Vive la F... - cz. 49. Trapped.

Vive la F... - cz. 49. Trapped.Godzinę później Julius, odprowadzając Cathrine, uśmiechał się już mniej nieśmiało.
-To tutaj. – Keller puściła ramię nowego znajomego.  
-Tutaj? – zdziwił się mężczyzna. – Już sama dzielnica jest nieciekawa, ale to przejście…  
-Jak pani mówi, że tutaj, to tutaj. – zganił go głos dochodzący z cienia.
- Chyba, że wolisz tutaj. – drugi głos pojawił się na końcu przejścia.  
-Albo tutaj. – zawtórował im kolejny.
-Ines? – Julius zawołał Keller, ale ona odsunęła się i odwróciła głowę. Najchętniej zatkałaby uszy. Przytłumiony wrzask bólu i trzask łamanych kości mroził jej krew w żyłach.    
Po chwili wszystko ucichło, nie licząc psa ujadającego gdzieś w oddali. Cathrine wzdrygnęła się, dotknięta przez Sebastiana.  
-Bardzo dobrze się spisałaś. Idziemy. – szepnął łagodnie
-Nie mogliście… inaczej?  
-A jak ty sobie to wyobrażałaś, księżniczko?! – Blackmountain warknął wkurzony. - Że grzecznie poprosimy pana, by zaniechał współpracy z Niemcami?
Chwycił Cathrine za rękę i siłą zaciągnął nad drętwiejące, zakrwawione ciało.  
-Wiesz kto to jest?! – szarpnął ja za ramię. – Wiesz?! Miły był, tak?!  Aha, i ty nie rozumiesz, po co ta brutalność? Dlaczego ma na przykład połamane ręce, tak?!  
Cathrine poczuła jak wargi zaczynają jej drżeć.  
-To ja ci wytłumacz ę. Przed tobą Julius D’ortain. Słynny kat na usługach gestapo. Po spotkaniu z nim nikt nie wyglądał nawet w połowie tak dobrze, jak on teraz. A zwłaszcza kobiety.  
Cathrine zasłoniła dłonią usta. Poczuła jak materializują się jej własne wspomnienia.  
-To nie tylko likwidacja, Keller. – Blackmountain nadepnął butem złamany nadgarstek. – To wiadomość dla takich jak on. Dla kolaborantów. Napatrzyłaś się?! Idziemy!
-Nie musiałeś tego robić. – Keller przyśpieszyła kroku. -Nie musiałeś mnie znowu uderzyć. – z żalem doprecyzowała.  
-Mówiłem ci, że najlepiej działasz gdy jesteś spontaniczna . To jest… był… bardzo podejrzliwy facet, a ty byłaś przekonująca. Bez tego marne szanse, że zagadałby do ciebie. Wiedział, że jest na celowniku.
Blackmountain rozejrzał się na boki po ciemnych ulicach. Gwałtownie skręcił w prawo. Zdawał się nie zważać, czy Cathrine za nim nadąża.
-Kto wie? Może spodobałaś się mu, właśnie dlatego, że cię uderzyłem? W końcu to był sadysta… - ironia w głosie Sebastiana potwierdzała satysfakcje z dobrze wykonanego zlecenia.  
„Nie wiem czy na pewno większy od ciebie…” – Keller nie chciała zaczynać kłótni na środku pustej ulicy.  
-Poza tym – kontynuował. - ty też mnie uderzyłaś. I to pierwsza! – zaśmiał się, ale szybko zamilkł, widząc , że sztuczna wesołość nie poprawia sytuacji. -Ale masz rację. Przepraszam.  
Objął Cathrine ramieniem i pocałował w skroń. Strząsnęła jego rękę ze swoich pleców. Przyśpieszyła kroku.

***************************

- Co to jest? – Keller rzuciła okiem na odręczne pismo, wyjęte z pliku pism do tłumaczenia i sprawdzenia.
Adler nie podnosząc głowy przeglądał szufladę w poszukiwaniu dodatkowych   dokumentów.
-Które?  
-To ze szkoły!
-A to… Zaproszenie! Przecież widać. – zdawał się nigdy nie tracić umiarkowanej wesołości.
-Tak, przecież widać. – warknęła na zwierzchnika. – Zaproszenie dla  komendanta policji. Ze szkoły.  
-No… To o co chodzi? Jeszcze będzie wersja dla burmistrza i może kilku niemieckich oficjeli. – Adler podniósł głowę i rzucił kilkoma kolejnymi papierami na blat biurka.  
-To jest zaproszenie na obchody stulecia szkoły!  
-Cathrine, czego nie rozumiesz? Po prostu przetłumacz tak, by wyglądało wiarygodnie. – Adler zaczął tracić cierpliwość.  
- Co to będzie? Co wy planujecie?!
-Pytaj pomysłodawcę! – mężczyzna zaśmiał się złośliwie i mrugnął do stojącego z boku Blackmountaina.  
Keller odwróciła się do Sebastiana, ale wzruszył tylko ramionami i zainteresował się widokiem za oknem gabinetu.  
-Przecież wiem, że to jest zasadzka! – odwracając głowę Cathrine krzyknęła do obu mężczyzn. – Ale kurwa w szkole?! Przy dzieciakach?!  
-Powiedz mi, że to nieprawda! – zrobiła krok do Blackmountaina.  
-A czemu nie, Keller? – warknął. – Bo co? Myślisz, że wy jesteście lepsi…
Ugryzł się w język i chyłkiem rzucił okiem na Adlera. Zdawał się nie zauważyć przejęzyczenia, zajęty uzupełnianiem kieliszka.  
-To jest wojna! Wszystkie chwyty dozwolone. – Sebastian podniósł głos, by odwrócić uwagę szefa.
-Pozostaje nam zdecydować, czy wyślemy tam snajpera, czy podrzucimy prezent niespodziankę. – Adler zaśmiał się złośliwie. Alkohol rozgrzał tłustą, nalaną twarz i przytłumił błysk w oczach.  
-W takim razie sam sobie to tłumacz!
Keller rzuciła dokumentami na stół i odwróciła się energicznie. Stojący przy drzwiach wartownik zrobił krok w jej kierunku, ale stary odwołał go ręką. Cathrine dotknęła drzwi  niezatrzymywana.  
Odwrócona tyłem nie widziała twarzy szefa. Zmieniła wyraz jak kolor morza w chwili ciszy przed sztormem. Złowieszczy pomruk zapowiedział szkwał , który statkom nie daje szans na bezpieczny powrót do portu.
-Idź, panienko! Idź do domu teraz. –zagrzmiał. -  Ale pamiętaj, że zawierając ze mną umowę nie miałaś żadnych obiekcji. Pamiętaj o tym!  
Wstrzymując oddech, Keller nacisnęła na klamkę.

************************

Wracając do domu Cathrine oglądała się kilka razy za siebie. Ciągle miała wrażenie, że ktoś za nią idzie. Nie było jeszcze całkiem późno, ale pożałowała, że nie poczekała na Sebastiana. Choćby przed siedzibą Resistance. Normalnie może nie bałaby się wracać sama. Jednak teraz nic już nie było  normalne.
Nie miała ochoty na kolację. Zaczęła się martwić o Sebastiana. Został u Adlera. Oberwało mu się za nią?  Dlaczego nie wraca? Może poszedł prosto do siebie?  
By ukoić nerwy nalała sobie kieliszek czerwonego wina. Po chwili następny. Oparła głowę o ręce, gdy nagle z odrętwienia wyrwało ją pukanie do drzwi.  
-Z pozdrowieniami od szefa! – Blackmountain na progu wcisnął jej w ręce pakunek.  
-Co to jest?! – wystraszona cofnęła dłonie kojarząc paczkę z podkładanymi w mieście bombami.  
-Niemieckie dokumenty. Przechwyciliśmy je od kuriera kilka tygodni temu. Jedynie do wiadomości ścisłego kierownictwa Resistance. Miałaś tego nie dostać, bo nie wymagają tłumaczenia.  
- Co to jest?  - Keller nadal nie zrozumiała intencji przesyłki.
- Twoja branża. Raporty z eksperymentów medycznych, przeprowadzanych w obozach dla cywili we wschodniej Europie. Jak dla mnie trudny , fachowy język, ale to ty kończyłaś medycynę w Berlinie.  
Cathrine ostrożnie wzięła do rąk teczkę z napisem „Confidentiel”.  
-Co mam z tym zrobić?
-Nic. Rozumiem, masz wahania, co  do naszych metod. To po prostu poczytaj sobie, co robią twoi rodacy. – w głosie mężczyzny nie było złośliwości. Raczej znużenie.
Keller spojrzała z przestrachem na skoroszyt. Przeniosła wzrok na Sebastiana. Wyglądał na bardzo zmęczonego.    
-Wejdziesz? – szepnęła.
Pokręcił głową i uśmiechnął się smutno.  
-Szczerze?! Przepraszam, ale mam cię na dzisiaj dosyć. Cathrine. Dobrej nocy, do jutra. – odwrócił się, nie czekając na reakcję.

*********************************

Kilka godzin i kilka kieliszków później Keller odłożyła  otwarty w połowie skoroszyt. To co przeczytała wystarczyło za wszystko. Bez wieczornej toalety dowlokła się do łóżka. Początkowo, mimo, że powieki opadały pod ciężarem wydarzeń, nie mogła zasnąć.
Mężczyzna zwijał się z bólu na chodniku.  A właściwie w rynsztoku.   Elegancki płaszcz był cały wybrudzony  płynącą breją nieczystości ulicy. Kilka porządnych kopnięć w żebra wystarczyło, by skutecznie go przyskrzynić. Jedno w szczękę – by uciszyć.  Keller, nie patrząc,  odsunęła się na bok, pozwalając chłopakom działać. Ciemny zaułek był jedynym świadkiem ostatnich chwil życia niemieckiego oficera.  
- Podejdź tu. – rozkazał Blackmountain. – Dzisiaj twoja kolej.
-Słucham?! – polecenie wyrwało Cathrine z odrętwienia, w które umyślnie wpadała, odseparowując się od  odgłosów rzezi.  
- Powiedziałem: dzisiaj ty! – włożył jej w ręce pistolet i popchnął w kierunku Niemca. Mężczyzna zaczął spazmatycznie błagać o litość. – Przyłóż do czoła.
-Nie! Nie chcę! – Keller wyrwała się, ale Blackmountain stanął za nią otaczając ramionami. Chwycił jej dłonie i wyciągnął przed siebie w kierunku ofiary. Palce kobiety bezskutecznie próbowały ześlizgnąć się ze spustu.
-Błagam, nie! Nie chce tego robić! Wystarczy, że go wam tu przyprowadziłam!
-Nie, Cathrine. Adlerowi to już nie wystarcza. Czas udowodnić lojalność!– zaśmiał się diabolicznie. -  Co, boisz się? Przykro ci? Nie martw się, zabiłaś go już wcześniej, zagadując w barze. Teraz to czysta formalność!
Odgłos wystrzału wyrwał Keller z koszmaru. Ciężko dysząc usiadła na łóżku. Wierzchem dłoni otarła pot z czoła. Zauważyła leżące obok na prześcieradle dokumenty. Zamaszystym ruchem zrzuciła je z łóżka.  
„To nawet nie jest manipulacja. To są fakty.” – zbyt wiele słyszała o eugenice, zbyt wiele widziała na własne oczy w Berlinie, jeszcze długo przed wojną, by nie uwierzyć dokumentom.  
„Tak. Są do tego zdolni.” Nie tylko nie uznała dokumentów za fałszywe, ale nawet była wdzięczna Blackmountainowi, że nie ukrywa przed nią takiej prawdy. Inna rzecz z Adlerem. Poczuła się osaczona. W pułapce, której ściany powoli zbliżają się do siebie. Współpraca, z której nie można zrezygnować. „Historia lubi się powtarzać”. – zaśmiała się gorzko. „Niczego się nie nauczyłam. Tym razem, co gorsza, wybrałam tą drogę sama. Nikt mnie nie zmusił.” – głowa ciężko opadła na dłonie. „Poszłam tam przez niego.” – uświadomiła sobie, a przed oczami stanął jej Sebastian. „Nie. Gorzej. Poszłam tam za nim.”

****************************

-Pieprz się, Blackmountain!
-Sama się pieprz, Keller!
-Kurwa, przestańcie się kłócić! – kierujący Jeepem spokojny, wręcz nieśmiały zazwyczaj Emanuel walną pięścią w kierownicę. Miał dość. Ostatnio cały czas mieli do siebie mniej lub bardziej wypowiedziane pretensje. – Skupcie się, do cholery! Jest robota do wykonania!
Oboje jak na rozkaz zaczęli przez szybę przyglądać się mijanej właśnie głównej bramie siedziby gestapo. Plan jeszcze niedopracowany, a wjazd był jego  strategicznym punktem. A właściwie wyjazd.
-O czternastej zmieniają wartowników. Musimy przyjechać po niego najpóźniej o trzynastej. Będą sprawdzać dokumenty, to chwilę zajmie.
-To będzie nietypowe. Mogą cię coś zagadywać, Cathrine… - szepnął Sebastian i delikatnie pogłaskał wierzch dłoni kobiety. Nie cofnęła ręki. Spojrzał z troską – wyglądała na bardzo przejętą. „Teraz pewnie żałuje.” – domyślił się. Choć po akceptacji planu przez Adlera było już za późno, to sam też zaczął się wahać. Wpadka oznaczała tylko jedno.  
Dzień wcześniej Keller najpierw stanęła jak wryta,  ujrzawszy go przymierzającego mundur oficera SS. Miał wrażenie, że widok przypadł jej do gustu. Uśmiechnęła się zalotnie.
Chwilę później wybuchła śmiechem, kiedy z mocnym francuskim akcentem przedstawił się fałszywym niemieckim nazwiskiem.  
-W życiu ci nie uwierzą! – parsknęła, ale widząc wkurzenie Sebastiana pohamowała wesołość.  
-Taka jesteś mądra?! Sama to zrób!- krzyknął ze złością. - Ciekawe czy tobie wydadzą więźnia?! – urażona męska duma nagle ustąpiła miejsca wrodzonemu sprytowi. Błysk w oku nie zapowiadał nic dobrego.
-O nie, nie… - cofnęła się wystawiając drżącą rękę przed siebie. – Nie patrz tak na mnie!
Stojący obok Emanuel odsunął się i mocno skupił na oglądaniu trzymanej dla przełożonego czapki ze znaczkiem trupiej czaszki. Para zdawała się nie przejmować jego obecnością.
-Dlaczego nie? Pamiętam, że do twarzy ci w mundurze… - Blackmountain  powoli zaczął odpinać guziki marynarki, żeby wręczyć ją Keller.  
-Sebastian, to szaleństwo! Nawet jeśli załatwicie mundur dla kobiety, to będzie to taki ewenement, że… - Keller zadrżała, uświadamiając sobie marne szanse na powodzenie akcji.  
-Spokojnie, nie będziesz sama. Pojedziemy z tobą jako… hmm.. asystenci? – rzucił okiem na Emanuela. Chłopak próbował zapaść się pod ziemię. Odbicie więźnia gestapo, członka francuskiego ruchu oporu, przez trzech przebierańców, w tym jedną przerażoną pomysłem kobietę, słusznie jawiło mu się jako wspaniałe zakończenie ciekawego, choć krótkiego życia. „Prościej od razu samemu strzelić sobie w łeb.” – pokręcił głową, drapiąc paznokciem przytwierdzony nad daszkiem czapki metalowy znaczek SS.  

************************

-Cathrine… Moja droga Cathrine…. – Adler zaproponował papierosa i szarmancko podsunął kobiecie ogień. -Poprosiłem, żeby przyszła pani sama, bo chcę jeszcze raz wyrazić podziw dla niezwykłego sprytu i zaangażowania w ostatniej akcji.  
Świetny humor wskazywał, że zaangażowaniem w akcję odkupiła winy. Adler wyglądał, jakby w ogóle nie żywił do niej urazy za ostatnią niesubordynację. Wręcz o tym nie pamiętał.  
-Pomysł był Sebastiana. -  Keller wyprostowała się na krześle.
„Powinien tu być.” – od czasu odmowy tłumaczenia dokumentu nie czuła się komfortowo w gabinecie dowódcy. O ile kiedykolwiek tak się tam czuła.  
-No może… Ale wykonanie pani! Co za brawura! Naprawdę, ma pani stalowe nerwy. Brawo!
-Dziękuję, szefie. Czy… czy to na razie koniec? – sama się zdziwiła swojemu naiwnemu pytaniu.
-Jaki koniec?! Cathrine! Takiego talentu nie można zmarnować! – Adler zaśmiał się jak zwykle zbyt głośno. – Koniec z pierdołami, jak szmuglowanie paczek i tłumaczenie dokumentów. Pani jest wręcz stworzona do wspanialszych dzieł! – klepnął się rubasznie po udzie.
Keller zmrużyła oczy i zamieniła się w słuch. Leciutki dreszcz przeczucia, który przeszedł po karku, nie wróżył niczego dobrego.
- I właśnie mam wobec Pani pewien zamysł. – wyciągnął z szuflady biurka teczkę osobową i podał Keller. Zdjęcie w środku przedstawiało przystojnego czterdziestokilkuletniego mężczyznę.  
– Oto kapitan Oscar Hochberg. Pani kolejne wyzwanie. – uśmiechnął się tajemniczo.

**************************

-Nie jestem jego dziwką! – Keller kolejny raz krzyknęła, tym razem poprawiając przekaz rzuceniem szklanką w drzwi. Wypowiedzenie umowy mieszkania, przy takich odgłosach,  zdawało się być tylko kwestią czasu.
-Kochanie, uspokój się! Nikt nie mówi, że… - Blackmountain próbował ratować sytuację, ale wewnątrz sam trząsł się ze wściekłości. Tak naprawdę jednak obawiał się, że kiedyś do tego dojdzie. „Baba w wojsku” – przypomniał sobie własne słowa. Roztropnie ugryzł się w język przed „A nie mówiłem…”.  
-Nie? A jak myślisz? Współpraca, pozyskiwanie informacji! Jak?! Opowie mi wszystko przy kawie? – Cathrine ukryła twarz w dłoniach tamując łzy. – Adler powiedział, że gdy Hochberg przyjedzie w przyszłym tygodniu do Paryża to mam znaleźć sposób, by maksymalnie się do niego zbliżyć! Poznać i zdobyć zaufanie! Rozumiesz?!
Sebastian bez słowa pogładził Keller po ramieniu. Rozumiał. Nie wiedział, co powiedzieć.  
Nagle Cathrine odsłoniła twarz, wyprostowała się i wzięła głęboki oddech. Odsunęła pocieszającą ją rękę.
-Pójdziesz do niego i powiesz mu, że się nie zgadzasz! –wycedziła, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. – Nie zgadzasz się i już! Niech sobie poszuka innej kurwy.
-Cathrine… - Blackmountain wziął głęboki oddech. –To nie takie proste…
-Co nie jest proste?! – odwróciła się gwałtownie. – Co ty mówisz?!
Mężczyzna potarł dłonią czoło. Spojrzał w bok.  
- Adler uznał, że ty najlepiej się do tego nadajesz. A on nie zmienia swoich decyzji...
-Czyli tobie to pasuje? Jest w porządku? – kobieta zatrzęsła się ze wzburzenia.  
-Nie, kurwa! Nie jest w porządku! – krzyknął. - Ale co ja mogę, Cathrine?!  
Keller potrząsnęła głową. Odwróciła się do okna.
-Wyjdź! – poleciła tonem już spokojnym, ale nieznoszącym sprzeciwu.
-Co?!
-To co słyszałeś. Wyjdź! Tyle chyba możesz?  

Została sama. Usiadła na brzegu łóżka czując, że nagły ból głowy rozsadzi jej czaszkę. Schowała głowę w dłoniach.  
"Muszę coś zrobić. Tylko co? I jak? Sama." - gorączkowo starała się  wymyślić wyjście z patowej sytuacji.  
"Sama". - zadźwięczało w uszach.  
"Nigdy nie byłaś sama." - pojawiła się dająca nadzieję odpowiedź.  
"Zawsze mogłaś liczyć... na siebie. Trzymaj się planu."

angie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 2815 słów i 17050 znaków. Tagi: #romans #wojna #francja #niemcy #więzienie #lekarz #żołnierz

Dodaj komentarz