Vive la F... - cz. 13. I know you.

Vive la F... - cz. 13. I know you.Przejazd przez bramę, pierwszy raz na zewnątrz od dwóch miesięcy, sprawił, że Keller poczuła się melancholijnie, ale nie chcąc psuć nastroju, szybko odgoniła przykre myśli. Złożona plandeka jeepa wpuszczała przyjemne jesienne słońce. Cathrine chętnie wystawiłaby twarz do słońca, ale póki co siedziała bez ruchu, przyczajona w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń. Blackmountain spojrzał na nią ukradkiem kilka razy, ewidentnie również zmieszany ciszą.
- Pojedziemy do Saint Antoinne. Do popołudnia będzie tam dzisiaj jarmark. – zaczął pierwszy, nie doczekawszy się inicjacji rozmowy.
-Świetnie! Nie śpieszę się z powrotem. - odpadła pogodnie. "Mogę nawet w ogóle nie wracać” – dodała w myślach, ale po chwili zganiła się za ofensywne nastawienie. Wiedziała, że tym sposobem tylko sobie zaszkodzi. Okazywanie pozytywnego podejścia było trudniejsze niż sobie to wcześniej zaplanowała. Jej ciało było napięte, oddech płytki, a ruchy zbyt nerwowe. Tak naprawdę cały czas czekała na odkrycie kart, na najgorszy scenariusz. Nadinterpretacja każdego ruchu mężczyzny stała się obsesją. Kiedy zmieniając biegi przypadkowo dotknął jej kolana, odsunęła się gwałtownie. Sebastian łaskawie udał, że tego nie zauważył.
-Co to w ogóle jest za okolica? Nie znam tego regionu, a bardzo tu przyjemnie. Zwłaszcza roślinność – taka bujna!
"Bingo, dziewczyno! Popytaj go, niech gada, niech się czuje ważny.” – Keller uśmiechnęła się miło, ale Sebastian nie mógł przypuszczać, że to do własnych myśli.  
Z pasją zaczął opowiadać o regionie, bliskości morza, pięknych zamkach. Rzeczywiście, droga którą wybrał była urodziwa i raz po raz, za zakrętem ukazywały się przyjemne dla oczu widoki lasów, pól zakończonych klifami i zabudowań w oddali.  
Prawie cała trasa była pusta, nie licząc kilku wozów. Jak na teren okupowany, było wyjątkowo spokojnie i cicho jak gdyby ten kawałek świata ominęły okrucieństwa wojny.  
Blackmountain zamilkł wpół słowa gdy dojechali do rozwidlenia. Zawahał się, spojrzał ukradkiem na Cathrine i skręcił w drogę w kierunku lasu. Keller usilnie udawała, że nagła zmiana nie wprawiła jej w popłoch. Ale naprawdę zmroziło ją, gdy po chwili zjechał na pobocze. "To już?” – czuła jak zaskoczenie i strach nadepnęły jej na płuca.  
-W porządku? –tłumiąc drżenie głosu zapytała jakby nigdy nic.
Blackmountain miał posępną minę. Wysiadł z wozu.  
-Muszę jeszcze coś załatwić.
Podszedł do bagażnika. Cathrine wyzdrygneła się, gdy rzucił jej na kolana wojskową kurtkę.  
-Ubierz to – rozkazał krótko.
Po chwili jazdy leśnym duktem dojechali pod wielką, metalową bramę. Strażnik rozpoznawszy porucznika, otworzył ją bez słowa.  
-Nie wychodzisz. Z nikim nie rozmawiasz. – nie patrząc na Cathrine, zaparkował na dziedzińcu przed okazałą, modernistyczną willą.
- Postaw wyżej kołnierz i zsuń się trochę w dół. – Keller błyskawicznie wypełniła polecenie. Wiedziała, że teraz nie czas na pytania, a na pewno nie na najważniejsze: po co ją tutaj przywiózł. Z lękiem obserwowała jak Blackmountain odpina kaburę z bronią i wrzuca ją do schowka przed jej kolanami; wysiada z samochodu i z szeroko rozpostartymi ramionami staje przed ochroniarzem pilnującym głównego wejścia.  
Nie wiedziała, do kogo idzie, a tym bardziej nie potrafiła sobie wyobrazić kogoś, dla kogo Blackmountain pozwala się przeszukać.  Kiedy jego sylwetka zniknęła za drzwiami, poczuła pustkę. Została sama. Gorzej - została z przypatrującym się jej strażnikiem. Ubrany w militarny, czarny uniform, ale bez żadnych naszywek, wlepił w nią wzrok i głupio się uśmiechał. Kurtka niewiele pomagała. Keller czuła się jak naga.
"Sebastian, wracaj!” – szepnęła i nagle jak drapieżny ptak dopadła ją myśl, że nie przewidziała jeszcze jednego scenariusza. Blackmountain przywiózł ją tu i ona już tu zostanie. Oddana, sprzedana, wymieniona na któregoś z żołnierzy. Cokolwiek.  
Tego wariantu nie brała wczoraj pod uwagę.
W panice znów z trudem łapała powietrze, ale nie drgnęła. Broń zdawała się wołać do niej ze schowka. Za to cholerna, za duża kurtka będzie utrudniać ruchy. Cathrine nieruchomo, rzucając tylko wzrokiem na strażnika, otoczenie i schowek, analizowała sytuację.
Kluczyki.
Blackmountain zostawił je w stacyjce.  
Musi tylko: wyciągnąć broń, odwrócić samochód, sforsować bramę. Zignorować krępujący ruchy materiał i ochroniarza, który najpewniej zacznie strzelać. W koła. Lub w głowę.  
Keller wiedziała, że ma mało czasu. Powoli podwinęła rękawy kurtki w górę. Odniosła wrażenie, że na ten widok strażnik uśmiechnął się obleśnie. Ostrożnie wyciągnęła rękę w kierunku schowka i pociągnęła za uchwyt. Kliknięcie odblokowanej sprężyny zagłuszyło uderzenie ciężkich drzwi o framugę. Cathrine wystraszona spojrzała na wejście do budynku i kolanami domknęła schowek. Blackmountain już schodził po schodach. Nerwowo, ale z zadowoleniem na twarzy. W ręku niósł zwitek dokumentów. Wsiadł do samochodu, dyskretnie wyciągnął jeden z nich.  
-Schowaj do kieszeni. Nie otwieraj teraz. I nie podnoś się jeszcze. – rozkazał i resztę wrzucił do schowka, prosto na broń. Pospiesznie odpalił silnik i sprawnie wycofał. Ruszył w kierunku bramy.  
Cathrine jak porażona nie śmiała drgnąć. Rzuciła tylko okiem na Sebastiana i na budynek. Zasłona na parterze uchyliła się nieznacznie i Keller mogłaby przysiąc, że zna postać która się ukazała się w oknie. Zna z pierwszych stron gazet. Niemieckich gazet.

angie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 970 słów i 5730 znaków, zaktualizowała 31 gru 2018. Tagi: #romans #wojna #francja #niemcy #więzienie #lekarz #żołnierz #zdrada

3 komentarze

 
  • agnes1709

    Nieźle Ci to idzie, bardzo zgrabnie:D

    17 gru 2018

  • angie

    @agnes1709 Bardzo dziękuję. Miód na moje uszy... eee... oczy... 😉

    17 gru 2018

  • Somebody

    Dobra, trochę nadgoniłam. Reszta po pracy  ;) Tymczasem super  :)

    5 gru 2018

  • angie

    @Somebody  Dziękuję! Nadaję dalej :)

    5 gru 2018

  • angie

    @Somebody PS Myślałam, że już odpuściłaś, bo taka cisza w eterze była :)

    6 gru 2018

  • AnonimS

    Trzymasz poziom. I zwiększa napięcie

    5 gru 2018