miałaś zamysł w ich tworzeniu? Przecież stworzyłaś nas mężczyzn, istotami prostymi. Od zagadek i rebusów preferujemy mniej męczące i łatwe rozwiązania. Potrafimy walczyć, tworzyć taktyki, ale nawet największy ze strategów ponosi porażkę, próbując przewidzieć następny krok tych pozornie delikatnych i słabych dam. No cóż, myśleniem i monologiem nic nie zmienię, przeniosłem więc wzrok na coś o wiele bardziej przyjemnego. Wprawdzie ryzykowałem utratą zdrowia, gdyby to odkryła, jednak żaden zdrowy mężczyzna nie przepuści takiej okazji.
— Jak przestaniesz się gapić na mój tyłek, to bardziej skupiłbyś się na zwiększeniu prędkości. Gdyby nie ty dwa dni temu przekraczalibyśmy mur. — rzuciła, nie odwracając się.
— Skoro znasz drogę, to do czego jestem ci potrzebny? Rozejdźmy się tutaj i będzie po krzyku. — odpowiedziałem, choć w głębi serca twierdziłem inaczej.
— Jakbym porzuciła honor zwierzętoludzi to bym to zrobiła.
— Honor? To coś nadal istnieje? Z tego, co pamiętam to domena baardzo dawnych czasów, zupełnie niepasująca do tych aktualnych.
— I właśnie dlatego jesteście bezwłosymi małpami.
Ach moje ulubione określenie wróciło, już dawno nie obrażała mnie tym określeniem. Bogini! Czyżby moja dusza tak bardzo się skrzywiła, że odczuwam przyjemność z obelgi?
— Honor to jedna z podstawowych zasad wojownika, a skoro zawarłam z tobą umowę, to muszę ją wykonać. — powiedziała, zatrzymując się przy najbliższym drzewie i podziwiając okrytym srebrnym blaskiem księżyc. Mógłbym ją wyśmiać, nie istnieje żadna zasada, jeśli chodzi o przetrwanie. By oddalić widmo śmierci, trzeba chwytać się każdego sposobu, wszelkie moralne etosy tylko zwiększają możliwość zgonu. Cenie jednak wszystkie członki swojego ciała, więc cisza za mnie odpowiedziała.
     Bez słowa wznowiliśmy podróż, mijając morza zbóż, lustrzaną taflę jeziora, zielone wzgórza górujące nad okolicę i zawsze byliśmy otoczeni dźwiękami nocy i mrokiem zmierzchu.
     W końcu ledwie dysząc, następnego dnia dotarliśmy w pobliże ogromnego muru. Właściwie to ja dyszałem, Kira wyglądała, jak nowo narodzona. Przeklinam żywotność bestioludzi. Z bliska wzmocniona magią, kamienna budowla była znacznie, ale to znacznie większa i potężniejsza, niż przypuszczałem, a w przeszłości oglądałem ją niemal codziennie, patrolując niebezpieczne tereny. Do pewnego widoku z trudem można się przyzwyczaić. Teraz wystarczyło przemycić lwicę za bramę i pa pa mój celu. I znów plany mijają się z praktyką, jak na chwałę Bogini mam sam otworzyć masywne, metalowe wrota, strzeżone przez najlepszych żołnierzy Rady. To nie są wymoczki Rady, stanowią realne i poważne zagrożenie, w końcu ich praca polega na ochronie ludzi przed mutantami. Zadanie zupełnie nieprzypominające wycieczki po lesie.
— Na co czekasz? Zabijmy ich i jesteśmy u celu.
Jej brak logiki zupełnie pozbawiał mnie sił.
— Zwariowałaś? W nocy mają podwójne straże i są cholernie czujni. Ich pokonanie zabrałoby nam zbyt wiele czasu i sił. Myślisz, że ranna i zmęczona przeżyłabyś? Po ilu minutach skończyłabyś w żołądku jakiegoś potwora? Raczej wątpię, by twój lud przebywał gdzieś blisko, zgadza się?
Zamiast odpowiedzi dostałem cios w brzuch. Zupełnie nie byłem przygotowany na taką ripostę. Starzejesz się Shadow, starzejesz. Upadłem na kolana, z trudem łapiąc oddech.
— Już się tak nie mądrz. Lepiej powiedz, jaki masz plan. — rzuciła, jakby nic się nie stało.
— Poczekamy... kilka... dni... — wysapałem. — Na pewno znajdziemy dogodną okazję.
— Oby. Moja cierpliwość ma swoją granicę.

krajew34

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda i fantasy, użył 921 słów i 5395 znaków. Tagi: #fantastyka #fantasy #opowieść #opowiadanie #magia #podróż

2 komentarze

 
  • Almach99

    Kira i Shadow tworza ciekawa pare przypadkowych podroznikow.

    9 kwi 2019

  • krajew34

    @Almach99 dzięki za wpadnięcie, polecam nowe odcinki upadlego. :)

    9 kwi 2019

  • emeryt

    @krajew34, mur w pobliżu, cel na wyciągnięcie ręki. Co dalej? Ta opowieść byłaby zbyt prosta gdyby została  szybko zakończona. Drogi Autorze, pociągnij ją jeszcze dosyć długo. To tylko moja nieśmiała sugestia, ale może trafi na przyjazny grunt.

    9 kwi 2019

  • krajew34

    @emeryt spokojnie, nie miałem zamiaru w tym miejscu kończyć. Zbyt wiele wątków nadal otwartych. :)

    9 kwi 2019