Vive la F... - Stern. (dodatek - cz. 3)

Vive la F... - Stern. (dodatek - cz. 3)Keller, usadowiona na krześle silnym pociągnięciem do tyłu, instynktownie poczuła co będzie dalej. Gdy czarny worek zniknął sprzed twarzy, zdążyła jedynie wziąć głęboki oddech i mimo wszystko rozluźnić mięśnie. Cios był bardziej niż porządny. Knebel zgłuszył krzyk bólu. Przez ciało przebiegł wstrząs.
Blackmountain nie bawił się w rozwiązywanie supła. Ściągnął szmatę w dół, by upokarzająco pozostała na szyi.  
-Dobry wieczór, Keller. Witamy.
Już kiedyś zauważyła, że będąc na nią zły lub okazując swoją wyższość, nie używa imienia.
- Dziękuję za zaproszenie, Sebastian. – pełna ironii, bezczelnie spojrzała mu w twarz. – Jakoś nie dotarło na czas.  
Wytrzymał spojrzenie, ale ostry wyraz twarzy zdawał się zanikać, gdy dostrzegł kilka bezwiednych łez.  
"Nie ustępuj. Da radę.” – upomniał się w myślach.
-Ot i cała ty… - odwrócił głowę. Wziął głęboki oddech. – Ty i te twoje gierki! – wrzasnął i ścisnął boleśnie za podbródek. Przyjrzał się chwilę. W spojrzeniu Cathrine już nie dostrzegł hardości. Jedynie ból i rozgoryczenie. Prośbę, której wiedział, że nie wypowie.
Mocno odtrącił jej twarz w bok.  
-Na szczęście, na mnie już nie podziałają. – zrobił krok w tył, by bacznie przyjrzeć się jej reakcji. – Mam dla ciebie dwie wiadomości. Klasycznie – dobrą i złą. Pozwól, że to ja zadecyduję, która pierwsza.  
Wyprostował się i skrzyżował ręce na piersi, jakby cokolwiek jeszcze mogło mu dodać przewagi.  
-Dobra to ta, że słusznie się domyślasz, czy właściwie masz nadzieję. Tak, to tylko szkolenie.
Cathrine, jakby w zawstydzeniu, że według Blackmoutaina sama sprowokowała tę sytuację, spojrzała w bok i przygryzła wargę. Za późno na wyjaśnienia.
-Ale zła jest taka, że on tego nie wie. – wskazał dłonią postać stojącą w oddali. Keller dopiero teraz rozejrzała się po ogromnym hangarze. Właściwie widoczność ograniczała się jedynie do punktu w którym byli, oświetlonego ogromną przemysłową lampą. Odległe zakątki tonęły w chłodnym mroku. – A ja za chwilę wychodzę - zaśmiał się złośliwie.
"Nie! Nie, proszę nie zostawiaj mnie samej!” – Cathrine za całych sił zacisnęła zęby, by usta nie uwolniły błagania. Chcąc ukryć emocje, opuściła głowę i przymknęła oczy. Skurczyła się w sobie.  
Nagie, podkulone kolana zadrżały pod wpływem dotyku. Sebastian ukląkł przed krzesłem. Wiedział, że nie powinien pomagać. Złamał się, zły na siebie samego.  
-Hej. Spójrz na mnie. – szepnął łagodnie i ostrożnie podniósł jej brodę w górę. – Przejdziesz przez to! Dasz radę!  
Cathrine nie odzywała się, ale spojrzenie mówiło samo za siebie. Przytuliła wciąż piekący od uderzenia policzek do dłoni mężczyzny. W ostatnim momencie wyszarpał rękę. Czuł, że chwilę później sam by ją rozwiązał i przepraszał.
Wstał gwałtownie.  
-Będzie chciał informacji. – ostry głos z powrotem zabrzmiał jak rozkaz. – W każdej chwili możesz to przerwać. Wszystko zależy od ciebie. Wystarczy, że mu je dasz.  
Nie patrząc dłużej, odwrócił się na pięcie i podszedł do nieznajomego.
-Nie uszkodź mi jej. Nie chce żadnych trwałych śladów! – ostrzegawczo tknął palcem w klapę kurtki mężczyzny. – I nie przeholuj!
Mężczyzna przytaknął powoli głową, uśmiechając się jak złośliwe dziecko przed rozpakowaniem nie swojego prezentu.  
-Dajcie ją tu.
Dwie pary silnych rąk podciągnęły Cathrine w górę i mimo, że chciała iść sama, przeciągnęły na granicę światła i cienia.  
"Bóg, jeśli istnieje, jest niezłym kawalarzem.” – oceniła stojącego w mroku mężczyznę w cywilnym ubraniu. Miał nie więcej niż trzydzieści lat i twarz Archanioła Gabriela. Łagodne rysy, usta układające się w delikatny uśmiech, jasne, dobrotliwe oczy i płowe włosy przywodziły na myśl pastora lub lekarza z prawdziwego powołania. Do tego piękna, klasyczna budowa ciała, dająca skojarzenie z rycerzem w jasnej zbroi, którego największym marzeniem jest obrona niewinnych.  
Jeden ze strażników, zauważywszy, że Keller przygląda się mężczyźnie, popchnął ją z całej siły na ziemię. Mając wciąż skute z tylu ręce, boleśnie upadła na kolana. Opuściła głowę. Racjonalnie pożałowała, że nie ma na sobie munduru. Nie zabolałoby tak bardzo. "Cholerna sukienka. Zachciało mi się elegancji wśród troglodytów.” – zganienie samej siebie pozwoliło na szybkie otrzeźwienie. Pewnie podniosła głowę. Mężczyzna też się jej przyglądał.  
-Your name. – rozkazał.
Keller przekrzywiła głowę, jakby nie zrozumiała pytania. Słabo mówiła po angielsku, ale nie aż tak, by uzasadniło to jej odpowiedź.  
-Nicht verstehen.*  
"Jeśli to gra, to zagramy.” – zdecydowała się zaryzykować, by zyskać na czasie.
Mężczyzna zaśmiał się złośliwie, a trzymające ją za ramiona zbiry zawtórowały mu rechotem kretynów.
-You don’t understand? Too bad…
Cios momentalnie powalił Keller na ziemię.  
-I said: tell me your name! Bitch!
Strażnicy przywrócili ją z powrotem do pionu. Na kolana.  
- I’m Cathrine Keller. – wyszeptała, sama dziwiąc się jak łatwo mu poszło. - And please, speak French or German. Ich spreche kein Englisch. ** – gładko skłamała.  
Spojrzała wprost w jasne oczy, ale nie bezczelnie, lecz prosząco. Najpiękniej prosząco jak tylko umiała.  
"Nie proś o to czego nie dostaniesz. Zacznij od czegokolwiek innego.” – przypomniała sobie podstawową zasadę manipulacji.
-Wkrótce będziesz. – zmrużył oczy, ale odpowiedział już po francusku. Ewidentnie nie znał niemieckiego. – Cathrine Keller? – powtórzył. - A może ty kłamiesz, Cathrine?
Kolejny cios nie dał szansy na odpowiedź. Zderzenie ramienia z twardą posadzą przydało dodatkowego bólu. W sekundzie znów klęczała przed oprawcą.  
-I don’t lie, sir. – na ile to możliwe trzęsącymi się wargami odpowiedziała spokojnie.
"Dobrze. Zbij go z tropu” – Keller dodała sobie otuchy.
Uśmiech zadowolenia udowadniał, że mężczyźnie spodobała się odpowiedź. Nawet bardziej sama forma niż treść.  
-Nie kłamiesz? I nie znasz angielskiego? – z ironią kontynuował po francusku.  
-Just a few words….. sir… – oddychając szybko, utrzymała przekonujące spojrzenie.
Z zaciekawieniem przyjrzał się z bliska twarzy Cathrine, jakby doszukując się w niej choćby cienia fałszu. Przełknęła ślinę. Zadrżała. Ale nie spuściła wzroku.  
-Don’t lie to me, bitch! – krzyknął i zacisnął dłoń na szyi kobiety. Spazmatycznie, próbując złapać powietrze, odsunęła głowę do tyłu, ale przytrzymywana za ramiona przez pomocników nie miała możliwości odsunięcia się od oprawcy, dopóki nie poluzował uścisku.
Wreszcie zaczerpnęła powietrza.  
-I swear to God I am not lying! – w desperacji krzyknęła mu prosto w twarz.
-Ok, wystarczy. Wiem, że to prawda. Wiem o tobie wszystko. – Mężczyzna odsunął się i zaśmiał sztucznie. – W nagrodę, też coś ci o sobie powiem. Ale najpierw prośba.  
Spojrzała z uwagą. Instynktownie cofnęła się, gdy wyciągnął broń z kabury.  
"Nie. Nie możesz!” – krzyknęła w myślach, ale tak naprawdę nie wiedziała ile może. I ile wie.
-Rozkujcie ją! – strażnicy wypełnili rozkaz, i odsunęli się w mrok.  
Keller nadal klęczała, gdy przystawił jej pistolet do czoła. Ciało bezwiednie trzęsło się z bólu i wysiłku, ale patrzyła na mężczyznę spokojnie.
-Co to za prośba? – przełamała chwilę ciszy.  
-Take it. – odwrócił broń podając rękojeścią w kierunku Cathrine.
"Beznadziejna próba”. – prychnęła w myślach. "Jest rozładowany, uszkodzony. Albo po prostu szybciej dostanę w głowę od twoich zbirów z tyłu.”  
-I don’t want to. – przełknęła ślinę.
- I said take it!
Wzięła broń i opuściła dłoń w dół.  
"Nie podpuścisz mnie tak prostacko.” – zagryzła wargę. W rzeczywistości ochota użycia broni była ciężka do opanowania.
-Drop it.  
Z ulgą rzuciła bronią w bok.
-Pick it up.  
Podniosła, znów trzymając lufą w dół.
-Give it back.  
Mężczyzna odebrał pistolet. Przeładował, udowadniając, że jest nabity. Odrzucił w bok. Cofnął się kilka kroków.
-Pick it up. – wskazał na broń.  
Drżącymi dłońmi podniosła z ziemi naładowaną broń. Tygodnie szkoleń na strzelnicy. Trzy sekundy. Trzy strzały. Wiedziała, że teraz nie miałaby z tym żadnego problemu. Wiedziała, że nie może tego zrobić.
" Może on i nie wie. Ale ty wiesz! To tylko szkolenie, Keller.” – upomniała się w myślach. "Wytrzymaj!”
-Give it back!
Nieśpiesznie, z niechęcią oddała broń. Czuła, że jeśli jeszcze raz każe jej to zrobić, to nie zapanuje nad sobą.
W zamian wcisnął jej do rąk kajdanki. Błysk w oku zapowiedział, że przedłuży swoją świetną zabawę.  
- Put them on. In the back.
Przygryzła wargę. Wykonała rozkaz.
-On your knees.  
Uklękła. Zamknęła oczy czekając na cios. Zauważył jej powolne, pewne wahania ruchy, gdy trzymała broń.  
-Good girl! – stwierdził z uznaniem. Podszedł i delikatnie dotknął policzka Cathrine. Przytuliła twarz do jego ręki. Niespodziewanie otworzyła oczy, patrząc wprost na twarz mężczyzny.  
-Ta suka się do mnie łasi. – zaśmiał się zaskoczony, a strażnicy znów zawtórowali mu głośno. Jakby wystraszony cofnął szybko rękę.  
-Widzisz, już znasz angielski. Dobrze, na dzisiaj wystarczy, Cathrine. – powiedział przeciągle, jakby na szybko zmieniając temat. – Wstań. W nagrodę powiem ci czego od ciebie chcę.  
Keller w momencie wyostrzyła zmysły. Wreszcie jakiś konkret. Nie zabawa.  
- Znam twoje dane, nie o to mi chodziło.  
Cathrine zniecierpliwiona każdym słowem, spojrzała z wściekłością w bok.  
-Hasło, Keller. Wystarczy, że podasz mi hasło. I jesteś wolna.
-Jakie kurwa hasło?! – krzyknęła z rozpaczą. – Nie znam żadnego hasła!


*Nie rozumiem.
** Nie mówię po angielsku.

angie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 1780 słów i 10162 znaków, zaktualizowała 20 gru 2018. Tagi: #romans #wojna #francja #niemcy #więzienie #lekarz #żołnierz #przesłuchanie

Dodaj komentarz