
Małgorzata siedziała na kanapie w salonie Aleksandra, przy zapalonym świetle lampy stojącej obok. Delikatne, ciepłe światło padało na ławę, gdzie spoczywały kopie pamiętników Darii, z powtykanymi zakładkami. Z okularami do czytania na nosie i przygryzając końcówkę długopisu, wczytywała się w jedną z nich. W tę, w której Daria opisała okoliczności poznania Aleksandra. Uznała, że Daria w dość osobliwym stylu opisywała kogoś, kto wpadł jej w oko, jej słowa były ostre, kalkulujące, jakby polowała na zdobycz.
Daria poznała Aleksandra w barze, gdy była na imprezie z okazji urodzin koleżanki z pracy. Małgorzata domyśliła się, że Aleks pewnie kogoś w tym barze obserwował, być może prowadził dyskretne śledztwo, jak to on. Daria od razu zwróciła na niego swoją uwagę. Miał dość przeciętny styl ubierania się, ale był wysokim i przystojnym mężczyzną, a eleganckie okulary dodawały mu inteligencji. W jej opisie brzmiało to jak idealny wygląd kogoś, kogo łatwo omamić. Gdy go obserwowała, zauważyła, że pije piwo bezalkoholowe, co było dla niej znakiem, że to raczej porządny typ człowieka, kogoś takiego szukała. Kogoś stabilnego, naiwnego, idealnego do manipulacji.
Dalsze słowa w dzienniku sprawiły, że Małgorzata zaczęła się zastanawiać, jak bardzo Daria musi być skrzywiona. Kartki drżały nieznacznie w jej dłoniach. Pisała, że sypianie z kim popadnie, gdy nie ma się partnera, nie niesie za sobą tego dreszczyku emocji, brakowało jej ryzyka, zdrady, smaku zakazanego owocu. Małgosia zatrzymała się na chwilę, zdziwiona tymi słowami. Długopis zawisł w jej ustach i poczuła chłód w koniuszkach palców. Zastanawiała się, czy Daria szukała partnera tylko po to, by mieć kogo zdradzać, kogoś kto da jej emocjonalny dreszcz przez kłamstwa. Gdy zaczęła czytać dalej, dokładnie tak to Daria ujęła: że potrzebuje w końcu kogoś, kto będzie ją adorował, darzył uczuciem, kogo będzie mogła zwodzić i oszukiwać. Aleksander wydał jej się odpowiednią osobą, by stworzyć z nią związek pełen kłamstw, ułudy i zdrad. W jej słowach brzmiało to jak plan, zimny i precyzyjny.
To Daria wykonała pierwszy krok. Podeszła, zagadała, a po dłuższej chwili rozmowy zaproponowała mu swój numer telefonu, mówiąc mu, że z kimś takim jak on chętnie od czasu do czasu mogłaby wyskoczyć do kina lub na kolację.
Małgorzata poczuła tępy ścisk w klatce piersiowej, uczucie żalu i współczucia wobec siostrzeńca, który wpadł w sidła emocjonalnego potwora. Serce zabiło jej mocniej, jakby echo bólu Aleksa. Aleksander winny był tylko tego, że znalazł się w nieodpowiednim miejscu o złym czasie.
Dalszy opis wydarzeń tego wieczoru był zdawkowy, ale to, w jaki sposób Daria pisała o Aleksandrze, świadczyło o tym, że utwierdzała się w przekonaniu, że „to ten”. Jej idealna ofiara, ktoś, kogo będzie mogła łamać powoli. Gdy Małgorzata czytała, że Daria była taka podniecona, iż nie może się doczekać, aż ktoś w końcu ją przeleci, nie spodziewała się doczytać, że czekała końca wieczoru, aby zadzwonić po kolegę poznanego na Tinderze. Słowa uderzyły w nią jak zimny prysznic. Odłożyła kartki, czując mdłości w gardle.
Gdy uspokoiła emocje i chciała zabrać się za dalsze czytanie, usłyszała, jak ktoś wkłada klucz do zamka i otwiera drzwi.
– Już jestem – usłyszała głos Aleksandra, lekko zmęczony, ale znajomy.
– Jestem w salonie – odpowiedziała, jej głos wciąż drżał po lekturze.
Po chwili do salonu wszedł Aleksander, który w jej oczach wydawał się zmęczony dzisiejszą pracą, cienie pod oczami, ramiona lekko opadłe, ale krok pewny.
– Dotarłaś do czegoś ciekawego? – zapytał.
– Przez ten czas, co cię nie było, przejrzałam pobieżnie kopię skoroszytu. Daria zapisała w nim loginy i hasła do przeróżnych stron i serwisów, do tego większość kontaktów, które są dla niej mniej bądź bardziej ważne, włączając w to dokładne informacje o niektórych osobach. Uwzględnia takie rzeczy jak miejsca pracy, preferencje. Na ciebie jest nawet poświęcone kilka kartek, tylko większość informacji o tobie jest błędnych. Napisała o tobie, że pracujesz w firmie analitycznej ojca, twoim ulubionym daniem jest karkówka z pieczonymi ziemniaczkami i zasmażanymi buraczkami, jako miejsce zamieszkania podała jedynie dzielnicę.
Małgorzata spojrzała na Aleksandra, jakby oczekiwała od niego odpowiedzi, jej oczy za okularami błysnęły ciekawością.
– Przecież nie powiem nowo poznanej osobie, że jestem prywatnym detektywem i czasami współpracuję z policją. Co do posiłków, zwyczajnie gotuje smacznie i pewnie pochwaliłem jej karkówkę, to też wyjaśnia, dlaczego dość często ją przyrządzała – odpowiedział, wzruszając ramionami.
– A co z miejscem zamieszkania?
– Powiedziałem jej, że jestem na dorobku i mieszkam z kumplem w ciasnym mieszkaniu. Nasz związek nie posuwał się do przodu, więc nie widziałem sensu mówić jej prawdy.
– Ma też parę informacji zapisanych o Agacie. Głównie opis wyglądu, adres zamieszkania i w jakich mniej więcej godzinach odbywają się jej zajęcia.
– Tych informacji to ja jej akurat nie podawałem, kiedyś może wspomniałem, że mam młodszą siostrę i jak ma imię – Aleksander zdawał się nad czymś zastanawiać, jego brew zmarszczyła się lekko.
– Co do pamiętników, odnalazłam ten, w którym Daria opisuje okoliczności waszego poznania i zaczęłam go czytać. Wiesz, że ona szukała faceta, z którym będzie mogła się związać, tylko po to, by go zdradzać? – zapytała załamującym się głosem.
Aleksander podszedł do niej i zmierzwił jej włosy, ten gest nieco ja uspokoił.
– Teraz już wiem, po tym jak przypadkiem wpadł mi w ręce jej pamiętnik, mogłem tylko się domyślać.
Aleksander obszedł kanapę i usiadł obok Małgorzaty, skórzane siedzisko ugięło się lekko pod jego ciężarem. Wyjął z jej rąk kartki i położył je na ławie, obok stosu kopii.
– Wydaje mi się, że wystarczy już tego czytania. Nie możesz tak emocjonalnie do tego podchodzić. Pamiętaj, trzeba na chłodno przeanalizować dane zawarte w tych papierach i pomyśleć, co z tym moglibyśmy zrobić.
Małgorzata skinęła głową, przyznając siostrzeńcowi rację, jej oddech wyrównał się powoli.
– A ty zrezygnowałeś z poszukiwania dzisiaj tego magicznego sklepu? – zapytała, chcąc zmienić temat, przy okazji zerkając na zegarek na nadgarstku – nie minęło zbyt wiele czasu, zakładam, że pojechałeś po swój samochód, może zamieniłeś ze swoim ojcem parę słów i wróciłeś.
Aleksander oparł się na kanapie, rozpościerając ramiona na jej oparciu i odchylając głowę do tyłu. Głęboko westchnął, po czym przekręcił głowę w bok, by spojrzeć na Małgorzatę, która niecierpliwie czekała na wyjaśnienia. Jej oczy za szkłami okularów błyszczały ciekawością i lekkim niepokojem.
– Musisz mi obiecać, że nie weźmiesz mnie za wariata, bo to, co ci powiem, może się wydawać szalone.
Małgorzata skinęła głową, gotowa wysłuchać relacji siostrzeńca.
– Obiecuję – powiedziała półszeptem, ściskając dłonie na kolanach.
– No dobra.
Aleksander ponownie oparł głowę, lekko się zsunął i przymknął powieki, jakby zbierał myśli.
– Gdy odebrałem swój samochód i wyjechałem spod domu, nagle ulice zaczęły pustoszeć, a świat dookoła tracił kolory. Jak na ulicach nie można było dostrzec żywej duszy i w zasięgu wzroku nie było żadnych pojazdów, wystraszyłem się i wysiadłem. Wtedy zauważyłem zewsząd nadciągającą czarną mgłę. Dla własnego bezpieczeństwa wsiadłem z powrotem, ale mgła zatrzymała się kilka metrów od samochodu. Z mgły dochodziły jakieś odległe jęki, skowyty, czasami warczenie. – Aleksander zrobił pauzę, jego głos był cichy, jakby wciąż słyszał te dźwięki.
Otworzył oczy i spojrzał na Małgorzatę, która słuchała uważnie, z lekkim napięciem na twarzy.
– Tuż za uchem usłyszałem kobiecy szept, który kazał mi podążać ścieżką – kontynuował, obserwując jej reakcję. – Gdy się odwróciłem, zobaczyłem, jak mgła przed samochodem rozchodzi się na boki, tworząc tunel. Wsiadłem więc i podążałem nim. W lusterku widziałem, jak za mną mgła się zasklepia. Ścieżka wiła się jakiś czas, doprowadzając mnie do sklepu, nad którym wisiał drewniany szyld z nazwą „Urok i czar”.
– Był w jakiś sposób magiczny? – zapytała z zainteresowaniem, pochylając się lekko.
– Szyld nad drzwiami, rama okna, drzwi, wszystko wykonane z dębowego drewna, zdobione roślinnymi motywami. Ale to drewno sprawiało wrażenie żywego, emanowało delikatnym zielonym światłem, jakby miało widoczną aurę. Motywy roślinne zdawały się poruszać, gdy nie patrzyło się na nie bezpośrednio. Mniejsza o to, gdy chwyciłem za klamkę, mroczna mgła zniknęła, a świat wrócił do życia. Wnętrze sklepu było pogrążone w półmroku, oświetlone tylko kinkietami ze świecami i światłem wpadającym przez okno obok drzwi. – Aleksander zrobił pauzę, jakby porządkował wspomnienia. – Po chwili z zaplecza wyłoniła się kobieta, Róża. Powiedziała, że jest czarodziejką i że do jej sklepu trafiają tylko ludzie, którzy mają problemy, na które rozwiązanie można znaleźć w jej asortymencie.
– Nie sądzisz, że brzmi to jak ktoś, kto chciałby cię naciągnąć na kupno jakichś przedmiotów?
– Też tak uważałem, ale… przydarzyło mi się zbyt wiele dziwnych rzeczy, żeby nie chcieć tego zweryfikować.
– Czyli coś od niej kupiłeś? – zapytała, unosząc brew.
– Chciałem zapłacić, ale odmówiła.
– Co to takiego?
Aleksander podniósł głowę, otworzył szeroko oczy, wziął głęboki oddech i poprawił się, by usiąść bardziej zwrócony w stronę Małgorzaty. Pokazał jej prawą dłoń. Na jego palcach pojawiły się cztery różne sygnety, których wcześniej nie zauważyła, mimo ich charakterystycznego wyglądu.
– Dostałem od niej cztery sygnety, każdy z innym magicznym kamieniem.
Małgorzata przyjrzała się uważnie każdemu z nich, marszcząc brwi.
– Jak dla mnie te kamienie wyglądają tak samo. Czarne, oszlifowane kryształki.
Aleksander uśmiechnął się kwaśno.
– Ja widzę je nieco inaczej.
Wskazał palcem lewej dłoni kolejne sygnety, zaczynając od kciuka.
– Ten wydaje się czarny, otoczony czarną mgiełką, jakby pochłaniał światło. Ten pulsuje czerwonym światłem, w rytm bicia serca. Ten jest zielony, ale ma się też wrażenie, że tuż pod jego powierzchnią poruszały się perłowe smugi. A ten rzeczywiście czarny, ale poprzecinany jaśniejszymi pajęczynkami, po których przemykają białe iskierki, niczym małe pajączki, po pajęczych sieciach.
Małgorzata ujęła jego dłoń i przyjrzała się sygnetom każdemu z osobna. Nie widziała nic wyróżniającego, wszystkie kamienie były jednolicie czarne. Za to poczuła dziwne ciepło promieniujące od dłoni Aleksandra, jakby skóra pod sygnetami była przyjemnie gorąca.
– Podobno tylko ludzie mogący korzystać z tych kamieni są w stanie dostrzec ich prawdziwy wygląd.
Małgorzata uniosła brew, nie odrywając oczu od sygnetów. Nagle pierścienie zniknęły, jakby nigdy ich nie było.
– Co się stało? – zapytała zdziwiona, cofając lekko dłoń.
– Rzucony jest na nie urok. Mogą być niewidoczne, jeśli właściciel tego chce. A jeśli chce mogą stać się widoczne.
Sygnety znowu pojawiły się na palcach, jakby zawsze tam były. Małgorzata, nie wierząc własnym oczom, zaczęła ich dotykać, badając ich realność, opór metalu, chłód srebra, faktura kamieni. Dopuszczała myśl, że to złudzenie optyczne, ale wszystko było namacalne. W końcu zacisnęła obie dłonie na dłoni Aleksandra, obejmując wszystkie sygnety. Spojrzała mu głęboko w oczy, jak dziecko odkrywające nowy element świata.
– Spraw, aby znikły jeszcze raz.
Przeniosła spojrzenie na dłoń. Pierścienie zniknęły, a razem z nimi faktura, którą czuła pod palcami. Teraz dotykała nagiej skóry, gładkiej i ciepłej. Z niedowierzaniem obmacywała palce Aleksandra.
– Dla mnie też jest to nowe – powiedział cicho. – Z początku dopuszczałem myśl, że zwariowałem… ale twoja reakcja sprawia, że chyba wszystko ze mną w porządku. – uśmiechnął się do Małgorzaty.
– Jeżeli nie jest to jakaś kuglarska sztuczka, to oznacza, że magia istnieje.
– Zgadza się... Do tego, wychodząc ze sklepu, wydawało mi się, jakby świat poza nim poruszał się w zwolnionym tempie, ale gdy postawiłem stopę na chodniku, wszystko nagle przyspieszyło. Na początku myślałem, że to tylko wrażenie, ale według zegarka w samochodzie minęło tylko kilkanaście minut od wyjazdu spod domu, a ja miałem poczucie, że dotarcie do sklepu i cały czas w środku to grubo ponad godzina. Sprawdziłem zegarek na ręce, od odebrania auta minęło ponad półtorej godziny. Jeszcze zerknąłem na telefon. Przed odblokowaniem pokazywał tę samą godzinę co zegarek na nadgarstku, ale po odblokowaniu wyskoczył komunikat o ponownym połączeniu z siecią i aktualizacji czasu. Po zamknięciu powiadomienia zegar wskazywał dokładnie ten sam czas co w samochodzie.
Małgorzata powiedziała cicho, jakby do siebie:
– To dlatego tak krótko cię nie było…
Po tym, jak widziała, jak sygnety znikają z jego palców i pojawiają się znowu jakby nigdy nic, była gotowa uwierzyć w każde jego słowo.
– Wracając jeszcze do sygnetów… są magiczne? – zapytała, nie odrywając wzroku od jego dłoni.
– Tak, magiczne są kamienie w nich osadzone, choć nie miałem jeszcze okazji przetestować ich działania. Przynajmniej dla mnie wyglądają, jakby miały magiczne właściwości.
– Wiesz jakie? – zapytała, pochylając się lekko z zaciekawieniem.
– Na razie chciałbym o tym nie mówić – zaczął niepewnie, czując w ustach jeszcze posmak ziołowego naparu i ostrożnie dobierając słowa – mają pomóc mi rozwiązać moje problemy. Ponoć dzięki nim wyzdrowieję, uchronię Agatę przed planami Darii i… zemszczę się na niej, kiedy już będę wiedział jak.
Małgorzata zrobiła wielkie oczy.
– Wyzdrowiejesz?
Aleksander tylko skinął głową, uciekając wzrokiem w bok.
– Wedle słów Róży, tak. Zjedzmy kolację i połóżmy się spać. To był bardzo długi dzień.
– Dobrze.
Małgorzata zanim ruszyła w stronę kuchni, chciała poukładać porozkładane kartki. Aleksander położył dłoń na jej ramieniu, powstrzymując ją.
– Zostaw, nie ma sensu tego sprzątać. Będę to rozpracowywał przez kilka kolejnych dni. Zjedzmy coś lekkiego i do spania – powiedział z uśmiechem na twarzy.
***
Małgorzata leżała w łóżku, wpatrując się w ciemność. Lekka kolacja już dawno przestała ciążyć, a w pokoju panowała cisza przerywana tylko spokojnym oddechem Aleksandra.
Leżał odwrócony do niej plecami, w pozycji bocznej bezpiecznej, na prawym boku, lewa ręka pod poduszką, prawa leżąca wzdłuż ciała za jego plecami. Domyśliła się od razu, ułożył się tak świadomie, jakby spodziewał się, że tej nocy może dziać się z nim coś, czego nie potrafi przewidzieć.
Delikatnie przesunęła dłoń, gładząc go po plecach, powoli, zaczynając od łopatek powoli sunąc dłonią w dół, wzdłuż kręgosłupa. Jego skóra była ciepła, napięta. Aleksander drgnął lekko, ale nie odwrócił się. Kątem oka zauważyła nieznaczny ruch, tam gdzie powinna znajdować się jego prawa dłoń, ta z niewidzialnymi teraz sygnetami.
Małgorzata zrozumiała. Przesunęła się bliżej i wsunęła swoją lewą dłoń w jego prawą. Palce Aleksandra zamknęły się wokół jej dłoni natychmiast, mocno, ale nie sprawiając jej bólu. Jakby chciał mieć pewność, że ma ją tuż obok.
Wtedy też to poczuła.
Najpierw tylko delikatne mrowienie w opuszkach palców, a potem fala przyjemnego, głębokiego ciepła, która rozlała się od jej dłoni wzdłuż ramienia, aż do klatki piersiowej, brzucha, ud. Jakby ktoś wlał w nią powoli rozgrzany miód. Ciało rozluźniło się samo, mięśnie, o których nie wiedziała, że są spięte, nagle puściły. Oddech zwolnił, stał się ciężki i błogi. Czuła się tak, jakby przed chwilą przeżyła długi, nieziemski orgazm i teraz, spokojnie, bezwładnie opadała z samego szczytu.
Nie powiedziała nic. Nie musiała. Trzymając mocno dłoń siostrzeńca, zamknęła oczy i pozwoliła, żeby to ciepło ukołysało ją do snu, głębokiego, bezpiecznego snu, jakby cały świat na tę jedną noc przestał istnieć poza tym uściskiem.
A w jego dłoni, niewidoczne dla niej, cztery sygnety zaczęły cicho pulsować energią jakby dopiero teraz, w ciemności, naprawdę wzięły się do roboty.
***
Aleksander czuł wcześniej, że zapadał w głęboki sen, ale wydawało mu się wciąż leży w łóżku, całkowicie przytomny. Zacisnął powieki i prawą dłoń, teraz pustą. Dłoni Małgorzaty już w niej nie było. Materac poruszał się, jakby ktoś po nim skakał. Obrócił się na plecy i otworzył oczy.
W jego stronę leciała drobna blondynka w zwiewnej, białej sukience z falbankami. Wylądowała pośladkami dokładnie na jego brzuchu, delikatnym, ale stanowczym uderzeniem.
– Hej! – zawołała tak radośnie, że głos jej aż zadrżał.
– Cześć… – wychrypiał, kompletnie zbity z tropu.
– Tak się cieszę, że je przyjąłeś… że odnalazłeś sklep i nie odrzuciłeś kamieni…
– Diana, tak?
Skinęła głową, loki zafalowały, oczy rozbłysły.
– Czyli śpię… – mruknął, unosząc się na łokciach. – Po co tu jesteś? Co z tego masz, że przyjąłem te sygnety?
Diana pochyliła się, dłonie oparła na jego klatce piersiowej, ciepłe, prawdziwe.
– Bogini snów wyznaczyła mnie… żebym nauczyła cię z nich korzystać. Jeśli się zgodzisz. – Jej głos zadrżał z ekscytacji. – Wreszcie będę mogła robić coś naprawdę ważnego…
Aleksander zmrużył oczy.
– Tylko tyle?
Przygryzła wargi tak mocno, że zrobiły się białe. Nabierała powietrza długo, jakby bała się je wypuścić.
– Nie… – wyszeptała. – Gdy jesteś blisko… gdy masz kamień snów… czuję bicie własnego serca. – Przyłożyła dłoń do piersi. – Jakbym znowu żyła, rozumiesz?
– Znowu…? – Głos mu nieznacznie załamał. – Czyli żyłaś, a teraz jesteś czymś w rodzaju ducha?
Diana spoważniała. Chwyciła go za rękę, próbowała pociągnąć.
– Nie chcę o tym mówić. Chodź do łazienki…
– Nie. – Szarpnął ją z powrotem. Upadła na pościel obok niego, patrząc z niedowierzaniem.
– Najpierw wszystko mi opowiedz – powiedział cicho, ale stanowczo. – Całą prawdę.
Zrobiła minę zbitego dziecka.
– No dobra… – westchnęła. – Ósmego listopada dwa tysiące trzeciego roku się urodziłam.
– A kiedy… umarłaś?
Milczała chwilę. Potem spojrzała mu prosto w oczy, tak głęboko, że przez chwilę miał ochotę odwrócić wzrok.
– Siedemnastego maja dwa tysiące siedemnastego roku… – głos jej się urwał. – Zostałam zgwałcona, zamordowana i pośmiertnie zbezczeszczona… na plebanii… przez księdza.
Aleksander poczuł, jakby ktoś wbił mu pięść w gardło.
– O kurwa… Przepraszam…
– Nic się nie stało. – Uśmiechnęła się blado, ale oczy miała szkliste. – Wszystko jest okej, dopóki nie pytasz o szczegóły.
Przełknął ślinę tak głośno, że sam to usłyszał.
– Mogę coś dla ciebie zrobić? Cokolwiek? Mógłbym choćby dopilnować aby ten skurwiel za wszystko zapłacił.
Przez sekundę patrzyła w przestrzeń. Potem opuściła wzrok i spojrzała prosto w jego oczy, już bez uśmiechu.
– Nie trzeba, już zapłacił. Trzy lata zamieniałam jego sny w koszmary. Przeze mnie budził się z krzykiem. Bał się zamykać oczy. W końcu trafił do psychiatryka i tam się powiesił..
Zamilkła. Potem nachyliła się bliżej, tak blisko, że poczuł na twarzy jej oddech.
– Ale jest coś, co możesz dla mnie zrobić… – wyszeptała.
– Co takiego? – zapytał.
– Sama bogini snów uznała, że z moim doświadczeniem idealnie nadam się, żeby ci pomagać – powiedziała Diana, a jej głos zadrżał lekką, dziecięcą ekscytacją.
Uśmiechnęła się tak szeroko, że w policzkach pojawiły się dołeczki, a niebieskie oczy zalśniły jak dwa kawałki letniego nieba.
– Więc po prostu się zgódź… i chodź wreszcie do tej łazienki. Chcę wreszcie wziąć gorącą kąpiel.
Złapała go znowu za rękę, dłoń miała ciepłą. Pociągnęła mocno. Aleksander wstał, zrobił dwa kroki… i zamarł przed wielkim panoramicznym lustrem.
– Co znowu? – westchnęła, unosząc brew.
– Mam pytanie – mruknął, podchodząc bliżej lustra, dotykając palcami jego powierzchni. – To ciało, które widzę w lustrze… czy to tylko moja wyobraźnia?
Diana uniosła się w powietrzu; bose stopy oderwały się od podłogi, falbanki sukienki zafalowały jak mgła. Bezszelestnie podpłynęła tuż za jego plecy, zatrzymała się tak blisko, że poczuł ciepło jej ciała na karku i delikatny świeży zapach jej skóry.
– Sprawa jest trochę zagmatwana – wyszeptała mu prosto do ucha, a jej oddech musnął skórę jak najlżejszy dotyk piórka.
Oplotła ramiona wokół jego szyi, drobne przedramiona przywarły do obojczyków. Była lekka, niemal nieważka, ale czuł każdy punkt, w którym jej ciało stykało się z jego skórą. Była ciepła, żywa, prawdziwa.
– W zwykłych snach ludzie widzą siebie tak, jak chcą – zamruczała, policzkiem muskając jego szuję.
– Ale to nie jest zwykły sen, prawda? – zapytał
– Dokładnie… Kamień snów sprawia, że sen staje się realny. Namacalny. A twoje ciało tutaj, to ciało astralne. Stanowi dokładne odbicie twej duszy i ciała, tego kim jesteś… i czym się właśnie stajesz.
Aleksander przełknął ślinę. W lustrze stał ktoś, kto wyglądał jak on… tylko lepszy. Barki szerzej rozstawione, klatka potężniejsza, mięśnie brzucha ostro zarysowane. Skóra lśniła delikatnie, jakby była pokryta cienką warstwą olejku. A pod cienkim materiałem spodni od piżamy wybrzuszenie sugerowało, że tam też się zmienił i to znacznie. Odruchowo chwycił się za nie przez tkaninę i poczuł twarde, ciężkie, pulsujące pod palcami przyrodzenie.
– Chcesz przez to powiedzieć, że jak się obudzę, będę miał dokładnie takie ciało? – zapytał ochryple.
Diana zachichotała, a jej śmiech zadźwięczał tuż przy jego uchu. Oplotła go nogami w pasie, drobne, gładkie uda zacisnęły się mocno na jego bokach, a stopy spięły się w ciasną klamrę.
– Tak – zamruczała, muskając wargami płatek ucha. – Każdą linię, każdy mięsień… i to też.
Przesunęła palec po jego brodzie – delikatnie, ale stanowczo – i odwróciła jego twarz w stronę łazienki.
– Zapomniałeś o najważniejszym. – szepnęła, przywierając policzkiem do jego szyi i wskazując palcem w kierunku łazienki. – O mojej gorącej kąpieli.… wejdę tylko do wody i wszystko ci na spokojnie wytłumaczę. Obiecuję.
Aleksander wziął głęboki wdech, czując na plecach ciepło jej ciała, łaskotanie falbanek, bicie własnego serca w uszach i ruszył w stronę łazienki z Dianą przyczepioną do pleców niczym z żywym, słodkim plecakiem.
Gdy wszedł do łazienki, odruchowo skierował się ku wolno-stojącej wannie.
– Ej, nie tam! – zaprotestowała Diana, wskazując palcem wielkie jacuzzi po lewej.
Zmienił kurs. Gdy tylko się zbliżył i nachylił by napełnić je wodą, Diana zsunęła się z jego pleców i miękko wylądowała na posadzce.
– Nie tak – powiedziała, obchodząc go dookoła i stając naprzeciwko. Musiała zadrzeć głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. – Ciągle zapominasz, że to sen. Bardzo realny, ale jednak sen – uśmiechnęła się z lekką wyższością świeżo upieczonej mentorki. – Wystarczy, że sobie wyobrazisz.
Aleksander uniósł brew.
– Dla ułatwienia zamknij oczy i powiedz sobie, że chcesz, żeby jacuzzi było pełne gorącej, parującej wody. Jak otworzysz, będzie.
– Zawsze mogę spróbować.
Zamknął powieki. Skupił się na obrazie: woda, para, ciepło.
– No widzisz, jakie to łatwe? – rozległ się radosny głos Diany i kilkukrotne szybkie klaśnięcie w dłonie.
Otworzył oczy. Jacuzzi było pełne niemal po brzegi. Powierzchnia drżała lekko, z dysz wydobywały się leniwe bąbelki.
– Masz jakąś sól do kąpieli albo coś?
– W szafce powinno być pudełko z bombami do kąpieli. – wskazał palcem na dolne drzwiczki szafki stojącej przy Aneksie prysznicowym.
Diana podskakując radośnie na palcach, podbiegła do niej, otworzyła drzwiczki, na które wskazywał Aleks, i po chwili wygrzebała spory karton z różowymi kulami. Wzięła jedną, powąchała z błogim uśmiechem, po czym zgarnęła całe naręcze i wróciła pląsając.
Stanęła przy brzegu jacuzzi, rozpostarła ramiona i z teatralnym gestem wypuściła kulki. Różowe bomby wpadły do wody i natychmiast zaczęły musować, wypełniając łazienkę słodkim, waniliowym aromatem. Para uniosła się gęstszymi obłokami.
Odwróciła się do niego, zerknęła z figlarnym błyskiem w oku, po czym płynnym ruchem ściągnęła sukienkę przez głowę i odrzuciła ją na bok. Zadarła nogę, ostrożnie wstawiła stopę do wody.
– Jest jak prawdziwa… – westchnęła z drżeniem w głosie.
Za chwilę była już zanurzona po szyję, oczy przymknięte z czystej rozkoszy. Przepłynęła na drugą stronę jacuzzi i oparła się o brzeg dokładnie naprzeciwko Aleksandra.
– No, na co czekasz? Wchodź.
Zerknęła w dół i nagle zmarszczyła nos.
– Ten kostium to twoja sprawka?
Na jej ciele pojawił się biały, dwuczęściowy strój kąpielowy, skromny, ale idealnie na niej leżący.
– Nie masz przypadkiem czternastu lat?
– Miałam w chwili śmierci – nadęła policzki w udawanym oburzeniu. – Myślisz, że w krainie snów nie można dojrzeć?
W tym samym momencie jego czarne satynowe spodnie od piżamy zamieniły się w luźne, czarne kąpielówki do kolan.
Diana widząc to, zdawała się sprawiać wrażenie, że Aleksander jej zaimponował tą nagłą zmianą swego stroju.
– Nie wiem nic o innych światach – powiedział, wchodząc do wody. Ciepło otuliło go natychmiast.
– No więc – zaczęła Diana, rozkładając się wygodniej – gdybym była zwykłym wytworem snu, wyglądałabym wiecznie jak czternastolatka. Ale ja jestem duszą zamordowanej czternastolatki. Tu nie ma rozkładu. Dorastam… i zostaję taka już na zawsze.
Wypięła dumnie pierś, niezbyt dużą, ale wyraźnie zarysowaną pod mokrym materiałem.
– Trudno uwierzyć – rzucił przekornie.
Diana zrobiła naburmuszoną minę.
– Moje piersi może nie są imponujące, ale w chwili śmierci byłam zupełnie płaska. I miałam kościste uda – prychnęła.
– Nie zrozum mnie źle, ale obecnie wyglądasz uroczo i niewinnie?
– Jaka jest dziś data? – zapytała, mrużąc oczy.
– Jeśli urodziłaś się w listopadzie dwa tysiące trzeciego… to gdybyś żyła, miałabyś teraz dwadzieścia jeden lat.
– Nie miałabym – poprawiła go z triumfem w głosie. – Mam!
Pokazała mu język i na jej twarzy zagościł rozbrajający uśmiech, sprawiający, że w obłokach waniliowej pary wyglądała jak mały, rozkoszny anioł.
– Niech ci będzie – powiedział rozbawiony, opierając się wygodniej o brzeg jacuzzi. – Teraz czekam na wyjaśnienia dotyczące tych magicznych kamieni.
Diana zamknęła oczy, odchyliła głowę do tyłu i westchnęła z czystą rozkoszą, jakby ciepła woda była pierwszym prezentem, jaki dostała od lat.
– Hmm… zacznę od kamienia snów… – zaczęła leniwie, głosem miękkim od pary. – Dzięki niemu sny stają się prawdziwe. Trudno je odróżnić od jawy. Do tego poprawia się twoja pamięć. Ludzie potrafiący śnić świadomie posiadają w swoich snach coś co nazywa się biblioteką pamięci. Twoja powinna znajdować się gdzieś niedaleko twojego łóżka. U większości ludzi to regał z książkami albo całe pomieszczenie pełne wspomnień w formie książek. U niektórych komputer, telewizor… cokolwiek, co pozwala przeglądać swoją przeszłość. I najważniejsze, możesz wchodzić w cudze sny ciałem astralnym. Ale…
– Ale?
– Ale jak raz zgubisz drogę powrotną, możesz zostać tam na zawsze – otworzyła jedno oko i spojrzała na niego z figlarnym uśmiechem. – Dlatego jestem ja. Bez mnie lepiej się na takie wycieczki nie zapuszczaj.
– Będę pamiętał.
Przymknęła oko z powrotem.
– Kamień przeznaczenia sam w sobie pozwala dostrzec przyszłość jak przez mgłę, albo najbardziej prawdopodobną z jej alternatyw. W połączeniu z kamieniem snów… widzisz ją ostro, wyraźnie, jakbyś stał w niej fizycznie. Pamiętasz naszą małą wycieczkę do niedalekiej przyszłości?
Skinął głową.
– Wyjaśnij jeszcze te „alternatywy przyszłości”.
Diana uniosła głowę, otworzyła szeroko oczy i aż się rozpromieniła – wreszcie miała pole do popisu.
– Ludzie myślą, że przeznaczenie to prosta linia. A to sieć. Miliony rozgałęzień. Czasem wystarczy, że ktoś nie pójdzie na wagary jako uczeń i w przyszłości może zostać lekarzem zamiast mechanikiem. Patrząc wstecz wszystko wydaje się proste, liniowe. Patrząc w przód… im dalej, tym więcej możliwości, ale zawsze jedna ścieżka jest najsilniejsza, najprawdopodobniejsza.
– Czyli ta rodzina z Radomia… ich śmierć była do uniknięcia, ale tak prawdopodobna, że niemalże pewna?
– Dokładnie – potwierdziła. – Wystarczyłoby, żeby chłopak nie gotował w słuchawkach, głośno słuchając metalu. Ale on zawsze tak robił. Więc tragedia była nieuchronna.
– A gdybym jakimś cudem udało mi się go ostrzec?
– Wtedy zmieniłbyś czyjeś przeznaczenie przy pomocy zdolności jaką dały ci sygnety.
– Śmierć nie upomniałaby się o nich? Tak aby wyrównać rachunki?
Diana uśmiechnęła się szeroko, prawie pieszczotliwie.
– Śmierć jest całkiem sympatyczna – powiedziała z ciepłem w głosie. – Jak zobaczyła, co mnie spotkało… sama zaproponowała mi zamieszkanie w krainie snów pod opieką swojej siostry.
Aleksander uniósł brwi tak wysoko, że prawie zniknęły pod linią włosów.
– To… całkiem miłe z jej strony.
– Prawda? – zachichotała Diana i plusnęła lekko wodą. – Nie jest taka straszna, jak ją malują. Ale główną korzyścią z posiadania sygnetu przeznaczenia, nie jest możliwość błądzenia po pajęczynach losu i walka z przeznaczeniem, a to, że los ci sprzyja do tego stopnia, że jak w jakiejś sprawie pozostawisz decyzje ślepemu losowi, na przykład rzucając monetą, to los poprowadzi cię w taki sposób, jakby nic nie działo się przez przypadek, tylko prowadził cię po najbardziej korzystnej dla ciebie ścieżce.
– No dobra, a pozostałe kamienie?
Diana odetchnęła głęboko, gorąca woda musnęła jej obojczyki, para osiadła na rzęsach.
– Kamień cienia – zaczęła, przeciągając leniwie palcem po powierzchni wody. – Dzięki niemu możesz stać się jednością z cieniem. W nocy albo późnym wieczorem wsuwasz się w mrok, stając się z nim jednością i dla ludzi jesteś nie do zauważenia. Możesz też wejść do krainy cienia i przez nią podróżować. Możesz wkroczyć do krainy cienia, na przykład wchodząc do szafy w swoim mieszkaniu, wychodzisz gdzieś z ciemnego miejsca na drugim końcu kraju. Tylko musisz tę odległość przejść fizycznie… ale czas tam płynie inaczej, więc stosunkowo niewiele czasu mini, w tej podroży.
– Jak to czas płynie inaczej? – dopytał, czując, jak bąbelki muskają jego ciało.
– Hmm... jakby ci to wytłumaczyć... Jedna minuta w świecie żywych to dwadzieścia jeden minut w krainie cienia. Natomiast jak zespolisz się z cieniem, aby poruszać się w mroku jako cień, to ty dla świata zewnętrznego przyspieszysz siedmiokrotnie, ty poruszasz się jak błyskawica, a świat wokół zwalnia siedmiokrotnie. Taki sam efekt możesz uzyskać wewnątrz zamkniętych pomieszczeniach, bez wkraczania do krainy umarłych, możesz nagiąć czas wedle własnej woli. Podobny efekt można zaobserwować w pobliżu przejść do krainy umarłych, najczęściej do enklaw.
Aleksander zmarszczył brwi.
– Czyli jakbym szedł godzinę marszu przez krainę cienia, to w świecie żywych minęłyby jakieś trzy minuty?
– Dokładnie – przytaknęła z uśmiechem.
– A te pomieszczenia i cienie?
– Kiedy jednoczysz się z cieniem, stajesz się jego częścią. Dla świata zewnętrznego ty przyspieszasz, dla ciebie świat zwalnia. W zamkniętych pomieszczeniach z przejściem czas załamuje się po obu stronach.
– Miałem wrażenie, że w tym sklepie… z którego mam sygnety... czas zgęstniał.
– Możliwe, że gdzieś tam w jego wnętrzu było otwarte przejście do enklawy w krainie cieni, nie odgrodzone od wnętrza sklepu, żadnymi drzwiami.
– W przejściu na zaplecze były tylko sznury drewnianych koralików…
– Bardzo wygodne – zachichotała. – Wyobraź sobie, że masz w domu pokój, w którym zamiast dwóch dni na naukę masz ich aż czternaście. Albo miesiąc zamiast czterech dni.
– A czym są te enklawy?
– Bezpieczne obszary w krainie cienia. Albo rośnie tam drzewo życia, albo jest osadzony wielki kamień życia. Rozpraszają mrok, odstraszają potwory czyhające w mroku, pozwalają żyć w nich żywym istotom i rosnąć roślinom. Czarownice opiekują się takimi miejscami i łącząc je stałymi przejściami, czy między sobą, czy ze światem żywych.
Aleksander pokręcił głową, jakby próbował to wszystko zmieścić w głowie.
– Skąd ty to wszystko wiesz?
Diana uśmiechnęła się szeroko, woda zadrżała od jej cichego śmiechu.
– Sporo rozmawiam z panią snów – powiedziała, jakby to było najoczywistsze na świecie. – Całkiem sporo od niej się dowiedziałam.
– W takim wypadku jestem ciekawy, co mi powiesz na temat kamienia życia.
Diana zanurzyła się powoli, aż nad wodą zostały tylko oczy i mokre kosmyki przyklejone do czoła. Przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu, potem wynurzyła się tuż przed nim, tak blisko, że ich oddechy zmieszały się z parą.
– Z kamieniem życia jest trochę bardziej skomplikowana sprawa – zaczęła cicho, poważnie. – Z jednej strony uzdrawia, wydłuża życie… ale i w pewnym sensie deprawuje.
– Tak słyszałem coś podobnego – przyznał, czując, jak serce mu przyspiesza. – Jest to cena, którą ponoć muszę zapłacić, jeśli chcę żyć. Mogę się temu opierać, ale to jak walka ze swoim instynktem.
Diana spojrzała mu prosto w oczy.
– Jeżeli chcesz chronić bliskie ci kobiety… to nie powinieneś się temu opierać.
Zamilkł na moment, przełykając ślinę.
– Chcesz przez to powiedzieć, że to jedyne rozwiązanie?
– Jedyne, które jest stuprocentowo pewne – odparła, a potem dodała już łagodniej – Ale zacznijmy od początku.
– Zamieniam się w słuch.
Wyciągnęła drobną dłoń i położyła ją płasko na jego klatce piersiowej. Palce rozcapierzyła powoli, jakby chciała poczuć bicie jego serca pod skórą.
– Kamień życia, kiedy śpisz, leczy twoje ciało i je zmienia – powiedziała, przesuwając dłoń po twardych mięśniach. – A ze względu na to, jakie zmiany już się dokonały… zakładam, że jesteś przesiąknięty mocą kamieni. One tworzą z tobą jedność. Myślę, że nawet gdybyś zdjął sygnety z palców, dalej mógłbyś korzystać z ich mocy. Może trochę słabiej, ale jednak.
– Myślałem, że tylko w jakimś stopniu przesiąknę mocą kamienia życia…
– A z iloma sygnetami na palcach zasypiałeś? – zapytała, unosząc brew. – One nawzajem oddziałują na siebie. Jak kamień życia cię uzdrawia, wszystkie biorą w tym udział.
– Rozumiem…
Diana zanurzyła dłoń głębiej, aż woda zakryła jej nadgarstek.
– Musisz być przygotowany, że zaraz po przebudzeniu możesz przeżyć niemały szok. Jeżeli w twoim ciele były jakieś ciała obce, komórki rakowe też chyba zostaną tak potraktowane, twój organizm je po prostu odrzuci.
– Plomby w zębach?
– Wypadną – przytaknęła. – Wypchnięte przez zarastające się dziury w zębach.
Aleksander parsknął krótkim, nerwowym śmiechem.
– Brzmi brutalnie.
– Dlatego to wszystko dzieje się, kiedy śpisz – powiedziała cicho. – Magia nie jest tylko narzędziem. Czasami zachowuje się jak żywy, myślący organizm.
Aleksander zrobił wielkie oczy.
– Poważnie?
– Myślisz, że jak zastąpiłeś spodnie od piżamy kąpielówkami, musiałeś wyobrażać sobie każdą nitkę materiału oddzielnie? – uśmiechnęła się blado. – Twoja zdolność zadziałała w taki sposób, że chciałeś mieć na sobie kąpielówki. Magia krainy snów zinterpretowała twoje żądanie i je zrealizowała. Tak samo magia zaklęta w kamieniu życia wie, że proces leczenia może boleć, dlatego czekała, aż zapadniesz w głęboki sen.
Aleksander spojrzał na nią długo, czując pod jej dłonią własne, przyśpieszone bicie serca.
– Brzmi całkiem logicznie, muszę przyznać.
Diana odjęła dłoń od piersi Aleksandra i odchyliła się lekko, a wtedy w waniliowej parze błysnął jej mały, ostry kieł.
– Kamień wpływa nie tylko na ciebie, ale i na twoje otoczenie. Momentami jego wpływ może być bardzo niebezpieczny.
Uśmiechnęła się szerzej, jakby zaraz miała opowiedzieć najlepszy żart świata.
– Atrakcyjne kobiety w twoim otoczeniu będą przyciągane do ciebie jak magnes. Jeżeli już jakieś do ciebie ciągnęło… mogą się wręcz na ciebie rzucić. – przygryzła dolną wargę, policzki jej się zarumieniły. – Twoje płyny ustrojowe… ślina, pot czy… sperma – ledwo powstrzymała chichot, mówiąc to słowo – będą na nie działały jak najsilniejszy afrodyzjak.
Aleksander uniósł brew, ale kąciki ust same mu drgnęły.
– Żarty sobie ze mnie robisz?
– Jestem śmiertelnie poważna – odparła, ale oczy zdradzały jej rozbawienie.
Przerwała na moment, nadęła policzki jak małego dziecka, które właśnie wygrało zakład, po czym wypuściła powietrze z głośnym „pfff”.
– Przepraszam, ale pod tym względem jestem strasznie dziecinna.
– Luzik – mruknął rozbawiony
Diana od razu wróciła do tematu, już poważniejsza.
– Jeżeli… dojdziesz w dziewicy, nie będzie ona w stanie przespać się później z żadnym innym mężczyzną. Albo inaczej, żaden facet nie będzie w stanie przespać się z kobietą, którą ty rozdziewiczyłeś. Za to twoje kobiety – puściła mu oczko – zyskają siłę, zwinność, wytrzymałość i będą żyły tak długo jak ty. A dzięki kamieniowi cienia… jak ktoś tylko będzie chciał zrobić krzywdę którejś z nich, śmierć się tego kogoś upomni prędzej niż później, a delikwent będzie skazany na wieczne męki w krainie cienia.
Aleksander przełknął ślinę.
– No, a ewentualne dzieci?
Jej twarz nagle spoważniała. Uśmiech zniknął całkowicie.
– Nie możesz mieć dzieci – powiedziała cicho, ze śmiertelną powagą – Kamień życia uczynił cię kimś bliższym bogom niż śmiertelnikom. Istoty długowieczne muszą prosić boginię życia albo samego Stwórcę o błogosławieństwo, jeśli chcą mieć potomstwo.
W jacuzzi zapadła cisza, tylko dysze szumiały.
– To sporo zmienia – wyszeptał.
– Dokładnie – skinęła głową – Sensem istnienia większości istot jest spłodzenie potomstwa, odchowanie go i zapewnienie mu szans na reprodukcję. Ty musiałeś pogodziłeś się z tym, że umrzesz. Teraz będziesz musiał pogodzić się z tym, że będziesz żył wiecznie.
Aleksander oparł głowę o rant, patrząc w sufit.
– A gdzie w tym wszystkim to niebezpieczeństwo, o którym mówiłaś na początku?
Diana pochyliła się bliżej, głos jej stał się lodowaty.
– Odkąd nosisz kamień życia, lepiej nie nawiązuj kontaktu fizycznego z czarownicami. Jak dojdzie do zbliżenia… w ciągu dziewięciu miesięcy wyssą z ciebie całą energię życiową. Twoje kobiety stracą ochronę.
– Ale… że są aż tak niebezpieczne?
– Ciąży na nich klątwa. Każdy stosunek z czarownicą kończy się poczęciem. Dziecko dojrzewające w łonie czarownicy powoli wysysa życie ze swego ojca. Niektóre z nich są bardzo kochliwe… a w połączeniu z twoim magnetyzmem to śmiertelnie niebezpieczna mieszanka.
– Przed chwilą mówiłaś, że nie mogę mieć dzieci…
– To wyjątek, który potwierdza regułę – westchnęła – Skoro długowieczny ojciec przestaje istnieć przy porodzie, problem sam się rozwiązuje.
Aleksander spojrzał na nią długo, potem powoli rozciągnął usta w uśmiechu – nieco gorzkim, ale szczerym.
– Przyjąłem. Będę trzymał rączki przy sobie.
Diana parsknęła cichym śmiechem i plusnęła go wodą lekko po ramieniu.
– To wszystko?
Diana pokręciła głową tak zdecydowanie, że krople wody z jej włosów spadły na powierzchnię jacuzzi niczym mały deszcz.
– To dopiero początek. Naturalne jest, że nie tylko z dziewicami będziesz sypiał. Los „niedziewic” nie będzie tak mocno związany z tobą jak los dziewic. Wydłuży im się nieznacznie życie, mogą wyzdrowieć z niektórych chorób, nawet nieco odmłodnieć… ale jest jedna zasadnicza różnica.
Aleksander uniósł brew, woda zadrżała od jego ruchu.
– Jaka?
Diana pochyliła się bliżej, a w jej oczach błysnęło coś figlarnego i jednocześnie starego, jakby wiedziała rzeczy, których nikt nie powinien wiedzieć w wieku dwudziestu jeden lat.
– Niektóre dziewice są nośnikami zdolności zależnych od ich charakteru.
– A to już wiem – mruknął – Rozdziewiczając je, zyskam te zdolności. Róża, czarownica ze sklepy – powiedziała mi o tym, choć nie sądzę, żeby było to takie proste.
Diana uśmiechnęła się niewinnie, ale w tym uśmiechu było coś drapieżnego.
– Będzie proste, jeżeli zrobisz to z głową. – Puściła mu oczko – Wystarczy zachować odpowiednią kolejność.
– No, ciekawy jestem…
– Najtrudniejsze jest rozpoznawanie dominujących cech charakteru albo zapamiętanie barw aury i run. Do tego potrzebujesz zdolności widzenia magii.
– Powiedzmy, że to akurat nie problem. Odnoszę dziwne wrażenie, że wokół mnie kobiety bardzo łatwo zdefiniować po charakterze. Poza tym Róża kazała mi wymienić szkła w okularach na zerówki i przynieść je do niej po tym jak tego dokonam, żeby rzuciła na nie urok.
Diana klasnęła w dłonie pod wodą, rozpryskując ciepłe krople.
– To świetna wiadomość! Idź wymienić szkła z samego rana, to powinien być twój absolutny priorytet. Poproś też, żeby rzuciła na nie urok niewidzialności. Nawet jeśli potrafisz już rozróżniać charaktery, będziesz widział, które z nich są dziewicami, a które nie.
Aleksander zamrugał.
– Poważnie widząc magię można rozróżnić takie rzeczy?
– Jak się wie, czego szukać – odparła z uśmiechem, który sprawił, że Aleksander nagle poczuł się jak uczeń przed najlepszą nauczycielką – Na pierwszy rzut oka może być niewidoczne, ale wystarczy wpatrywać się w oczy przez dłuższą chwilę. Mawiają, że oczy to zwierciadło duszy, prawda? U dziewic zobaczysz cieniutką, świetlistą linię różowego koloru tworzącą okrąg dokładnie na pograniczu źrenicy i tęczówki. U kobiet, które przestały nimi być, ten okrąg będzie krwistoczerwony.
– A faceci?
Diana skinęła pewnie.
– Prawiczki mają jasnoniebieskie, niemal białe okręgi. Ci, którzy już… przeszli inicjację, światło to będzie intensywnej, głębokiej niebieskiej barwy.
Aleksander parsknął śmiechem, który odbił się echem od kafelków.
– Mało tego – ciągnęła, pochylając się tak blisko, że ich czoła prawie się zetknęły – U niektórych kobiet tęczówka będzie się świecić. Na różowo, gdy jest zauroczona czy wręcz zakochana w tobie. Na czerwono, gdy cię pożąda. Różowy z czerwonym mogą się przeplatać, czy wręcz mieszać się tworząc fioletowe światło, będzie to oznaczało, że wywołujesz w danej kobiecie obie te emocje jednocześnie.
– No i to jest wiedza praktyczna – przyznał, szczerząc zęby
– Tylko pamiętaj – powiedziała już zupełnie poważnie, kładąc mu palec na mostku – W przypadku kobiet, które coś do ciebie czują, musisz skupić się na tym małym świetlistym okręgu wokół źrenicy.
Aleksander uniósł brew jeszcze wyżej.
– Nie rób takiej zdziwionej miny – mruknęła surowo – Dziewice dają ci zdolności, czasem wręcz magiczne. Kobiety, które nimi nie są… najwyżej mogą posłużyć jako narzędzie do zaspokojenia twoich żądz.
Przerwała na moment, jakby ważyła następne słowa.
– Ewentualnie do realizacji planu zemsty – dodał cicho Aleksander.
Diana zamrugała, a potem powoli skinęła głową.
– Hmm… w sumie… masz rację.
– Wspomniałaś coś o zachowaniu odpowiedniej kolejności w kontekście sypiania z tymi dziewicami. Możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?
Diana oparła brodę o krawędź jacuzzi, woda sięgała jej prawie do ust. Przez chwilę tylko patrzyła na niego wielkimi, błyszczącymi oczami, jakby właśnie miała zdradzić największą tajemnicę świata.
– To w sumie tylko takie moje przemyślenia – zacisnęła usta, tłumiąc chichot – ale jak to dobrze rozegrać, to są zdolności, które dają spore ułatwienie w zdobywaniu kolejnych.
Uśmiechnęła się szeroko, pokazując oba kły.
– Uważam, że dobrze byłoby zacząć od „głodomora”, że tak to roboczo nazwę… albo od „pożądania”.
Przechyliła głowę, krople spłynęły jej po policzkach niczym łzy.
– „Głód” sprawi, że kobiety, gdy poczują smak twoich ust… i nie tylko… będą błagały o więcej. A „pożądanie” zwiększy twój erotyczny magnetyzm do poziomu, któremu prawie nikt się nie oprze, i nada mu taki… wyuzdany, nieprzyzwoity charakter.
Jako trzecią dziewicę, którą dobrze byłoby… że tak powiem… – szczerząc ząbki, wyciągnęła rękę z wody i zrobiła w powietrzu cudzysłów – „zdobyć”, powinna być uosobienie „życzliwości”.
– Jaką zdolność przez to zyskam? – zapytał, już całkowicie wciągnięty
– Główną zaletą będzie to, że twoje kobiety nie będą chciały pozabijać siebie nawzajem.
Uderzyła lekko dłonią w wodę, rozpryskując ciepłe krople.
– I to jest kluczowe, żeby potem bezpiecznie zdobyć „zazdrość”, bo ta jest dość problematyczna.
– W jakim sensie? – zapytał
Diana westchnęła teatralnie, jakby opowiadała o wyjątkowo kapryśnym kocie.
– Jeżeli „zazdrość” poczuje się przypadkiem odtrącona, może po prostu pójść do innego faceta. Dlatego najlepiej jej w ogóle nie odtrącać… albo najpierw zdobyć „życzliwość”, żeby wszystkim żyło się zgodnie.
– To raczej nie będzie takie łatwe.
– Dlaczego?
Aleksander zawahał się, spojrzał w bok, jakby woda nagle stała się bardzo interesująca.
– Mogę się mylić, ale moim zdaniem uosobieniem zazdrości jest moja siostra.
Diana zamarła. Para zasnuła jej twarz na moment, jakby ktoś przykrył ją mgłą. Potem nagle szeroko się uśmiechnęła, szerzej niż kiedykolwiek i trąciła go figlarnie w ramię, aż woda chlapnęła.
– Nie przejmuj się, masz przecież kamień przeznaczenia. Z nim powinno się wszystko jakoś ułożyć. Wystarczy tylko niczego nie schrzanić.
Puściła mu oczko tak szybko, że ledwo zdążył zauważyć.
Aleksander pokręcił głową, pół śmiechu, pół niedowierzania.
– Mówisz to wszystko, jakby to było dziecinnie proste… a wydaje się poważnie pojebane.
Diana rozłożyła ręce, woda zafalowała.
– Bo takie jest – powiedziała z najszczerszym, najniewinniejszym uśmiechem na świecie – Dziecinnie proste.
Przysunęła się bliżej, aż ich kolana pod wodą się zetknęły.
– Aha i jeszcze fajnie byłoby zdobyć uosobienie „czystości”. Dzięki temu wszystkie dziewice, z którymi będziesz sypiał, będą się czuły naprawdę kochane. A u „niedziewic” będziesz mógł wywołać uczucie pierwszego, dziecięcego zauroczenia. – zniżyła głos do szeptu – A w perspektywie zemsty… dobrze byłoby zdobyć „gniew” i „pychę”. W połączeniu z „zazdrością” i „życzliwością” dadzą ci idealne narzędzia do psychicznego torturowania kobiety, która postanowiła zniszczyć ci życie.
– Bardzo lekko przychodzi ci mówienie o takich rzeczach, biorąc pod uwagę to, że twój żywot zakończył się tak, a nie inaczej.
Diana uśmiechnęła się najniewinniej na świecie, jakby właśnie dostała lizaka.
– Można powiedzieć, że się opatrzyłam. Nie tylko zamieniałam w koszmary sny mojego oprawcy… przez moje poczynania odebrało sobie życie nie dziesiątki, a setki zwyrodnialców.
Aleksander odchylił głowę do tyłu, oparł kark o ciepły rant jacuzzi i zamknął oczy.
– Ale czy przez to wszystko nie stanę się przypadkiem podobnym zwyrodnialcem? – wyszeptał do sufitu, jakby bał się usłyszeć własnych słów.
Woda zafalowała. Drobne, chłodne dłonie objęły jego policzki i stanowczo skierowały twarz z powrotem na Dianę. Ich spojrzenia spotkały się, jej oczy stały się nagle ciemne i zimne.
– Chyba nie zamierzasz krzywdzić małych dzieci?
Pokręcił głową, powoli, bez słowa.
– W takim razie wszystko w porządku – powiedziała, a na ustach rozkwitł jej najjaśniejszy, najcieplejszy uśmiech – Zapewniam cię, że wszystkie kobiety, które wykorzystasz do swoich celów, będą wniebowzięte, że mogły ci posłużyć. Kamień życia nie działa na kobiety szczerze kochające innych mężczyzn. Natomiast wszyscy, których skrzywdzisz… po prostu zasługują na to.
Nagle złapała go za policzki i zaczęła tarmosić jak gumę do żucia.
– Zro... zu... mia... łeś?
Aleksander w odwecie wbił palce w jej żebra i zaczął gilgotać bez litości.
– Zro... zu... mia... łem!
Diana piszczała i śmiała się, aż woda chlupała na kafelki. Kiedy w końcu złapała oddech, otarła łzy rozbawienia i spojrzała na niego niewinnie.
– Dziękuję – szepnęła
Uniósł brew.
– Dzięki tobie mogę poczuć, jakbym miała starszego brata, którego nigdy nie miałam, a widocznie potrzebowałam kogoś takiego.
– Nie ma sprawy – mruknął, sięgając dłonią i mierzwiąc jej mokre włosy, aż wyglądała jak przemoczony pudel.
Diana odgarnęła kosmyki z czoła i spoważniała.
– Jest jeszcze jedna rzecz. Chodzi o deprawującą moc kamienia życia. O tym też powinieneś wiedzieć.
– Słyszałem, że będę odczuwał pociąg do blisko spokrewnionych kobiet. – przyznał cicho
– Kamień deprawuje nie tylko ciebie – powiedziała, zniżając głos – Kobiety, które rozdziewiczysz, są bezpieczne. Ale „niedziewice”… po tobie nie będą już czuły takiej satysfakcji z innymi mężczyznami. Chyba że… będą z nimi w mniejszym lub większym stopniu spokrewnione.
Aleksander przełknął ślinę.
– Da się tego jakoś uniknąć?
– Wystarczy im nie sugerować, żeby spróbowały. – odparła z pogodą ducha – I liczyć, że same nie wpadną na taki pomysł.
Zawahał się, potem spojrzał na nią z ukosa.
– A jakbym chciał ukarać jakiegoś mężczyznę, ale… no wiesz, jestem hetero.
Diana uniosła dłoń i pokazując odległość około trzech centymetrów między kciukiem, a palcem wskazującym.
– Uwiedziesz jego kobietę. Gdy zdeponujesz w niej więcej nasienia niż wszyscy jej poprzedni partnerzy przez całe życie razem wzięci… staje się twoja na wyłączność. A wszyscy jej wcześniejsi faceci, staną się malutkimi impotentami. Żadna kobieta ich już nie zechce.
Zamilkła na moment, jakby ważyła, ile może powiedzieć.
– Jest mały wyjątek.
– Jaki?
– Jeżeli w międzyczasie odda się komuś blisko z nią spokrewnionym… ten mężczyzna nie posiadając kamienia życia, zyska część jego błogosławieństw i przekleństw. Będzie podbijał kobiety ze swojej rodziny.
Aleksander zmrużył oczy.
– Chociaż z tego, co wiem, ten kamień działa w taki sposób nie bez powodu. – dodała
Diana powoli skinęła głową, a w jej oczach błysnęło coś bardzo starego i bardzo smutnego.
– To jaki jest powód deprawacji wywoływanej przez kamień życia? – zapytał cicho
Diana oparła się ramionami o krawędź jacuzzi, woda spływała jej po szyi niczym roztopione srebro. Przez chwilę patrzyła w dal, jakby widziała coś za ścianą pary.
– Bóg, który stworzył nasz świat materialny, niebiosa oraz piekło, miał kiedyś towarzyszkę. Odpowiedniczkę bogiń życia z innych światów. W pewnym momencie postanowił wytępić długowiecznych, tych, których my zapewne nazwalibyśmy elfami. Ona stanęła w ich obronie. Więc postanowił się jej pozbyć. Chciał przebić ją włócznią.
Zamilkła na moment, jakby sama czuła chłód metalu.
– Ale zanim grot dotknął jej ciała, boginię spowił kokon z czerwonego kryształu. Kryształ wraz z boginią śpiącą w jego wnętrzu został ukryty w krainie cienia przez samą śmierć. Tam powstała enklawa… przeogromna. Słyszałeś kiedyś o krainie wiecznych łowów?
– Jasne.
– To właśnie ona. Nie jest zwykłą enklawą. To dodatkowa warstwa, jakby kieszeń wewnątrz krainy cienia.
Diana przesunęła dłonią po powierzchni wody, zostawiając długą, spokojną smugę.
– Długowieczni mogli łączyć się z bliskimi krewnymi bez konsekwencji, mogli cieszyć się swoją bliskością. Śmiertelnicy już nie. Ryzyko wad genetycznych, sam rozumiesz. Niektórzy mówią, że bogini, w akcie ostatniego buntu, zanim zapadła w sen, stworzyła wokół siebie kamień, który deprawuje całe dzieło jej niedoszłego kata.
– Jak to niedoszłego? – zapytał Aleksander, unosząc brew. – Skąd pewność, że nie została przebita?
– Bo jak się dobrze przyjrzeć wnętrzu kokona, widać dokładnie jej sylwetkę… i grot włóczni, który zatrzymał się kilka milimetrów tuż przed jej klatką piersiową.
Woda zabulgotała cicho.
– Dlaczego się nie przebudzi?
– Nie jest w stanie. Mawiają, że tylko ten, który był przed wszystkimi bogami, pierwszy, prawdziwy stwórca, może ją uwolnić.
– To na co czeka?
– Podobno odrodził się w naszym świecie żywych i żyje pod opieką pierwotnej bogini życia.
Aleksander prychnął cicho.
– Jak dla mnie to zbyt zagmatwane.
– I słusznie – Diana skinęła głową – Na tę chwilę te informacje nie są ci do niczego potrzebne.
Przysunęła się bliżej, woda między nimi zafalowała.
– Ważne jest co innego, im więcej świata zdeprawuje kamień życia… tym mniej ten zły bóg jest w stanie dostrzec. Im większy kawałek rzeczywistości staje się wyrwany spod jego czujnego oka, tym bardziej szala zwycięstwa przechyla się w kierunku nadejścia nowego boskiego ładu.
– No spoko – mruknął bez przekonania
Aleksander odchylił głowę do tyłu, oparł kark o rant i zapatrzył się w sufit, jakby tam, wśród kłębów pary, właśnie rozpływała się cała jego dotychczasowa wizja świata.
– Coś jeszcze cię martwi? – zapytała Diana, muskając palcami powierzchnię wody, jakby sprawdzała, czy wciąż jest ciepła.
– Dwie rzeczy. Jak się stąd wydostać i jak ludziom wytłumaczyć, że nagle wyglądam jak kulturysta, który od roku nie schodzi z bomby?
Diana parsknęła cichym śmiechem.
– Proste. Żeby się obudzić, wystarczy, że będziesz tego naprawdę chciał. A co do sylwetki… możesz zaryzykować i powiedzieć prawdę tym kobietom, które pragniesz chronić. Jeżeli chodzi o resztę, po prostu rzuć na siebie urok zmiany wyglądu. Kamień cienia i kamień snów razem dają ci taką możliwość. Po przebudzeniu wypróbuj przed lustrem.
– Działa tak samo jak zmiana piżamy na kąpielówki albo ukrywanie sygnetów?
– No widzisz, łapiesz jak to działa. – powiedziała z uśmiechem
Aleksander zawahał się, zacisnął usta.
– To zanim się obudzę… jeszcze jedno pytanie.
– Pytaj śmiało.
– Moja ciocia… choć głupio mi tak o niej mówić. Małgosia ostatnio opowiadała, że śni o mnie… bardzo realistycznie. To twoja sprawka?
Diana uniosła obie ręce w geście kapitulacji.
– Przyznaję się do winy.
– Dlaczego to zrobiłaś?
– Poprosiła mnie o to pani przeznaczenia. Twoja ciocia była o włos od tego, żeby tej nocy nie skończyło się jedynie na masturbacji. Była gotowa rozdziewiczyć się twoim – spojrzała w dół, tam gdzie pod wodą majaczyło jego krocze i dwukrotnie uniosła brwi z figlarnym uśmiechem – przyjacielem, kiedy ty nieświadomy smacznie spałeś. Wtedy jej moc by przepadła, a nie miałeś jeszcze sygnetów.
– Poważnie była skłonna to zrobić?
Diana tylko wzruszyła ramionami.
– Tak słyszałam od bogini. Ja jej wierzę na słowo. Za to póki nie miałeś kamieni, no i dzisiejszej nocy, żebyś spokojnie przeszedł przemianę… jej sny to wizje alternatywnych ścieżek losu. Takich, w których dochodzi między wami do czegoś więcej. Aby nieco ugasić jej pożądanie.
– Czyli… gdyby któreś z nas podjęło w którymś momencie inną decyzję…
Diana nachyliła się tak blisko, że jej oddech musnął mu ucho.
– Gdyby tego wieczora filmowego nie zdjęła butów… – szeptała kusząco, głosem delikatnym jak jedwab – siedziałaby na tobie okrakiem na kanapie i ocierałaby się o ciebie swoją wilgotną cipką bez opamiętania. Obudziłaby się po orgazmie, ale gdyby to nie nastąpiło… błagałaby, żebyś w nią wszedł. A ty… czekałbyś tylko na jej znak. Uniósłbyś jej biodra i powoli opuszczał nadziewając na siebie. Po wszystkim przenieślibyście się do sypialni i pieprzylibyście się jak zwierzęta aż do rana. Tak niewiele brakowało.
Aleksander przełknął ślinę. W jacuzzi nagle zrobiło się bardzo gorąco.
– W takim razie… chyba powinienem ci podziękować.
Odwrócił głowę i spojrzał jej prosto w oczy. Diana uśmiechnęła się, lekko zarumieniona.
– Dziękuję – wyszeptał.
Chwycił ją delikatnie za kark, przyciągnął do siebie i złożył na jej czole długi, ciepły pocałunek.
– Nie ma za co – odpowiedziała cicho, nieco zakłopotana.
– Mam nadzieję, że gdy znów zasnę… będziesz mi towarzyszyć. – powiedział obdarzając ją szczerym uśmiechem.
– Zawsze będę na ciebie czekała.
Aleksander zamknął oczy. Jego sylwetka rozmyła się w wodzie jak poranna mgła, aż został tylko delikatny wir na powierzchni.
Diana oparła się policzkiem o miejsce, gdzie przed chwilą siedział i uśmiechnęła się do siebie.
– Dziękuję… – rzuciła w pustkę. – Miałyście rację.
Z obłoków pary wyłoniły się dwie smukłe, kobiece sylwetki.
– Od razu wiedziałyśmy, że będzie dla ciebie idealnym kompanem – powiedziała pierwsza
– A pomaganie mu będzie dla ciebie doskonałą zabawą – dodała druga, ciepło i z rozbawieniem.
Diana wstała z pluskiem, woda spływała po niej strumieniami. Z otwartymi ramionami rzuciła się w ich objęcia.
– Jesteście wspaniałe. Jeszcze raz… dziękuję.
***
Małgorzata obudziła się jako pierwsza. Przez okno wpadało blade światło poranka. Leżała na boku patrząc na plecy Aleksandra, z którymi miała wrażenie, że coś jest nie tak. Jego plecy były zbyt szerokie, zbyt muskularne oraz sprawiały wrażenie pozbawionych wręcz tłuszczu. Aleksander był wysportowany, czego nie można było mu odmówić i to bardzo, w końcu niemal codziennie chodził na siłownię. Ale teraz Małgorzata miała wrażenie, jakby jej siostrzeniec w ciągu jednej nocy w jakiś sposób się zmienił.
Przesunęła dłonią po jego gładkiej i ciepłej skórze. Wtedy poczuła jak delikatne włoski, które kiedyś tu i ówdzie sterczały, teraz osuwały się pod jej palcami jak suche igły. One nie wypadały. One po prostu… leżały na skórze, jakby nigdy nie były w niej zakorzenione.
Zsunięte z pleców Aleksa, rozsypały się po prześcieradle cienką, szarą warstewką.
Nagle Aleksander drgnął.
Wciągnął powietrze tak głęboko, że aż zatrzeszczało mu w płucach. W jednej chwili zerwał się, staczając się z łóżka i lądując na czworakach jednocześnie znikając jej z oczu, widziała tylko jego szerokie, napięte plecy i barki, które trzęsły się, gdy próbował złapać oddech.
Kaszlał. Mokro. Rozdzierająco. Jakby chciał wypluć własne wnętrzności.
Małgorzata podniosła się na łokciu.
Pod poduszką, na której leżała jego głowa, leżały białe, ostre kawałki. Wyglądające jak pokruszone kawałki zębów.
Coś z tępym mlaśnięciem uderzyło o podłogę, następnie drugi plusk odwrócił jej uwagę, od tego co znalazła pod poduszką.
Aleksander wyprostował się klęcząc na kolanach. Przycisnął nasady dłoni do czoła odchylając jednocześnie głowę do tyłu, jakby chciał zatrzymać coś, co chce mu rozerwać czaszkę od środka. Z jego gardła wydobył się niskie, zwierzęce rzężenie, jakby oczyszczał zatoki z wydzielin, które gromadziły się w nich od co najmniej kilkunastu lat.
Coś jeszcze zwróciło jej uwagę. Spodnie od piżamy odstawały wyraźnie w jego kroku, tworząc namiot, jednocześnie napinając materiał spodni na jego pośladkach. Namiot był potężny i nieproporcjonalny. Jakby pod materiałem coś nagle urosło do niewyobrażalnych rozmiarów, które nie powinny się tam pomieścić.
Nagle Aleksander pochylił się do przodu, wypluwając na podłogę coś jeszcze, co z mokrym pluskiem wylądowało na posadzce.
Następnie przysiadł na piętach i bezmyślnie, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, przeczesał dłonią maź, którą przed chwilą wypluł. Uniósł rękę, opuszki miał czarne od gęstej, smolistej substancji.
– Aleks? – głos jej się załamał. – Wszystko w porządku?
Nie odwrócił w jej kierunki, jego zmierzwione włosy nie pozwalały Małgorzacie dostrzec emocji wymalowanych na jego twarzy, które tak bardzo pragnęła w tej chwili ujrzeć. Wstał powoli, jego mięśnie pracowały pod skórą, jak doskonale zgrana ze sobą maszyneria. Odwrócił się twarzą do wielkiego panoramicznego, lustra na ścianie.
– Czuję się… dobrze – powiedział spokojnie, jakby komentował pogodę. – Wygląda na to, że wszystko jest dokładnie tak, jak powinno być.
Małgorzata mogłaby przysiąc, że pod koniec nawet usłyszała nawet cień satysfakcji w głosie Aleksandra.
Następnie, jakby nic dziwnego się właśnie nie wydarzyło, odwrócił się i poszedł do łazienki.
Gdy Aleksander zniknął, Małgorzata najpierw przesunęła się na brzeg łóżka, a następnie się z niego zsunęła lądując na nogach, zainteresowana co Aleksander wypluł.
W miejscu, gdzie wcześniej klęczał, znajdowała się plama gęstej, smolistej mazi. W środku dwie szaro-żółte bryły wielkości dużych orzechów, poprzecinane siecią czerwonych żyłek. Trochę dalej widoczna byłą szara, galaretowata kałuża, w której pływały dwie różowo-szare kulki wielkości paznokci.
Pobiegła za nim, do łazienki.
Aleksander stał przed umywalką i płukał usta.
– Co to jest? – zapytała drżącym głosem. – To, co wyplułeś…
Wypluł wodę. Sięgnął po ręcznik i wytarł twarz. Po czym, odwrócił się i ze spokojem w oczach i uśmiechem na ustach, spojrzał wprost w oczy Małgorzaty.
– To? – powiedział lekko, unosząc brew. – To najprawdopodobniej guzy, które wcześniej były w moich płucach i mózgu.
2 komentarze
Pitek97
Jak zawsze świetnie się czytało, a akcja powoli się rozkręca.
Pumciak
Chciałbym adres tego sklepu .Czekam niecierpliwie na następny odcinek tego opowiadania