Vive la F... - cz. 27. Coming closer.

Vive la F... - cz. 27. Coming closer.„Wóz albo przewóz” – Keller nacisnęła na klamkę drzwi gabinetu porucznika. Już w momencie, gdy jeden z żołnierzy przekazał jej tragiczną informację, wiedziała, że nie ma dużo czasu na zastanowienie. Postanowiła zaryzykować.
Widok pomieszczenia nie zaskoczył ją szczególnie. Prawie wszystkie dokumenty,  w szale zrzucone jednym zamacham z biurka, teraz pokrywały większość podłogi, jak gdyby w bezruchu oczekując na kolejny wybuch furii.  
Sebastian siedział przy biurku, z głową ukrytą w dłoniach. Mimo, że nie spojrzał, musiał ją dojrzeć, lub rozpoznać po krokach.  
-Czego chcesz? – warknął.  
-Chciałam… powiedzieć Ci tylko, że … jest mi przykro i bardzo Ci współczuję.  
-Przestań pieprzyć! Nienawidziłaś jej!- powiedział głośno, ale nie krzyknął ze złością. - Idź sobie.
Keller wzięła głęboki oddech.  
-Nie można nienawidzić kogoś, kogo się nie zna.- spokojny głos przemienił się w szept.- Spotkałam Solange tylko raz.  
Podeszła bliżej. Blackmountain wstał i spojrzał na nią z wyrzutem, jakby użyła zakazanego imienia. Nigdy wcześniej nie widziała go w takim stanie. Zazwyczaj dumny i pewny siebie, często wściekły i nieustępliwy, teraz wyglądał na zmęczonego i obolałego. Śmierć Solange w jednej chwili odebrała mu siłę i dodała lat.
Wstał i odwrócił się w kierunku okna. Oparł dłonie o zimny, marmurowy parapet. Keller namyślając się chwilę, poprawiła niesforny kosmyk. Zrobiła krok, położyła rękę na ramieniu mężczyzny.  W pierwszej chwili wzdrygnął się, jakby zdziwiony, nie spojrzał, ale też nie strząsnął dłoni.  
-Wiem, co czujesz. Co znaczy kogoś stracić. Dlatego mimo wszystko, co nasz dzieli, potrafię ci współczuć. – Cathrine przeniosła dotyk na zaciśniętą, opartą o parapet,  pięść porucznika.  Stanęła obok. Wspólnie obserwowali ćwiczących na placu żołnierzy.  
Sebastian nie spojrzał na nią, ale nie cofnął ręki. Skupił się na musztrze podkomendnych.
-Była jak moja młodsza siostra. – zaczął po chwili. Jego głos był spokojny, ale pełen głęboko ukrytego cierpienia.  – Miałem tylko ją, a wysyłałem w najgorsze akcje. Bo nauczyłem  wszystkiego, bo była najlepsza. Najodważniejsza. Aż do szaleństwa. Ale nie była niezniszczalna.  Zapomniałem o tym.
Keller słuchała nie przerywając. Zastanawiała się, czy jakkolwiek skomentować słowa Sebastiana. Postanowiła na razie tylko słuchać.
-Ona o tym zapomniała. Albo nigdy nie chciała wiedzieć. Wydaje mi się, że tak ją nauczyłem.  Albo sama taka była. – Blackmountain kontynuował nieporuszony. – Po tylu latach odkrywam, że nie potrafię właściwie ocenić ludzi. Ich możliwości. Przeceniam je, albo niedoceniam. Zwłaszcza w sytuacjach ekstremalnych. Teraz zostaję z tym sam.    
Zastanowił się na chwilę. Spojrzał na kobiecą dłoń ogrzewającą jego szeroką, szorstką pięść. Zabrał rękę, nie przestając obserwować żołnierzy, zrobił krok w tył od okna. Chwycił stojącą u jego boku Keller za ramiona i powoli przesunął między parapet a swój tors. Stał tak blisko, że dotykała plecami jego koszuli. Czuła ciepło oddechu na swojej szyi. Poczuła się dziwnie, ale nie protestowała. Przeszkadzało jej tylko, że nie widzi jego twarzy. Pomyślała, że i tak nie dostrzegła by na niej jego emocji. Mogła je jedynie zgadywać.  
Oparła dłonie o parapet, ale poczuła jak Sebastian delikatnie chwyta ją za oba nadgarstki i krzyżuje ręce wraz ze swoimi na jej brzuchu. Równocześnie przytulił się do jej pleców. Keller została zablokowana  jak w klatce pomiędzy widokiem kompanii a jej dowódcą za swoimi plecami. „Tylko spokojnie.” – upomniała się i skupiła się na powolnym, głębokim oddechu. Pomimo uścisku rozluźniła mięśnie, a nawet przysunęła lekko głowę do tyłu. Teraz  Sebastian  opierał brodę na jej ramieniu.  
Jego dotyk był ciepły i czuły, mimo, że pod koszulą wyczuwała  żelazne, napięte mięśnie. Zdawała sobie sprawę, że jednym uściskiem mógłby skręcić jej kark. Poczuła, że za chwilę ogarnie ją panika, że idąc tu nie chciała być aż tak blisko, wpaść w pułapkę własnego planu. Zadrżała. Skupiła się na zebraniu myśli. Chciała coś powiedzieć, ale nie chciała przerywać mu chwili, której potrzebował.  Chciała potwierdzić, że będzie go wspierać, że nie jest sam. Ale on, swoją własną decyzją,  już nie był sam. Mogła tylko czekać.
Po chwili Blackmountain powoli wypuścił powietrze, jak gdyby chciał się pozbyć ogromnego ciężaru. Przycisnął Cathrine jeszcze mocniej do siebie. Przysunął usta do jej ucha, jakby chciał coś  szeptać w pokoju pełnym wrogów.
-Moja Solange zginęła w zasadzce przygotowanej przez Oliviera Hunta. Jak podejrzewałem, jest niemieckim szpiegiem. – Keller wzdrygnęła się, a Blackmountain wziął głęboki oddech. - Przynajmniej ty nie dałaś się mu zwieść.  
Zatopił usta w jej włosach. Głęboko, bardzo powoli wdychał jej zapach, nie spuszczając  wzroku z ćwiczących. Tak jakby nic więcej go w niej nie interesowało. Tylko możliwość spowiedzi u kogoś, kto nie powtórzy dalej.
Keller pozostała tylko jedna możliwość – spokojny, miarowy oddech. Częściowo pomógł rozluźnić mięśnie, ale nie miał wpływu na szał myśli przetaczający się przez jej głowę. Zdawało się, że stoją tak już od wieków, a żadna z sekund nie przyniosła odpowiedzi.
„Co teraz? Co dalej? Czego chcesz, Blackmountain?” – Cathrine przerażona sytuacją, analizowała wszystkie możliwości, nie potrafiąc postawić na żadną z nich. „Kolejna próba? Czy kolejny etap? Pocałunek czy uderzenie?” – sinusoida wydarzeń sprawiała, że nie potrafiła nawet określić co zaskoczyłoby ją bardziej. I czego ona sama by chciała. Wyrzucała sobie, że nie przemyślała rozwoju wydarzeń po decyzji o przyjściu tutaj w tej chwili. Szła na żywioł, pewna swojej zagrywki. Przeceniona przez samą siebie. Teraz mogła jedynie nastawić się na scenariusz Blackmountaina.
Chwila dłużyła się, a żadne z nich nie podejmowało decyzji. Keller z powodu ograniczonych możliwości. Sebastian – nie chcąc sobie przerywać przyjemności. Spokoju. Słabości. Zrozumienia.  
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Oboje jak oparzeni odskoczyli od siebie. Oboje w zmieszaniu poprawili nerwowo włosy i mundury.  
-Wejść! – rozkazał Sebastian, rzucając okiem na porozwalane po podłodze dokumenty.
Żołnierz, profesjonalnie niewzruszony widokiem stanu gabinetu i odwróconej do niego plecami Keller, zdał relację i pośpiesznie się oddalił.  
-Przepraszam cię, muszę zabierać się z powrotem do pracy. – unikając wzroku Cathrine, Sebastian zaczął nerwowo zbierać dokumenty z najbardziej oddalonej od okna części podłogi.  
Keller schyliła się i podniosła kilka papierów leżących po jej stronie biurka. Zebrała je razem, położyła powoli na blacie. Spojrzała na odwróconego Sebastiana, osłoniętego wielkim meblem. Zdawał się nie śpieszyć ze swoją częścią bałaganu. Odczekała kilka sekund. Nie spojrzał na nią ani razu.
-Do zobaczenia później. – wyszła niezatrzymywana.

angie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 1217 słów i 7241 znaków. Tagi: #romans #wojna #francja #niemcy #więzienie #lekarz #żołnierz #zdrada

Dodaj komentarz