"Boję się ... kiedy to zrozumiesz? " Cz.72

Po upływie tygodnia miałem już dosyć szpitala. Dzieciaki też. Ale na szczęście dzisiaj już nas wypisują. Z Nicole jest wszystko dobrze i z małym też. Czekaliśmy teraz tylko na wypis. Moje dzielne dzieci oczywiście dostały nagrody za odwagę i wypełnianie zadań ratownika. Przyjechał po nas Mario. Czekał zadowolony pod szpitalem.  
-Siemanko wam wszystkim. – przywitał nas zadowolony.  
-Cześć ziomeczku. Proszę cię zawieź nas szybko do domu, bo my już mamy dosyć tego miejsca.  
-Tylko nie szybko. Spokojnie dom nam nie ucieknie.
-Jasne skarbie, masz racje. Jak tam nasz piesek?  
-Dobrze. Nawet nie wiesz jaki był szczęśliwy bawiąc się z moim. A tak w ogóle, to czemu nie podesłaliście do mnie dzieciaków? Przecież miejsce mam, do jedzenia by im się coś zrobiło, pobawilibyśmy się.
-Dzieciaki wolały zostać w szpitalu, to ty nie wiesz, że jesteś tym groźnym wujkiem od zastrzyków? – roześmialiśmy się.
-Serio tak sądzą? Skąd one to mogą pamiętać?  
-Przecież nie raz przychodziłeś do nas. Była akcja  jak Nicole była chora i jak się nie mylę Wiki.
-No faktycznie pamiętam. Dobra wsiadajcie do samochodu, bo zimno jest. – zaczęliśmy wchodzić do samochodu. Nicole oczywiście nie miała tęgiej miny. Jak by mogła to pewnie pieszo by poszła. Było widać po niej, że po pierwszym wypadku po którym straciliśmy dziecko miała dystans do jazdy samochodem. Już po chwili wszyscy byliśmy już w samochodzie. Mario jechał spokojnie tak jak prosiła go o to Nicole.  Gdy dojechaliśmy do domu Mario zaczął się śmiać.  
-Co cię tak bawi przyjacielu?  
-Gdy byście się teraz widzieli. Wszyscy równocześnie wzięliście wdech takiej ulgi.
-Dziwisz się nam? Wszyscy wracamy ze szpitala.
-No właśnie gamoniu. A ty co żeś odwalił? – zapytał Mario, a Nicole od razu spojrzała na mnie.
-W sumie to tylko ja ucierpiałem w tym wypadku. Jechałem do domu, spokojnie jak zawsze i nagle widzę, że jakiś wariat jedzie prosto na mnie i odbiłem w las i zatrzymałem się na drzewie. Na szczęście nie jechałem za szybko, bo inaczej byłoby po mnie. Ale jestem z wami i chyba nie ma po co wracać do tamtego dnia. Mamy teraz małego szkraba w domu i to jest teraz najważniejsze.  
-Racja. – powiedziała Nicole i już chciała brać małego na ręce.  
-Kochanie, nie męcz się. Jesteś po cesarce. Pewnie jeszcze wszystko cię boli. Ja go wezmę do domu.  
-Ok. – powiedziała, a ja wziąłem małego na ręce i poszedłem z nim do domu. W domu było cieplutko. Oznaczało to, że ktoś musiał już się wszystkim zająć. Cieszyło mnie to, że pamiętają o nas. Położyłem małego w salonie na łóżku i zaraz miał ochronę obok siebie w postaci Damianka i Wiki. Nicole była wyczerpana było to po niej widać. Spojrzała tylko ma Christianka i usiadła w dużym fotelu po czym po prostu zasnęła.
-I jak dzieciaki podoba wam się braciszek?  
-Pewnie. – powiedziały razem z uśmiechem na twarzy. To było cudowne. Ale ciekawe jak długo będzie im się tak podobał. Bo wydaje mi się, że do pierwszej nieprzespanej nocy. A później znowu będą mówiły, że to potwór, bo nie daje im się wyspać. Ja sam boję się co to będzie ostatnio takie maleństwa były u mas pięć lat temu, ale teraz na szczęście dorosły, bo już teraz kolejna dwójka takich urwisów by mnie wykończyła. Zamyśliłem się totalnie. Ale nagle poczułem mocne uderzenie. To była Emily. Cieszyła się jakby mnie zobaczyła pierwszy raz. Taką samą reakcją przywitała dzieciaki. To było piękne. Byłem tylko ciekaw jak zareaguje na małego. Tylko obserwowałem jej reakcje. Owszem, była obawa, że mu coś może zrobić, ale ufałem temu psu bardziej niż sobie. Podeszła do Christianka wolno i wsiała. Powąchała go po czym jak zaczął płakać, szybko podbiegła do mnie i popchnęła mnie w jego kierunku. Właśnie takiej reakcji oczekiwałem. Już wiem kto będzie w nocy stróżował nad małym. Wziąłem małego na ręce i zaniosłem do Nicole, która leniwie otwarła oczy.  
-Kochanie, malutki jest chyba głodny. Liczy, że zaspana mamusia odda mu troszkę mleczka. – powiedziałem, a Nicole zaczęła się śmiać.
-Dobrze, że to tatuś nie chce mleczka. – spojrzałem na nią unosząc brwi. Dałem jej Christianka, a Nicole dokończyła resztę czynności. Usiadłem sobie na fotelu obok i włączyłem mecz. To było to czego mi brakowało. Dzieciaki bawiły się na dywanie z psem. Ale miałem wrażenia, że zaraz to się zmieni i zaczną wariować, ale ku mojemu zaskoczeniu po dziesięciu minutach przyszedł do mnie Damianek i zaczął oglądać mecz, a Wiki poszła do Nicole i pytała o to co będzie robiła z małym jak się naje. Miałem wrażenie, że po tej sytuacji ze szpitalem moje dzieci stały się dorosłe. Zupełnie inaczej się zachowują. Są cicho co się nigdy nie zdarzało. Zawsze musiało być ich słychać w odległości pięciu kilometrów. A teraz cisza. Chyba, że Nicole jakoś do nich dotarła, bo ja nie dawałem rady.
***oczami Nicole***
Tęskniłam za tą chwilą. Cieszyłam się, że jesteśmy tu razem, że mały dał radę, bo inaczej by było nam ciężko żyć. Ale jesteśmy tu razem. Oczywiście będę oczekiwała od Toma dalszych wyjaśnień co do wypadku, ale jeszcze chyba nie teraz. Dzieciaki się uspokoiły. Ciekawe jak to się stało. Może Tom w końcu do nich dotarł, bo normalnie to by był taki hałas, że każda osoba w promieniu pięciu kilometrów słyszała by ich. Nie potrafili usiedzieć w spokoju.  
-Tom, jak to zrobiłeś?  
-Ale co?  
-To, że dzieci są takie kochane.  
-Ja myślałem, że to ty im coś powiedziałaś. – spojrzeliśmy na siebie zaskoczeni.
-Bo pani w szpitalu nam powiedziała, że teraz musimy być dużymi dziećmi i wam pomagać bo teraz w domu będzie małe dziecko, a on potrzebuje dużo snu i nie wolno hałasować.  
-No to świetnie, ale bawić się możecie. Przecież jesteście dziećmi i spokojna zabawa nikomu nie zaszkodzi. – powiedziała, ale nie chcieli się bawić. Nie miałam nic przeciwko, ale nie chce, żeby teraz siedziały jak na szpilkach, bo jest dziecko. Aż do takiej ciszy nie mogę małego przyzwyczajać, bo później będziemy musieli koło niego chodzić jak na szpilkach.
-Dobra kochani. Co mam szykować na kolację? – zapytał Tom.
-Możesz zrobić kanapki.
-My uszykujemy. – dodał Damianek i zaczął się przepychać z Wiki kto będzie pierwszy w kuchni. Zaczęli szybko wyciągać obkład i przepychali się kto ma robić. Czyli wszystko wróciło do normy. Takie ich normalne zachowanie, tylko jeszcze nie krzyczą na siebie. Po jakiś dziesięciu minutach w końcu doszli do porozumienia. Trochę im zajęło zrobienie tej kolacji, ale muszę przyznać, że wyglądało apetycznie. Jedyne w czym Tom im pomógł to zrobienie herbaty. Bo mogli się poparzyć. Zjedliśmy wszystko, po czym dzieciaki poszły się wykąpać. Oczywiście Wiki poszła pierwsza, bo Damianek to dżentelmen i pozwolił jej iść pierwszej. Już po dwóch godzinach dzieciaki spały. W końcu nadszedł czas na nas. Wzięłam prysznic i poszłam do sypialni do dziecka, a w tym czasie poszedł się kąpać Tom. Gdy już wziął prysznic przyszedł do mnie.
-Podasz mi opatrunki?  
-Pewnie kochanie. – Tom wziął apteczkę i usiadł koło mnie. -Połóż się. – powiedział do mnie, a ja niepewnie położyłam się. Tak nagle wróciły do mnie wspomnienia. Wspomnienia o których nie chcę pamiętać. Moje ciało nagle się spięło. –Co się stało? – zapytał nagle Tom.
-Nic.
-Przecież widzę. Znam cię nie od dzisiaj.  
-Po prostu się boję, że będzie mnie bolało.
-Spokojnie kochanie. Nic nie będzie bolało. Będę delikatny. – udało mi się jakoś. Usiadł bliżej mnie i zaczął wyciągać nowe opatrunki. Położył moją rękę na swoim udzie i zaczął zajmować się moją raną po cesarce. Już po chwili opatrunek był gotowy.  –I co bolało?  
-Nie. – powiedziałam i położyłam się wygodnie na łóżku. Tom nałożył jedzenia Emily i przyszedł obok mnie. Bolało mnie jeszcze wszystko. No i nie mogłam brać żadnych tabletek. Ale dla małego byłam w stanie się poświęć.
-Jak się czujesz?  
-Nie za dobrze. Wszystko mnie boli.
-Oj, moja biedna. – powiedział i przytulił się do mnie. Dosłownie chwila minęła i już spał. Ja jeszcze długo nie mogłam zasnąć. Zastanawiałam się dlaczego wróciły te niechciane wspomnienia. Nie chciałam wracać do tego co było kiedyś. Było minęło. Tom już nie będzie takim draniem w końcu ma już trojkę dzieci i żonę. Nie jestem już tylko zwykłą porwaną dziewczyną. Znaczę już dla niego trochę więcej. Muszę się pozbyć tych myśli. Męczyłam się dość długo zanim w końcu zasnęłam, ale mój sen nie był długi bo już po chwili usłyszałam cichy płacz Christianka. Już miałam wstawać, ale Tom mnie uprzedził i już niósł małego do łóżka. Dzięki bogu, że jest ze mną, bo zanim bym się do niego doczłapała z tym obolałym brzuchem to by umarł z głodu. Podał mi małego. Zaczęłam go karmić. Za dużo nie wypił, ale zasnął. Już nie chciałam ich budzić. Mały spał z nami, chociaż się bałam, że go mogę w nocy przydusić, ale odezwał się instynkt macierzyński i za każdym razem jak się ruszył momentalnie się budziłam i patrzyłam czy wszystko w porządku. I tak mijały kolejne dni. Ciągłe nocne płacze. Ale miałam wsparcie dzieci jak i zarówno męża.


---
Minimal Beat - Lindsey Stirling

emilka38

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1786 słów i 9560 znaków.

2 komentarze

 
  • Misiaa14

    oh kocham  <3

    16 paź 2016

  • gubernator

    :dancing:

    11 paź 2016