Vive la F ... - cz. 41. I will find you.

Vive la F ... - cz. 41. I will find you.Sophie wciąż o coś pytała. Podobno tak naprawdę nie była Sofią, tylko Rachel, której dokumenty, być może celowo, gdzieś zaginęły. Podobnie jak i opiekunowie.
Keller od razu potwierdziła, że „Mądrość” bardziej pasuje do dziecka, które chce wiedzieć więcej. W związku z tym Sophie wciąż o coś pytała. A zwłaszcza w czasie zmieniania opatrunków.
-Nie wierć się, panienko! – Cathrine trzeci raz układała bandaż.  
-Ale gdzie? Daleko? – dopytywało dziecko. Pięciolatka ewidentnie nauczyła się odwracać swoją własną uwagę od przykrego zabiegu. Keller nie miała serca jej tego odbierać.
-Nie, nie daleko.  
-Przy wieży Eiffla? Zaraz obok?  
-Nie aż tak blisko, ale z kuchni widać część wieży. – Cathrine uśmiechnęła się na wspomnienie porannej kawy z widokiem w bonusie.
-Jest kuchnia, łazienka. A ile pokoi? Duże jest to mieszkanie?
-Nie aż takie wielkie. Jest tylko jeden pokój. To garsoniera.
-Garsoniera? – Sophie powtórzyła trudne słowo. – Na chłopców?
-No pięknie! – zaśmiała się Cathrine. – Nie na chłopców, tylko dla chłopców, jak już. A tak naprawdę to dla każdego. To tylko taka nazwa.
-Dla mnie też? Jeden pokój mi wystarczy! – zdecydowała dziewczynka.
-No nie wiem, zobaczymy. Najpierw musimy do końca wyleczyć twoje oparzenie, a jak się tak będziesz wiercić, to może być kiepsko. – pogroziła Keller.
-Już będę grzeczna. – Sophie uspokoiła się na chwilę.- Ale wieczorem dalej bajka?
-Tak, Sophie, przyjdę do ciebie na chwilę.  
Od ponad miesiąca Keller opatrywała, zszywała i pocieszała najmniejszych, najbardziej bezbronnych uczestników wojny. Mimo, że bombardowanie miasta skończyło się wraz z nastaniem Vichy, to do szpitala trafiały dzieci bez pochodzenia. Bez rodziców, bez dokumentów, czasami tak małe, nie wiadomo było nawet jak mają na imię. Lub gorzej - z imieniem semickim, tak jak Sophie – Rachela.  
Pracy było dużo, a rąk do niej niewiele. Większość lekarzy była na usługach wojska, wcześniej wielu na wojnie zginęło. Keller usłyszała o swoistym przeliczniku: jeden lekarz wart jest 150 zastrzelonych żołnierzy. Bo podobno tylu jest w stanie uratować. Z czerwonym krzyżem na plecach lub ramieniu dodatkowo byli łatwym celem dla snajpera. Lub zwykłego bandyty.  
Przy tych okolicznościach w szpitalu przyjęto ją bardzo chętnie, nie zważając na niemieckie nazwisko. O obywatelstwie wiedziała tylko dyrektorka, starsza pani, sama zresztą pochodząca z Antwerpii. Tym sposobem od miesiąca Keller spokojnie robiła swoje. I odpowiadała na niekończące się pytania Sophie.
- Dlaczego pojechała go szukać? Dalej nie rozumiem! – dziewczynka prawie się pogniewała na bajkę na dobranoc.  
-Pewnie go kochała. Jeśli się kogoś kocha, to chce się mu pomóc.
-Nie bała się? Przecież mogła zginąć po drodze. Zgubić się. Albo zamarznąć.
„Tylko głupcy się nie boją.” – przypomniała sobie Keller.
-Z pewnością się bała. Ale prawdziwa miłość jest silniejsza niż strach. I może pokona nawet Królowa Lodu. Poczekaj do jutra, to się dowiesz. Na dzisiaj wystarczy!
Sophie zamiast iść spać najchętniej wdrapałaby się Cathrine na kolana. Keller musiała stawiać jasne granice. Nie chciała dawać dziecku złudnych nadziei.  Wiedziała, że nie będzie wspólnych porannych croissantów z widokiem na wieżę.  
-Ciociu Cathy… - dziewczynka nie dawała się łatwo zbyć. – Nie wiem czy dobrze rozumiem, ale… - zastanowiła się, próbując dobrać mądre słowa. – Kaj nie wie że Gerda go szuka, prawda?  
-Nie, nie wie. Może mógłby się domyśleć, gdyby nie miał w sercu szkła.  Gdyby jej się coś stało, on też by ją szukał, czyż nie ?  
-Jeśli by ją kochał, to by ją znalazł. Bo on wie którędy wrócić, a ona nie dokąd iść. – Sophie zaczęła swój monolog. Zdarzało się to zbyt często jak na pięciolatkę.  
„On wie którędy wrócić, a ona nie.” –Cathrine zacytowała pięciolatkę.  „On nie wie, że ty wiesz.” – Keller uświadomiła sobie coś, co od jakiegoś czasu tkwiło w podświadomości i nie dawało jej spokoju. Słowa dziecka płynęły gdzieś z boku, a ona zorientowała się, że Sebastian nie wie o jej pewności, że on żyje. Czyli nawet jeśli nie chce już wracać do przeszłości,  wie, że ona cierpi po starcie, ale nie robi nic, by jej w tym cierpieniu ulżyć. Poczuła ogromną złość. Jak ręką odjął, odeszła jej ochota na odnalezienie Blackmountaina. Niech sobie żyje, gdzieś zadowolony w swoim chorym świecie. Gerda zawraca z wyprawy do Krainy Lodu, nawet jeśli jeszcze nie wyruszyła.
-No czy tak jest? – Keller poczuła szarpnięcie za rękaw. – Ciociu, nie słuchasz mnie!
-Tak, przepraszam… Zamyśliłam się. Co pytałaś?
Dziewczynka obraziłaby się, gdyby nie nurtujące pytanie.  
-Czy miałabym lepiej mając szkło w sercu?
-Co ty wygadujesz? Sofie!
-No bo przecież tak jak Kaj nie byłabym nigdy smutna, nie czułabym bólu ani chłodu. On  ma lepiej. I jeszcze nie robi nic, tylko czeka, a Gerda po niego  jedzie. On jej nic nie pomaga! Po co ona w ogóle to robi?  
Dziecięce poczucie niesprawiedliwości zacisnęło się w małe pięści.  
- Mówiłam ci już. Robi to, bo go kocha. Bo wie, że tak naprawdę jest dobry. Jego serce jest dobre, tylko trzeba wyciągnąć z niego szkło. – Keller zastanowiła się na chwilę. To co zamierzała dalej powiedzieć, z pewnością nie było pedagogiczne. – Ale tak,  masz rację. Łatwiej być Kajem.  

****************************

Nie brzmiało to nawet jak kiepski żart.
„-Doktor Keller! Proszę otworzyć. Potrzebujemy pani pomocy.”  - dźwięczało jeszcze chwilę w pustym, ciemnym korytarzu przed drzwiami mieszkania.
-Doktor Keller?!
Po drugiej stronie zamkniętych drzwi Cathrine przytulając się do framugi, bezszelestnie wyciągnęła i odbezpieczyła broń.

1 komentarz

 
  • Somebody

    Czasem dzieci wiedzą więcej. Urocza scena :)

    23 gru 2018

  • angie

    @Somebody Dziękuję  :kiss:

    23 gru 2018