Vive la F... - cz. 37 Remember me?

Vive la F... - cz. 37  Remember me?-Wujku… - próbował zachować spokój. – To jest ta kobieta. Ta, o której ci opowiadałem.  
Keller nie mogła usłyszeć, ale domyśliła się jego słów. Miała wrażenie, że wszystkie oczy zwróciły się na nią. Udawanie, że go nie rozpoznaje, nie miało żadnego sensu.  
- Johann? – Cathrine w zdumieniu powoli wyszła zza stołu i szła w kierunku chłopaka.  
-To pani?!-  Werner zastąpił jej drogę. Na jego dostojnej, ale kamiennej twarzy nagle pojawiły się setki uczuć. Nagle wszyscy przerwali rozmowy i spojrzeli na dowódcę. A następnie na Keller. – To pani uratowała mojego wnuka?!  
Zaskoczenie Cathrine musiało wyglądać na  nieśmiałe zmieszanie, gdyż major sam z siebie kontynuował.
-Blackmountain powiedział Johannowi, że wypuszcza go jedynie na  pani osobistą prośbę. Przywiózł chłopaka prawie do samej wioski! Człowiek… Bestia, z której rąk nikt nie wychodził żywy!  
Werner wzburzył się tak bardzo, że stojąca przed nim Keller miała wrażenie, że zaraz dostanie się jej za Sebastiana. Nagle mężczyzna jakby coś sobie przypomniał.  
- Cathrine! Pani się za nim wstawiła!  - wzruszenie opanowało mimikę twarzy majora. – Nie wierzyliśmy mu! – wskazał na chłopaka. -  To nie było możliwe! Uważałem, że ze strachu chłopak miał przewidzenia.  Że to mu się wszystko tylko wydawało. A to była naprawdę pani!  
Major pokręcił głową z niedowierzaniem. Chwycił Keller za obie dłonie i potrzasnął nimi w geście podziękowania. Nagle, nie zważając na obecnych i konwenanse, z całych sił przytulił wciąż osłupiałą Cathrine.  
-Jestem pani dozgonnym dłużnikiem!
Odsunął ją od siebie, nadal trzymając za ramiona, uśmiechając się do jej zmieszania graniczącego z przerażeniem.  
-Szampana! Zdrowie doktor Keller! – krzyknął do żołnierzy z obsługi.

************************

-Panie majorze, chciałam spytać… - „Po co ci to? Już go nie potrzebujesz!” – głos rozsądku walczył do ostatniej chwili.  
-Słucham cię, dziecko. – Cathrine już nie dziwiło czułe określenie. Werner  kilkukrotnie tak się do niej zwracał, ale tylko w prywatnych rozmowach. Po spotkaniu z Joahimem stał się jeszcze bardziej serdeczny.- I prosiłem, żebyś mówiła do mnie po imieniu. Nie jesteśmy w wojsku.
-Tak… Wczoraj wspominał pan o Blackmountainie. – Keller poczuła suchość w gardle. - Chciałam spytać… Ujęliście go?    
-A, tak! Z całej akcji przeżył tylko on i kilkunastu żołnierzy, którzy zostali już odesłani do obozu dla jeńców. Blackmountain czeka na wyrok.  
-W ratuszu? – Cathrine udając obojętność dopytywała dalej. Wiedziała, że władze miasta dysponują aresztem w podziemiach budynku.  
-Proszę? Nie, nie! Tam albo by uciekł tym niezdarnym francuskim policjantom, albo  bez pohamowania załatwiliby go moi ludzie. A nie o to chodzi! Administrujemy tym regionem, cywile spodziewają się po nas uczciwości.  Czeka go sprawiedliwy proces i adekwatny wyrok. Wykonany, oczywiście, publicznie.
Keller przełknęła ślinę - sprawiedliwy proces z już określonym publicznie wykonanym wyrokiem…. Skupiła się na spokojnym oddechu. Zrobiła kilka kroków w kierunku ściany gabinetu, przyglądała się zdjęciom na ścianach.  
-Blackmountain jest tutaj. – Werner kontynuował bezwiednie. - Ten budynek ma bardzo rozbudowane piwnice. A dlaczego pytasz?
Mimo że głos Karla brzmiał naturalnie, Cathrine wzdrygnęła się, ale powstrzymała od nerwowej reakcji. Z całą mocą lustrowała wiszącą, zabytkową mapę.
- Chcesz go zobaczyć?  
-Co?! Nie, nie! – Keller nie zdążyła powstrzymać automatycznego, szybkiego odwrotu i nerwowego zaprzeczenia.  
-Jak chcesz, ale… Uważam, że to ci dobrze zrobi. Umocni cię. Teraz potrzebujesz dużo siły, rekonwalescencja to nie tylko zadbanie o zdrowie fizyczne… - znów spojrzał na Cathrine z troską.
-Może masz rację… Przemyślę to.- dzięki panowaniu nad oddechem, powracający spokój na twarzy kobiety doskonale zamaskował targające nią uczucia. – Kiedy możemy tam pójść?        
Z każdym krokiem w kierunku podziemi powietrze stawało się coraz chłodniejsze. Doskonałe warunki dla olbrzymiej kolekcji win poprzedniego właściciela posiadłości. W półmroku, podążając w grupie kilku żołnierzy z Wernerem na czele, Keller niezauważalnie dotknęła kabury przytroczonej do paska. Z braku lepszego rozwiązania, po czasu oswobodzenia,  miała na sobie nie tylko męskie, ale przynajmniej cywilne ubrania – zazwyczaj materiałowe spodnie, oficerki i najczęściej zbyt dużą koszulę. O pistolet poprosiła sama z siebie, co Karl przyjął ze zrozumieniem – chciał by czuła się jak najbezpieczniej. Nie miał też powodów, by jej nie ufać.
Teraz broń ocierająca się o biodro paliła ją żywym ogniem. Tysiące sposobów na wykorzystanie jej możliwości szalało po głowie Cathrine.  Jednego była pewna -  nie łatwo będzie znieść widok, którego się spodziewała.  
Chociaż jeden z żołnierzy puścił ją przodem otwierając drzwi, w celi stanęła z boku, właściwie bardziej z tyłu. Pomiędzy stojącymi przed nią sylwetkami żołnierzy starała się dostrzec postać siedzącą na krześle. Skuty mężczyzna, pilnowany przez trzech strażników, powoli podniósł wzrok na przybyłych. Zlustrował ich bez słowa, aż dostrzegł w tyle kobiecą sylwetkę.  
Powstrzymując krzyk Keller zakryła dłońmi usta. Zagryzła zęby, ale nie była w stanie pohamować żalu. Widok skatowanego Sebastiana nie był czymś co mogła i chciałaby  na chłodno wytrzymać.  Już wczoraj przeczuwała, że zareaguje tak emocjonalnie.  Teraz pozostawało jej tylko jedno – trzymać się planu.          
Nie w pełni opanowała płacz, a żołnierze stali zbyt blisko, by go nie zauważyć. Jeden po drugim odwrócili się w stronę Cathrine. Speszona, próbowała się uspokoić, patrząc na nich przepraszająco.  
- Co się dzieje, Cathrine?  - Karl z troską położył jej rękę na ramieniu.  
Kilkoma głębokimi wdechami dała sobie chwilę na uspokojenie. Utkwiwszy wzrok w Sebastianie, dostrzegła, że wykorzystując moment, kiedy wszystkie oczy zwrócone były na nią, chce jej coś przekazać – niezauważalnie, minimalnie pokręcił głową. Zrozumiała przekaz. Doskonale wpisywał się w jedyny scenariusz jaki miała przygotowany.
-Nic, już w porządku. Przepraszam – wzięła głęboki wdech, wyprostowała się.- Po prostu, kiedy widzę to bydle, to… - wskazując na więźnia, wyciągnęła przed siebie rękę.
Nie spuszczając wzroku z Sebastiana, z podniesioną głową, ominęła otaczających ją mężczyzn. Jej ruchy były zwolnione, a wzrok lodowaty jak kamienne ściany piwnicy. Stanęła tuż przed krzesłem. Z bliska, nieśpiesznie, napawając się chwilą, zlustrowała zmaltretowaną postać. Mężczyzna ze spokojem, ale przenikliwie wpatrywał się w jej twarz. Wreszcie potwierdzająco przymknął na chwilę powieki.  
-Wygląda na to, że masz gościa, Blackmountain. – zadrwił jeden z żołnierzy
-Pamiętasz mnie? –  Zmrużyła oczy.  Leniwie wyciągnęła z kabury pistolet.  
-Cathrine… Tylko spokojnie.
Warner zrobił krok w kierunku kobiety, ale równocześnie dłonią powstrzymał pozostałych od reakcji.
- Jestem spokojna. – odparła chłodno. Mina nie zdradzała żadnych emocji.  Odwróciła w dłoniach broń, tak by jak najlepiej uchwycić  płaską powierzchnię rękojeści. Lufa idealnie przyległa wzdłuż nadgarstka.  
Sebastian wziął głęboki oddech. Spokojnie zamknął oczy.
-To na powitanie. – Keller wzięła mocny zamach zza barku.  
Dokładnie tak, jak ją uczył.

angie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 1277 słów i 7640 znaków. Tagi: #romans #wojna #francja #niemcy #więzienie #lekarz #żołnierz #zdrada

2 komentarze

 
  • iep

    kobiety so piekne

    27 gru 2018

  • angie

    @iep Kobieta jest taka, jak się ją traktuje ;)

    27 gru 2018

  • Somebody

    Świetnie!

    21 gru 2018

  • angie

    @Somebody Dzięki!  :cool:

    21 gru 2018