Mogło być i tak - cz. IV
Paweł wolnym krokiem skierował się do furtki i wszedł w obejście rodzinnego domu. Krzyknął do psa, szarpiącego się i ujadającego na niego. Słysząc jego głos, zamilkł na chwilę i przekrzywił kilkakrotnie łeb, przyglądając mu się. Musiał go poznać, bo przestał szczekać, a zaczął podskakiwać, merdając przyjaźnie ogonem. Drzwi od ganku domu otworzyły się i na jego powitanie wybiegła jego mama. Gdy zbliżył się, objęła go za szyję.
- Paweł, synku mój, a ty tu skąd? – spytała, całując go, a w jej oczach pojawiły się łzy, chyba z radości, że go widzi.
- Skończyłem szkołę mamo i dali mi parę dni urlopu, więc jestem – przytulił mocno mamę, również ciesząc się z jej widoku.
- Cieszę się bardzo, widzę, że zmężniałeś i dobrze ci w mundurze. A ojciec z Adamem pojechali do miasta z cebulą. Marysia jest w szkole. A Władzia z Janią poszły do sklepu. Powinny niedługo wrócić. A to się ucieszy, gdy cię zobaczy. Chodź Pawełku, wejdźmy do domu, pewnie jesteś głodny? - z radości zagadała go na amen. Dopiero po chwili coś ją zastanowiło.
- Czekaj, a czym ty przyjechałeś, przecież teraz nie ma autobusu?
- Długo by mówić mamo. Przywiozła mnie znajoma z Krakowa. Jechała w te strony i mnie zabrała. Autobus miałbym znacznie później - wyjaśnił, ale znając dociekliwość matki, wiedział, że wcześniej czy później będzie starała się wyciągnąć z niego wszystko. Ale teraz zakrzątnęła się, aby przygotować mu coś do jedzenia.
- Mamo, właściwie to nie jestem bardzo głodny, ale jeżeli masz ser, to zjadłbym bryndzę na słodko.
- Mam świeży ser, miód i malinowo-truskawkową konfiturę – powiedziała matka – ty się rozbierz, a ja ci wszystko zaraz przygotuję, tak ja lubisz.
Ściągnął kurtkę i razem z czapką powiesił na wieszaku, potem usiadł za stołem w kuchni. Po chwili matka postawiła przed nim talerz rozrobionego ze śmietaną sera, obok kilka kromek wiejskiego chleba w koszyczku z wikliny oraz słoik miodu i konfitur.
- Jedz synku i niech ci wyjdzie na zdrowie. Tylko patrzeć, jak wróci ojciec z Adamem. Kręciła się po kuchni, rzucając od czasu do czasu zaciekawione i radosne spojrzenie na syna. Mówił, że nie jest głodny, ale smakołyk w postaci bryndzy ze świeżego, wiejskiego sera znikł z talerza w ekspresowym tempie. Nie odmówił sobie nawet wylizania talerza do czysta.
- Nie trzeba myć, taki czysty – skomentowała, śmiejąc się matka, zabierając talerz i stawiając przed nim kakao z mlekiem, które również uwielbiał.
- A to Marysia ucieszy się, gdy cię zobaczy. Jak dobrze cię widzieć synku.
Rozmawiając, nie spuszczała z niego załzawionych ze szczęścia oczu. Widać było po niej, jak bardzo kochała to swoje średnie dziecko. Widziała też, że zmężniał, wyszczuplał i wyprostował swoją sylwetkę. Była dumna z syna, że mimo młodego wieku, nie bał się ich opuścić i wyjechać z domu do wojska, przed którym odczuwali strach znacznie od niego starsi i bardziej dojrzali chłopcy, synowie ich niektórych sąsiadów, nie mówiąc o Adamie, jej starszym synu. A on znacznie od nich młodszy, bez cienia strachu poszedł do szkoły wojskowej i patrzcie, wrócił w mundurze, przystojny, wysoki.
- A te naszywki na ramieniu Pawełku co oznaczają?
- Te belki na obu ramionach oznaczają stopień mamo, a ta okrągła informuje, że jestem specjalistą wojskowym w zakresie, w którym mnie szkolono.
- To te dwie belki jak mówisz, oznaczają stopień, to jaki on jest?
- Mamo, te dwie belki oznaczają, że jestem kapralem, tak jak tata.
- O Matko! A to dopiero ojciec zdziwi się, że masz taki sam stopień jak on.
- O! O wilku mowa! Już są! – odezwała się widząc, jak wjeżdżają na podwórze.
Wyszli oboje przed dom i podeszli do zatrzymującego się wozu.
- Stasiu, Paweł przyjechał! – wykrzyknęła do męża.
- Przecież widzę, nie musisz drzeć się na całą wieś! – przystopował ją ostrym głosem.
Paweł zauważył, jak matka zamilkła, widząc, że mąż nie jest w dobrym nastroju. Trudno mu było dziwić się, gdy zobaczył, że wóz w połowie wypełniony był cebulą, którą nie udało im się sprzedać.
- Co, nie było kupców? – próbowała rozładować atmosferę.
- Ano, nie było. Nawet za darmo by nie wzięli, tyle jej było na placu.
Ojciec zeskoczył z wozu i sucho przywitał się z Pawłem uściskiem dłoni, bez wylewności.
- Przyjechałeś? Na długo? – spytał, jakby nie widzieli się kilka dni, a nie pół roku.
- Na cztery dni – odparł równie krótko i sucho Paweł.
Podszedł do brata, który również zsiadł z wozu i przywitał się, obejmując go ramionami i poklepując po plecach.
- Witaj w domu! Dobrze cię widzieć – powiedział Adam, spoglądając na brata bardziej przyjaźnie i serdeczniej niż ojciec.
- Witaj, też cieszę się, że cię widzę – odparł Paweł, ujęty serdecznością brata.
- Mamo, a gdzie Władka i Jania?
- Poszły do sklepu, powinny niedługo wrócić.
- Adam, podjedź do szopy, to rozładujemy cebulę – zwrócił się ojciec do syna.
- Adam, poczekaj! Ja znajdę jakieś swoje ciuchy, przebiorę się i pomogę ci – zaoferował swoją pomoc Paweł.
- Nie trzeba Paweł. Nie musisz się przebierać, damy sobie radę – odezwał się w bardziej ludzki i serdeczny sposób ojciec.
- Na pewno będziesz chciał zobaczyć się z kolegami, czy dziewczynami, więc daj sobie dzisiaj spokój z pomaganiem. Zaraz wróci też Władzia z Janią, potem Marysia ze szkoły, pewnie przyleci też Krysia. Więc nie ma sensu, żebyś dla kilku worków cebuli przebierał się, by za chwilę ponownie ubierać mundur. Ale za dobre chęci dziękuję ci synu i cieszę się, że cię widzę. Podszedł do Pawła i objął go ramionami, serdecznie poklepując po plecach, jakby chciał naprawić swój błąd i zatrzeć wrażenie suchego powitania dawno nie widzianego syna.
- Nie ma sprawy tato! Ja też cieszę się, że widzę cię w dobrym zdrowiu, a twojemu humorowi nie dziwię się. Zdaję sobie sprawę, że nie jest wam lekko. Potrzebujecie pieniędzy, a tu nie ma skąd wziąć.
- Dobrze, nie mówmy o tym! Jakoś musimy sobie poradzić. Być może jutro przyjedzie kupiec po cebulę i ziemniaki, chce tego większą ilość, więc może nie będzie tak źle. A ty ciesz się, że masz tych parę dni wolnych i nie myśl o robocie.
W ten sposób atmosfera oczyściła się i Paweł mógł cieszyć się pobytem w domu rodzinnym.
Czas do obiadu szybko zleciał i około 13-tej matka zawołała wszystkich do stołu. Przy obiedzie wymienili tylko kilka zdawkowych zdań, zgodnie z panującą w rodzinie zasadą, że z pełnymi ustami nie powinno prowadzić się rozmowy.
Niedługo po obiedzie, wróciła ze szkoły młodsza siostra Pawła, Marysia. Widząc brata, rzuciła mu się z piskiem na szyję, całując i ściskając go, jak kogoś bardzo kochanego i długo nie widzianego. Oboje mieli ze sobą znakomite relacje, jakie nieczęsto zdarzają się pomiędzy rodzeństwem. Nie było w tym nic dziwnego, bo właściwie to Paweł głównie zajmował się wychowywaniem siostry od niemowlęcia. To on mając trochę ponad pięć lat, opiekował się nią gdy miała niecałe dwa latka, zmieniał pieluchy, usypiał lub zabawiał, gdy nie spała. Z powodu nawału pracy na gospodarstwie matka praktycznie ograniczała swoją opiekę nad Marysią w dzień tylko do karmienia jej piersią i przygotowania jedzenia, które Paweł podgrzewał i karmił małą siostrzyczkę, opiekując się nią gdy mama szła w pole lub do obrządków w gospodarstwie. Zdarzało się również, że matka zmęczona całodzienną pracą niejednokrotnie w nocy spała tak twardo, że nie słyszała płaczu małej, wtedy zbudzony jej płaczem, wstawał i szedł do małej Paweł. Jeżeli przyczyną płaczu Marysi była mokra pielucha, przewijał ją sam i uśpiwszy małą, ponownie kładł się spać. Bywało, że siostrzyczka spała długo w dzień i w nocy budziła się mając mokro, to po przewinięciu, nie chciała spać tylko bawić się, więc Paweł chcąc nie chcąc, musiał jej dotrzymać towarzystwa, bo żal mu było budzić śpiącej matki. Po dwóch latach nieustannej opieki nad młodszą siostrą Paweł zaczął chodzić do szkoły, więc nie mógł zarywać nocy, bo wtedy zasypiał w szkole, na co rodzicom zwrócił uwagę wychowawca klasy. Na szczęście mała, jakby wyczuwając jaki kłopot stwarza bratu, coraz rzadziej budziła się w nocy, przesypiając całą noc na sucho. Gdy wyrosła z kołyski, powstał problem, bo mała nie chciała sypiać z nikim innym, tylko z Pawłem. Najszybciej zasypiała, wtulając się w Pawła i trzymając jego palec w swojej rączce. Co ciekawe, nie przepadała za żadnymi smoczkami i nie ssała również własnych paluszków przy zasypianiu. Marysia rosła i jej reakcja na jakiekolwiek towarzystwo w jej pobliżu innych dzieci czy to jej rówieśników czy rówieśników Pawła przejawiała się wrzaskiem. Tolerowała tylko towarzystwo Pawła i tylko z nim bawiła się, z nikim innym. Tolerowała jeszcze poza Pawłem tylko rodziców, matkę bo ją karmiła i ojca, który ją wprost uwielbiał. Ale i wtedy Paweł musiał być w zasięgu jej wzroku, bo inaczej zaraz zaczynała go szukać i jeśli go nie znalazła, momentalnie traciła humor i zaczynała zrzędzić. Gdy Paweł poszedł do szkoły, sytuacja z Marysią przerosła nawet rodziców. Mała nie dawała się uspokoić, nie chciała jeść ani pić, ba, wstrzymywała nawet potrzeby fizjologiczne. Nie pomagały tłumaczenia, noszenie na rękach i wymyślanie figli dla rozweselenia. Wszystko wracało do normy, gdy Paweł wracał ze szkoły. Wtedy jadła z nim, piła i zasypiała trzymając go za palec u ręki. Taki stan rzeczy trwał przez kilka pierwszych tygodni, kiedy Paweł zaczął uczęszczać do szkoły. W końcu jakoś przywykła do stanu, że Pawła nie ma przez ileś tam godzin, po których wraca i jest z nią. Rodzice próbowali konsultować zachowanie Marysi z różnymi lekarzami, ale wszystkie porady i diagnozy nie wnosiły nic nowego. To samo było z poradami „uzdrowicieli”. Marysia była odporna na wszelkie sugestie, porady i wymyślane terapie. Nie było Pawła, było źle, był Paweł, było wszystko w porządku. Dla niej Paweł był wszystkim. W jego obecności była żywym, radosnym dzieckiem, pełnym energii, humoru i dla niego zrobiła wszystko, o co ja poprosił. Gdy widziała, ze odrabia lekcje lub uczy się czegoś na pamięć, zachowywała się jak trusia, aby mu nie przeszkadzać lub uczyła się z nim razem. Dochodziło do tego, że uczyła się szybciej od niego i później podpowiadała mu jakieś słowo lub całą frazę wiersza. Tak upływał rok za rokiem i Paweł przez kilka następnych lat pełnił rolę głównego opiekuna Marysi, z przerwą na czas spędzany w szkole. Po powrocie ze szkoły mała nie opuszczała go już nawet na krok. Towarzyszyła mu wszędzie i jeśli gdzieś jej nie chciał zabrać ze sobą, to robiła wrzask na całą wieś. Gdy Paweł był w domu, to dla małej nie liczył się nikt z domowników. Jeżeli chciał spotkać się z kolegami, musiał zabierać Marysię, inaczej narobiła tyle wrzasku, że ojciec nie pozwalał mu nigdzie wychodzić. Wolał więc nie spotykać się z kolegami, bo ci naśmiewali się z niego, jeżeli na spotkanie przyprowadzał siostrę. W takim stanie rzeczy upłynęło kilka następnych lat i jedyną nadzieję Paweł pokładał w tym, że to wszystko ulegnie zmianie, gdy Marysia pójdzie do szkoły. Gdy to nastąpiło, Paweł rozpoczynał naukę w klasie czwartej o godzinie 8-mej, a Marysia naukę w pierwszej klasie rozpoczynała o godzinie 9-tej. Sypiając razem z Pawłem w jednym łóżku, to ona budziła go rano i aby chodzić do szkoły razem z bratem, wstawała razem z nim. Najciekawsze było jednak to, że przychodząc do szkoły o całą godzinę wcześniej, wchodziła do klasy razem z nim i zachowując się jak trusia, siedziała w jednej ławce razem z nim przez całą lekcyjną godzinę. Początkowo budziło to sprzeciw niektórych nauczycieli Pawła, ale ponieważ mała zachowywała się bardzo cicho, coś tam sobie rysując czy pisząc, zaakceptowali taki stan rzeczy i tolerowali obecność Marysi w ławce Pawła. To trwało przez cały okres wspólnego uczęszczania do jednej szkoły. Z racji wieku dzieliło ich trzy klasy i w większości bywało, że Marysia kończyła lekcje wcześniej od brata, więc przychodziła do jego klasy i towarzyszyła mu do końca jego lekcji. Po pięciu latach wspólnego chodzenia do jednej szkoły, Marysia, która lubiła szkołę i naukę w niej, gdy chodził do niej brat, odmówiła chodzenia do szkoły, gdy Paweł rozpoczął naukę w liceum w mieście, dojeżdżając autobusem. Zmuszona na siłę do nauki w dotychczasowej szkole podstawowej, zamknęła się w sobie i nie chciała się ani uczyć, ani odpowiadać na pytania nauczycieli. Po konsultacjach z nauczycielami rodzice musieli na gwałt przepisywać Marysię do szkoły podstawowej w mieście, blisko liceum Pawła. Jeżdżąc do szkoły z Pawłem nie tylko nadrobiła zaległości w nauce, ale stała się najlepszą uczennicą w klasie. Prawie zawsze kończyła lekcje wcześniej, wtedy czekała na Pawła w jego szkole, czytając bądź odrabiając zadania domowe i razem wracali autobusem do domu. Początkowo Paweł zżymał się na siostrę, bo stał się celem żartów i wyśmiewania ze strony kolegów, ale Marysia starała się to mu wynagradzać, siadając na jego kolanach, obcałowując i przepraszając za wszystko, co go przez nią spotyka. W końcu przestał zwracać uwagę na docinki kolegów, widząc jak jego mała siostrzyczka stara się o dobre oceny, aby był z niej dumny i zadowolony. Gdy Paweł skończył liceum i zgłosił się do wojska, Marysia bardzo to przeżyła i odchorowała, pisząc codziennie listy do ukochanego brata. Odpisywał sumiennie na każdy list, tłumacząc i wyjaśniając siostrze, dlaczego podjął taką decyzję. Trudno było jej zrozumieć i znieść rozłąkę z bratem, ale w końcu dotarła do niej jego argumentacja, a bardziej pewnie jego groźba, że przestanie odpisywać na jej listy, jeśli nie zmieni swojego zachowania czy postępowania, bo matka opisując mu w jaki sposób przeżywa Marysia jego wyjazd, miała poważne obawy o jej zdrowie i naukę w szkole. Od tego czasu zmieniła co prawda swoje zachowanie i nastawienie do nauki, ale pozostała smutna i zamknięta w sobie. Teraz widząc brata, okazała taką radość i entuzjazm, że obojgu rodzicom dało to wiele do myślenia, głównie co do uczucia Marysi do brata. A ta uwiesiła się na ramieniu Pawła i zachowywała się tak, jakby nikt poza nim dla niej nie istniał. Matka poprosiła w końcu Marysię, aby zostawiła Pawła i poszła z nią do kuchni zjeść obiad. Nie było mowy, aby poszła bez Pawła.
- Paweł, musisz iść z nią, bo sama nie pójdzie – oznajmiła matka, widząc jak córka kurczowo trzyma się Pawła, jakby w obawie, że może jej zniknąć. Weszli więc razem do kuchni. Matka postawiła przed córką obiad i ta usiadła do stołu, zmuszając Pawła aby usiadł obok niej. Jedząc, w jednej ręce trzymała łyżkę, a później widelec, a drugą trzymała rękę Pawła, nie spuszczając oka z jego twarzy. Po skończonym obiedzie, zapytała Pawła na jak długo przyjechał, gdy usłyszała, że tylko na kilka dni, w jej oczach pojawiły się łzy, które szybko przetarła ręką. Paweł bardzo kochał swoją siostrę, ale jej zaborczość i uczucie jakie mu okazywała, zaczynało go przerastać i lekko przerażać. Zaczynał rozumieć, że to nie jest uczucie siostry do brata, tak jak on to rozumiał i jak sam odczuwał w stosunku do jej osoby. Kochał Marysię tak, jak starszy brat może kochać swoją młodszą siostrzyczkę, ale jej uczucie do niego trudno było nazwać siostrzanym. Zaczął sobie wyobrażać, co będzie, gdy będzie odjeżdżał i uznał, że musi porozmawiać z rodzicami na ten temat, by uniknąć sceny pożegnania i rozpaczy na twarzy Marysi. Zaczął sobie wyrzucać swój przyjazd do domu, bo Marysia przywykła już jakoś do myśli, że jego nie ma i zaczynała sobie z tym radzić, a teraz jego przyjazd i krótki pobyt zburzył jej spokój i wywołał ponownie, niezbyt oczekiwaną przez niego i rodziców reakcję siostry na jego widok. Widział po minach rodziców, że i oni nie bardzo wiedzą jak rozwiązać i uporać się z zaistniałą sytuacją. Rozważając w myślach jak postąpić, doszedł do wniosku, że najlepiej spotkać się z przyjaciółką Marysi i chociaż częściowo oderwać jej myśli od swojej osoby. Zaproponował więc siostrze spacer do centrum wsi, gdzie on mógłby spotkać się z kolegami, a ona ze swoją najbliższą przyjaciółką Danusią. Matka poparła jego pomysł i dała mu trochę pieniędzy, aby w razie potrzeby miał na jakieś drobne wydatki. Marysia z początku niezbyt zadowolona, w końcu zgodziła się na wyjście, uznając, że jest to jakaś okazja pochwalenia się przed koleżankami tak przystojnym bratem w mundurze. Wystroiła się z tej okazji w to, co miała najlepszego, aby i samej nieźle wyglądać. Gdy stanęli razem przed matką, stanowili tak piękną parę, że matce na ich widok zakręciły się łzy. Gdy wyszli przed dom, wzbudzili również podziw brata i ojca.
- A gdzież to wybieracie się, że Marysia taka wystrojona? – zapytał ojciec.
- Idziemy do centrum, przejść się – odparł Paweł.
- Pewnie, idźcie! Ładnie wyglądacie oboje – pochwalił ojciec. Marysia wzięła pod rękę Pawła i wspólnie wyszli na drogę. Paweł wiedział, że brat Danusi wypatruje oczy za Marysią, ale ona cały czas udaje, że o tym nie wie albo rzeczywiście nie chce o tym wiedzieć. Podeszli więc pod ich dom. Danusia kiedy ich zobaczyła, rzuciła się do nich biegiem. Przywitała się buziakiem z Marysią i z niejakim zażenowaniem wyciągnęła rękę do Pawła. Zasalutował jej i ujął jej rękę, równocześnie całując ją w policzek. Małolatka spłonęła rumieńcem, ale nie dając nic po sobie poznać, wzięła jego i Marysię pod pachę, zapraszając ich do domu.
- A Rysiek jest może w domu? – zapytał Paweł o brata Danusi, z którym czasem pogrywali w szachy.
- Ryśka akurat nie ma, pojechał z tatą, ale niedługo wrócą – odpowiedziała Danusia.
- To ty zostań z Danusią, a ja pójdę rozejrzeć się za chłopakami – powiedział Paweł do Marysi. Zauważył rozczarowanie, jakie wywołał swoimi słowami na buziach obu dziewczyn, ale nie zamierzał przejmować się tym za bardzo, bo chciał spotkać się z kolegami i trochę zaszpanować im mundurem, a przede wszystkim stopniem kaprala. Wieści na wsi rozchodzą się szybko, więc gdy Paweł pojawił się w pobliżu sklepu, czekało tam już na niego kilku kolegów. Przywitał się, podając każdemu rękę i rozpoczęła się typowa w takich okolicznościach rozmowa; o jego pobycie w wojsku, o wrażeniach, dyscyplinie, szkoleniu itp. Odpowiadał zgodnie z prawdą, że wojsko to nic strasznego, o swoim szkoleniu na specjalistę, o dyscyplinie, przepustkach, o zakończeniu szkoły i przydziale do jednostki lotniczej w Gdyni. Słuchając go, niejeden z kolegów pewnie żałował, że nie postąpił tak jak Paweł, widząc go teraz w mundurze. Paweł pochwalił się jeszcze i tym, że za wzorową służbę i dobre wyniki w szkoleniu otrzymał awans do stopnia kaprala i kilka dni urlopu, stąd jego obecność tutaj, przed wyjazdem do docelowej jednostki. Nie obyło się też bez tego, aby nie pojawiło koło nich kilka dziewczyn, które również chciały zobaczyć Pawła w mundurze. Przywitał się z nimi kurtuazyjnie, każdej z nich salutując, więc witane w ten sposób przez przystojnego żołnierza, oblewały się rumieńcem. Jego rówieśnice, które przed wojskiem nie zwracały na niego uwagi, teraz z zainteresowaniem i typową babską ciekawością przyglądały się uważnie Pawłowi. Młodsze natomiast z podziwem zerkały na tego żołnierza, myśląc pewnie o tym, że fajnie byłoby mieć takiego chłopaka. Wkrótce dołączyła również do nich Krysia, dalsza kuzynka Pawła, która skrycie podkochiwała się w nim, jednak on strzeżony przez swoją siostrę, nawet tego nie zauważył. Była młodsza od niego o dwa lata i bywało, że jako dzieci wiele czasu spędzali razem, bawiąc się w wymyślane przez nich gry i zabawy, doktora nie wyłączając. Krysia przepadała wręcz za kuzynem, ale gdy urodziła się Marysia, musiała zejść na drugi plan. Paweł zajęty całymi dniami opieką na młodszą siostrą, siłą rzeczy nie miał dla niej wiele czasu. Początkowo próbowała pomagać Pawłowi w opiece nad małą, ale mała wyraźnie sobie tego nie życzyła i kiedy tylko w pobliżu pojawiła się Krysia, zaczynała płakać, a właściwie drzeć się na całą wieś. Początkowo sądzono, że być może Krysia nieopatrznie zrobiła małej jakąś krzywdę i dlatego na jej widok tak reagowała, ale czas upływał i sytuacja zamiast poprawiać, pogarszała się coraz bardziej. Taka sytuacja spowodowała, że silne więzi jakie łączyły początkowo Pawła i Krysię musiały ulec rozluźnieniu. Paweł zdominowany przez siostrę, nawet nie starał się zawierać bliższych znajomości z którąś z koleżanek ze szkoły, bo wiedział, że siostra tego nie zniesie i zacznie histeryzować, jeśli by zaczął utrzymywać bliższy kontakt z dziewczyną. W duchu przyznawał, że jest to chora sytuacja, ale nie miał sumienia walczyć z zaborczością siostry. Marysia zresztą nie ukrywała, że jest zazdrosna o Pawła i gotowa wydrapać oczy każdej dziewczynie, która by chciała zabrać jej brata. Krysia widząc Pawła w mundurze, bez asysty Marysi, próbowała zwrócić jego uwagę na swoją osobę, ale on akurat rozmawiał z kolegami. Była ładną dziewczyną, z długimi, pofalowanymi blond włosami, szczupłą sylwetką i długimi, zgrabnymi nogami mogła podobać się chłopakom, ale zadurzona skrycie w Pawle, nie była zainteresowana potencjalnymi adoratorami i dawała to odczuć. Była więc samotną na własne życzenie, co nieraz próbowały jej wyperswadować koleżanki, ale uparcie trzymała się swojego postanowienia, mając nadzieję, że w końcu zwróci na siebie uwagę Pawła. Byli spokrewnieni, ale dość odlegle, tak, że względy pokrewieństwa nie stanowiły przeszkody w ich zbliżeniu. Tylko, że Paweł nie wiedział nawet, że Krystyna podkochuje się w nim. W końcu ją zauważył, przeprosił kolegów i podszedł do niej.
- Cześć Krysiu! Miło cię widzieć – powitał ją pocałunkiem w policzek.
- Cześć! Ciebie też – odpowiedziała, podając mu rękę.
- Na długo przyjechałeś? – zapytała.
- Na cztery dni.
- I gdzie jedziesz?
- Do Gdyni.
- A tak w ogóle co słychać u ciebie? – z kolei on zapytał.
- Właściwie to nic ciekawego. Chodzę do liceum, właściwie dojeżdżam i jakoś czas leci.
A u ciebie jak? Zadowolony jesteś z wojska?
- Mówiąc szczerze, nie narzekam. Trochę daleko od domu, ale mówi się trudno.
- Kiedy cię puszczą następnym razem?
- Chyba dopiero po roku, na urlop, na czternaście dni.
Zauważył, że zmarkotniała na te słowa.
- Paweł, mogę cię o coś zapytać? – nieśmiało zapytała.
- Pewnie, pytaj o wszystko!
- Masz …dziewczynę? – zająknęła się.
- Obecnie nie. Przedtem chodziłem z Karoliną, którą pewnie znałaś, ale to skończyło się dobrze rok temu. A później nie było okazji, a właściwie to nie szukałem – odparł niezbyt zgodnie z prawdą, bo nie uwzględnił znajomości z Anią i Zuzą.
- A mógłbyś napisać parę słów do mnie, tak ogólnie – poprosiła.
- Dobrze, napiszę. Ale czy to oznacza, że ty też nie masz nikogo?
- Tak jak u ciebie. Nie było okazji i nie szukałam.
- Taka ładna laska i nie ma chłopaka. Nie sądzisz, że tak miejscowe chłopaki, jak i twoi koledzy ze szkoły, to tępe osły. Nie poznać się na takiej dziewczynie jak ty, to trzeba być chyba ślepym.
Słysząc jego słowa, pomyślała, że nie tylko miejscowe chłopaki czy jej koledzy są ślepi, ale wolała zachować to dla siebie.
- Paweł, mógłbyś przed wyjazdem wpaść do mnie? Mama by się ucieszyła widząc takiego przystojniaka w mundurze, a i mnie by było bardzo miło.
- Nie obiecuję na pewno, ale postaram się wpaść jutro, albo pojutrze po południu, dobrze?
- Będę ci wdzięczna bardzo! A masz może jakieś zbędne zdjęcie, które mógłbyś mi dać?
- Z tym będzie gorzej, ale spróbuję coś wykombinować, tylko po co ci to? Poznasz jakiegoś chłopaka i co wtedy? – zapytał żartobliwie.
- Jak poznam, to ci zwrócę, obiecuję! – odpowiedziała z poważną miną.
Pożegnał się z Krysią ponownym cmoknięciem w policzek i wrócił do kolegów. Odmówił piwa, które chcieli mu postawić i po wyczerpaniu tematów ogólnych, pożegnał się z kolegami i wrócił do domu sąsiadów, w którym pozostawił siostrę. W towarzystwie Marysi i jej koleżanki Danusi pojawił się jej brat Ryszard. Widząc Pawła przywitał się serdecznie i zaproponował partię szachów, mimo, że wiedział, że gra od Pawła znacznie gorzej. Chodziło mu raczej o zatrzymanie Marysi, która bez brata na pewno nie odejdzie. Było to też na rękę Danusi, która natychmiast usiadła koło obiektu swoich westchnień. Kiedy zaczęli grać, Paweł zauważył, że Ryszard zrobił duże postępy w grze i pokonanie go, zajmie mu niewątpliwie sporo czasu. W międzyczasie w pokoju pojawiła się mama Danusi i Ryszarda, witając się serdecznie z Pawłem i zrzędząc na Danusię, że nie zaproponowała gościom poczęstunku. Zakręciła się jak prawdziwa gospodyni i za chwilę przed Pawłem, Marysią, Danusią i Ryszardem pojawiły się szklanki z herbatą, sok malinowy oraz ciasto domowego wypieku. Kręcąc się po pokoju, często spoglądała w stronę Pawła, widząc jak zmężniał i stał się naprawdę przystojnym, młodym mężczyzną, wobec którego Ryszard, młodszy tylko o rok, wyglądał na nieopierzonego nastolatka. W trakcie gry, gdy Rysiek zastanawiał się nad posunięciem, Paweł rozglądał się po pokoju i nie uszło jego uwagi, w jaki sposób spoglądała w jego stronę Danusia. Będąc w wieku Marysi była od niej bardziej rozwinięta i bardziej kobieca. Była też bardzo ładną dziewczyną z ciemnymi, spiętymi w koński ogon włosami, szczupłą, pociągłą buzią, ładnie wykształconymi, pełnymi ustami i ślicznymi, orzechowymi oczami. Można było się domyślać, że z każdym rokiem będzie stawała się coraz ładniejsza i podobniejsza do swojej mamy, która mając około 37 lat wyglądała na dużo mniej. Wysoka, o zgrabnej sylwetce, z wydatnym, kształtnym biustem i ładną buzią była obiektem westchnień dorastających młodzieńców i dorosłych mężczyzn. Poza tym pięknie tańczyła i na każdej zabawie czy okolicznościowej imprezie była obiektem, na którym męska część wiejskiej populacji z przyjemnością zawieszała swój wzrok. Widać było, że Paweł będąc w mundurze spodobał się jej bardzo, widziała też, jak bardzo podoba się jej córce, która nie odrywa wprost od niego oczu. Gra w szachy pomiędzy Ryśkiem i Pawłem przedłużała się, powodując, że Paweł coraz częściej spoglądał na zegarek, chcąc wrócić do domu, a głupio mu było przerwać grę. Zwrócił się więc do Ryśka z prośbą, aby skrócił trochę czas namysłu nad posunięciem, bo inaczej nie dadzą rady skończyć partii. Przyspieszyli grę i w końcu przeszli do końcówki. W pewnym momencie Ryszard widząc, że w każdej chwili grozi mu mat, poddał partię, zastrzegając sobie jednak prawo do rewanżu, na co Paweł zgodził się, umawiając się z Ryśkiem na następny dzień, jednocześnie informując go, że będą grali na czas, bo Rysiek zbyt długo zastanawiał się nad każdym ruchem. Pożegnali się z mamą Danusi i Ryśka oraz obojgiem rodzeństwa i oboje udali się do domu. Marysia wtuliła się w brata i trzymała go przez całą drogę za rękę. W takiej komitywie wrócili do domu. Matka czekała już na nich z kolacją. Oprócz niej w kuchni była też bratowa Władzia z Jancią, która widząc wujka, rzuciła się biegiem w jego kierunku i odpychając Marysię przytuliła się do niego.
- Dlaczego stryju nie zabrałeś Janci? – wystąpiła z pretensjami do Pawła.
- Jancia, daj spokój stryjowi, poszedł przywitać się z kolegami i nie było tam dzieci – upomniała ją mama.
- Marysia była ze stryjem, a Jancia nie – nie ustępowała mała.
- Bo Marysia była u koleżanki i wróciła razem ze stryjem – cierpliwie wyjaśniała córce Władzia. Mogła sobie mówić, Jancia wiedziała swoje i brzydkim wzrokiem mierzyła Marysię, która zabrała jej stryja, a ona została w domu. Paweł coraz bardziej sfrustrowany pretensjami i zaborczością małej bratanicy, w której jak w zwierciadle uwidaczniało się podobne postępowanie wobec niego młodszej siostry, zaczynał coraz bardziej żałować, że przyjechał do domu i wywołał swoją obecnością tyle zamieszania oraz wzajemnej niechęci małej bratanicy i jej młodziutkiej ciotki. Kiedy pomyślał o wyjeździe i niezamierzonej, ale realnej reakcji na jego wyjazd młodszej siostry, poczuł się niezbyt komfortowo i wbrew zakorzenionej w sobie rodzinnej więzi zaczął żałować swojego przyjazdu na urlop do domu rodzinnego. Po prostu pobyt w domu zaczął kosztować go za dużo nerwów. Zaczął się poważnie zastanawiać czy nie skrócić pobytu w domu o kolejny dzień i wcześniej wyjechać do Krakowa. Nie chciał jednak robić tego bez porozumienia z rodzicami. W końcu po kolacji, nastąpiła chwila, że został sam z rodzicami.
- Nie wiem czy widzicie to samo co ja, ale wydaje mi się, że swoim przyjazdem do domu narobiłem sporo kłopotu i zamieszania – zaczął rozmowę Paweł.
- Marysia zaczyna histeryzować i boczyć się na mnie, Jancia jej sekunduje, a ja sam nie wiem, co mam robić?
- A czego spodziewałeś się? Przecież jesteś już dorosłym chłopakiem i zdajesz sobie sprawę, że Marysia nie zachowuje się wobec ciebie jak siostra wobec brata. Ona jest po prostu o ciebie zazdrosna, zresztą zawsze była. To wszystko za daleko zaszło. Ona nie uważa cię za brata, ale jak za swoją własność. Oboje z matką popełniliśmy duży błąd, że wcześniej nie zareagowaliśmy, widząc jak zachowuje się wobec ciebie. To ty stałeś się dla niej wszystkim, matką, ojcem, a teraz chłopakiem. To nie jest twoja wina, ale nasza i to my musimy znaleźć rozwiązanie – odpowiedział ojciec.
- Pewnie musimy udać się z nią do psychologa, może coś na to poradzi. Jest już dużą dziewczynką i pewne rzeczy na pewno zrozumie – dodała matka.
- Szkoda, że nie skontaktowałeś się z nami przed przyjazdem, bo byśmy ci pewnie odradzili ten przyjazd, chociaż sama ucieszyłam się bardzo, gdy cię zobaczyłam. Jednak sam widzisz, co z tego wynikło. Ojciec mi to od razu uzmysłowił i miał rację.
- To co ja teraz mam zrobić? Chyba skrócę ten urlop i wcześniej wyjadę do jednostki – oświadczył rodzicom.
- Powiemy, że otrzymałem pilne wezwanie do wojska, z uwagi na jakieś tam zamieszanie w świecie.
- Może tak byłoby najlepiej, tylko musimy o tym uprzedzić Adama i Władzię, abyśmy wszyscy razem mówili to samo – oświadczyła mama Pawła.
- Musimy też twój przyspieszony wyjazd jakoś wyjaśnić Marysi, bo jak sam powiedziałeś, przyjmie to bardzo źle i na pewno bez histerii z jej strony nie obejdzie się.
- To teraz powiedzcie mi gdzie będę spał?
- Tam gdzie spałeś przed wojskiem, czyli w twoim i Marysi pokoju. Jest tam nadal twoje łóżko i tapczanik Marysi. Przecież ona by w ogóle nie spała, gdyby ciebie nie było w pokoju. Nic nie stanie ci się, jeżeli jedną czy dwie noce prześpisz się razem z nią w jednym pokoju, przecież to jeszcze dziecko – powiedziała matka.
Miał co do tego niejakie wątpliwości, ale zachował je dla siebie.
- Ok! Faktycznie mogłaby to różnie odebrać, gdybym spał gdzie indziej, gdy moje łóżko stoi u niej w pokoju.
Kiedy do kuchni wróciła Marysia, a po chwili Władzia, Adam i mała Jancia, Paweł poprosił matkę o swoją pidżamę i udał się do łazienki. Po wykonaniu wieczornej toalety, opuścił łazienkę i ponownie wszedł do kuchni. Zastał tam tylko matkę i siostrę.
- Marysiu, pozwolisz mi przespać się u ciebie w pokoju na moim starym łóżku? – zapytał siostrę z powagą w głosie.
Zauważyli oboje z matką błysk radości w oczach Marysi.
- Przecież to twój pokój i to ja powinnam ciebie prosić, czy pozwolisz mi w nim spać – odpowiedziała poważnie.
- To umówmy się, że jest to jeszcze nasz wspólny pokój i pozwolisz mi w nim od czasu do czasu przespać się, chyba, że będziesz miała chłopaka.
- Zawsze będziesz mógł w nim spać – oznajmiła, utrzymując powagę w głosie.
- No to mamo niepotrzebnie martwiłaś się, że Marysia nie pozwoli mi przespać się w jej pokoju, …w naszym pokoju – poprawił się.
- Bo myślałam, że Marysia jako dorastająca panienka, nie będzie chciała spać w jednym pokoju z dorosłym bratem.
- Nigdy mamo, słyszysz! Nigdy nie usłyszysz ode mnie, że nie chcę spać z Pawłem w jednym pokoju! – zaperzyła się Marysia.
- Paweł to mój ukochany brat i dotychczasowy opiekun – wyjaśniła swój wybuch.
- Dobrze już, dobrze, nie denerwuj się tak – odpowiedziała matka, spoglądając znacząco na Pawła.
- Możesz Paweł iść spać, bo pewnie Marysia będzie jeszcze myć się i pakować do szkoły – powiedziała matka do syna.
Zrobił, jak mu poradziła i udał się do pokoju położyć się na łóżku, które wcześniej matka przygotowała i posłała. Zasypiał, gdy do pokoju weszła siostra. Podeszła do swojego tapczanu, podniosła kołdrę i zamierzała położyć się, ale po chwili zmieniła widocznie zdanie, popatrzyła w stronę łóżka i podeszła do usypiającego brata. Leżał bliżej kraju, więc weszła od tyłu łóżka, podniosła kołdrę od strony ściany i położyła się koło Pawła. Po chwili przytuliła się do niego. Zauważyła, że otworzył oczy.
- Mogę spać z tobą, jak dawniej? – zapytała proszącym szeptem.
Rozespany, nie miał siły wygonić jej z łóżka, więc kiwnął głową. Podziękowała mu leciutkim muśnięciem warg. Obróciła się na wznak, dociskając się bokiem do jego ciała i obróciła głowę w jego stronę.
- Paweł, mógłbyś pomasować mi piersi, bolą mnie – usłyszał szept.
- Rosną, to trochę bolą – odpowiedział również szeptem.
- Pawełku, proszę, pomasuj troszeczkę – poprosiła ponownie.
Obrócił się w jej stronę i delikatnie poprzez materiał pidżamki dotknął ręką jej piersiątek. Chwyciła jego rękę i wsunęła sobie pod materiał. Poczuł w dłoni jej małą pierś i sztywniejący sutek. Zaczęła gładzić się jego ręką po piersiach.
- Tak głaszcz, to mniej mnie boli – szepnęła, jednocześnie przyspieszając oddech.
Mimo wewnętrznego oporu zaczął gładzić jej pączkujące piersi, sprawiając jej dużą przyjemność sygnalizowaną mocniejszym biciem serca i szybszym oddechem. Po chwili mała ponownie ujęła jego dłoń i zaczęła ją przesuwać w dół ciała.
- Paweł, boli mnie też na dole, pomasujesz?
- Marysiu, jesteś już dużą dziewczynką i nie mogę cię dotykać wszędzie, tak jak wtedy, gdy byłaś małym dzieckiem. Jestem twoim bratem i mogę mieć kłopoty, że w ogóle cię dotykam.
- Danusia mówiła, że Rysiek często ją tak masuje i ją mniej boli, a nawet jest jej przyjemnie, a przecież to też jest jej brat.
- Marysiu, wiesz przecież, że nie powinnaś mnie o to prosić. Jesteś moją siostrą, bardzo młodziutką siostrą i dziewczynką, a ja twoim starszym bratem i nie możemy pieścić się w ten sposób ze sobą, bo jest to zabronione. Możesz ze mną spać, ale nic więcej nie możemy robić.
- Ale dotknij mnie tam raz, tylko troszeczkę, a później będziemy spać – prosiła szeptem. Zwolnił rękę i pozwolił, aby przesunęła ją w dół swego ciała. Rozszerzyła nogi i nasunęła jego dłoń na swój wzgórek łonowy. Przesunęła ją kilkakrotnie, a potem wsunęła jego rękę w spodnie pidżamki i dotknęła nią nagiego łona. Pod palcami poczuł mięciutki puszek włosków łonowych i rowek jej dziewczęcego sromu. Pogładziła się ponownie i Paweł poczuł wilgoć w jej kroczu, sygnalizującą wzrastające podniecenie.
- Paweł, popieść mnie troszeczkę, tylko troszeczkę i tylko raz, a potem będziemy spać – szepnęła.
Uległ jej prośbom i delikatnymi ruchami zaczął pieścić jej muszelkę. Stawała się coraz bardziej mokra, a przez jej ciałko zaczęły przebiegać coraz mocniejsze drgania. Aby stłumić jęki, zacisnęła usta na ręce. Po niedługiej chwili zaczęła naciskać jego dłoń, a gdy zaczął palcem pieścić guziczek łechtaczki, rzuciła parę razy swoim ciałem i wysztywniła się, zaciskając palce na jego ręce. Przeżywała prawdopodobnie jeden z mocniejszych orgazmów. Chwilę jeszcze gładził jej łono, a potem wysunął rękę i pocałował siostrę w policzek. Chwyciła jego głowę i mocno pocałowała w usta.
- Dziękuję ci braciszku, teraz mogę spać. Było bardzo fajnie.
- To może pójdziesz na swój tapczan, będzie nam wygodniej spać. I nikomu nie mów, nawet Danusi, że spałaś ze mną, bo mógłbym mieć kłopoty, a poza tym śmiali by się z nas.
- Pozwól mi spać ze sobą, przecież niedługo wyjedziesz. I nikomu nic nie powiem, obiecuję.
- A jeśli mama zobaczy, że śpisz ze mną, możemy oboje mieć przechlapane.
- Mama nic nie powie, a tata mnie kocha i też nic nie powie.
- Dobrze już. Teraz śpimy, bo przecież wcześnie wstajesz do szkoły.
Jeszcze raz pocałował ją w policzek i odwrócił się na wznak, a ona przytuliła się do niego i tak zasnęli. Tak ich zastała matka, gdy weszła na chwilę do ich pokoju. Pokiwała tylko głową i bez słowa wyszła. Ufała Pawłowi i była pewna, że nie zrobi krzywdy siostrze, to raczej ona mogła go prowokować, ale znając Pawła, wiedziała, że nie dopuści do przekroczenia pewnych granic. Oboje z mężem zdawali sobie sprawę, że Marysia jest zadurzona w swoim bracie i wyjazd Pawła daleko od domu był im bardzo na rękę. Wróciła do sypialni.
- Śpi z nim, tak? – zapytał ją mąż.
- Tak, śpią razem, ale musimy zaufać Pawłowi. Wiesz w jakim ona jest wieku, nie możemy robić nic na siłę, bo może zrobić jakieś głupstwo. Ona wie, że Paweł musi wyjechać, miejmy nadzieję, że to uczucie którym darzy Pawła, powoli wygaśnie. Najlepiej by było, gdyby poznała jakiegoś chłopaka, ale ona odgania chłopaków od siebie. Może jak Pawła nie będzie, spodoba się jej jakiś chłopak, choćby ten Rysiek od Kamińskich, brat jej koleżanki Danusi....cdn
Dodaj komentarz