Vive la F... - cz.60. (dodatek 2 - cz. 1)

Vive la F... - cz.60. (dodatek 2 - cz. 1)-Proszę  to odłożyć.-nowy, nieznany głos wydał nieznoszący sprzeciwu rozkaz.
Keller mimowolnie odsunęła dłoń od rozbitej głowy jednego z pacjentów i spojrzała na intruza, który bezpardonowo otworzył drzwi zabiegówki i równie bezpardonowo wpakował się do środka. Miał około 50 lat, łysinę i sięgał jej maksymalnie do czubka nosa. W życiu go nie widziała.
-Ja dokończę! – zawyrokował i bez krępacji wyciągnął dłoń po igłę do zakładania szwów.
- A pan to…?  
-Nasz nowy lekarz. Nie wnikaj, Keller. – z koleiten ton znała aż nazbyt dobrze. Głos Blackmountaina był zdecydowany, ale przede wszystkim szyderczy. O cokolwiek chodziło – znów triumfował. – Ty idziesz ze mną. – pułkownik pojawił się w wejściu bezpośrednio po mikrusie.
Od razu za drzwiami zabiegówki, bez zważania na obecność pacjentów i jednego z pielęgniarzy, jednym mocnym ruchem odwrócił kobietę do ściany, przyparł do muru i teatralnym gestem założył kajdanki.  
-Idziemy. – szarpnął za ramię i poprowadził w kierunku schodów.
Kathrine próbowała zachować spokój – w końcu to nie była pierwsza, ani pewnie ostatnia pokazówka. Blackmountaina. Zwłaszcza okraszona bezpodstawnym, pokazowym aresztowaniem na oczach współpracowników. Jednak słowa „nowy lekarz”, „NASZ nowy lekarz”…. wprowadzały dziwny niepokój. Tym bardziej, że rozpoznała drogę, którą prowadził ją pułkownik. Szła wprost do podziemnych cel.
Kiedy Blackmountain w hukiem i nieukrywaną satysfakcją zatrzasnął metalową kratę celi, poczuła, że to nie jest ponury żart.
„Nasz nowy lekarz.”
Pewność, która dawała jej poczucie bezpieczeństwa i  pozwalała w miarę spokojnie spać przez kilka ostatnich tygodni, rozpłynęła się jak wieczorna mgła. Do tej pory Keller miała przeświadczenie, że dopóki Blackmountain potrzebuje jej jako lekarza, to nie pozwoli sobie na spełnienie dawno zapowiadanej groźby.  
„Z przyjemnością bez wahania wpakuję Ci kulkę w łeb” zaczynało pobrzmiewać coraz wyraźniej. I coraz realniej.
„Nasz nowy lekarz”. Nic nie zapowiadało, że znajdą za nią zastępstwo. Że w ogóle się za kimś rozglądają. A tym bardziej, że nowa osoba, w przeciwieństwie do niej, będzie tak chętna do tej ciężkiej, wymagającej i niewdzięcznej pracy.
„Może coś powiedziałam, zrobiłam… Balckmountain jest nieobliczalny, przewrażliwiony na swoim punkcie. Nie znosi sprzeciwu. Może gdzieś za bardzo nadepnęłam mu na odcisk, przekroczyłam granice i …  poszukał kogoś innego. I znalazł… Zresztą od zawsze to mówił. Nienawidzi mnie od pierwszego spotkania. Z resztą ze wzajemnością, czego wcale niestara łam się ukrywać… Ta współpraca, za takim początkiem i takimi zdobytymi w międzyczasie informacjami, może skończyć się tylko w jeden sposób. Cokolwiek bym nie zrobiła. Lub czegokolwiek bym nie zrobiła. ”  
Keller do rana biła się z myślami, raz po raz przewracając się na twardej, więziennej pryczy. Nie potrafiła określić na ile sama jest winna tego, co – jak przeczuwała- miało nadejść o świcie. Zmęczenie zdawało się tłumić strach przed nieuchronnym, które jednak nie nadeszło ani z nowym dniem, ani z kolejną nocą. Strażnik bezwiednie przynosił kolejne posiłki, których nie miała siły tknąć, a które powoli zaczynały wyznaczać upływający czas.
Wreszcie po kolejnej kolacji z mętliku obezwładniających myśli wyrwał ją zdecydowany głos.
-Wstawaj, Keller. Już czas. Idziemy. – Blackmountain szarpnął kobietę za ramię i zwyczajowo popchnął twarzą do ściany. Zatrzaskujące się na  przegubach dłoni kajdanki nie zrobiły na niej większego wrażenia. Jednak kiedy na oczach poczuła materiałową przepaskę przeszedł ją zimny dreszcz. Zbyt dobrze pamiętała pierwsze spotkanie.
-Dokąd idziemy? – zapytała cicho bez większych nadziei na odpowiedź, która zresztą nie nadeszła. Kilka minut spaceru w górę i dół zimnego korytarza wcale jej nie uspokoiła. „To już koniec. Zawsze robią to w nocy.”- głos w głowie brzmiał równie głośno jak znajomy, lecz wcale nie uspokajający odgłos oficerek. Kiedy stanęli, jak się domyśliła z odgłosu zgrzytu klucza w zamku, przed drzwiami dok olejnego pomieszczenia, z trudem powstrzymała się przed wyrwaniem z mocnego uścisku na przedramieniu i  skazaną z góry na porażkę, prymitywną próbą ucieczki.
„Z dumą i godnością.” – Keler powtórzyła w myślach obietnicę złożoną samej sobie na myśl o ostatnich chwilach w kwaterze Blackmountaina. „Tego mi nie odbierze.”

angie

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i miłosne, użyła 781 słów i 4647 znaków. Tagi: #wojna #miłość #medycyna #zemsta

1 komentarz

 
  • agnes1709

    Kogo ja widzę? :eek: Przeczytałam, fajne, ale muszę sobie odświeżyć poprzednie, bo pozapominałam, co było.

    3 paź 2023

  • angie

    @agnes1709  :kiss:

    4 paź 2023