Vive la F...- cz.8 Le laisser-passer.

Vive la F...- cz.8  Le laisser-passer.Ostre słońce przedzierało się przez szpary drewnianych okiennic, a odgłos pukania do drzwi przedzierał się przez resztki snu.  
Cathrine zamrugała dwa razy łapiąc ostrość otaczającej rzeczywistości. Zerwała się i usiadła na łóżku.  
Pukanie do drzwi?
Tutaj nikt nigdy nie pukał. Nad ranem drzwi otwierały się bez ostrzeżenia, dostawała śniadanie i po półgodzinie otwierały się ponownie.
Rozejrzała się po otaczającym półmroku, jednak kształty nadal nie przypominały tych z domu. Wciąż nie wybudziła się ze złego snu.  
Ponowne stukanie w drewno przywołało kobietę do pełni świadomości. Przeczesała ręką włosy i otworzyła drzwi. Nie mogła sobie przypomnieć kiedy i jak je zamknęła. Nigdy nie miała do nich kluczy.
-Dzień dobry pani doktor. – Jean był sympatycznym, korpulentnym sierżantem, który dość często odprowadzał ją do pracy. – Przyniosłem przesyłkę i śniadanie. Kiedy będzie pani gotowa, to proszę zaglądnąć do szpitala. Mogę po panią przyjść, ale w sumie zna pani drogę.
-Tak, nie ma problemu… Pójdę sama … - wciąż senna odpowiedziała machinalnie.
"Pójdę sama”?! Nigdy i nigdzie nie chodziła bez eskorty, nie wspominając pierwszych dwóch tygodni, kiedy do szpitala prowadzono ją w kajdankach. Pełen pogardy wzrok mijanych osób palił jak piętno na czole.
- W porządku. Proszę się nie śpieszyć. – uśmiechnął się, położył na stole tacę ze śniadaniem i tekturowe pudełko.  
Cathrine usiadła na łóżku i podniosła wieko. Na idealnie wyprasowanym mundurze z wszytymi naramiennikami leżała biała koperta. Eleganckie pociągnięcia pióra rysowały na papierze listowym piękne wzory.
"Szanowna Pani Doktor,  
Przesyłam skórzaną kaburę do kompletu. Zachęcam do skontaktowania się z porucznikiem LeMount, który zawiaduje strzelnicą i magazynem broni we wschodnim skrzydle. Proszę jak najczęściej korzystać z czasu wolnego po pracy i szkolić swoje umiejętności, choć mam nadzieję, że nigdy nie będzie Pani musiała ich udowadniać.  
W razie potrzeb pozostaję do dyspozycji.
S.B.”

"Kabura do kompletu”? Cathrine wpatrywała się w dziwne słowa. Nagłe olśnienie pchnęło ją w kierunku poduszki.  
Nadal tam była.
Wpatrując się, Cathrine powoli obróciła broń w dłoniach. Zmysł dotyku urealniał wspomnienia minionej nocy. Obrazy przesuwały się i na nowo układały w pamięci. Wtem doznała uczucia deja vu. Noc nie skończyła się tak, jak to na początku pamiętała. Już tu siedziała, kilka godzin wcześniej. Na tym łóżku. Z tą bronią w ręku. Podejmując krytyczną decyzję. Tracąc resztki nadziei i szacunku do samej siebie. Nienawidziła się za każdą nieudaną walkę i każdą uległość. Za strach, który paraliżował i nie pozwalał na skuteczny opór. W ostatnim akcie rozpaczy prześmiewczo pusty odgłos uświadomił kobiecie, że nawet nie potrafiła porządnie odbezpieczyć broni. Przepełniona ironią i kpiną nad własną nędzną osobą, schowała pistolet pod poduszkę, położyła się i w bezruchu wpatrywała w ciemność.

Cathrine odłożyła pistolet, jak złe wspomnienie. Ponownie spojrzała na mundur i kaburę. Z białej koperty wystawało coś jeszcze.
Le laisser-passer. Wystawiony na jej nazwisko dokument. Przepustka umożliwiająca swobodne poruszanie się po całym obiekcie. I poza nim.
Przebłysk nadziei na odzyskanie wolności Keller zgasiła równie szybko jak się pojawił.  
Spojrzała na podpis wystawcy dokumentu i prychnęła z pogardą.
"Mam wyjść?! Żebyś mógł mnie zastrzelić za dezercję?” – kpiąco rzuciła dokumentem na stół i poszła odświeżyć się przed kolejnym wypełnionym pracą dniem.

1 komentarz

 
  • Użytkownik AnonimS

    Nieufna ta lekareczka. Fajnie się czyta . Pozdyawiam

    2 gru 2018

  • Użytkownik angie

    @AnonimS  Ogólnie jest trochę naiwna i z tych co wierzą, że ludzie z natury są dobrzy. Ale cóż - już trochę dostała po tyłku, a szybko się uczy  ;)

    2 gru 2018