Vive la F... - Stern. (dodatek - cz. 5)

Vive la F... - Stern. (dodatek - cz. 5)-Nie! –krzyknęła, ale powstrzymała się od kopnięcia dłoni. Nie chciała go rozdrażnić, fizycznie była z góry przegrana. Musiała działać inaczej. Wiedziała, że pozostając w tej pozycji tylko ich prowokuje. Za chwilę dojdzie tu ten drugi i nakręcą się wzajemnie. Jeśli chwycą za kostki, będzie już przesądzone.
Do bólu naciągając nadgarstki i krzyżując skute ręce względnie sprawnie obróciła się na brzuch i uklękła przed słupem. Odsunęła się najdalej jak mogła od materaca i strażnika, tak jednak by móc na niego patrzeć.
-Posłuchaj! Nie wiem kim i skąd jesteście, ale nie możesz tego zrobić!  
-Nie zabronił nam! – mięśniak uśmiechnął się lubieżnie.  
-Co się dzieje? Dlaczego ona tak siedzi? – ostatnie metry drugi przebiegł, zaniepokojony niepomyślnym obrotem spraw.- Co jest, mała?
- Poczekaj! - Keller szarpnęła ręką, jakby gestem chciała powstrzymać mężczyznę. Kajdanki skutecznie blokowały wszelką ekspresję mowy ciała.
-Ty poczekaj chwilę i zobaczysz jak będzie ci dobrze. – z uśmiechem ruszył w kierunku Cathrine.
-Nie! – krzyknęła z rozpaczą. – Nie wiesz co tu się dzieje! Nie możesz!  
Chcąc uciec szarpnęła dłońmi, ale słup ani drgnął.
Śmiech mężczyzny wypełnił pustkę.  
-A kto mi zabroni? Szef przyjdzie dopiero jutro, zdążysz się ogarnąć. – mrugnął obrzydliwie.
-Szef wam zabronił! I… - myślała gorączkowo –Blackmountain!
-Kto?
-Blackmountain! Facet, który mnie przyprowadził. Nie widziałeś co zrobił? – myśli same zaczęły cisnąć słowa na usta.  
-Co niby zrobił? – w głosie drugiego wyczuła wahanie. Ale nadal robił dobrą minę do złej gry.
- Przyprowadził mnie tutaj, ale przytulił zanim wyszedł. Widziałeś to! Musiałeś widzieć! Pomyśl, co to znaczy! To przesłuchanie…. To są nasze sprawy! Wy lepiej się nie wtrącajcie, jak nie chcecie mieć przesrane!
Ostatnie słowa wykrzyczała, jakby rugała szeregowych. Podniosła wysoko głowę, obserwowała reakcje mężczyzn. Na ich twarzach powoli dostrzegła przekonanie, jak gdyby wszystko układało im się w logiczną całość.  
-Nie daj się zwieść pozorom. To tylko gra. – zaczęła mówić ciszej, ale pojedynczo, tak by ułatwić im przekaz. - Tak naprawdę wasz szef nie może mi nic zrobić. Blackmountain by go zabił! Myślisz, dlaczego tak się ze mną cacka? Wiesz dobrze, że już dawno zrobiłby mi konkretną krzywdę.  
Bezwiednie, pojedyncze potaknięcie głową potwierdziło przypuszczenia Keller. Odetchnęła dając mięśniakom chwilę na przyswojenie wiadomości.  
-Lepiej się w to nie wpieprzać. Po co masz oberwać rykoszetem? – przerzucała wzrok z jednej twarzy na drugą. – Mam propozycję.
Spojrzeli na nią z uwagą, jakby oczekując rozkazów.  
-Jeden z was – zaczęła z pewnością siebie, jakby zapominając, że siedzi w samej bieliźnie- pójdzie i znajdzie porucznika Blackmountaina. Niech przyjdzie razem z waszym szefem. Wtedy zdradzę mu hasło.  
Mężczyźni spojrzeli po sobie. Propozycja nie brzmiała jak układ, raczej jak rozkaz. Keller czuła, że musi coś dodać.  
-Wasz dowódca na pewno doceni fakt, że przekonaliście mnie do ujawnienia hasła. – zawahała się. – Zaś jeśli nie przyjdą…. – z drżeniem przełknęła ślinę.  
-Jeśli nie przyjdą – dokończył ten większy, wyciągając groźnie palec w kierunku Keller. – to masz przesrane!
-Pilnuj jej! I nie waż się tknąć beze mnie! – rzucił do kompana i ruszył w kierunku wyjścia.
Prawie całą drogę Sebastian pokonał biegiem.  
-Coście jej kurwa zrobili? – warknął do podążającego za nim, lekko zaaferowanego, strażnika. Wezwanie nie było w planie. W ogóle nie było takiej opcji. Keller wiedziała, że może wszystko w każdej chwili zatrzymać po prostu podając hasło. Bez wzywania porucznika.  
Musiało się coś stać.
Cathrine czekając kilkanaście minut oparła się o filar, schowała głowę między skute ręce, przymknęła oczy. Nabierała sił przed dalszym ciągiem. Wiedziała, że to jeszcze nie koniec.
– Keller, jesteś cała? – Sebastian dopadł do skulonej przy słupie postaci.- Jak ty wyglądasz? Boże…
Podniosła na niego wzrok, ale spękane wargi nie wypowiedziały ani słowa.  
-Nie mam kluczyków! – strażnik przyznał się od razu, widząc czego żąda Blackmountain.
Sebastian zdjął kurtkę i położył na ramionach Keller. Ponownie oparła głowę na rękach.
-Jest w porządku… - szepnęła. – Poczekajmy na niego.
Jakby na te słowa drzwi ponownie się otworzyły i stanął w nich przystojny mężczyzna w wojskowej kurtce. Sprawiał wrażenie znudzonego. Nie zawracałby sobie głowy, gdyby nie obecność porucznika.
-Rusz się, kurwa! – wrzasnął Sebastian.  
Mężczyzna podszedł nieśpiesznie i stanął przy materacu. Skrzyżował ręce na piersi.  
-Na co czekasz? Rozkuj ją!
-Podała hasło?
-Co ty pieprzysz?! Kończymy! Rozkuj ją, kurwa!
-Sorry, Blackmountain, ale to mój więzień. Sam mi ją przekazałeś. – odpowiedział spokojnie.
Porucznik wyszarpał broń z kabury i doskoczył do mężczyzny, który nie cofnął się nawet o krok. Ignorując atak, wciąż wpatrywał się w Keller.  
- That’s all right, Blackmountain. Give it up. We haven’t finished yet. – zaskoczony Sebastian odwrócił się w stronę głosu. Keller podniosła głowę. Patrzyła jedynie na swojego oprawcę.  
-Powiem ci hasło. Ale najpierw rozkujesz mnie, przyniesiesz wodę, obiad i ubranie. – rozkazała, jak gdyby zamienili się miejscami.  
Blackmountain parsknął śmiechem, odsunął się i czekał na reakcję anglika.
Mężczyzna wziął głęboki oddech. Hasło. Zdobycie go było jego jedynym celem. Taki był układ. Środki dowolne. Nawet cena własnej dumy, na którą wyczekująco spoglądały w tej chwili cztery osoby.
-Fine! – odpowiedział po dłuższej chwili. Wyciągnął kluczyki i rzucił na materac. – Dzisiaj na obiad pieczony kurczak. Hope you’ll like it. – dodał z przekąsem i odwrócił się na pięcie.  
Z pomocą Sebastiana Cathrine wróciła do swojej celi, ogarnęła się trochę i przebrała w doniesione przez strażnika cywilne ubranie. Męskie, zbyt duże spodnie. Jasna koszula. Dobre i cokolwiek. Czuła na sobie wzrok porucznika. Zagryzając zęby przypatrzył się jej ranom i siniakom. W milczeniu analizował otarcia na jej skórze.  
-Keller, wystarczy…. – odezwał się po chwili. – Udowodniłaś już wszystko.  
-Muszę to skończyć, Sebastian.  
-To się nie skończy, do cholery! – krzyknął i nagle zamilkł jakby powiedział za dużo.  
Cathrine spojrzała na niego pytająco. Poczuła jakby coś do niej dotarło. Jakby dopiero teraz odczuła cios zadany dużo wcześniej.
-On nie zna hasła, tak? - zmrużyła oczy wpatrując się w porucznika. Milczenie potwierdziło towarzyszące jej od początku przeczucie.  
-Nie, nie zna. – odpowiedział po chwili, przygnieciony ciężarem spojrzenia.
– Nie wiedziałby, że jest dobre, nie uwierzyłby mi. – Keller potrząsnęła z niedowierzaniem głową. –Nie wiedziałby, że ma przestać. I dalej robił swoje! Sebastian! On mógł mnie zabić! Choćby niechcący! Pomyślałeś o tym?! – rozpacz zmieszała się z rozczarowaniem.  
-Znowu mi to robisz… - szepnęła jakby do siebie. – Wystawiasz na próby, których nie chcę przechodzić. I dajesz coraz mniejsze szanse…
Blackmountain spuścił głowę. Przed nikim nigdy nie czuł zawstydzenia. Keller raz po raz dawała mu to odczuć.
Wtem drzwi otworzyły się z impetem.  
-Porucznik O’Connor czeka na panią w pokoju. – strażnik pokazał kajdanki.  
-To nie będzie potrzebne. Nie będę sprawiać problemów. – Cathrine odsunęła wyciągniętą rękę, jakby miała jakiekolwiek prawo decydowania.  
-Do zobaczenia później, Sebastian.
Blackmountain pozostał sam. Wściekły podjętą przez Keller decyzją. Bez kontroli nad tym co miało się zdarzyć.
"O’Connor...Więc, nie jesteś Anglikiem...” - prowadzona przez strażnika Cathrine poczuła jak strzępki dostrzeżonych informacji powoli układają się w plan, którego tak na prawdę dotąd nie miała. "Well, poruczniku O’Connor. Let’s play again.”
-Mam nadzieje, że smakowało. – w połowie posiłku mężczyzna zaczął się niecierpliwić. Mimo, że byli sami, nadal czuł zażenowanie spełnianiem prośby, czy wręcz wymagań, własnego więźnia.  
-Bardzo! – Keller odsunęła niedokończone danie. Nie chciała ryzykować braku kontroli nad pełnym żołądkiem. Uśmiechnęła się zalotnie, jakby była na randce i spróbowała czerwonego wina.
– Prosiłam o wodę! – podniosła do góry kieliszek.
-Nie pogrywaj ze mną! – warknął w odpowiedzi na zażalenie. – Dosyć.  
Odebrał jej kieliszek z dłoni.  
-Hasło.
Udała, że nie słyszy. Poprawiła włosy.  
-Password! Now! – wrzasnął po angielsku. Cathrine zrobiła duże oczy.  
-Nicht verstehen. – rzuciła zdziwiona, że czegokolwiek od niej wymaga.
-What?! What da fuck did’ya say?! – doskoczył do niej, trzęsąc się ze złości. Zaskoczony, wręcz zapomniał standardowo uderzyć ją w twarz.
-Du verstehst nich auch?! Schade… - Keller nawet nie drgnęła. Odsunęła się lekko od stolika, zmrużyła oczy. -Trzeba się było uczyć języków. No tak, nie miałeś takich możliwości. Syn irlandzkich imigrantów. Koledzy w szkole długo śmiali się z twojego akcentu, Micky?
Usłyszawszy obraźliwe irlandzkie przezwisko, O’Connor zamachnął się z całych sił. Keller zdążyła zrobić unik. Błyskawicznie wstała i jednym ruchem zrzuciła naczynia ze stołu. Wiedziała, że nie ucieknie. Widziała, jak zamykał drzwi na klucz. Ofensywa poprzez odwrócenie uwagi, pokazanie woli walki było jedynym co przyszło jej do głowy.  
-Co jest? Poszedłeś do wojska, żeby cię w końcu szanowali? Żeby się ciebie bali? – Cathrine przyjęła wojowniczą pozę. – A teraz nie możesz dostać nawet głupiego hasła? – krzyknęła i popchnęła krzesło w kierunku napastnika. – Come on! Come and get it! What are you waiting for?!
Wściekły O’Connor odrzucił krzesło na bok. Z impetem przesunął stół, zakleszczając Cathrine między meblem a ścianą. Doskoczył do kobiety, ale ku jej zaskoczeniu nie wymierzył ciosu, lecz chwycił za koszulę i uderzył o ścianę. Przyciśnięta, ledwo łapała dech.
-Nawet nie zdajesz sobie sprawy… - gwałtownie chwyciła powietrze. – … że hasło to ty!  
Poluzował uścisk, postawił Keller na ziemię. Łapiąc równowagę, bezwiednie chwyciła mężczyznę za ramię. Dłoń musnęła naszytą białą gwiazdę, wojskowy emblemat amerykańskiej jednostki porucznika.  
-Co to znaczy? Co masz na myśli? – szarpnął ją za ramiona uderzając o ścianę, ale pozwolił złapać oddech.
-Hasło to… - spojrzała na niego wzrokiem wypełnionym prośbą o litość.  
Wiedziała, co będzie dalej. Ale było zbyt późno, by zawrócić z obranej drogi. Podniosła głowę.  
- The password is: "Go fuck yourself, irish bastard!”

angie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 1881 słów i 11074 znaków, zaktualizowała 3 sty 2019. Tagi: #romans #wojna #francja #niemcy #więzienie #lekarz #żołnierz #przesłuchanie

Dodaj komentarz