Vive la F... - cz.57. Syndrom Sztokholmski.

Vive la F... - cz.57. Syndrom Sztokholmski.Mimo, że seria jest zakończona., brakowało mi jeszcze takiego drobnego uzupełnienia. Chronologicznie ta część powinna znaleźć się po 54, ponieważ opisuje uczucia Keller po ucieczce od Sebastiana. Oczywiście dosyć typowy (choć sama nazwa zjawiska jest z lat siedemdziesiątych). Mam nadzieję, że się spodoba i że to już ostatni kawałek "Vive..." ;)


Ostry krzyk przeciął ciemną przestrzeń pokoju. Z trudem łapiąc powietrze Cathrine w mgnieniu oka usiadła na łóżku. Rozejrzała się po pomieszczeniu, wyszukała palcami włącznik nocnej lampki. W momencie rozbłysku światła w drzwiach stanął Olivier.
-Cathy… - jego głos by pełen troski, ale i ulgi. Nic się nie stało. To po prostu tylko kolejny raz.  
Mężczyzna usiadł na brzegu łóżka i przytulił roztrzęsioną kobietę. Dopiero wtedy naprawdę uświadomiła sobie, że to był tylko sen.
Nienawidziła nocy, kiedy budziła się w krzykiem. Ale bardziej przerażały ją noce, gdy nagle wybudzała ją cisza. Kilkuminutowy bezdech w czasie snu doprowadzał do nagłego ataku paniki. Budziła się, ale sparaliżowana ze strachu nie była w stanie drgnąć ani wezwać pomocy. Czuła na plecach przytulonego do niej Blackmountaina. Czuła rękę obejmująca ją w pasie. I chłodną lufę wycelowaną w nerkę. Słyszała szept.
-Spokojnie. To tylko ja. Kogo się spodziewałaś?
Miała wrażenie, że zmusza ją do obejrzenia filmu z samą sobą.  Patrzyła przed siebie szeroko otwartymi oczami i w ciemności znów widziała jego twarz. Wizytę w domu w Berges. Brutalne przesłuchanie. Dziesiątki kolejnych zdarzeń, które przywołane w pamięci, raz po raz wywoływały zimny dreszcz. Oddychała krótko, szybko. Jakby z boku widziała bicie, upokorzenie oszustwa. Przywoływała chwile, kiedy mogła to zmienić. Miała przecież broń. Miała przepustkę. Zaczęła dopingować obserwowaną bohaterkę własnych przeżyć do ataku, jakiegokolwiek aktu odwagi. Do zmiany tego, co już się stało. Jak zawiedziony widz, wciąż oglądała to samo zakończenie. Nie zrobiła nic. Pomimo tylu możliwości, zostawiła przy życiu człowieka, który w każdej chwili może wrócić i po raz kolejny zamienić jej życie w koszmar.  

Prawem nocy było przywoływanie i przekształcanie wspomnień, karmienie rozgoryczenia złych decyzji. Ale dzień równie  bezczelnie rościł sobie prawo do przeinaczanie rzeczywistości. W najmniej oczekiwanych chwilach. W najmniej sprzyjających okolicznościach. Czasem wystarczyło skojarzenie, czyjś gest, słowo. Nagle Cathrine automatycznie wyłączała się z otaczających ją ludzi, ich rozmów, beztroskiego śmiechu bogaczy w międzynarodowym gronie spędzających wakacje na Lazurowym Wybrzeżu. W jednej chwili przenosiła się do zimnego zamku Deauvielle. Widziała szyderczy uśmiech, wycelowaną broń. Poczuła wymierzony cios. Starając się zachować kamienną twarz, wychodziła do toalety. Rozklejała się, łapała oddech, przemywała twarz zimną wodą. Wchodzące eleganckie, bogate  kobiety patrzyły na nią ze zdziwieniem. Tłumaczyła się złym samopoczuciem.  

Rozumiała swoje emocje, wiedziała, że nie jest w stanie z nimi walczyć. W domu dawała upust łzom, wspierana przez cierpliwego, troskliwego Oliviera. Może nie wszystko rozumiał, ale był. Trwał przy niej prawie do końca. Ale jego cierpliwość była jak ocean. Bezkresna, jednak gdzieś miała swój brzeg.      

-Co ty powiedziałaś? – krzyknął, jak nigdy dotąd. Zawsze szarmancki, uśmiechnięty. Rasowa elegancja. Teraz z hukiem postawił szklankę po whisky na blacie stołu.
-Wiem, że to może dziwnie brzmieć…
-Cathrine, to brzmi jakbyś postradała zmysły! – przyjrzał się podejrzliwie.
Ledwo przed chwilą przestała po raz kolejny płakać, usiadła spokojnie, wypiła podany sok. Teraz serwuje  wytłumaczenie swoich emocji, którego Olivier wolałby nigdy nie usłyszeć.
-W pewnym sensie jest mi go żal. – powtórzyła cicho, spuszczając głowę.  
-Poczekaj, bo chyba się pogubiłem. Mówimy o tym samym człowieku? Tym, który cię porwał, bił, wykorzystał. Wielokrotnie oszukał i narażał na śmierć? Manipulował tobą! Nadal tobą manipuluje! Co to opowiadasz, Cathy!
-Wiem, jak to brzmi… Ale… To nie była jego wina. Wykonał rozkaz. „To jest wojna.” – powtórzyła wyuczone słowa.- A teraz … został sam. Ja też jestem sama. A może mogło się nam ułożyć…
-Cathy… Nie jesteś sama… - głos Oliviera złagodniał. – Wiem, że to nie to samo, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale nie jesteś sama… Poza tym nie jesteś kobietą, która musi kogoś cały czas mieć. Jesteś silna, przeszłaś to piekło sama. Kogo ci potrzeba?!  
-Były chwile, kiedy było nam naprawdę dobrze… - kobieta ukryła twarz w dłoniach i zaczęła pochlipywać. – Wtedy… wtedy czułam, że to już nie jest gra. Że naprawdę mogłabym z nim być…  
-Właśnie, Cathrine. „Chwile”. A cała reszta to syf! Bagno które cię wciągało i utopiło, gdybyś nie uciekła w ostatniej chwili.  Nie zaprzeczysz! Byłem tam i widziałem!
-Pasowaliśmy do siebie. Tak naprawdę jesteśmy bardzo podobni.  
Olivier przetarł czoło dłonią i westchnął głęboko. Czuł, że jego cierpliwość topnieje w obliczu absurdalnych przekonań Keller.
-Mhm, bardzo podobni. Ty, z sercem na dłoni, dobra, troskliwa, pomocna. Za co dostałaś kopa od życia. On awanturnik, pozostawiający za sobą spaloną ziemię. Ale przede wszystkim sadysta!  
-To nie prawda! Nigdy nie zrobił nic, ponad to co musiał! – Cathrine zaczęła krzyczeć. -Widziałam, że nieraz nie miał na to ochoty. To były rozkazy! Nie zna nic innego! Od 15 roku życia jest w armii. Stracił rodzinę! Nigdy nie spotkało nic dobrego, nie miał szansy pokazać swojej ludzkiej strony. A teraz, kiedy się otworzył, pokochał i był kochany, zostawiłam go. Oszukałam go i uciekłam! Teraz znowu został sam…
Tego było zbyt wiele. Rozwścieczony Hunt trzasnął dłonią w blat stołu.  
-Przestań mnie przekonywać! Kogo chcesz nabrać! Było tak dobrze?! Brakuje ci tego? Proszę, wracaj! Drzwi otwarte. Tu nie jesteś więźniem, jak u Blackmountaina! Wróć do niego!
Hunt wstał energicznie i wrzucił szklankę do zlewu. Wyszedł trzaskając drzwiami.  
Cathrine schowała twarz w dłoniach.  










angie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 1064 słów i 6350 znaków, zaktualizowała 18 sty 2019.

2 komentarze

 
  • Somebody

    Szczerze mówiąc średnio mi tu pasuje syndrom sztokholmski. Bohaterka w dużej mierze manipulowała Blackmoutainem, więc trudno mi ją uznać za ofiarę.

    14 sty 2019

  • angie

    @Somebody Może wpadła we wlasne sidła i też się zakochała? Zresztą manipulacja wtedy i syndrom później nie wykluczaja się wzajemnie. Oba to mechanizmy obronne.

    14 sty 2019

  • Somebody

    @angie O miłości raczej nie ma mowy w tym konkretnym przypadku. Nie wykluczają się, jeżeli nie występują równocześnie, a tu musiałyby współegzystować...

    14 sty 2019

  • angie

    @Somebody Nie wierzysz Cathrine? A tak się starała wypasc przekonująco 😉

    14 sty 2019

  • AnonimS

    Skąd u Ciebie takie przemyślenia? :P syndrom sztokholmski jest bardzo ciekawym i rozległym zjawiskiem . Często dotyczy dzieci ale nie tylko.  Pozwala zdobywać przewagę i stanowi podstawę wykorzystania ludzi. Pozdrawiam

    14 sty 2019

  • angie

    @AnonimS to nie przemyslenua tylko wiedza o psychologii.Bardzo ciekawe sprawy.

    14 sty 2019

  • AnonimS

    @angie jak zwał tak zwał. A że ciekawe to wiem....

    14 sty 2019