Vive la F...- cz.16. Deep Blue.

Vive la F...- cz.16. Deep Blue.-Keller? – Sebastian ze zdumienia wyciągnął ręce z kieszeni- Keller!
Była tylko kilka metrów od niego, musiała go słyszeć, ale w odpowiedzi zrobiła jeszcze parę kroków w głębszą wodę i zdecydowanym skokiem zanurzyła się pod falami.  
Choć dzień był słoneczny, woda była chłodna, jak to zwykle na jesień. Ale nie lodowata. Keller wiedziała, że po pierwszym szoku ciało szybko przyzwyczai się do temperatury.  
Szum wzburzonej piany otaczał ciało i wypełniał głowę. Nie słyszała już Blackmountaina. Nie widziała lądu. Przed sobą miała tylko kolejno napływające fale. Zaczęła płynąć, najpierw wolniej, dla rozgrzewki, później kraulem, coraz szybciej.  Walczyła z coraz bardziej spienioną wodą. Każdy ruch był spełnieniem snu o wolności. Nie było już Francji, Rzeszy, współpracy, niemieckich żołnierzy. W tej chwili całym światem był tylko żywioł, który otoczył ją i przenikał. Słona, zdradliwa woda, która w każdej chwili mogąc rzucić na ostre skały klifu, równocześnie zdawała się być uczciwym przeciwnikiem. Przewidywalnym dla doświadczonego pływaka.  
Cathrine nie odwróciła się, ale czuła na sobie wzrok Sebastiana. Domyślała się co może podejrzewać i co może zrobić. Oddalająca się, migocząca wśród fal postać stawała się coraz trudniejszym celem. "No dalej! Strzelaj! Skończmy to wreszcie!” – zwolniwszy trochę, prowokowała mężczyznę w myślach. Nagle przestraszyła się, że nieprzyzwyczajone do takiej formy wysiłku ciało pochwyci skurcz.  
Utonąć.
To nawet lepsze niż dać mu satysfakcję z celnego strzału. Ogarnął ją spokój. Skupiona na pracy rąk, utkwiła wzrok w swoim celu.
Stojący na brzegu Blackmountain bez pośpiechu wyciągnął papierosy i paląc wpatrywał się w raz po raz pojawiającą się i ginącą wśród fal Keller. Był spokojny. Wiedział, że nie planuje uciec. Strome klify nie dawały jej żadnych szans, a gdziekolwiek wyszłaby na ląd tam byłby w stanie ją od razu dopaść. Zrozumiał jej zamiar i z pewnym uznaniem przypatrywał się jego realizacji. Do czerwonej, metalowej boi zostało jej nie więcej niż jedna trzecia drogi, choć ewidentnie traciła siły w walce z coraz większymi falami.
Cathrine rzeczywiście płynęła coraz wolniej. Fale coraz mocniej targały jej ciałem. Spojrzała na majestatyczny klif. "Pięknie. Mogłabym tu umrzeć. To chyba lepsze niż żyć tam.” – zabrzmiało jak życzenie.
Boja zachęcająco wyciągała do niej swoje żeliwne uchwyty. Cathrine złapała się ich jak resztki nadziei. Ciężko dysząc, unikając wdzierającej się do ust słonej wody, oparła zmęczoną głowę o skorodowany metal. Targana falami, swobodnie unosiła się w wodzie, pozwalając ciału chwilę odpocząć. Jedynie rękami gorączkowo trzymała się uchwytów.  
Po chwili obróciła głowę w bok. Blackmountain już nie stał na samym brzegu. Cofnął się nieco i usiadł na piasku. Nie spuszczając z niej wzroku cierpliwie czekał, wiedząc, że wróci.  
Cathrine czuła jak oczy zachodzą jej łzami. Wzięła głęboki oddech. Ponownie oparła czoło o boję.  
-Boże, daj mi siłę... – szepnęła, myśląc o tym, że będzie musiała kiedyś wrócić na ląd.  
Kilka głębokich wdechów i zaczęła płynąć z powrotem. Korzystając z pomocy dążących do brzegu fal, nie męczyła się już ta bardzo. Jedynie trudny do zignorowania, ciemny punkt na jasnej plaży, odbierał chęć ruchu w kierunku lądu. Obróciła się na plecy, by go nie widzieć.  
"Albatros!” – nagle spostrzegła nad sobą ogromy biały kształt, unoszony wysoko przez powietrzne prądy. Zastygła w bezruchu, rozpostarła ramiona i pozwoliła wodzie się ponieść. W niebieskiej toni stała się lustrzanym odbiciem ptaka na niebie.  
"Jestem albatrosem …” – szepnęła i zamknęła oczy, swobodnie dryfując. Po chwili poczuła grunt pod unoszącymi się swobodnie w wodzie stopami. Stanęła powoli i zaczęła iść w kierunku brzegu. Wychodząc z wody czuła jak spływająca po ciele, lodowata morska piana zmywa z niej cały brud ostatnich dwóch miesięcy życia. Oddychając spokojnie, wyprostowana, bez słowa przeszła obok stojącego, czekającego na nią Sebastiana. Spełniona, z uśmiechem satysfakcji podeszła do pozostawionych na piasku ubrań i zaczęła je zakładać.
Wściekły Blackmountain odwrócił się za nią.
- Pakuj się do auta! – warknął.

angie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 795 słów i 4477 znaków, zaktualizowała 1 sty 2019. Tagi: #romans #wojna #francja #niemcy #więzienie #lekarz #żołnierz #zdrada

Dodaj komentarz