Vive la F... - Stern. (dodatek - cz. 1)

Vive la F... - Stern. (dodatek - cz. 1)Hello again! Zanim przejdę do drugiej części "Vive..", chciałabym dorzucić pewien dodatek, taki smaczek, który nie każdemu może się spodobać, bo jest dość ostry, a niektórym właśnie o to chodzi ;) Będzie około 5 części, chronologicznie można to wkomponować pomiędzy część 30 a 31 (pomoc przy przesłuchaniach). Enjoy!

____________________________

-Stern.

Keller podniosła głowę znad talerza. Każdy, z przechodzącej obok grupy szeregowych, był już odwrócony do niej plecami. Banda identycznych, ogolonych na łyso młokosów, z naciągniętymi na napięte mięśnie mundurami.  

"Który to szepnął?” Nie zdecydowała się gonić nowicjuszy, wypytywać, robić aferę. Mogłaby. Choćby z powodu, że jej nie zasalutowali. Jednak chyba nikt więcej tego nie słyszał. Nic się przecież nie stało.  

"Stern. Ein Stern” – poprawiła w myślach. "Gwiazda. Co miał na myśli? Jaka gwiazda? Ja jestem gwiazdą? Tak mnie nazwał? Idiota…”.  

Nawet nie miała kogo spytać, czy usłyszał to samo. Siedziała już sama. Blackmountain odpuścił sobie kolację, a kilku innych oficerów odeszło od stołu wcześniej, wykręcając się obowiązkami.

"A może tylko mi się wydawało” – pomyślała, ale już nie miała ochoty na deser. Odstawiła talerz, poprawiła niedzielną sukienkę, wyszła na pusty korytarz. Zapadał zmierzch.  

Wtem jakieś silne ręce wciągnęły ją do wnęki przejścia. Kolejna dłoń zakleszczyła się na ramieniu. Jeszcze jedna zasłoniła usta. Nie zdążyła krzyknąć. Palce ściskające usta zmieniły się we wrzynający się knebel. Keller wykręcając nadgarstek uwolniła jedną dłoń, ale na drugiej już poczuła zimny metal kajdanek. Wszystko już było przesądzone. Przeciwników było więcej niż dwóch.  


-Cicho.- usłyszała znajomy głos. – Wszystko w porządku. Wiesz o co chodzi?  

Potaknęła zgodnie. Ale nie powstrzymała kilku łez bezsilności. Jak w amoku szarpnęła skutymi rękami, co spowodowało założenie bolesnej dźwigni na ramię.  

"Ty skurwielu! Nie o to mi chodziło!” – próbowała odwrócić głowę, by dojrzeć chociaż jednego z napastników. I by on dojrzał jej wściekłość. Nie strach.

Nagle wszystko zniknęło przesłonięte czarnym, lnianym workiem założonym na głowę. Jednak natychmiastowa duchota była niczym w porównaniu do fali bólu, która przeszła po kręgosłupie – zgiętą w pół do przodu, ktoś chwycił za włosy na karku i pociągnął do tyłu. Nienaturalnie wygięta, znieruchomiała i poddała się naciskom kilku rąk. "Nie stawiać oporu. Oszczędzać siły.” – Keller starała się uspokoić oddech. Dokładnie tak, jak ją uczył.  

-Idziemy!– warknął Blackmountain.

angie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 487 słów i 2769 znaków, zaktualizowała 20 gru 2018. Tagi: #romans #wojna #francja #niemcy #więzienie #lekarz #żołnierz #zdrada

2 komentarze

 
  • AnonimS

    Mi też  nie przeszkadza :)

    19 gru 2018

  • Somebody

    Ja tam się cieszę z ostrego dodatku  ;)

    18 gru 2018