Vive la F... - Stern. (dodatek - cz. 2)

Vive la F... - Stern. (dodatek - cz. 2)Myśl, że pomimo uległości, ktoś z tyłu nie popuścił bolesnego ucisku, nie należała do najprzyjemniejszych. I nie wróżyła niczego dobrego. Ból i subordynacja, jako głos rozsądku, były do zniesienia. To zwykły, lniany worek był nieznośnym poniżeniem. Przez strach wywołany dusznością, był gorszy niż opaska na oczy. Gorszy niż knebel. Dokąd idzie – domyślała się. Kto jeszcze ją prowadzi – nie miało znaczenia. Świadomość, że to tylko ćwiczenie stanowiła olbrzymią ulgę. Pozwalała zachować spokój. Tak jak i obecność pułkownika – czuła, że nie pozwoli zrobić jej krzywdy. Niepotrzebnej krzywdy.
"To tylko ćwiczenia. Potrzebuję tego. Przejdę przez to. Dam radę.” – starała się oddychać miarowo.
Prowadzona schodami w dół, z każdym stopniem próbowała przypomnieć sobie szczegóły rozmowy sprzed kilku dni. Co przeoczyła? Gdzie tkwił błąd? Czego nie zauważyła?
-Sebastian, to co się stało z Becke … - zaczęła wtedy spokojnie, zamykając bezszelestnie drzwi gabinetu. - Mam wrażenie, że nic jeszcze nie umiem, błądzę po omacku. A błąd może być kosztowny, jak widać.
-Chcesz zrezygnować? – Blackmountain spojrzał ostro, odkładając dokumenty na biurko.
-Nie wiem, może powinnam… A na pewno powinnam wiedzieć więcej, jak to tak naprawdę wygląda.
-Co? Przesłuchanie? Prawdziwe? Mam cię nauczyć jak uderzać, by bolało bardziej? – prychnął kpiąco. – Już nie pamiętasz, jak sama dostałaś?  
-Sebastian, daruj sobie. Wiem, że wtedy…
-Tak, Keller. Wtedy to były pieszczoty. Normalnie mógłbym cię zabić jednym ciosem.  
Cathrine spuściła głowę. Już wówczas zdawała sobie sprawę. Nie musiał przesadzać, gdyż nie potrzebował wyciągać żadnych informacji. Żądał jedynie współpracy. Nie potrzebował jej niszczyć.  
-Raczej chciałabym poznać metody, tajniki, jak mam kogoś psychicznie złamać. Bez rozwalania głowy, skłonić do mówienia.  
-To nie takie proste, Keller. Nie ma jednej skutecznej metody. Na każdego działa coś innego. Musisz zaprzyjaźnić się z więźniem, wyczuć go. Wtedy ci zaufa. Albo złamać. Wtedy nie będzie miał wyjścia.  
Cathrine kiwnęła głową, dając znać, że rozumie.  
-Musisz zrozumieć, co kieruje człowiekiem, którego życie jest w twoich rękach. Musisz się w niego wczuć. Tego nie da się wytłumaczyć. – spojrzał na nią uważnie. -To trzeba przeżyć.  
Zamilkł i spojrzał w okno.  
-Na pewno chcesz w to wejść?
-Sam mnie w to wciągnąłeś… Jeśli mam to robić, to chyba muszę to robić dobrze?
Keller pierwszy raz zobaczyła jak Blackmountain przygryza wargę. Wyglądałoby to uroczo, gdyby nie pochmurny wzrok.
-W takim razie kiedyś do tego wrócimy. Niestety – westchnął – ta wiedza może ci się przydać gdybyś kiedyś znowu znalazła się po drugiej stronie stołu.  
-A ty? – zawahała się z pytaniem. – Byłeś tam kiedyś?  
-Idź już, Keller. Mam robotę.
Znała odpowiedź. Był zbyt dobry w tym co robił.  
Chciała teorii, kilku rad, przydatnych haczyków. Już nie zdążyła zastanowić się kto kogo źle zrozumiał. Metalowe drzwi zaskrzypiały, ale odgłosy kroków odbijające się echem w wielkiej pustej przestrzeni sprawiły, że wstrząsnął nią dreszcz strachu przed nieznanym. Sala? Magazyn? Zdawała sobie sprawę, że jeszcze tu nie była.  
"Wkraczamy na wyższy poziom.” –przebiegło jej przez myśl.

Dodaj komentarz