Vive la F... - cz.29. Troublemaker.

Vive la F... - cz.29. Troublemaker.-Nie no, bez sensu! Keller, jesteś beznadziejna! – Sebastian zaśmiał się kobiecie w twarz, ale w jego oczach było więcej życzliwości niż kpiny. Powrót do treningu walki wręcz był jego pomysłem, ale pomimo przejść ze starym kapitanem, a może właśnie dzięki nim, Cathrine nie dała się długo namawiać. Była świadoma własnych ograniczeń, z doświadczenia wiedziała, że te umiejętności mogą się jej przydać w każdej chwili.
-Nie powiem, takie głaskanie jest przyjemne… - puścił do niej oko. – Ale przeciwnika jedynie tym rozśmieszysz.  
Keller starała się uderzać z całych sił w wystawione na wprost dłonie Sebastiana, jednak widziała, że to nie jest kwestia siły, tylko blokady psychicznej. Bała się naprawdę go uderzyć. Zbyt mocno czuła instynktowny strach przed jego reakcją.
-Dobra, starczy. Teraz blokada. Pamiętasz?
-Chwila, muszę odpocząć.
-Nikt nie będzie czekał, aż zbierzesz siły, Keller! – Sebastian krzyknął i zamachnął się z całej siły. Marne szanse by zdołał zatrzymać rękę w locie.
Jednak pamięć mięśni nie zawiodła. Keller bezwiednie przyblokowała jego dłoń lewą ręką, a prawą błyskawicznie uderzyła w splot słoneczny.  
-Dobrze! Ale słabo. I wyżej – w tchawicę lub szczękę. Za słaba jesteś na mostek, nic nie wskórasz. Jeszcze raz!
Mimo starań, tym razem Cathrine uderzyła jeszcze słabiej.
-Ok, przerwa… - Sebastian zrezygnowany usiadł na trawie i zapalił.  
-Co cię blokuje, Cathrine? – zapytał po chwili milczenia. – Dlaczego nie wyzwolisz w sobie energii? Przecież ją masz, wiesz o tym. Udowodniłaś sobie … wtedy.
- To była sytuacja ekstremalna. I tak naprawdę niewiele z tego pamiętam.– Keller nie zapaliła, ale zbierając siły położyła się obok na mokrej trawie. Pomimo demotywujących słów Sebastiana, czuła się dziwnie przyjemnie, czubkiem głowy dotykając jego uda.
- To zawsze są sytuacje ekstremalne. Jeśli tego nie przećwiczysz, to nie będziesz nad tym panować. Raz ci się udało, ale następnym razem możesz popełnić błąd. – Sebastian rzucił okiem na twarz kobiety.  
Cathrine w milczeniu przypatrywała się płynącym po niebie stalowym chmurom.
-Musisz nie tylko wykrzesać w sobie energię, ale też umieć ją ukierunkować. Musisz wpaść w furię. Tak jak wtedy.  
-Łatwo się gada? – skwitowała z przekąsem.
Blackmountain zamilkł i zastanowił się przez chwilę.  
-Pamiętasz obrót na ziemi?
-Nie wiem, może.
Nachylił się nad Keller.
-Ufasz mi? - szepnął wprost nad nią.  
Cathrine spojrzała na niego zaskoczona. Przez myśl przebiegło jej kilkanaście odpowiedzi. Każdą z nich zastąpił jeden, urwany krzyk. Sebastian w sekundzie siedział na niej okrakiem, dociskając całym ciałem do ziemi. Jedną ręką przychwycił jej nadgarstki nad głową, drugą zasłonił usta. Keller zaczęła się wyrywać, równocześnie przerażonymi oczami bez powodzenia szukając w jego twarzy odpowiedzi.  
-Ciszej… - szepnął, powodując jeszcze większą panikę. – Po co tak krzyczysz? Puszczę cię, jeśli przestaniesz się wyrywać, ok?  
Kiwnęła głową.
Blackmountain cofnął rękę i uśmiechnął się diabolicznie.  
-Kłamałem. – przyłożył dłoń do jej szyi i zacisnął palce. Cathrine nie tylko nie mogła krzyczeć. Nie mogła już oddychać. Szamocąc się, czuła, że nie ma szans z ciężarem mężczyzny. Ignorując brak oddechu, skupiła się na nadgarstkach. Wykręcając je w przeciwległą do przytrzymującego kciuka stronę, zdołała uwolnić jedną rękę. Od razu, zamiast instynktownie odciągnąć przyduszającą ją dłoń, wycelowała w tchawicę przeciwnika.  
Blackmountain krzyknął i puszczając szyję Cathrine, złapał się za własne gardło. Keller podniosła się nieznacznie, chwyciła mężczyznę za włosy na skroni i mocno pociągnęła w bok, zmuszając do przechylenia ciała. W momencie wyślizgnęła się spod Blackmountaina i docisnęła go do ziemi. Uderzyła kilka razy z pięści w jego twarz.
-Dosyć! – krzyknął Sebastian i w końcu złapał śmigającą w powietrzu pięść. – Dość! Starczy!
Keller zorientowała się, że teraz to ona siedzi na nim okrakiem. Podniosła się szybko i stanęła w pewnej odległości. Sebastian ukląkł na czworaka na trawie, zakaszlał kilka razy.
-Kurwa, Keller… To są tylko ćwiczenia….
-Przepraszam! – Cathrine była bardziej wystraszona niż zmieszana.
-Nie, ok. Dobrze. Bardzo dobrze. – Blackmountain zakaszlał ponownie, wypluł krew. – Właśnie o to chodziło. Wszystkie chwyty dozwolone. Spryt, nie siła.  
Podniósł się z ziemi, otrzepał mundur.  
-Dosyć na dzisiaj.  
-Wystarczy.– Zgodziła się, ale zaraz zawahała się, chcąc coś dodać. Spojrzała na niego twardo. – Ale nigdy więcej mi tak nie rób!
"Mógłbym nawet ręcznie przekonać cię dokładnie do tego samego” – Blackmountain mimo upokorzenia większego od bólu, świadomie powstrzymał się przed złością i zemstą. Tak jak byłoby to jeszcze kilka dni temu.
- Keller, "zaufanie”. Pamiętasz? – kciukiem przetarł zabrudzenie na policzku Cathrine. Spojrzał jej prosto w oczy, jakby sprawdzając czy zrozumiała. Rękawem kurtki wytarł krwawiący nos i ruszył w kierunku zabudowań.
Sebastian nie skorzystał z propozycji opatrzenia twarzy w szpitalu. Wrócił do siebie, trzymając się za palący policzek. Młodszego oficera, na co dzień pomagającego mu w gabinecie, właściwie powinno już nie być.  
-O Jezu, szefie! Co się sta…
-Zamknij ryj!
______________________________________________________________________________


-O! Pani doktor! Proszę siadać. – major D’ecroix wskazał Keller krzesło i sam po chwili przysiadł po drugiej stronie. Na jego twarzy długotrwały brak snu odcisnął swoje piętno. – Nie zajmę Pani dużo czasu. Jak układają się sprawy?
- Zależy o co Pan pyta… - Cathrine zmieszała się podchwytliwym początkiem. Nadal nie znała powodu wezwania.
-W szpitalu. W porządku? – spojrzał zmęczonym wzrokiem.
-Aaa, tak. Ogarniamy. – Keller uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia, czy D’ecroix wie o jej współpracy z Blackmountainem.  
-Dobrze… Doktor Keller…. Cathrine. Widzę i doceniam, ile dla nas zrobiłaś. Nie zawsze to mówię, nie zawsze jestem, żeby pomóc… - zawiesił głos – ale docenić potrafię. Dlatego nie mam sumienia… Nie chcę narażać cię dalej. Będę szczery – nadchodzi bardzo zły czas. Najtrudniejszy. Spodziewamy się oblężenia kwatery Deauvielle. Teraz przydasz się nam najbardziej, ale to może być koniec. Musisz mieć tego świadomość. I, za to co dla nas zrobiłaś, musisz mieć wybór. Masz niemieckie dokumenty, otrzymasz swój żołd, tak jak obiecałem. Teraz jeszcze możesz bezpiecznie odejść. Potem będzie za późno. Powiem wprost – nawet jeśli przeżyjesz atak, nawet jeśli uznają cię za Niemkę…. To pojawią się pytania. Dużo pytań….  
-Rozumiem…. Ile mam czasu do namysłu?
-"Do namysłu”? Myślałem, że… - zdziwienie dodało blasku jego oczom. – No nie ważne, twoja sprawa. Najpóźniej do jutra, tak żebym mógł wszystko wiarygodnie przygotować.
-Dziękuję. – Keller wstała od stołu, podejrzewając że D’ecroix chce poruszyć jeszcze jeden temat. Faktycznie zawahał się przez chwilę.
-Porucznik Blackmountain… - zaczął.
-Co z nim? – przerwała mu zbyt ostro jak na podwładnego.
-Wygląda na to, że pomimo nieprzyjemnego początku, dobrze się wam współpracuje.
Keller wzięła głęboki oddech. Przeczuwała to. Ściany mają uszy. I oczy.
-Staramy się. Oboje.
-Dobrze. Cieszę się. – D’croix nie wyglądał na uspokojonego odpowiedzią. Ale był zbyt zajęty innymi sprawami, by kontynuować.  
Cathrine spojrzała na niego z troską i lekkim rozczarowaniem. "Byłeś moją nadzieją, a rozmyłeś się we mgle.” - przypomniała sobie słowa starej piosenki. Nagle przywołała w pamięci uczucie, gdy z błaganiem w głosie, widziała w Adrienie swój jedyny ratunek. Wtedy byłaby gotowa zrobić wszystko, byleby zaskarbić sobie jego przychylność. Ale on, jak posągowy, kamienny bożek, tylko uśmiechał się dobrotliwie. Wielki nieobecny.  
-Jutro dam znać, co zdecydowałam. – nie czekając na pożegnanie Cathrine zamknęła za sobą drzwi.
_____________________

-Tak, robię to, bo jest w tym dobra. I może być najlepsza! - Blackmountain przyciśnięty, w złości postanowił potwierdzić podejrzenia majora.
-Powinieneś spytać mnie o zgodę. Do cholery! Nie może być tak, że dowiaduję się po fakcie. – D’ecroix walnął otwartą dłonią w stół. – Poza tym, wiesz jakie to niesie obciążenie? Zdajesz sobie sprawę?
-Wbrew pozorom, świetnie daje sobie radę! – Sebastian bronił swojego pomysłu. – Jest silniejsza, niż na to wygląda, nie załamie się.
-Pieprzę to! – wrzasnął Adrien – Nie chodzi mi o jej psychikę, bo poradzi sobie jak każdy z nas. Do cholery, nie rozumiesz, że to jest Niemka! Przyjdą tu, a ona wyśpiewa wszystko, czego się dowie na przesłuchaniach.  
"Nie sprzeda.” – pomyślał Blackmountain, ale nie był na tyle przekonany, by powiedzieć to na głos.
-Jeśli sama nie powie, to wyciągną to z niej. Kurwa, dociera to do ciebie? – D’ecroix przeczuwał myśli Sebastiana. Porucznik znów osądzał ludzi według własnej miary. –W najlepszym dla nas wypadku, jak ją dorwą to od razu dostanie kulkę za zdradę. Tego chcesz?
Blackmountain milczał, wiedząc, że przełożony ma rację. Odganiał od siebie przewidywania, jak to wszystko może się skończyć.
-Inna sprawa… - zaczął spokojnie D’ecroix – Ludzie widzą. Gadają.  
-Co ludzie? – Sebastian spojrzał na niego z uwagą.  
-Wszędzie was pełno. Razem.  
-Przecież, kurwa, współpracujemy. Ok, mamy jeszcze treningi, bo ona wcześniej nie potrafiłaby zabić nawet komara. O co wam do cholery chodzi?
-Kurwa, Sebastian! Ja ci mam tłumaczyć? – D’ecroix doskoczył do podwładnego. - Tu jest dwustu facetów, pali się nam u dupy, chłopaki padają na akcjach, a ty przechadzasz się z panną. Weź ją kurwa zalicz i już daj sobie spokój. Odpuść, rozumiesz?  
Blackmountain stał wyprostowany. Utkwił wzrok w mapie na biurku. Milczał.
-Odpuszczasz! Koniec! To jest rozkaz.
-Tak jest. – niezgodnie z regulaminem, nie czekając na dalszą część rozmowy, Blackmountain zasalutował i wyszedł.

Dodaj komentarz