Vive la F... - cz. 54. Final escape. (Ostatnia część.)

Vive la F... - cz. 54. Final escape. (Ostatnia część.)Pomimo wyczerpania, zdenerwowana ostatnie metry przed zakrętem prawie przebiegła. Wreszcie stanęła, ciężko dysząc. Nie spóźniła się, ale gentelman też był przed czasem – na samym końcu pustego placu odznaczała się czarna sylwetka Porsche. Ulubiony niemiecki samochód zamożnych Anglików. Keller powoli ruszyła w jego kierunku. Kilka razy wciągnęła w płuca rześkie powietrze, próbując uspokoić oddech i myśli. "Jest! Dzięki Bogu!” Wreszcie niewidoczny zza szyby kierowca zauważył ją. Włączone światła przecięły resztki odchodzącej w zapomnienie nocy. Silnik zamruczał jak udomowiony tygrys i wóz leniwie podjechał w kierunku Cathrine.  
-Good morning, darling! - Olivier, nadal w smokingu, jakby nad ranem wrócił prosto z eleganckiego przyjęcia, uśmiechnął się zachęcająco.  
-Masz?! – Keller trzymając się framugi drzwi, sama wzrokiem poszukała odpowiedzi. Z ulgą zauważyła, że na tylnim siedzeniu leżała sporych rozmiarów płócienna torba.  
-Oczywiście. Wszystko w porządku. Wsiadaj.  
-Ok. Let’s go!- Cathrine opadła bez sił na siedzenie pasażera.  
**********  
Keller nie miała ochoty na rozmowę. Wymęczona zdarzeniami ostatnich dni i bezsenną nocą, przysnęła opierając głowę o szybę. Samochód sunął łagodnie drogą pustą w niedzielny poranek. Wreszcie po kilku godzinach jazdy wjechali do Vichy.  
Olivier zatrzymał wóz. Wyciągnął ze schowka dokumenty i poprawił w lusterku fryzurę. Nie wyglądał na kogoś, kto był w pracy od kilkudziesięciu godzin.  
-Wracam do półgodziny. Później pójdziemy coś zjeść, jeśli masz ochotę. – uśmiechnął się przyjaźnie.  
Gdy tylko zniknął za drzwiami budynku, Keller momentalnie odwróciła się i sprawdziła zawartość leżącej z tyłu torby. Po przesunięciu zamka banknoty niemal wysypały się na siedzenie. W popłochu zgarnęła je powrotem do środka. Z oddechem ulgi położyła głowę na oparciu fotela. Przymykając oczy zauważyła stojącego przy drzwiach wartownika oraz to, że Olivier zostawił kluczyki w stacyjce. "Historia lubi się powtarzać…” - prychnęła ze śmiechem do własnych wspomnień. Zastanowiła się przez chwilę, jak mogłaby się potoczyć alternatywna rzeczywistość, gdyby wtedy pod willą w Saint Antoinne uciekła Sebastianowi. Teraz nie tylko nie musiała uciekać. Olivier miał jeszcze coś dla niej załatwić, a poza tym teraz, jak już zgodnie z umową pojawił się z jej pieniędzmi, nie stanowił żadnego zagrożenia. Ucieczka samochodem, w którym w sumie nie wiadomo co jeszcze ma cennego, byłaby bezsensownym ryzykiem i tworzeniem sobie nowego wroga.
-Sebastian… - szepnęła bezwiednie Cathrine, choć w myślach starała się nazywać go Blackmountain. "Dochodzi południe. Pewnie już wstał i znalazł list...” – była wręcz pewna jego wściekłej reakcji. W kuchni prawdopodobnie nie zostało ani jedno całe krzesło… "Psychopata.” - zmrużyła oczy, jakby patrzyła wprost w jego twarz.  
-Hej! Jestem z powrotem! – Olivier z chłopięcym uśmiechem zapukał w szybę. Keller po jego wyjściu machinalnie zamknęła się od środka. – Mam coś dla ciebie, pewnie jesteś głodna.
Wnętrze samochodu wypełnił powalający zapach świeżych maślanych croissantów. Cathrine wgryzła się w pierwszy z brzegu, od razu wiedząc, że nie będzie ostatnim.  
-Vichy to ładne miasto, ale nie zostaniemy tu dłużej. Proponuję jechać dalej i po drodze przenocować w jakimś hotelu. Nicea jest zbyt daleko na jazdę bez odpoczynku, a nam się w sumie nigdzie nie śpieszy.  
-Ok. –Cathrine przytaknęła z pełnymi ustami. – To gdzie jedziemy?
-Zobaczmy…. – Hunt rzucił okiem na mapę. – Może Lyon?  
Keller szybko przełknęła zbyt duży, niepogryziony jeszcze kawałek bułki.
-Lyon? – w uszach dźwięczał jej głos Sebastiana. Akcja pod Lyon. Pułapka, w którą wpadła Solange. Pułapka zastawiona przez Oliviera. – Nigdy nie byłam. Świetnie! Niech będzie Lyon!

************************

Rozpakowując walizkę, Olivier uśmiechnął się sam do siebie, zastanawiając, czy wynajęcie dwóch osobnych pokoi nie było wyrzuceniem pieniędzy w błoto. Czuł, że ta noc skończy się tak jak wiele innych wieczorów spędzanych w towarzystwie pięknych kobiet. Umówili się za pół godziny, by zjeść kolację w hotelowej restauracji, ale pukanie do drzwi rozległo się dużo wcześniej.
-To ja. – zadźwięczał kobiecy głos. Hunt z zadowoleniem uśmiechnął się pod nosem i otworzył drzwi. Popchnięty lufą do tyłu nie krył zaskoczenia.  
-Gdzie do kurwy jest reszta?!  
Zdziwienie mężczyzny powiększyło się jeszcze bardziej – jak można tak szybko przeliczyć milion marek?!  
Keller trzęsła się ze złości. Hunt nie próbował żartować. Podniósł lekko ręce i zrobił krok w kierunku kobiety.  
-Siadaj, kurwa! – nie ryzykując wytrącenia pistoletu z ręki nie pozwoliła się zbliżyć. Gestem głowy wskazała sofę. – Wyciągnij broń.  
Posłusznie położył mauzera na stoliku.  
-Druga!
-Nie mam drugiej!
-Zawsze jest! – warknęła Keller.  
-Tak, w kieszeni… - Hunt zrezygnowany wskazał na wiszący przy drzwiach płaszcz. Cathrine nie spuszczając go z oka, sprawdziła odzienie i przy okazji zamknęła drzwi na klucz.
-Gdzie jest reszta pieniędzy?! – spytała spokojniej, ale głosem śmiertelnie poważnym.
-Miałem ci o tym powiedzieć…
-Ciekawe kurwa kiedy?!
-Na spokojnie, przy kolacji.  
-Załóżmy, że już jest kolacja. No słucham.
-Bank nie był w stanie w ciągu kilku dni zorganizować takiej kwoty. Cathrine, to jest naprawdę dużo pieniędzy…
-Wiem! – przerwała złośliwie.  
-Bank Narodowy ma ustalone limity wypłat. Jest wojna, muszą pilnować wydatków. Reszta będzie w drugiej transzy za miesiąc. Ale jest i dobra wiadomość - przewidując wyjazd zleciłem wypłatę w oddziale w Nicei. Nie trzeba będzie wracać się do Paryża.  
-A to ciekawe…. – Keller przechyliła głowę jak szpak przypatrujący się błyskotce. - Olivier, dokąd właściwie jedziemy?
-Mówiłem ci, możemy zatrzymać się u moich znajomych, Marie i Pierr LeGrand. Wyjechali na kilka miesięcy, dom jest do naszej dyspozycji.  
-Adres.
-Co?  
-Słyszałeś! Podaj mi adres!
- 28 Chemin du Lazaret. Na co ci to?
-Do zobaczenia za miesiąc, Olivier. I lepiej, żebyś tam kurwa był. Z resztą moich pieniędzy!  
Keller odwróciła się do drzwi, a Hunt dopiero teraz zauważył zawieszoną na ramieniu, przesuniętą na plecy torbę.  
-Cathrine, poczekaj. Jest jeszcze coś.
-Czego?! – nie miała ochoty się odwracać, ale musiała się upewnić, że nie ruszył się z miejsca.
-Balckmountain.  
-Co, kurwa?! Co z nim?! – Keller agresją próbowała ukryć strach.  
-Sprawa Wernera to nie wszystko. W twoim mieszkaniu gestapo znalazło dokumenty Blackmountaina. Podrobione paszporty, pozwolenie na broń. Wiedziałaś o tym?
Cathrine odwróciła głowę. Brak odpowiedzi też jest odpowiedzią.  
-Zacząłem to odkręcać, tak jak mnie prosiłaś, ale chcą z tobą porozmawiać. Udało mi się tyle wskórać, że ta sprawa też jest przeniesiona do Nicei, a mam tam bardzo dobrego kolegę. Wyczyścimy cię z podejrzeń, ale musisz się pojawić…
Keller wiedziała, że nie blefuje. Nigdy nie mówiła mu o podrzuconych dokumentach. "A jednak ścigana...” – ogarnął ją smutek wypełniającej się złej przepowiedni. Pozostawało zawierzyć, że przy pomocy koneksji Hunta uwolni się od przeszłości. Bezwiednie dotknęła torby na plecach.
-Dokładnie, Cathrine. To pomaga rozwiązać większość problemów… - Olivier uśmiechnął się życzliwie i pojednawczo wyciągnął rękę do kobiety.  

******************

-Cathrine? – rozespany Sebastian, drapiąc się po rozczochranych włosach przeszedł z sypialni do kuchni. Biała koperta, odznaczająca się na tle ciemnozielonej butelki, momentalnie przykuła jego wzrok.  

"Blackmountain,  
Nie zamierzam pozwalać ci na dalsze niszczenie mi życia. To koniec. A ty pozwolisz mi odejść i nie będziesz mnie szukał. Co tydzień pojawiam się w dwóch miejscach w Paryżu. To moje czujniki bezpieczeństwa. Jeśli mnie znajdziesz i skrzywdzisz, jeśli choć raz tam osobiście nie dotrę na czas, odpowiedni ludzie, w porozumieniu prześlą przygotowaną wcześniej paczkę do kwatery SS. Słusznie się domyślasz – to kopie wszystkich dokumentów, jakie kiedykolwiek dostałam od Adlera. Nazwiska, kontakty, adresy. Jeśli zrobisz mi krzywdę, przesyłka zostanie wysłana pod twoim nazwiskiem: Sebastian Blackmountain, a Resistance dowie się kto był kretem.  
Rozkaz jest prosty: nie szukasz mnie – nie masz kłopotów.
C.K.”  

Ściskająca list pięść z całą mocą uderzyła w ścianę, pozostając przez chwilę w wybitej dziurze. Nieco poniżej Sebastian oparł czoło o chłodny tynk. Zacisnął zęby. Przymknął oczy.



>>>>>>>>>>>>>>>>
Mam nadzieję, że się podobało. Dziękuję za wszystkie lajki i komentarze. Teoretycznie to była ostatnia część. Jest jeszcze epilog. Zapodać? ;)

angie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 1521 słów i 9137 znaków, zaktualizowała 27 gru 2018. Tagi: #romans #wojna #francja #niemcy #więzienie #lekarz #żołnierz #zdrada

2 komentarze

 
  • Somebody

    Co za durne pytanie? Oczywiście, że zapodać. Nie można tak porzucić bohaterów :nunu: Wierni czytelnicy czekają  :przytul:

    28 gru 2018

  • angie

    @Somebody No dobrze, dobrze... Pomysł Keller się podoba? 😉

    28 gru 2018

  • Somebody

    @angie Podoba się a jak! Uwielbiam silne kobitki 😂

    28 gru 2018

  • Maluszek

    Taaak,koniecznie proszę o epilog! 😀

    27 gru 2018

  • angie

    @Maluszek Bardzo mi miło, ale - seriously? Tylko jeden chętny?!  :rotfl:

    27 gru 2018