W poszukiwaniu szczęścia - cz - 64

W poszukiwaniu szczęścia - cz - 64UWAGA! NA DOLE WAŻNA NOTATKA!
**Oczami Gosi**
    Mój mąż, gdy wchodzę do kuchni otwiera już kaszkę i zaczyna szykować naczynia potrzebne mu do zrobienia mojej zachcianki.
- Dużo tego chcesz? - pyta naburmuszony, nie odwracając się do mnie.
- Cała średnia miska wystarczy - odpowiadam, a on od razu bierze się do roboty - Hubert, nie złość się na mnie - siadam przy stole mając na niego dobry widok. No, ale cóż nadal się do mnie nie odwraca.
- Daj się skupić - warczy.
- Przestań proszę - mój głos, rozbrzmiewa jak błaganie.
- Chciałaś kaszkę to ją dostaniesz - mówi, a ja dla własnego dobra, postanawiam jak na razie się nie odzywać. Na razie.
      Gdy Hubert stawia przede mną gotową kaszkę, zaczyna od razu sprzątać to, co pozostało po jego pracy w kuchni, a potem ucieka do łazienki tak, że nie jestem w stanie podjąć z nim rozmowy. Denerwuje mnie to trochę, ponieważ nie da mi się wytłumaczyć, a nawet przeprosin przyjąć. Przypomina mi się coś...Ja też tak kiedyś zrobiłam, uciekałam.  
   Postanawiam, że poczekam na mojego małżonka w sypialni już pod kołdrą, trudno. Zamykam oczy.
- Przepraszam - dobiegają mnie słowa wypowiedziane przez mężczyznę.
Otwieram oczy - siedzi przede mną na łóżku i wpatruje się we mnie.
- To ja przepraszam - mówię cicho i łącze nasze dłonie.
- Martwię się o was - zaczyna mówić -chce żebyście byli bezpieczni i zdrowi - załamuje mu się głos - boję się o was.
- Kochanie - moja druga dłoń ląduje na jego policzku, głaszcząc delikatnie jego krótki zarost.
-Jeśli się wam coś stanie - zamyka oczy, a ja widzę jak bardzo przeżywa.
- Kochanie, damy radę - staram się go uspokoić, choć wiem skąd biorą się jego obawy.
- Jesteś taka krucha, pomimo tej swojej waleczności na boisku zawsze byłaś i będziesz dla mnie jak mały człowieczek z porcelany - otwiera oczy, które są szkliste.
-  Jestem z tobą i się nie rozsypie w drobny mak, bo jestem z tobą. Mam was - kładę nasze dłonie na moim brzuszku, w uspokajającym geście.  To chyba mu wystarcza jak na razie, bo już po chwili zasypiamy oboje.
******************
- Zrobię ci zapas kaszki tylko nie wychodź z domu - mówi następnego dnia brunet.  
- Dobrze wiesz, że kaszka to chwilowa zachcianka - mruczę.
- To kupię ci wszystkiego po trochu - stwierdza.
- Już to widzę - przewracam oczami.
- Zobaczysz, a teraz moja droga ja idę do pracy, a ty nigdzie nie wychodzisz, wyjątkiem jest krótki spacer, jeśli się trochę ociepli - całuje mnie w czoło.
- Aha - warczę pod nosem.
- Słyszałem - mierzy mnie groźnym spojrzeniem – mówiłem poważnie kochanie. Uważajcie na siebie.
- Dobrze, kochamy cię – całuję go w usta.
- I ja kocham was moje kruszynki – mój mąż zamyka drzwi i niestety opuszcza dom na kilka godzin.
      Postanawiam, że trochę się ogarnę pod prysznicem i ubiorę, a potem pójdę na krótki spacer, bo nie chce mi się siedzieć cały dzień w domu, bez mojego męża.  Gdy mam zamiar już podążać w stronę łazienki dzwoni mój telefon. Szukam go, bo nigdzie nie leży na wierzchu i w ostatniej chwili udaję się mi go znaleźć w sypialni, obok łóżka na stoliku i odebrać.
- Tak słucham?
- Cześć słonko – słyszę głos mamy po drugiej stronie słuchawki.
- Cześć mamo. Jak tam u ciebie?
- Lepiej ty nam powiedz jak tam u was i jak się czujesz. Może byśmy cię odwiedzili z tatą, bo mamy trochę luźniejszy dzień?
- A może to ja do was przyjdę, bo miałam iść na spacer, a po drodze by m do was wstąpiła? – sugeruje.
- Wspaniały pomysł, tylko uważaj na siebie po drodze – poucza mnie jeszcze mama.
- Dobrze, będę na siebie uważać. Do zobaczenia – mówię tylko i nie czekając na odpowiedź rozłączam się, zadowolona, że nie będę się tak dzisiaj nudzić.
      Ubrana, umyta, uczesana – po prostu ogarnięta wychodzę z domu. Korzystam z ślicznej pogody, udało mi się założyć w miarę luźną, granatową sukienkę na długi rękaw, która sięga mi do kolan. Nie opina mnie jeszcze, więc dobrze, bo pewnie już po czwartym miesiącu ciąży wszystko, co na siebie założę będzie mocno przyległe do mojej sylwetki. Może uda mi się po ciąży powrócić do dawnej figury, ale jako mój cel i tak na pierwszym miejscu stawiam moją małą kruszynkę, nowego członka naszej rodzinny, którą tworzymy z Hubertem.
       Uwielbiam dni, przepełnione słońcem, w których można usiąść z książką w dłoniach i czytać, póki się nie znudzi.  To właśnie robię, czytam książkę, którą ostatnio zaczęłam, siedząc na jednej ławce w parku.
- Gosia? – słyszę głos, ale go ignoruje, myśląc, iż to omamy, spowodowaną tym słońcem lub moją wyobraźnią, która otwiera się za każdym razem, gdy czytam książki.
- Gosia? – jeszcze raz słyszę i tym razem odwracam swój wzrok od obiektu mojego chwilowego zainteresowania – książki, która jest bardzo ciekawa.
- Tak słucham? – odzywam się do wysokiego bruneta, który stoi przede mną.  Co najważniejsze, jakoś sobie nie przypominam, żebym go kiedykolwiek spotkała.
- To ja, Mateusz. Kojarzysz? Chodziliśmy razem do podstawówki – wyjaśnia brunet, a mi trochę się przypomina. Wstaję powoli z ławki, zamykając książkę, wcześniej zaznaczając, na której stronie skończyłam ją czytać.
- Mateusz? – pytam.
- Tak, już trochę poznajesz? Zmieniłem się, za to ciebie wszędzie bym poznał – posyła mi uśmiech.
- No tak, ale wysoki jesteś jak zawsze byłeś – mówię żartobliwie.
- Co tu robisz? – pyta i siadamy oboje na ławce, na której wcześniej siedziałam.
- Jak widzisz obecnie korzystam z dobrej pogody, póki jeszcze jest, bo założę się, że niedługo to tylko deszcz będzie. A co ty tutaj robisz? – odpowiadam.
- Faktycznie niedługo pogoda się zmieni – przyznaje – ja wracałem od kumpla, z resztą pewnie pamiętasz, bo moim przyjacielem nadal jest Stasiek…
- Ten Stasiek? Od tych tostów!? – wykrzykuje zaskoczona. Miło tak spotkać się po latach.
- Pamiętasz jeszcze jak zapraszałem was do siebie na tosty po szkole, jak było zimno? – pyta zaskoczony, najwyraźniej tym, że jeszcze to pamiętam.
- A jak inaczej! To były ciekawe czasy! – śmiejemy się oboje.
- Ja muszę zmykać już, bo spóźnię się na rozmowę o pracę, ale może spotkalibyśmy się jakoś? – pyta po chwili śmiechu.
- No jasne, co powiesz na kawę u mnie? Mi pasuje i tak o każdej porze, bo siedzę sama w domu.
- Dobrze, co powiesz na jutro o 14.00? – pyta.
- Jak dla mnie super, tylko podaj mi numer to wyślę ci adres – uśmiecham się do niego.
      Po wymienieniu się numerami, żegnam się z brunetem i podążam w stronę mieszkania moich rodziców. Znając życie już się o mnie martwią, bo ich zdaniem powinnam od razu ich odwiedzić, a nie jeszcze chodzić po parku.  
- Cześć wszystkim! – krzyczę wchodząc otwartymi już drzwiami.
- Cześć córciu! Jesteśmy w kuchni! – odkrzykuję mi mama.
   Gdy wchodzę do kuchni moja mama pichci coś, a tata czyta jakąś książkę.  
- No myślałem, że zaraz sam po ciebie pójdę. Co ty tak długo robiłaś, że dopiero teraz u nas jesteś? – pyta mnie tata i odkłada książkę.
- Spacerowałam, potem przysiadłam trochę na ławce i czytałam książkę, no i tak się zaczytałam, że dopiero znajomy przerwał mi jej czytanie – tłumaczę.
- Równie dobrze mogłaś poczytać sobie u nas, było by bezpieczniej dla was – mruczy pod nosem mama.
- Mówisz jak Hubert, co prawda ze szkła nie jestem i może jestem trochę bardziej podatna w ciąży na różne sytuacje, no, ale nie trzeba mnie trzymać w klatce – wzdycham i siadam w końcu do stołu.
- Martwimy się, powinnaś się oszczędzać. Zawsze dla ciebie ważny był żywioł, a teraz warto przystopować – mama na chwilę odrywa się od przygotowywania czegoś do jedzenia.
- No i to rozumiem. Przecie z wielu rzeczy już zrezygnowałam i naprawdę się oszczędzam – stwierdzam.
- Powinnaś bardziej i Hubert ma rację – zabiera głos mój tata.
- Ale się na mnie uwzięliście – kręcę głową.
- Jesteś nasza i jedyna taka, to, co mamy robić – śmieje się tata.
- Lepiej mów, kogo tam spotkałaś słonko? – dopytuje mnie, zaciekawiona mama.
- Pamiętacie tego Mateusza, z którym chodziłam w podstawówce do klasy?  
- No nie mów! – moja mama wytrzeszcza oczy ze zdziwienia – I jak zmienił się trochę?
- W sumie nadal jest taki wysoki jak zawsze był i nawet trochę wyprzystojniał – przyznaję.
- Dorota kiedyś mi mówiła, że miał jakieś problemy z kręgosłupem i prawie był operowany już. Praktycznie całe wakacje zawsze spędzał w jakimś ośrodku leczenia – mama wspomina jakąś rozmowę z mamą mojego znajomego.
- To nieciekawie – przyznaję – ja też w sumie po porodzie będę musiała zadbać o swój kręgosłup jeszcze bardziej, a jak będzie dobrze to może jednak uda mi się kontynuować granie – marzę głośno.
- Nawet tak nie mów! – odgraża się mój tata.
- Niby, czemu? – dopytuje.
- Chyba oszalałaś, po porodzie, jak nie już w trakcie twój kręgosłup ledwo będzie się trzymał. Z resztą, co ja ci mówię! Przecież lekarz w szpitalu ci o tym wspominał ostatnio – kontynuuje mój tata.
- Dobra zostawmy jak na razie ten temat –grzecznie proszę, bo coś czuje, że z tego wszystkiego wyjdzie jedna wielka afera na całą rodzinę.
- Powiedzmy, że odpuszczamy ci ten temat jak na razie słoneczko, ale jeszcze do niego wrócimy - zamyka temat mama, ale ja i tak automatycznie przełykam ślinę. Jeśli ona zacznie ten temat po raz kolejny i broń Boże przy moim mężu to chyba oszaleje – co tam ci opowiadał ten Mateusz?
- W sumie to niewiele jeszcze wiem, bo spieszył się na rozmowę o pracę, więc umówiliśmy się na jutro u nas – stwierdzam.
- Tylko żebyś zdążyła się wyspać, nie spotykaj się z nim jakoś rano – poucza mnie mama.
- Bez przesady, zaprosiłam go na 14.00.
- To dobrze – mówi mój tata po dłuższym milczeniu.
- Hej siostra! – wykrzykuje mój brat wkraczając uśmiechnięty do kuchni.
- Hej braciszku! – wstaję od stołu i przytulam mojego brata.
     Od tego momentu rozmowa staję się mniej napięta, a sprawa mojego zdrowia nie jest poruszana. To wszystko zawdzięczam mojemu siedemnastoletniemu bratu.
****************************************
- Jak tam moja mała? – pyta od progu Hubert.
- A dobrze, a jak tam mój pracowity mężczyzna? – od razu tulę się do niego.
- Już dobrze, nawet nie wiesz jak super wejść do domu po męczącym dniu w pracy – wzdycha i przyciąga mnie jeszcze bardziej do siebie.
- Aż tak źle w warsztacie?  
- Właśnie dobrze, spory ruch dzisiaj był, ale i tak wole zająć się wami – cmoka moje czoło i wypuszcza mnie z objęć.
- Chodź jak tak pracusiu zjesz obiad – ciągnę go do kuchni.
- Nie popieram tego, że zrobiłaś obiad, powinnaś leżeć – bąka pod nosem brunet.
- Nie jestem tylko od tego żeby się lenić mój drogi – zaczynam nakładać mu zupę.
- Powiedzmy, co dziś na obiad?  
- Zupa z porów, według zaleceń i pozwoliłam sobie na drugie danie trochę słodsze – wzdycham, bo coś czuje, że nie będzie z tego zadowolony.
- Co masz na myśli? – pyta, a ja podaje mu zupę – dziękuję.
- Ryż z jabłkiem.
- Nie jest tak źle jak myślałem, co prawda nie ma tego w twoim jadłospisie, ale czytałem, że ryż nie powinien zaszkodzić ciąży –zajada się z przekonaniem.
- Przesadzasz już z tym kontrolowaniem – kręcę głową na jego przewrażliwienie, bo to podchodzi już pod paranoje po woli.
- Z tym akurat się nie zgodzę, po prostu pilnuje tego, co moje – mówi z przekonaniem.
- Dobra zakończmy ten temat. Razem z moimi rodzicami się na mnie uwzięliście.
- Nie zapominaj o moich – puszcza do mnie oczko i oboje wybuchamy śmiechem.
*******************************************
       Następnego dnia pogoda o dziwo jest lepsza niż wczoraj i po raz kolejny grzechem jest siedzieć w domu. Mam pozwolenie na wyjście z domu, bo mój mąż postanowił mieć do mnie większe zaufanie z tym, iż gdy wyjdę z domu to nic sobie nie zrobię. Także teraz korzystam z pogody i praktycznie do południa siedziałam w naszym ogrodzie czytając książkę, kolejną i kolejną, bo co innego robić skoro i tak zaraz mi zabronią. Niedługo oszaleje z tej troski o zdrowie moje i mojego maluszka. Szczerze pragnę mieć już tą małą kruszynkę w swoich ramionach, trudno mi czekać na tak małe cudo aż 9 miesięcy. Nie wiem jak tak długo można czekać, to jest drugi powód, przez, który mogę niedługo oszaleć.  
      Gdy w oka mgnieniu zbliża się już czternasta, zaczynam się trochę szykować na „ godne” przyjęcie mojego znajomego z podstawówki. Cały dzień chodziłam można powiedzieć skąpo ubrana, bo tak było mi najwygodniej to teraz pora się ogarnąć. Posiłek jakiś mam przygotowany, bo już wcześniej się tym zajęłam, zatem teraz wciskam na siebie luźną sukienkę w kwiaty.  
       Równo o czternastej słyszę pukanie do drzwi i w duchu cieszę się, że zrezygnowaliśmy z Hubertem z okropnego dzwonka, bo tego dźwięku bym nie wytrzymała.
- Cześć – witam się z przybyłym gościem.
- Witaj – wymieniamy uścisk – proszę to dla ciebie – podaję mi podłużną torebkę.
- Nie trzeba było, ale to miłe z twojej strony – posyłam mu uśmiech – proszę wejdź, po prawo jest salon.
- W ładnej okolicy mieszkasz – chwali Mateusz.
- Starałam się wraz z Hubertem wybrać jak najlepszą miejscówkę – wyszczerzam zęby w uśmiechu, gdy oboje siadamy już w salonie.
- A właśnie opowiadaj! Jak tam twoje sprawy miłosne? – dopytuje mnie.
- No cóż – zaczynam z uśmiechem – jestem szczęśliwą mężatką już od około trzech miesięcy – pokazuje moją dłoń, na której świeci się codziennie i nieustannie srebrna obrączka.
- O matko! Wielkie gratulacje! – wykrzykuje zaskoczony brunet,
- A dzięki, dzięki. A ty jak tam? – pytam ciekawa.
- Co prawda nie mam nikogo na stałe, ale od czasu do czasu umówię się z kimś. Więc jak widzisz nie ciągnie mnie jak narazie do ożenku – śmieje się.
- Miłość przychodzi znienacka mój kolego – również się śmieje.
- Jesteś tego dowodem? – pyta nagle z zaciekawieniem.
- Ja z Hubertem akurat tak, w końcu znamy się od jakiś 7 lat niedługo zleci, a spotkaliśmy się niespodziewanie. Wbiegłam na niego, kiedy… - przerywam – ej no właśnie trochę nam w tym pomogłeś, bo wbiegłam na niego, kiedy cię zobaczyłam, po tym naszym rozstaniu, nie wiem czy pamiętasz jeszcze te dziecinne związki z podstawówki – śmieje się na te wspomnienie.
- No, no koleżanko to jednak trochę wam pomogłem – pokiwał głową z uznaniem.
- Na to wygląda, cieszę się że go poznałam, dla niego warto żyć.
- Musicie się bardzo kochać – posyła mi uśmiech.
- Nawet nie wiesz jak bardzo, cieszę się, że go poznałam, ze nie zrezygnował ze mnie, gdy ja bym już odpuściła. Zawsze jest przy mnie i zawsze będę go kochać – mówię prosto z serca.
- Też tak chce. Zaczynam wam zazdrościć – westchnął niczym marzyciel.
- Napijesz się czegoś?
- Chętnie napiję się z tobą wina – stwierdza.
- Mogę ci nalać, ale sama nie mogę. Jestem w ciąży – uśmiecham się sama do siebie po tych słowach.
- O matko to wspaniale! Gratuluję! Który to miesiąc? – dopytuje się zaskoczony mężczyzna.
- W październiku zaczyna się czwarty – odpowiadam.
- No, no! Jeszcze raz gratulacje dla ciebie i twojego męża.
- Przekaże na pewno – posyłam uśmiech – to jak napijesz się wina?  
- Nie no wystarczy w takim razie jakimś sokiem uczcić twoją ciąże – odwzajemnia uśmiech.
- Niech będzie, zaraz wracam – udaję się do kuchni.
- To wy na tych zdjęciach? – słyszę pytanie z salonu, więc od razu po przygotowaniu napoju idę do salonu gdzie Mateusz i przygląda się zdjęciom oprawionym w ramki i stojącymi na komodzie.
- Tak to my, to pierwsze jest najwcześniejsze, bo dopiero po poznaniu się – tłumaczę.
- Macie wspólne zdjęcie z meczu – wskazuje na zdjęcie, nas przytulonych do siebie, w tym mnie ubraną w strój meczowy.
- Oj tak, był na moim każdym meczu, gdy jeszcze grałam w tutejszym klubie i kiedyś zrobili nam zdjęcie po meczu.
- A właściwie to, czemu teraz nie grasz? Słyszałem coś od mamy, ale też nie za wiele.
- Musiałam zrezygnować ze względu na problemy z kręgosłupem i sercem – wyjaśniam krótko.
- Aż tak źle? – dopytuje jeszcze.
- Niestety, ale słabsze serce odziedziczyłam po mojej mamie – wzdycham – a kręgosłup po tacie, z czego przy większym wysiłku fizycznym mój kręgosłup ledwo, co był na miejscu. Z resztą i ja słyszałam, że miałeś jakieś problemy z plecami.
- I mi się to przytrafiło, mało brakowało, a by mi operacja groziła. No, ale cóż teraz jestem już w pełni sprawny, chodzenie całe 3 lata w gorsecie ortopedycznym i spędzanie wakacji w ośrodkach leczenia się opłaciło.
- Gdzie się leczyłeś? Potrzebuję też dobrej opieki.  
- W Konstancinie, jak chcesz to dam ci namiary potem. Zamierzasz wrócić do sportu? – wytrzeszcza oczy.
- W takim razie bardzo bym cię prosiła potem, żebyś mi podał kontakt do kliniki, w której się kurowałeś. Na razie nie, ale po porodzie i zregenerowaniu się zupełnym bardzo bym chciała i to kolejne z moich chwilowych marzeń.
- Bez sportu chyba nie potrafisz żyć, z resztą już w podstawówce nie potrafiłaś – wspomina.
- Taka już jestem – wzdycham aktorsko i po chwili wybuchamy śmiechem. Nasz śmiech zakłóca głos mojego męża z przedpokoju.
- Już wróciłem!!!!
- Jesteśmy w salonie!!!! – odkrzykuję i właśnie zdaje sobie sprawę, ze nie powiadomiłam go o tym, iż odwiedza mnie dziś Mateusz, a nawet nie powiedziałam o naszym wczorajszym spotkaniu. Oby nie miał nic przeciwko jak go zobaczy.
- Zrobiłem zakupy, teraz warzyw ci nie zabra… -zaczyna Hubert, ale przerywa, gdy widzi mojego gościa i mnie przy oglądaniu zdjęć.
- Skarbie poznaj Mateusza mojego kolegę jeszcze za czasów podstawówki, Mati to właśnie mój mąż – Hubert.
- Miło poznać męża mojej koleżanki, zaczynam wam zazdrościć już waszej miłości, dużo o tobie słyszałem – kiwa na mnie porozumiewawczo i wyciąga do Huberta dłoń w geście przywitania.
- Ja o tobie może trochę – odzywa się cicho mój mąż i z widoczną niechęcią wyciąga dłoń do Mateusza.
- Siadajcie i zjedźcie, choć trochę, nie po to robiłam tyle smakołyków żeby się teraz marnowały – posyłam im obu uśmiech i liczę na rozluźnienie Huberta.
- Ja podziękuje, pójdę się odświeżyć – szybko wychodzi z pokoju mój brunet.
- Może ja sobie pójdę już i umówimy się jeszcze jakoś – mówi skrepowany Mateusz.
- Przepraszam cię za Huberta, po prostu pewnie jest zły na to, ze nie odpoczywam. Bardzo się o mnie troszczy i nie daję się mi przemęczać. Jeszcze raz cię przepraszam i myślę, że jak tylko znajdziesz czas to fajnie będzie się spotkać po raz kolejny.
- No jasne! Dzięki za miłe spotkanie i życzę zdrowia – obdarowuje mnie cmoknięciem w policzek – pozdrów ode mnie jeszcze Huberta, w sumie nie dziwie się, że jest taki opiekuńczy, ma się, o kogo troszczyć to się troszczy.  
- Przekaże i dzięki za odwiedziny.
- Do zobaczenia Gosia – żegna się i opuszcza nasz dom.
- Pa, pa – mówię cicho i po zamknięciu drzwi udaję się do łazienki gdzie zapewne przesiaduje mój mąż.
        Gdy wchodzę do łazienki mój mąż korzysta z prysznica i nie zwrócił nawet uwagi, ze przysiadłam na pralce w oczekiwaniu na niego, kiedy skończy.  A nawet, gdy już po łazience roznosi się zapach jego płynu pod prysznic i on sam wychodzi z kabiny prysznicowej nie zwraca na mnie większej uwagi. Jego obojętność w tej chwili mnie boli, nawet nie wiem, w czym tak naprawdę zawiniłam tym razem.
- Odezwiesz się do mnie? – nie potrafię wytrzymać tej ciszy.
- Jak się czujesz? – zadaję mi pytanie.
- Dobrze, dziś nawet nie miałam mdłości – chwalę się i jednocześnie cieszę, że w końcu się do mnie odezwał.
Ale krótko się cieszę, bo mój mąż zwyczajnie nie czuje do tego potrzeby.
- Kochanie, o co ty się złościsz!? – warczę w końcu, gdy wychodzi z łazienki, a ja jestem dla niego niezauważalna.
- Nie zamierzam z tobą jak na razie rozmawiać – mówi krótko.
- No, ale czemu?  
- Pozwól mi ochłonąć – znów krótko odpowiada.
- Powiedz mi, o co ci do cholery znowu chodzi!? – wydzieram się, bo nie potrafię znieść już napięcia, a hormony ciążowe robią swoje dodatkowo.
- Wiesz, co się stało!? – wybucha i łapię mnie za ramiona – Po pierwsze dostałem telefon od twojej mamy, która poprosiła mnie o wybicie ci z głowy powrotu do siatkówki, po drugie wracam do domu wcześniej, a tu twój były, który szczerzy się jak głupi, wiesz, co jest w tych dwóch sytuacjach nie tak!? – wrzeszczy – dowiaduje się tego prawie, jako ostatni, jakbyś się bała nie wiem, czego. Powinnaś mnie poinformować, miałaś tyle czasu do cholery! – puszcza moje ramiona i delikatnie się ode mnie odsuwa pocierając dłońmi skronie.
- Masz rację – tylko to po prostu mówię.
- Nie pozwolę ci wrócić do grania, rozumiesz!? – drze się nadal.
- Przepraszam –cicho mówię.
      Potem już nic nie mówię dla świętego spokoju, to pierwsza nasza taka kłótnia, jeśli tak to się nazywa. Wchodzę do łazienki i tam spędzam następną godzinę, żeby odciąć się, choć na trochę od mojego rozłoszczonego męża.
**********************************
Mija cały tydzień, a wraz z Hubertem nie odzywamy się do siebie w ogóle. Nawet zwykłego „cześć” sobie nie powiemy. Mama jedynie tylko przeprosiła mnie za to, że powiedziała Hubertowi o moim marzeniu powrotu do siatkówki, czuje się winna naszej kłótni, ale prawda jest taka, że faktycznie to moja wina, to mój mąż powinien pierwszy dowiedzieć się o takich sprawach, a nie dowiadywać się przypadkowo. Równie dobrze mógł dowiedzieć się dopiero po porodzie, jako pierwszy. Muszę również patrzeć realistycznie w przyszłość…nie wiadomo jeszcze, czy po porodzie będę nadawała się do grania, skoro i teraz mam z tym problemy.  
         Najgorsze jest to, iż jestem tchórzem i nie potrafię odezwać się do Huberta. Nie chodzi mi nawet oto, że nie chcę odezwać się pierwsza, ale boje się trochę tej rozmowy gdyż od kilku dni moją głowę przepełniają te same myśli, co około półtora roku temu, gdy byłam po stracie dziecka…mam wrażenie, że po prostu nie jestem zbyt dobra dla Huberta. On daję mi siebie całego, a ja, co? Ja po prostu jestem. Ten temat wypadałoby poruszyć z nim w rozmowie i właśnie tego tematu najbardziej się obawiam.
        Obecnie jest piątek rano, wyjątkowo wcześniej wstałam, bo nie miałam potrzeby dłużej spać. Kolejną z najgorszych sytuacji, jakie istnieją przez ten „cichy tydzień” to, gdy budzimy się objęci, ale nie zamieniamy ani słowa…nie słyszę żadnego wyznania miłości jak, na co dzień wcześniej. Także teraz siedzę przy stolę, aby mieć dobry widok na to, co przyrządza na śniadanie mój mąż.  Ubrany jest w same szare bokserki i no nie powiem kusi… Jest w tej sytuacji minus, bo nie mogę go nawet dotknąć i powiedzieć jak bardzo tęsknie za nim całym i nawet tą troską w jego głosie i czynach.
        Znowu to samo zostaje sama w domu…sama sama sama! Cisza, jaka jest w całym domu, coraz bardziej zaczyna mnie denerwować. Już teraz wolę hałasy w domu niż denerwującą ciszę. Chciałabym słyszeć już krzyki mojego dziecka, które domaga się jedzenia niż tą ciszę…cisza cisza i cisza jak tak można!!!!
         Ubrana w za duży szary podkoszulek mojego męża i luźne dresowe szorty chodzę cały dzień po domu, a raczej się po nim włóczę. Nie mam, co robić, już nawet książka nie pomaga. Chcę mojego Huberta, który ze mną rozmawia, pośmieje się, troszczy się o mnie i naszą kruszynkę.  
- Zaraz mamy wizytę u ginekologa, a ty jeszcze w piżamie, szykuj się, bo nie zamierzam się spóźnić – słyszę głos mojego męża, który gdy otwieram oczy nachyla się nad leżakiem w ogrodzie, na którym obecnie się wygrzewam.
- Zapomniałam, zaraz się szykuje – cicho mówię.
- Tylko się pośpiesz – mruczy jakby sam do siebie.
- Dobrze – odpowiadam równie cicho.
********************************************
- Więc proszę opowiadać, jak się pani czuje? – zwraca się do mnie pani ginekolog prowadząca moją ciąże.
- Myślę, że jest już lepiej, bo wcześniej miałam częste mdłości, a teraz ustąpiło to dużemu apetytowi, praktycznie na wszystko… - opowiadam.
- Oczywiście, moja żona odżywia się zgodnie z zaleceniami, zdążają jej się chęci na majonez, nie za bardzo wiem, czy jest to dobre w jej stanie – przerywa mi Hubert.
- Nie widzę przeciwskazań, z doświadczenia jednak wiem, że warto ograniczyć fasole i banany, by nie było wzdęć i dla własnego komfortu, w ciąży te sprawy są odczuwalne podwójnie.
- Rozumiem, myślę, że się do tego zastosujemy – przytakuje Hubert.
- Coś jeszcze może? – dopytuje się lekarka.
- Chciałbym się jeszcze zapytać – znowu odzywa się mój mąż – kiedy można będzie poczuć ruchy dziecka?
- Ach tak, myślę, że około piątego miesiąca pańska żona powinna poczuć ruchy dziecka, ale upewnimy się dopiero po badaniu, bo jeśli płód rozwija szybko to może i nawet w tym miesiącu pani odczuje te ruchy – tym razem zwraca się do mnie.
- Wspaniale – uśmiecham się promiennie.
- A teraz proszę się położyć przystąpimy do badania – pokazuje na leżankę.
      Mój mąż pomaga mi z położeniem się wygodnie, po czym sam podwija mi bluzkę. Po rozsmarowaniu przez panią doktor mazi na moim brzuchu, zaczyna się badanie, po chwili możemy usłyszeć już drugi raz bicie serduszka naszego dzieciątka. To niesamowite uczucie, słyszeć taki piękny dźwięk i już drugi raz rozczulać się.
- Wszystko w porządku z płodem? – zadaję pytanie.
- Tak, wszystko w porządku, o dziwo rozwija się bardzo dobrze. Jak na czwarty miesiąc płód jest duży – uśmiecha się do nas pokrzepiająco – może się pani już wytrzeć i ubrać.
       Hubert znowu pomaga mi w tych czynnościach i już po chwili oboje siedzimy na krzesłach obok biurka pani doktor. Podaję nam zdjęcia płodu, które Hubert od razu wkłada do mojej torebki.
- Przepisałam jeszcze pani dodatkowe witaminy i na drugiej z karteczek objawy, które mogą się przytrafić w czasie następnych miesięcy.  
- Dobrze, dziękujemy – odpowiada Hubert i też znów przejmuje te dwie kartki od pani doktor.
- Dziękuje – posyłam jej uśmiech.
- Widzimy się za miesiąc, proszę na siebie uważać – zabiera głos – do widzenia.
- Do widzenia – odpowiadamy razem i udajemy się do recepcji, gdzie Hubert umawia nas na następną wizytę.
************************************
Witajcie kochani!
Powracam do was z następną częścią opowiadania!  
Przemyślałam jeszcze raz sprawę kończenia pisania i na niektórych z was szczęście, bo niektórzy z was zasypywali mnie wiadomościami – nie kończę mojej przygody z pisaniem. 
Z czego też i zarazem skorzystacie, bo rozdziałów „ W poszukiwaniu szczęścia” będzie więcej niż zapowiadałam ostatnio, a także niedługo myślę, że ruszam z następnym opowiadaniem. 
Daliście mi energię do dalszego działania, za co bardzo i to bardzo dziękuję! <3
Do usłyszenia!
Gocha <3
P.s.  
Rozdział ma około 4 218 słów! Chyba właśnie takie rozdziały powrócą. <3

szalona123

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5082 słów i 27868 znaków.

6 komentarzy

 
  • Użytkownik Mysza

    Kiedy coś dodasz? Czekam cierpliwie ale już mi tęskno za bohaterami a poprzednie części znam już chyba na pamięć :)

    22 cze 2017

  • Użytkownik szalona123

    @Mysza Obecnie piszę, niedługo przyjdzie do was powiadomienie o nowej częśći. Cieszę się że tak z utęsknieniem czekacie na mnie, ale ostatnie miesiące były ciężkie dla mnie.
    <3 <3

    23 cze 2017

  • Użytkownik Mysza

    @szalona123 rozumiem :)

    24 cze 2017

  • Użytkownik nastolaka

    Kiedy będzie next?? Zapomnialas już o nas ??

    22 cze 2017

  • Użytkownik szalona123

    @nastolaka Piszę, właśnie wracam do żywych po tych masakrycznych ostatnich miesiącach szkoły i niedługo zobaczycie nową część.:)  :kiss:

    23 cze 2017

  • Użytkownik nastolaka

    Super :* kiedy next ?

    25 maj 2017

  • Użytkownik szalona123

    @nastolaka Dzięki :) w ten weekend raczej nie dodam nowego bo to co napisałam jest aktualnie za krótkie, aby dodać, a zbytnio nie mam teraz czasu na pisanie.
    <3

    27 maj 2017

  • Użytkownik czarnyrafal

    Gosiu Sliczności piszesz i niech ktoś powie że codzienność nie jest zajmująca i piękna. :kiss:  <3

    25 maj 2017

  • Użytkownik szalona123

    @czarnyrafal  :)

    27 maj 2017

  • Użytkownik cukiereczek1

    Rewelacyjna część czekam na kolejną z niecierpliwością dodaj coś szybko kochana ????????????

    23 maj 2017

  • Użytkownik szalona123

    @cukiereczek1  <3

    23 maj 2017

  • Użytkownik Mysza

    Coś czuje, że wszystko się między nimi popsuje :(

    23 maj 2017

  • Użytkownik szalona123

    @Mysza Moje opowiadanie długo nie może być przepełnione smutkiem więc się nie martw :)

    23 maj 2017