
 
Gdy nagle — rozległo się pukanie do drzwi. 
 
– Kto to może być o tej porze? – mruknęłam pod nosem, wycierając dłonie w ścierkę. 
 
Kiedy otworzyłam, przez próg wszedł on – mój szef, dyrektor szkoły. Stał w płaszczu, lekko zmoknięty, z tym swoim charakterystycznym, nieco poważnym spojrzeniem. 
 
– Marto… przepraszam, że tak bez zapowiedzi – powiedział spokojnym, lecz wyraźnie zdenerwowanym głosem. – Wracałem z zebrania… i po prostu… skręciłem tutaj. 
 
Zaniemówiłam. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie — trochę spięty, trochę… zawstydzony? A jednocześnie emanował tą swoją charakterystyczną, męską stanowczością, którą czułam nawet wtedy, gdy tylko staliśmy w pokoju nauczycielskim. 
 
– Proszę, wejdź – powiedziałam cicho, odsuwając się od drzwi. 
 
Wszedł do kuchni i rozejrzał się powoli. – Pachnie… cudownie – rzucił półgłosem, jakby był niepewny, czy w ogóle powinien tu być. 
 
– Gotuję kolację – wyjaśniłam z uśmiechem, czując ciepło na policzkach. – Nie spodziewałam się wizyty dyrektora w fartuszku i w garach… 
 
Jego spojrzenie zatrzymało się na mnie — nie na kuchni, nie na rondelku — na mnie. Długo. Zbyt długo, jak na oficjalną wizytę. 
 
– Wiesz… Marta… czasem trzeba kogoś po prostu zobaczyć – powiedział powoli, niemal szeptem. 
 
Zrobiło mi się gorąco. W kuchni, mimo otwartego okna, powietrze zgęstniało. Stał bardzo blisko. Na tyle, że czułam zapach jego perfum, lekko zmieszany z deszczem. Mój fartuszek był cienki, a jego spojrzenie wędrowało coraz niżej. 
 
– Nie wiem, czy to… właściwe – wyszeptałam, ale sama słyszałam, że w moim głosie nie było żadnego protestu. 
 
– Może i nie… – odpowiedział z półuśmiechem. – Ale czasem… nie wszystko musi być właściwe. 
 
Zrobił krok w moją stronę. Byłam między nim a kuchenką. Nie miałam gdzie się cofnąć — i nie chciałam. Stałam bez ruchu, czując, jak bije mi serce. Jego dłoń powoli sięgnęła do mojego policzka, odgarnęła kosmyk włosów i przez chwilę tylko patrzył mi w oczy. 
 
Ten moment był jak cichy piorun — niby nic się nie wydarzyło, a wszystko się zmieniło. Kuchnia nie była już kuchnią. Była naszym małym, zamkniętym światem. 
 
Nawet nie wiedziałam, kiedy to się stało...  
Oparł mnie o kuchenkę i bez słowa zadarł mi nogę do góry... Odsunął spódnicę... 
Nawet nie wiedziałam kiedy rozpiął spodnie... Kiedy w moją stronę wysunął się sprężysty drąg... 
 
- Tak pieknie coś nuciłaś zanim wszedłem... Może i teraz coś dla mnie zanucisz...  
 
- Ależ panie dyrektorze... - Sama nie wiem, dlaczego przeszłam na pan, mimo, że byłam z nim już od kilku miesięcy na "ty". 
 
- Od początku mialem na ciebie chrapkę... Zawsze ubierasz się tak, żebym miał... Zawsze kręcisz pupcią tak, że nie mogę przejść obojętnie. 
 
- Ależ... panie... - Nie dokończyłam. W tym momencie był już tam, gdzie od dawna zdaje się zamiarował...
Materiał znajduje się w poczekalni. 
Prosimy o łapkę i komentarz!
3 komentarze
takion87
Ja też biorę co chcę
WersPer
Jak zawsze, pięknie piszesz jak chcesz być zdobywana...
takisobie
Mimo tylu już dzieł trzymasz formę