Vive la F... - cz. 46. Adler.

Vive la F... - cz. 46. Adler.Sebastian  spojrzał błagalnym wzrokiem na Cathrine - „Tylko nie rób scen!”. Z ulgą stwierdził, że ograniczyła bojowe nastawienie do kwaśniej miny i przewrócenia oczami. Zdawała sobie sprawę, na kogo wygląda.  
-Dobra, słoneczko! – Adler ponownie zaśmiał się zbyt głośno  i puścił oko do Cathrine. – Idź tam sobie gdzieś, wiesz, nosek czy coś… Panowie muszą porozmawiać. Spojrzał wyczekująco, równocześnie rzucając na stół przyniesione ze sobą dokumenty.
„Kurwa!”  - stojący z boku Sebastian szykował się na najgorsze. „Keller zaraz nas wszystkich wywali stąd na zbity pysk.”  
- Możemy iść do Emanuela lub… Cathrine może zostać. To… to jest mój człowiek. – Blackmountain próbował złapać się czegokolwiek.
-Dziękuję, nie mam przyjemności. – Keller teatralnym gestem zarzuciła szal na ramiona i wstała z obrażoną miną.  Zabierając ze stołu paczkę papierosów, zlustrowała rozłożone papiery.  
-Tutaj. – stuknęła dwa razy paznokciem w tekst listu z pieczęcią orła. – Beznadziejna fałszywka.
-Co ty pierdolisz?! To nasz najlepszy chłopak robił! – doskoczył jeden z małych piesków.
-Oficer SS nigdy by się tak nie wyraził w oficjalnym dokumencie. – stwierdziła spokojnie po sprawdzeniu podpisu i pieczęci. – Ale skoro twierdzisz, że jest ok… Wasze ryzyko.  
Bagatelizująco odwróciła się w stronę drzwi.  
- Ona ma rację. -Blackmountain spojrzał na Adlera, jakby szukając u niego zezwolenia.  
- A ty co? Lingwista, kurwa? – mały doskoczył do Sebastiana. Nie ustępował.
-Chcesz sam z tym iść?! – warknął Backmountain. - Keller, poczekaj!
Dopadł ją  już za drzwiami.  
-Cathrine, stój! Poczekaj, proszę…
„Kobiety i to ich obrażanie się…” - potarł dłonią czoło, widząc, że się zatrzymała, ale nie odwróciła.  
-Proszę… Rzuć na to okiem. To ja pójdę z tymi dokumentami. Proszę…

Wróciła się z miną, nie pozostawiającą żadnych wątpliwości, że robi to tylko dla niego, ale i tak z wielką niechęcią.  
Stanęła nad falsyfikatem oficjalnego listu.  
-„Ich habe mit ihm geplaudert… - Pogadałem z nim”?! No co wy… – Keller rozłożyła ręce, a Adler już się nie śmiał, tylko westchnął ciężko i potarł czoło.  
-Niech pani usiądzie. – odsunął jedyne krzesło przy stole. - Dajcie tu coś do pisana! Szybko!
Keller przeglądała dokumenty, skreślała, poprawiała, czasami rzucając ironiczne komentarze. Stojący nad nią mężczyźni przyglądali się bez słowa. Skończyła po chwili, odsunęła od siebie dokumenty i wstała od stołu.  
-A teraz przepraszam. „Nosek…” - uśmiechnęła się do Adlera.  
-Nie, nie! My już wychodzimy. – zgarnął papiery, zwinął je w rulon i stuknął nimi w ramię Cathrine. – Dziękuję!
Odwrócił się do czekającego na boku Sebastiana.
– Spotkamy się  wieczorem u mnie. - mrugnął okiem do Keller.  – Zapraszam!  
Gdy tylko drzwi się zamknęły, Blackmountain doskoczył do Cathrine.
Chwycił jej twarz w obie dłonie i z całej siły entuzjastycznie mocno cmoknął w usta.
-Kochanie, jesteś wspaniała! Niesamowita! Dziękuję!  
Keller zmrużyła oczy i uśmiechnęła się promiennie. Do własnych planów.
*******

„Kuć żelazo póki gorące można w całkiem przyjemny sposób” – Cathrine chciała się przeciągnąć na łóżku, ale Sebastian trzymał ją zbyt mocno.  
-Nie puszczę cię. – mruknął do jej włosów nie otwierając nawet oczu. Jednym ruchem przysunął bliżej do siebie.
-Puścisz. Ty też musisz wstawać. Zbieramy się do Adlera.  
Keller poczuła jak Blackmountain napina mięśnie. Gdyby nie leżała tyłem, mogłaby odczytać emocje z jego twarzy.  
Po chwili już nie musiała. Wszystko było jasne.
-Ty nigdzie nie idziesz. – szarpnął ją jeszcze bliżej siebie i wzmocnił uścisk otaczających ramion.  
-Ale powiedział, że mnie zaprasza!
-Zostajesz tutaj! – warknął wprost do ucha.
Zacisnął pięści na nadgarstkach.  
-Żartował. Jasne?
-Tak… - Keller poczuła jak powoli luzuje uścisk. Odsuwa się. Wstaje z łóżka.
Usiadła na brzegu posłania. Zakryła wściekłość dłońmi, zmusiła się do płaczu.  
-Czego beczysz?! – Blackmountain nie przerywając zakładania spodni rzucił na nią okiem. – Co ty sobie wyobrażasz?  Pójdziesz ze mną? Pobawisz się w wojenkę? – zaśmiał się cynicznie.  
-Żarty się skończyły, Keller! Nie znasz tych ludzi. Nie masz pojęcia do czego są zdolni. To nie są gentelmańscy oficerzy z Bergues! Nawet mi zajęło mi dwa miesiące, by wejść w ich szeregi!  
Cathrine przetarła oczy i wstała energicznie.
-Idę z tobą! Też się do tego nadaję!
-Też się nadajesz? – Blackmountain wybuchnął śmiechem. – Bo nauczyłem cię kilku najprostszych chwytów?  
Chwycił Keller za nadgarstek i szarpnął do siebie. Zawstydzona spuściła oczy.
- Do tej roboty trzeba się szkolić latami. I mieć psychikę ze stali, a nie beczeć co pięć minut. – kpiącym wzrokiem przyjrzał się wyschniętym łzom na jej policzkach.  
- Spójrz na mnie! – rozkazał. – Spójrz! Naprawdę nie wiesz, dlaczego przetrwałaś Bergues?  Nie rozumiesz, że przeżyłaś tylko dlatego, że cię potrzebowaliśmy? Że ja tak chciałem?  
Prychnął ze śmiechem i odepchnął Keller tak mocno, że spadła z powrotem na łóżko,  praktycznie się na nim kładąc.  
-Świetnie! Idź! – krzyknęła. – Wychodź i wracaj kiedy chcesz, kiedy będziesz miał ochotę. Ja będę tu leżeć i czekać na ciebie, a po wszystkim rzucisz mi pieniądze na stół!  
Blackmountain odwrócił się do szafy po koszulę. Nie widziała jak przełyka ślinę i zagryza wargi.
„Nie wezmę jej, kurwa! Zjedzą ją na deser!”  -  zacisnął szczękę.  
Keller ponownie usiadła wyprostowana na brzegu łóżka.  
-Adler chciał, żebym przyszła. – zaczęła spokojnie. - Z pewnością ma więcej dokumentów do przejrzenia. Będzie wściekły, jeśli mnie nie zabierzesz.  
Czekając na reakcję, Cathrine rejestrowała każdy, nawet najmniejszy ruch Blackmountaina. Odwrócony tyłem, kończył zapinać koszulę. Wetknął pistolet za pasek na plecach. Założył krótka, skórzaną kurtkę, która zakrywała broń.  
-Zbieraj się! – nie odwracając się, rzucił przez zaciśnięte zęby. – I nie myśl, że jak coś dopieprzysz, to będę ci ratował tyłek.  
-Tak jest! - Keller zeskoczyła z łóżka szybko, by nie zauważył nieposkromionego uśmiechu zadowolenia.   - Dwie minuty!
Zgarniając po drodze ubranie, skoczyła w kierunku łazienki.  
Mrużąc oczy spojrzała w lustro na twarz po  której powoli ściekała zimna woda - „No i co, Blackmountain? Jak to szło? Mocna psychika?”.

******
-Sebastian! – Adler zakrzyknął radośnie na widok przybyszów, ale to na Keller spojrzał jak na niespodziankę wieczoru. – Mam dla ciebie wszystko gotowe. Jutro działasz!
-A dla szanownej pani… -  mrugnął i przywołał ręką mężczyznę stojącego w mroku. – Kilka prac domowych.  
Cathrine bezpardonowo ominęła stojącego przed nią Blackmountaina i podeszła do stosu dokumentów, które pomocnik rzucił na biurko Adlera. Podniosła jeden z nich. Sięgnęła po długopis i napisała coś na  górze kartki. Blackmountain wysilał wzrok, by cokolwiek dojrzeć zza pleców Keller.  
Cathrine bez słowa podała dokument gospodarzowi.
-To jest bardzo dużo pieniędzy. -  rozważnie, już bez wesołości, stwierdził Adler.  
„Keller, co ty odpierdalasz?!” – Blackmountain stał  nieruchomo, ale aż nim rzucało by wtargnąć w rozmowę.
-Miesięcznie.  
- Nawet jak za dobrego tłumacza.
-Nie jestem tylko dobrym tłumaczem.  
-Muszę panią rozczarować, Cathrine. – Adler odzyskał rezon, zaśmiał się i rozejrzał po zgromadzonych w pomieszczeniu. Kilku stojących mężczyzn, prawie wszyscy oprócz Blackmountaina, zarechotali za szefem. – Resistance nie ma takich pieniędzy. My jesteśmy tutaj ku chwale ojczyzny. Służymy, nie pracujemy.
-W porządku. –uśmiechnęła się ze zrozumieniem. – Może Niemcy będą mieli większy budżet…
Odwróciła się do drzwi i zatrzymała w pół kroku słysząc zgrzyt broni odbezpieczanej przez stojącego z boku strażnika. Drugi z nich przesunął się na środek wyjścia.
Keller znieruchomiała i  rzuciła okiem na Blackmountaina. W słabym świetle dostrzegła wściekłość zmieszaną z niepokojem. Ale nie strachem.  
-Rozumiem. Ciężko kupować kota w worku. – odwróciła się powoli. -  Zwłaszcza nie mając funduszy.  
Lekko się uśmiechając na rozładowanie ciężkiej atmosfery, mrugnęła okiem tak jak Adler. Wiedziała, że kłamie w sprawie pieniędzy.  
-Dlatego mam propozycję, która nic nie będzie pana kosztować, a może przynieść niezłe zyski.
Sebastian przesunął się na bok, by móc lepiej widzieć twarze rozmówców. Jak widz Wimbledonu, przenosił wzrok z jednej na drugą.  
-Słucham dalej. – Adler rozsiadł  się wygodnie na skórzanym fotelu.  
-Potrzebuję tylko samochodu i dwóch uzbrojonych ludzi. Na jutro wieczór.  
-Brzmi jak inwestycja. A co jeśli ich stracę?  
-Ja z nią pojadę! Nic nie ryzykujesz. – Blackmountain ostro wkroczył do rozmowy.  
- Co pani na to, panno Keller?
Keller zlustrowała Sebastiana, jakby oceniała konia przed gonitwą.  Wzruszyła ramionami.
-Może być…  

-Co ty odpierdalasz? –  Sebastian dopadł Keller przed budynkiem. Spojrzała, ale nie zatrzymała się. – Jaka akcja?! Rozumiem tłumaczenia, sprawdzanie dokumentów, ale wyjście na miasto? To nie dla ciebie! Dostaniesz kulkę zanim się zorientujesz.
-Miło, że we mnie wierzysz. – przyśpieszyła kroku.  
-Nie o to chodzi! –dotrzymał tempa. – To jest moja robota! Utrzymam nas, ty nie musisz aż tak ryzykować! Na co ci to, Cathrine?
-Na co mi?! – stanęła jak wryta. – A mam jakiś wybór? Muszę odbudować to, co mi rozpieprzyłeś.  
Przechodnie spojrzeli na parę z dezaprobatą.  
„Powiedział  „nas”?”-  Keller zorientowała się po chwili – „Wal się! Nie ma żadnych „nas””.  
- Aha, i tak sobie to sprytnie wymyśliłaś. –zaśmiał się cynicznie. -Że przyjdziesz, oni się ucieszą, o, że taka fajna dziewczyna chce pomóc. Dadzą ci tajne dokumenty tak po prostu do ręki.  
Keller mocniej przycisnęła do siebie płócienną torbę na ramię.  
Blackmountain chwycił Cathrine za kurtkę, przyciągnął i udawał, że całuje w policzek.
-Nawet nie wiesz, że masz ogon. – szepnął do ucha.  
Keller powstrzymała się przed zlustrowaniem ulicy w poszukiwaniu śladu ludzi Adlera.
-A te papiery na sto procent są fałszywe. Sprawdzą cię, czy coś wypłynie. Nie raz. To jest droga bez odwrotu, Keller. Wejdziesz, nigdy nie pozwolą ci wyjść.  
Ucałował lewy policzek, tym razem naprawdę.
- Już weszłaś.

Dodaj komentarz