Mur-Rozdział19

Nie było chwili do stracenia, Kira ledwie oddychała. Położyliśmy ją na czystych szmatach, na całe szczęście w komnacie przeszłości, jak ją nazywał szaman, było na tyle światła, by móc przeprowadzić udaną operację. Operację... Serio Shadow? Ty, który nie cierpiałeś wykładów profesora Schwaba? Znasz organy i pobieżną anatomię, lecz na tym kończy się twoja wiedza. Co mam robić?
— Spokojnie ludzkie dziecię. — Sam nie wiem, dlaczego mnie tak nazywał, przecież na karku miałem już ponad dwudziestkę. — W porównaniu do was, posiadamy bardzo wysokie zdolności regeneracyjne. Pozbądź się otwartych ran i innych poważniejszych, a szybko wróci do zdrowia.
Naprawdę szamanie? Skąd do jasnej cholery mam wiedzieć, które są poważniejsze? Jej ciało jest niemal spalone od pocisków jaszczurów. Czekaj, Czekaj, diagnostyka. To jest to. Przynajmniej na tej lekcji uważałem, była jako jedyna z ciekawszych.
      Uspokoiłem bijące serce i powoli zatrzymałem ręce nad Kirą. Zamknąłem oczy, po czym w wyobraźni utkałem pajęczynę z magii i rozprowadziłem po jej ciele. Jeszcze chwila... Ok mam. Większość narządów wydaje się w porządku, uszkodzone płuca, obfite krwawienie z ran klatki piersiowej, przez to nie może się zregenerować. Spojrzałem na twarz, aż dziw, że nie wykryto tutaj żadnych poważniejszych urazów, wyglądała niczym okruch węgla, a ogniste włosy prawie całkowicie straciły swój kolor.
     Najpierw skupiłem się na płucach, dbając jednocześnie, by krew płynęła swobodnie, bez wycieków na zewnątrz. Powoli delikatnie je odnawiałem, magia była niezwykle użyteczna, kiedyś czytałem, że ludzkość przed katastrofą musiała używać do takich czynności specjalistycznych narzędzi, co nie zawsze było bezpieczne dla pacjenta. Z małymi potknięciami udało się przywrócić uszkodzone narządy do ponownej postaci, jednak Kira słabła. Każda zewnętrzna ingerencja dość mocno obciążały organizm, szczególnie gdy przeprowadzał ją taki żółtodziób jak ja.
     Zmuszony użyć trudnego zaklęcia wzmacniającego, niemal ledwie widziałem ze zmęczenia i słaniałem się na nogach. Niestety Morfeusz musiał poczekać. Odnawianie żył i tętnic. Oczyszczanie naskórka, odbudowa skóry, zastrzyk sił dla rannego organizmu. Wreszcie skończone, odszedłem w czeluści jaskini, by nie upaść na moją pacjentkę. O Bogini zostawiam ci resztę, mogę być geniuszem w magii, jednak sprawy medyczne to dla mnie nowość, mam tylko nadzieje, że nie zaszkodziłem. Słodka ciemność otuliła całe me ciało, przynosząc ukojenie od bólu i zmęczenia.
     Z nijakiego snu wybudziło mnie pulsowanie całego ciała, czułem nawet kanały many. Czerpanie siły z gniewu i późniejsza długa operacja nie wpłynęły zbyt dobrze na organizm. Nie miałem siły oddychać, a co dopiero na obronę. Otworzyłem oczy, lecz ujrzałem tylko błękitny blask kryształów. Dopiero z trudnością wstając, dostrzegłem liczne kobiece sylwetki, siedzące w kole nieopodal.
— Widzę, że obudziłeś się tygrysi pogromco. Wielkie to szczęście.
Pogromco? Nie, nie to niemożliwe, nie przypominam sobie, bym coś takiego uczynił. Zupełnie nie wiedziałem, o co chodzi najstarszej kobiecie.
— Odrzuć niepokój i zdziwienie pogromco. Jesteś chroniony od teraz przez Ligę Kobiet, żaden wojownik z lwiego plemienia cię nie dotknie.
To była nowość, nigdy nie słyszałem o takiej organizacji, jeśli w ogóle można to tak nazwać.
— To zaszczyt, jednak kim jesteście? Jestem w tej wiosce od jakiegoś czasu, a nigdy o was nie słyszałem. — spytałem neutralnie.
— Tylko zanurzając się głęboko w morzu, odkryjesz jego skarby i tajemnice. Liga Kobiet ma bardzo wysoką pozycję w hierarchii plemienia. To my wybieramy osoby do Rady plemiennej i mamy również dużo do powiedzenia w ważnych sprawach. Przeważnie nie wtrącamy się do codziennych spraw — mówiła, jednak w żaden sposób nie mogłem dostrzec jej wyglądu. Siedziały tak, że osoba znajdująca się nieopodal, rażona była oślepiającym światłem.
— Skoro tak to dlaczego teraz zajmujecie się mną? Raczej wątpię, by interesował was los jednej z wielu łysych małp. — Położyłem się z powrotem, ochładzając obolałe ciało.
— Tak było do chwili pokonania przez ciebie Zavy i  dwukrotnego ocalenia życia Kirze. Dowiodłeś swojej odwagi i siły.
Bałem się spytać i co w związku z tym. Kątem oka spojrzałem na leżącą ranną w widocznym miejscu, zupełnie nie przypominała dawnego stanu. Piękna młoda twarz, którą otaczały długie miedziane włosy, ani jednego śladu po ciężkim stanie. Anatomia bestioludzi zaczynała mnie przerażać, podobnie jak aktualna sytuacja.
— Więc czego oczekujecie? — Moja wypowiedź przyniosła dziwny rezultat. Całe to babskie zgromadzenie zaniosło się śmiechem.
— Oczekujemy? Niczego od ciebie nie chcemy, skoro wielki Manitu już objawił swą wolę. My tylko dopilnujemy jego racji. — odezwała się ponownie najstarsza.
Już miałem coś powiedzieć, gdy do jaskini wparował wódz.
— Nie zgadzam się! Nigdy w życiu. — krzyczał.
— Manitu zadecydował, czyżbyś Czerwone Słońce sprzeciwiał się jego wyrokom? — odpowiedziała karcąco staruszka.
— Nigdy nie oddam córki komuś takiemu.
— Zapominasz się wodzu. Władza ludzka ustępuje wobec boskiej. Chyba pora zwołać zgromadzenie, twoje poprzednie uczynki i wieczna nienawiść sprowadziły katastrofę na to plemię. Czy mam ci przypomnieć, jak wielkie straty ponieśliśmy? Nie wspomnę o odkryciu naszej lokalizacji.
Twarz wodza zaczęły przejawiać oznaki niepokoju.
— Wybaczcie mi, proszę o jeszcze jedną szansę. Nie zapomnę tej lekcji i po stworzeniu konfederacji, powiodę ją dobrą drogą. — Rzucił się na kolan, chyląc głowę przed nimi.
— Nie ośmieszaj się, wstań. To wielkiemu Manitu jesteś winien pokłony o wybaczenie. Zaakceptuj jego wyrok albo odejdź w hańbie jako były wódz.
Spojrzał na mnie mściwym wzrokiem i ponownie zwrócił się do kobiet.
— Zgoda. Ja Czerwone Słońce cofam swój sprzeciw i w ramach kary poddam się trzydniowej chłoście.
— Niech będzie, jednak zanim do tego przejdziesz, wyjaśnisz pogromcy aktualną sytuację. My musimy wracać, by odbudować naszą wioskę z ruin. — Machnęła dłonią, byśmy odeszli. Gdy prawie znajdowaliśmy się przy wyjściu, jeszcze krzyknęła. — Tylko pamiętaj Czerwone Słońce, włos nie może mu spaść z głowy, inaczej spotka cię słuszny gniew Manitu.
W odpowiedzi tylko skinął dłonią i pospieszył, by wyjść. Na zewnątrz świeciło słońce, przynosząc zaatakowanym nową nadzieję, nawet z tej odległości widziałem dymiące zgliszcza. Drewniana infrastruktura świetnie się pali, a ogień szybko przynosi zniszczenie.
— Ani słowa bezwłosa małpo. — Jego niechęć w stosunku do mnie nie osłabła. — Przyjdź nad rzekę, gdy słońce będzie się chyliło ku zachodowi, wtedy dostaniesz odpowiedzi na nurtujące cię pytania. Teraz mam ważniejsze rzeczy do roboty.
Była to tylko wymówka, wiedziałem, że ledwie panuję nad sobą. Kto wie, co by zrobił, gdyby skazany był wszystko wyjaśniać już teraz. Zapewne polałaby się krew. Ciesząc się z przełożonej rozmowy, usiadłem na wygodniej, zielonej trawie. Następnie zamknąłem oczy, wprowadzając magię, by krążyła po całym ciele. Za pierwszym i drugim razem nie udało się, ból był zbyt duży, ale za trzecim zrobiłem to. Czułem ogromną ulgę, podczas wewnętrznego leczenia. Za kilka godzin powinienem dojść do siebie. Być dwa razy na skraju zniszczenie, brawo Shadow, brawo. Nie trzeba Dantego, czy innych ścierw do pokonania cię. No normalnie ujemny geniusz... Westchnąłem ciężko i kontynuowałem proces rekonwalescencji.

3 komentarze

 
  • Użytkownik Almach99

    Tak jak myslalem. Dobry Manitou dba o swoje dzieci

    22 kwi 2019

  • Użytkownik krajew34

    @Almach99 dzięki za wpadnięcie.

    22 kwi 2019

  • Użytkownik emeryt

    @krajew34, i jak tu nie dziękować obie za kolejny, wspaniały odcinek? Przecież to majstersztyk w twoim wydaniu. A na dodatek rozwija wspaniale tematykę na przyszłość tego opowiadania. Jeszcze raz dziękuję.

    22 kwi 2019

  • Użytkownik krajew34

    @emeryt to ja dziękuję za przeczytanie

    22 kwi 2019

  • Użytkownik shakadap

    Brawo. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.

    22 kwi 2019

  • Użytkownik krajew34

    @shakadap witam nowego komentatora i dzięki za wpadniecie.

    22 kwi 2019