Vive la F... - cz.24. Helpless.

Vive la F... - cz.24. Helpless.Blackmountain zmierzał szybkim krokiem w stronę oficerki. Jeśli to co podszepnął mu jeden z żołnierzy jest prawdą, to lepiej było zostawić broń w gabinecie. Było.  
Drzwi do mieszkania Keller otworzyły się z hukiem. Wściekły porucznik wpadł do środka i popchnął zaskoczonego Oliviera na ścianę.
-Co to kurwa ma znaczyć? ! Miałeś ją wyleczyć,  a nie popijać razem angielskie herbatki!
-Sebastian, przestań! – Cathrine krzyknęła i próbowała złapać go za rękę.
-Zamknij się! Z tobą zaraz pogadam!  - wrzasnął na Keller. – Nie po to tu jesteś, żeby się kurwa tyle z nią cackać!  
Hunt podniósł lekko ręce w  górę, na znak, że wycofuje się walkowerem.
Blackmountain odwrócił się do Cathrine, przysunął krzesło i usiadł naprzeciwko.  
-Moja droga, jak się dziś czujesz? – złośliwa ironia nie była aż tak bolesna jak to, że gwałtownie ujął jej złamany nadgarstek, udając że go bada. – Potrzebujesz trochę więcej  czasu? A może jeszcze trochę więcej tego sympatycznego Anglika?
Keller wyrwała nadgarstek z jego dłoni i opuściła głowę.  
-Sebastian, proszę… - szepnęła. – To nie tak jak myślisz.  
-Gówno wiesz, co ja myślę! Taki masz plan? Przesiedzieć sobie tu do końca wojny?  
Wstał raptownie.  
-Ogarnij się w końcu! – Blackmountain nie wahając się wymierzył jej policzek. Nie mocny. Ale bolesny przez fakt, iż pierwszy od tamtych, które miały być ostatnimi.
Keller krzyknęła i chwyciła się za twarz.
-Ty skurwielu! –  Hunt wystartował do Sebastiana, który w miejscu przystopował go błyskawicznie  wycelowaną bronią.  
Catherine wyciągnęła dłoń w kierunku Anglika.
-W porządku,  Olivier! On ma rację. To już trwa zbyt długo. Nie jestem tutaj na wakacjach.  – spojrzała na Blackmountain’a, mając nadzieję, że uległością załagodzi sytuację.
-Wypierdalaj! – wycedził Blackmountain, nie spuszczając wzroku z Keller, jak gdyby wahając się co począć z nią dalej.  Hunt nawet nie spojrzał na Cathrine.  Wyszedł bez słowa.
Sebstian podszedł do szafy, otworzył ją z rozmachem i wyciągnął złożony w kostkę mundur.  
-Przebieraj się! - rzucił Cathrine ubraniem w twarz. Kobieta drżąc przeszła bez słowa do łazienki.  
Gdy tylko wyszła, Blackmountain wbił boleśnie palce, chwytając ją pod ramię i szarpnął w kierunku drzwi.
-Idziemy! – warknął. – Potrzebuję cię gdzie indziej.
-Sebastian, proszę, nie. Zostaw mnie. – Keller próbowała się wyrwać, ale zacisnął dłoń jeszcze mocniej.
- Zamknij się! Idziemy!
Chociaż szła posłusznie ledwo nadrabiając kroku, szarpał ją przy każdym zakręcie. Z przerażeniem zorientowała się, że idą do podziemi, w kierunku cel.
-Poruczniku, proszę. To na prawdę nie jest potrzebne! Proszę, nie! – zaczęła szeptać błagalnie.- Już jest w porządku, wracam do pracy.
-Pieprzę twoją pracę. – warknął i przyśpieszył kroku.  
Nie miała pojęcia jakie ma zamiary. Równie dobrze mógł ją zamknąć w karcerze jak i pobić jak przed kilkoma minutami. Lub jak na początku.  
Dotarli pod metalowe drzwi, pilnowane przez dwóch strażników.  Cathrine instynktownie zaparła się na znajomy widok.
-Sebastian, błagam! Nie! – szeptała w panice.
Ale wepchnął ją  do środka i Keller stanęła jak wryta. Rozpoznała pomieszczenie, stół, lampę i krzesło. Właściwie to dwa krzesła, jedno naprzeciw drugiego. Nie rozpoznała siedzącego na nim mężczyzny.  W niemieckim mundurze. Z przepaską na oczach. Z rękami skutymi za plecami.  
Cathrine zakryła usta, by nie krzyknąć. Spojrzała ze zdumieniem na Sebastiana.  
- Od trzech dni nie chce z nami gadać. Masz 10 minut. – Blackmountain zatrzasnął za sobą drzwi.
Osłupiała Keller starała się uspokoić oddech i drżenie całego ciała,  przez chwilę przyglądając się mężczyźnie. Był ewidentnie wycieńczony biciem i przetrzymywaniem bez jedzenia i spania, jednakże nie słaniał się, tylko próbował trzymać się prosto. Oddychał powoli, z trudem.  Nie widząc, nasłuchiwał, próbując zgadnąć z kim ma do czynienia.  
Powoli usiadła naprzeciwko. Podciągnęła rękaw munduru, by szczelniej zakrywał gips na ręce. Wzięła głęboki oddech i ostrożnie zdjęła przepaskę z oczu więźnia. Zacisnął powieki i zamrugał nimi kilkukrotnie, próbując złapać ostrość widzenia. Dała mu chwilę, a kiedy już w pełni świadomie spojrzał jej w twarz, patrząc z troską odezwała się szeptem.
-Ich heisse Cathrine Keller. Ich bin eine deutsche Ärztin.  Ich möchte  Sie helfen.
________________________
-W porządku? – Olivier zagadał z troską w głosie, rozcinając gips. Uważał, że to za wcześnie, ale po poprzedniej nocy Keller uparła się na pełny powrót do pracy.  
-Mam nadzieję, że nie zrobił ci krzywdy … - zażenowanie pytaniem było karą za wczorajszy brak zdecydowanej reakcji na Blackmountaina. Nie patrzył na kobietę, skupiając się na białej skorupie na jej ręce.
-Nie…  Nie.  Oczywiście nie był przyjemny, ale chciał tylko, żebym była tłumaczem. – Keller ugryzła się w język.  
Niezręczna cisza przerywana była jedynie odgłosem łamanego gipsu. Ból uwalnianego nadgarstka sprawił, że Keller cicho przyznała, iż faktycznie jest trochę za wcześnie.  
Do tego wciąż powracający, nieznośny  fakt -  Olivier został zmuszony do opuszczenia z kwatery za kilka godzin.
„Teraz albo nigdy” – zebrała się na odwagę zaufania.
-Olivier! Mam dosyć udawania, że w wszystko jest w porządku! Potrzebuję twojej pomocy! Muszę się stąd wydostać!
Mężczyzna uśmiechnął się wyrozumiale, ale nic nie odpowiedział.
-Proszę, zabierz mnie ze sobą! Nie wytrzymam tu dłużej! Błagam! – Cathrine zaczęła przełykać  łzy. Nie chciała, żeby to tak wyglądało, ale brak zdecydowanej oferty pomocy, sprawił, że poczuła się bezsilna.
-Wiesz, że gdybym tylko mógł… - Hunt delikatnie badał staw – Wygląda na to, że wszystko jest w porządku.- ocenił.
-Olivier, słyszysz co do ciebie mówię! Nic kurwa nie jest w porządku! To psychopata! Sadysta! W końcu mnie zabije! Nie rozumiesz?  
-Nie zabije cię, bo jesteś mu potrzebna. Teraz jeszcze bardziej niż kiedyś. Tylko musisz nauczyć się to wykorzystać. – odpowiedział spokojnie.
Keller nie zrozumiała jego słów, przejęta nagłą refleksją.
-Miej odwagę powiedzieć, że nie chcesz mi pomóc!  Albo boisz się go bardziej niż ja! – zarzuciła mu prosto w twarz, ale Hunt był niewzruszony.
-Pomogę ci. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Ale na razie tu zostaniesz.  Wytrzymasz. Bo ja cały czas będę tak jakby obok, my sweet Wallis. – uśmiechnął się tajemniczo i pocałował ją w czoło. Bez słowa pożegnania wstał i zamknął za sobą drzwi gabinetu.
--------------------------
Keller położyła się na boku, wpatrzona w zalane deszczem okno. Czuła się głupio z powodu chwili słabości, która w niczym jej nie pomogła, ale przede wszystkim rozgryzała ostatnie słowa Oliviera. „My sweet Wallis… Wallis… Wallis Simpson? Żona Edwarda VIII ? Byłego króla Anglii!” – myśli przebiegały z prędkością wiatru – „Tego który abdykował, oficjalnie z powodu planu małżeństwa z rozwódką. A nieoficjalnie – z powodu planów współpracy z Hitlerem!” – Keller przeszedł dreszcz. „Wierny poddany jedynego prawowitego króla Wielkiej Brytanii” – przypomniała sobie dawne słowa Anglika.  Usiadła z powrotem na łóżku.  Nadgarstek zaczął pulsować boleśnie.  Nagle uświadomiła sobie, że Hunt nie mógł trafić do Deauvielle przypadkiem. I że to z pewnością nie było ich ostatnie spotkanie.

angie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 1286 słów i 7675 znaków. Tagi: #romans #wojna #francja #niemcy #więzienie #lekarz #żołnierz

Dodaj komentarz