Vive la F... - cz. 26. He's just a kid.

Vive la F... - cz. 26. He's just a kid.Po raz kolejny Keller szła na wezwanie Blackmountaina. Wcześniej chciał się z nią zobaczyć, by podziękować za informacje od tłumacza.  
„Bardzo przydatne. Przysłużyłaś się i nam i jemu. Tak jak obiecałem, wkrótce go zwolnimy. Dobra robota, gratuluję!”  
Cathrine jednak nie czuła się dobrze. Nie tylko nie wierzyła w zapewnienia Sebastiana. Przede wszystkim czuła niesmak. Nie na tym miała polegać jej praca. Dla spokoju sumienia, stwierdziła, że zaoszczędziła mężczyźnie cierpienia. Jak lekarz. Tylko inaczej. Chociaż nawet nie pamiętała zbyt dokładnie, jakimi słowami udało się jej nakłonić tłumacza do współpracy. I nie chciała pamiętać. „Ten jeden, jedyny raz.” – obiecała sobie.
Kolejne wieczorne wezwanie budziło obawy co do możliwości dotrzymania złożonej sobie obietnicy.
-Chyba ma złamany obojczyk. – Blackmountain  bez emocji wskazał na młodego mężczyznę ze spuszczoną głową siedzącego na krześle.
Keller przyklęknęła przed krzesłem, ale nie zdążyła dotknąć ramienia chłopaka, kiedy w oczy rzuciła się jej jego młoda twarz. W sekundzie doskoczyła do porucznika.
-Sebastian, to jeszcze dziecko! – w ledwo stłumionym szepcie oburzenie  mieszało się z niedowierzaniem.
-Przestań, oni tylko tak wyglądają. Zresztą nie jest tu bez przyczyny. –Blackmountain był ewidentnie sfrustrowany przeciągającym się przesłuchaniem. - Lepiej się nie interesuj, tylko zajmij się tym obojczykiem!  
-Ile masz lat? Jak masz na imię? – Keller wróciła do chłopaka. Delikatnie podniosła w górę jego poranioną od uderzeń twarz. Dygotał na całym ciele.  
- Je ne comprends pas… - wyszeptał. –Ich bin ein Deutsch.  
-Bist du Deutsch?! – prawie krzyknęła. – Co tu robisz? Ile masz lat?!  
-Dziewiętnaście.  
Wiedziała, że kłamie. Miał najwyżej szesnaście lat. „Niemiec.” – nie mogła przestać myśleć.  
-Jak ci na imię? – dopytując, równocześnie palcami ostrożnie badała ramię. Obojczyk był złamany co najmniej w dwóch miejscach.
Młody zacisnął poranione usta. Z bólu. I odmawiając odpowiedzi.
- Ich bin Deutsch auch. Halb Deutsch. – Cathrine próbowała dodać chłopakowi odwagi. Blackmountain ewidentnie już się do niego przyłożył. – Mein name ist Cathrine und…
-Pani doktor, pyta się jak masz na imię, gnoju! – Sebastian z całej siły ścisnął młodego za złamane ramię. Chłopak krzyknął z bólu.
-Przestań! – Keller wstała gwałtownie. - Po co to? Przecież rozmawiamy…  
-Nie po to cię wezwałem. Odsuń się, już nie jesteś potrzebna. – Blackmountain stanął przed chłopakiem, ignorując Keller. – No, to obojczyk mamy załatwiony. Wiesz, że masz jeszcze z dwieście, na razie całych,  kości.  Dowiemy się w końcu jak masz na imię?
Choć niemiecki porucznika nie był idealny, chłopak musiał go zrozumieć. Ponownie zwiesił głowę.  Dygotał, ale nie reagował.
Sebastian dokładnie wymierzył uderzenie. Młody zachwiał się na krześle.
-Nie! – Cathrine krzyknęła. – Przestań!  On...on zaraz powie. Poczekaj, spytam go.  
-Już go pytałaś. Nie mam czasu.  
-Imię?! – Blackmountain odczekał kilka sekund. Kolejny cios spadł na policzek chłopaka.  
-Imię!! – krzyknął ponownie.
-Nie! – Keller szarpnęła za podniesioną rękę – Przestań, bydlaku!
Blackmountain powoli odwrócił się do Keller.
-Co ty powiedziałaś? – z ironicznym uśmiechem udawał, że nie dosłyszał.  
-Powiedziałam, żebyś przestał. – Keller postanowiła nie spuszczać z tonu. – Powiedziałam żebyś przestał – powtórzyła dobitnie - bo robisz to tylko dla przyjemności. On albo nic nie powie, albo nic nie wie.  
- Tak myślisz? – zaśmiał się jej w twarz. - To spójrz na to!  
Blackmountain zamachnął się, ale poczuł jak Keller łapie jego rękę w locie.
- Jeśli potrzebujesz kogoś uderzyć, to uderz mnie. – Cathrine ze zdziwieniem usłyszała swoje własne słowa.  Jednak stała na wprost Blackmountaina, patrząc na niego wyzywająco. Za późno, by udawać przejęzyczenie. Przełknęła ślinę.  
Sebastian podszedł do niej bliżej. Z wściekłością otaksował ją wzrokiem.
-Zgodnie z życzeniem, doktor Keller. – wycedził i wziął potężny zamach.  
Cathrine wpadła na ścianę. Powoli, przytrzymując się dłońmi osunęła się po niej na ziemię. Miała wrażenie, że uderzenie, choć z otwartej dłoni, złamało jej szczękę. Z bólu oczy zaszły jej mgłą, oddech stał się urywany, a serce próbowało rozerwać klatkę piersiową. Ciało dygotało w szoku.  Oparła rękę wyżej o ścianę, tak, aby ukryć za nią swoje zażenowanie.  Wiedziała, że Blackmountain nie odpuści w obecności chłopaka, ale nie sądziła, że przyłoży się aż tak dosadnie.
Przez chwilę Sebastian triumfalnie stał nad nią, patrząc jak klęczy pochylona przed ścianą. „Tego się nie spodziewałaś?!” – pomyślał z satysfakcją. Już miał się odwrócić, kiedy zaczęła się powoli podnosić.  
Blackmountain przypatrywał się z ciekawością. Keller stanęła w miarę możliwości prosto, z dziwnym wyrazem oczu. Nie było w nich, tak dobrze mu znanej nienawiści. Raczej nieposkromiona prośba.
-Przestań go bić. – wyartykułowała.
-Chwila! – zaśmiał się  nerwowo – Może coś sobie wytłumaczmy, bo nie rozumiem! Znasz go? A może wstawiasz się za nim dlatego, że jest Niemcem?
Keller nie odpowiadała. Stała prosto. Wyczekiwała.
Blackmountain parsknął z ironią.  
-Młody?! – raptownie odwrócił się do chłopaka i ostro chwycił za brodę, podnosząc jego głowę do góry.– Znasz tą panią? Hmm? A może to twoja matka, co? – Blackmountain zaśmiał się szyderczo, nie spuszczając wzroku z Keller.- Chyba tylko matka potrafiłaby tak bezinteresownie wstawić się za dzieciakiem…  
- No powiesz coś w końcu? – odwrócił się od młodego. – Nie? No to spójrz na to.  
Podszedł do Keller. Złowrogo, z satysfakcją zmierzył ją wzrokiem.  
Zamknęła oczy i w oczekiwaniu na cios wstrzymała oddech.  
Ściana.
Podłoga.  
Krew kapiąca z rozciętej wargi.
Ciemność przed oczami.
- Przestań. – Blackmountain usłyszał zza pleców łamany francuski, ale nie odwrócił się od razu. Niewzruszony, stał nad Cathrine i próbował wybadać, czy nie przesadził.  
-Przestań! Będę mówił…. Nazywam się Johann von Borcke.  – młody, ale pewny głos kontynuował. -   Tak, jestem synem  Sturmbannführera Joahima von Borcke, ale ojciec nic nie mówi mi o swojej pracy. Nie przydam się wam. – Johann wziął głęboki oddech. - Mam piętnaście lat. Nie znam tej pani, ale sądzę, że może już stąd iść. Porozmawiamy sami.  
Sebsatian pokręcił z niedowierzaniem głową.  
-Słyszała pan, pani doktor. Może pani wrócić do siebie. -  w jego głosie nie było ironii.  Bardziej podziw i niedowierzanie dla sceny, której był właśnie świadkiem. Zawołał jednego ze strażników, który pomógł Catrhine wstać. Wychodząc skrzyżowała wzrok z Johannem.
- -----
Dwie godziny później  Blackmountain zapukał do oficerki Keller. Nadal trzymała zimny kompres na policzku. Nie spojrzała na wchodzącego Sebastiana.  
-Jesteś genialna! – już od progu zaczął z nieukrywaną radością. – Świetnie to wymyśliłaś! Nie martw się o niego, zdaję sobie sprawę, że nic nie wie. Obiecuję, że nie zrobię mu krzywdy. Po prostu wymienimy go na kilku naszych ludzi. Długo czekaliśmy na taką możliwość.  
Sebastian gadał z przejęciem. Dopiero po chwili przyjrzał się Keller. Pusty wzrok wbiła w sufit.  
-Cathrine? W porządku? Przepraszam, jeśli przesadziłem. Na prawdę nie chciałem. Jednak widzisz, że inaczej nie ma efektów. – zmieszał się, widząc, że nie reaguje.
-Pójdę już. – dotknął jej dłoni.  – Jakbyś czegoś potrzebowała…  
Zamilkł zażenowany. Wyszedł pośpiesznie.

Dodaj komentarz