
Cathrine zamrugała dwa razy łapiąc ostrość otaczającej rzeczywistości. Zerwała się i usiadła na łóżku.  
Pukanie do drzwi? 
Tutaj nikt nigdy nie pukał. Nad ranem drzwi otwierały się bez ostrzeżenia, dostawała śniadanie i po półgodzinie otwierały się ponownie. 
Rozejrzała się po otaczającym półmroku, jednak kształty nadal nie przypominały tych z domu. Wciąż nie wybudziła się ze złego snu.  
Ponowne stukanie w drewno przywołało kobietę do pełni świadomości. Przeczesała ręką włosy i otworzyła drzwi. Nie mogła sobie przypomnieć kiedy i jak je zamknęła. Nigdy nie miała do nich kluczy. 
-Dzień dobry pani doktor. – Jean był sympatycznym, korpulentnym sierżantem, który dość często odprowadzał ją do pracy. – Przyniosłem przesyłkę i śniadanie. Kiedy będzie pani gotowa, to proszę zaglądnąć do szpitala. Mogę po panią przyjść, ale w sumie zna pani drogę. 
-Tak, nie ma problemu… Pójdę sama … - wciąż senna odpowiedziała machinalnie. 
"Pójdę sama”?! Nigdy i nigdzie nie chodziła bez eskorty, nie wspominając pierwszych dwóch tygodni, kiedy do szpitala prowadzono ją w kajdankach. Pełen pogardy wzrok mijanych osób palił jak piętno na czole. 
- W porządku. Proszę się nie śpieszyć. – uśmiechnął się, położył na stole tacę ze śniadaniem i tekturowe pudełko.  
Cathrine usiadła na łóżku i podniosła wieko. Na idealnie wyprasowanym mundurze z wszytymi naramiennikami leżała biała koperta. Eleganckie pociągnięcia pióra rysowały na papierze listowym piękne wzory. 
"Szanowna Pani Doktor,  
Przesyłam skórzaną kaburę do kompletu. Zachęcam do skontaktowania się z porucznikiem LeMount, który zawiaduje strzelnicą i magazynem broni we wschodnim skrzydle. Proszę jak najczęściej korzystać z czasu wolnego po pracy i szkolić swoje umiejętności, choć mam nadzieję, że nigdy nie będzie Pani musiała ich udowadniać.  
W razie potrzeb pozostaję do dyspozycji. 
S.B.” 
 
"Kabura do kompletu”? Cathrine wpatrywała się w dziwne słowa. Nagłe olśnienie pchnęło ją w kierunku poduszki.  
Nadal tam była. 
Wpatrując się, Cathrine powoli obróciła broń w dłoniach. Zmysł dotyku urealniał wspomnienia minionej nocy. Obrazy przesuwały się i na nowo układały w pamięci. Wtem doznała uczucia deja vu. Noc nie skończyła się tak, jak to na początku pamiętała. Już tu siedziała, kilka godzin wcześniej. Na tym łóżku. Z tą bronią w ręku. Podejmując krytyczną decyzję. Tracąc resztki nadziei i szacunku do samej siebie. Nienawidziła się za każdą nieudaną walkę i każdą uległość. Za strach, który paraliżował i nie pozwalał na skuteczny opór. W ostatnim akcie rozpaczy prześmiewczo pusty odgłos uświadomił kobiecie, że nawet nie potrafiła porządnie odbezpieczyć broni. Przepełniona ironią i kpiną nad własną nędzną osobą, schowała pistolet pod poduszkę, położyła się i w bezruchu wpatrywała w ciemność. 
 
Cathrine odłożyła pistolet, jak złe wspomnienie. Ponownie spojrzała na mundur i kaburę. Z białej koperty wystawało coś jeszcze. 
Le laisser-passer. Wystawiony na jej nazwisko dokument. Przepustka umożliwiająca swobodne poruszanie się po całym obiekcie. I poza nim. 
Przebłysk nadziei na odzyskanie wolności Keller zgasiła równie szybko jak się pojawił.  
Spojrzała na podpis wystawcy dokumentu i prychnęła z pogardą. 
"Mam wyjść?! Żebyś mógł mnie zastrzelić za dezercję?” – kpiąco rzuciła dokumentem na stół i poszła odświeżyć się przed kolejnym wypełnionym pracą dniem.
1 komentarz
AnonimS
Nieufna ta lekareczka. Fajnie się czyta . Pozdyawiam
angie
@AnonimS Ogólnie jest trochę naiwna i z tych co wierzą, że ludzie z natury są dobrzy. Ale cóż - już trochę dostała po tyłku, a szybko się uczy