O poranku, gdy pierwsze promienie słońca rozświetlały szare budynki komendy, młodsza aspirant Patrycja Szulc, pełniąca rolę kierowniczki grupy dochodzeniowo-śledczej, stała przy oknie swojego gabinetu, bezmyślnie obracając w palcach długopis. Z zewnątrz mogłoby się wydawać, że po prostu podziwia widok, ale w rzeczywistości spoglądała w pustkę. Czuła ją zresztą także w swoim wnętrzu.
Odkąd sięgała pamięcią, zawsze napędzał ją gniew. Gniew był siłą, ogniem, który pozwalał jej przeć do przodu, nie oglądając się za siebie. To dzięki niemu pokazała ojcu, że może być kimś więcej niż tylko córką policjanta. Gniew był siłą napędową, dzięki któremu przetrwała lata szkolne, gdy nie potrafiła znaleźć wspólnego języka z większością rówieśników. A jednak... był też ciężarem. Ludzie jej nie rozumieli, bali się jej, unikali jej.
No, prawie wszyscy.
Aleksander Wilczyński i Victoria Krajewska pojawili się w jej życiu w momencie, gdy najbardziej tego potrzebowała, choć wtedy jeszcze tego nie wiedziała. Na zajęciach ze sztuk walki, które wybrała z czystej potrzeby wyładowania frustracji, nie patrzyli na nią z lękiem. Victoria była chłodna i zdystansowana, a Aleksander – irytująco beztroski. W przeciwieństwie do innych nie odpychali jej jednak ani nie próbowali jej zmieniać. To było dla niej coś nowego.
Wciąż pamiętała dzień, gdy po raz pierwszy straciła panowanie nad sobą przy nich. Była wściekła, niemal kipiała ze złości, a Victoria… po prostu patrzyła na nią z wyniosłością, jakby oceniała nieudolny występ jakiegoś nieznanego aktora. Patrycję doprowadziło to do furii. Gdy wreszcie wyrzuciła z siebie gniewne pytanie o to, czy Victoria ma z nią problem, ta odparła jedynie spokojnym tonem:
– Żałosne jest poddawanie się emocjom w taki sposób. Jeśli pozwolisz, by tobą rządziły, zawsze będziesz niewolnicą własnego temperamentu.
Szulc miała ochotę rzucić się na nią z pięściami, ale wtedy Aleksander zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewała. Zamiast dolewać oliwy do ognia, po prostu podszedł, położył dłonie na jej ramionach i delikatnie rozmasował kark.
– Daj spokój, Victoria – powiedział łagodnym tonem. – Przynajmniej Patrycja jest szczera. Jak kogoś nie znosi, to nie owija w bawełnę, zamiast udawać przyjaźń, by z czasem nagle wbić nóż w plecy.
Tamtego dnia coś w niej pękło. Nie na tyle, by całkowicie zmienić swoje podejście, ale wystarczająco, by zacząć nad sobą pracować. To właśnie Aleksander nauczył ją, jak uspokajać gniew poprzez kontrolę oddechu, a Victoria – jak patrzeć na ludzi z góry zamiast pozwalać im wpływać na swoje emocje.
Nie spodziewała się wtedy, jak wiele zmieni ten moment. Z czasem, z inicjatywy Aleksandra, zaczęła ćwiczyć kontrolę nad oddechem, a nawet próbowała medytacji, choć niechętnie. Victoria zaś nauczyła ją innej sztuki, patrzenia na ludzi z chłodnym dystansem, zamiast dawać im satysfakcję z jej gniewu.
Teraz jednak czuła, że cała ta samokontrola na niewiele się zdaje. Zdobyła wszystko, czego chciała, awans, pozycję, szacunek ojca, a mimo to czuła, że stoi w miejscu. Nie miała spraw, które budziłyby w niej ekscytację. Nie było wyzwań. I... nie było Aleksandra.
Zamknęła oczy, wzdychając ciężko. Oczywiście, że to właśnie on przychodził jej do głowy. Po awansie myślała, że zostawi ją w spokoju. Pomógł jej wystarczająco, czasem nawet zbyt nachalnie, za jej plecami, podrabiając jej podpisy czy pieczątki, by szybciej załatwiać sprawy. Wściekała się wtedy, ale jednocześnie wiedziała, że to jego sposób na troskę. Oczekiwała, że po tym wszystkim przestanie ingerować w jej karierę, a jednak... brakowało jej go. Brakowało słownych przepychanek, jego irytującego uśmiechu i tej niezachwianej pewności, że może robić, co chce.
Patrycja otworzyła oczy i spojrzała na swoje odbicie w szybie. Nie mogła wprost przyznać się do tej tęsknoty, ale nie mogła jej też dłużej ignorować. Czuła, że dziś coś się wydarzy. Może było to tylko przeczucie, a może po prostu chciała, by tak się stało.
Z zamyślenia wyrwało ją mocne, zdecydowane pukanie do drzwi.
Zmarszczyła brwi. Spodziewała się, że to jeden z jej podkomendnych z jakąś błahą sprawą, na którą mogłaby zareagować gniewem, trochę się rozruszać, poczuć cokolwiek poza tą przytłaczającą pustką.
– Wejść! – rzuciła surowym, spokojnym tonem, już przygotowując się do zirytowania na natręta.
Drzwi otworzyły się i wtedy zrozumiała, że wcale nie była gotowa na to, co ją czekało.
W progu stał wysoki mężczyzna w rozpiętej, czarnej flanelowej koszuli w czerwoną kratę, spod której widać było koszulkę zespołu Cannibal Corpse. Oliwkowe bojówki i trampki dopełniały jego luzacki, nonszalancki wygląd.
– Cześć, Pati. – powiedział, uśmiechając się szczerze.
Patrycja poczuła znajome ukłucie irytacji – nie tylko przez sposób, w jaki wypowiedział jej imię, ale też przez sam fakt, że to właśnie on stał przed nią.
Aleksander Wilczyński jednym ruchem ściągnął czapkę z daszkiem, którą wcześniej miał na głowie, unosząc ją lekko jakby w geście powitania.
– A może inaczej… – Jego uśmiech poszerzył się, a w oczach błysnęło rozbawienie. – Melduję się, kierowniczko grupy dochodzeniowo-śledczej, młodsza aspirant Szulc!
Zmienił ton na oficjalny, ale w jego głosie pobrzmiewało coś, co mogło sugerować kpinę. Po chwili ponownie wsunął czapkę na głowę, jakby cała ta formalność była jedynie krótkim przerywnikiem w jego typowej beztrosce.
Patrycja spojrzała na niego beznamiętnie, usiłując zapanować nad irytacją.
– Cześć – rzuciła oschle, nie okazując, że jego nagłe pojawienie się wywołało w niej jakąkolwiek reakcję.
– Wpadłem skorzystać z twojego komputera, muszę sprawdzić parę osób. Twój naczelnik już wyraził na to zgodę. – oznajmił swobodnie, jakby informował o czymś zupełnie błahym.
Poczuła, jak wzbiera w niej złość.
– Nie możesz po prostu zatrudnić się jako policjant? – syknęła. – Wtedy mógłbyś sobie sprawdzać kogo chcesz, ze swojego służbowego komputera.
Aleksander uśmiechnął się jeszcze szerzej, jakby czekał na ten moment.
– Tak, oczywiście. Za co groziłaby mi odpowiedzialność karna. – powiedział z rozbawieniem, sięgając do ramienia i ściągając torbę treningową.
Dopiero teraz Patrycja zwróciła uwagę na jej obecność. Była duża, wypchana po brzegi, wyglądała na ciężką.
– Poza tym, kto by się skusił na tak marną wypłatę? Więcej zarabiam robiąc to co robię czasami sobie dorabiam jako wasz konsultant. Do tego… – Uniósł brew i spojrzał na nią badawczo. – Rozchmurz się.
Położył torbę na stoliku stojącym przy oknie.
– Nie przychodzę z pustymi rękoma.
Zaciekawiła ją ta uwaga, ale nie zamierzała tego okazywać.
– Co tam dla mnie masz? – zapytała, przyglądając się mu uważnie.
Aleksander wygiął usta w łobuzerskim uśmiechu.
– Nie denerwujesz się, że znowu odwaliłem całą sprawę za ciebie?
– Ty chyba uwielbiasz mnie irytować – odparła z poważną miną.
– Mawiają, że złość piękności szkodzi, ale tobie wręcz dodaje uroku. Co za tym idzie – lubię, jak chodzisz lekko poddenerwowana – rzucił bezczelnie, a potem, jakby nigdy nic, sięgnął do torby.
Zrobił krótką pauzę, wyciągnął kilka teczek i położył je przed monitorem jej komputera.
– To akurat moje. – Następnie podszedł do torby i wyjął kolejną teczkę, przypiętą fioletową karteczką.
– Chyba pamiętasz, że załatwiłem sobie admina na Discordzie przy poprzedniej sprawie? – zapytał, spoglądając na nią kątem oka.
– Tak – odpowiedziała, marszcząc brwi.
– Zacząłem się zastanawiać nad kupnem drukarki 3D i szukałem grup dyskusyjnych na ten temat. – Kontynuował, a ona poczuła, jak narasta w niej frustracja.
Po co opowiada jej o tak nieistotnych rzeczach? Dokąd on zmierzał?
– Na pewnej grupie moją uwagę przyciągnął typ, który dzielił się różnymi „ciekawymi” radami. W skrócie – pracuje w zakładzie ojca, a po godzinach, z pomocą maszyn do obróbki metalu, zajmuje się produkcją metalowych części do broni krótkiej, których specyfikacje znalazł w sieci. – Uniósł teczkę, którą wcześniej wyjął. – Drukuje na drukarce żywicznej resztę elementów i składa w pełni sprawne pistolety na sprzedaż.
Położył teczkę przed Patrycją.
– W środku znajdziesz odciski palców, które udało mi się zebrać z jednej z kupionych od niego broni. – Spod kolejnej teczki wyjął kilka torebek strunowych, w których znajdowały się elementy pistoletu. Położył je na teczce.
Patrycja podniosła jedną z nich, przyglądając się dokładnie.
– Gość wysyła to firmą kurierską w kilku paczkach, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Do tego załącza prostą instrukcję składania. Opłatę przyjmuje w ratach, też przez wysyłanie gotówki.
Aleksander sięgnął do torby po kolejne teczki.
– Tu masz kilku gości oferujących ostrą amunicję sprzedając ją przez internet – powiedział, układając je w stos na stoliku.
Teczki piętrzyły się jedna na drugiej, a wnętrze torby okazało się wypełnione po brzegi.
Patrycja spojrzała na niego z mieszanką irytacji i uznania.
Nie musiała nic mówić. Aleksander i tak wiedział, że zrobił na niej wrażenie.
Patrycja przez chwilę w milczeniu wpatrywała się w stos teczek, który rósł na jej stole z każdą kolejną sekundą. Po chwili westchnęła i spojrzała na Aleksandra z niedowierzaniem.
– Ty to serio masz za dużo wolnego czasu – mruknęła, ale w jej głosie pobrzmiewała nutka uznania.
Aleksander uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami.
– Przynajmniej nie musisz tego wszystkiego sama rozpracowywać.
Patrycja nie odpowiedziała, tylko sięgnęła po pierwszą z brzegu teczkę i otworzyła ją, przelatując wzrokiem po zgromadzonych dokumentach. Lista nazwisk, numery kont, fragmenty rozmów, zdjęcia i adresy IP – wszystko starannie posegregowane i oznaczone.
– Dobra, czyli mamy kupujących, mamy sprzedających.
Aleksander oparł się o oparcie krzesła.
Patrycja pokręciła głową i zamknęła teczkę, po czym wskazała na resztę dokumentów.
– Okej, a reszta?
Aleksander sięgnął do torby i po chwili wyciągnął kolejną porcję akt.
– Ci to goście, którzy oferowali się z pomocą i mają broń palną albo pneumatyczną, ale nie kupili jej od naszego sprzedawcy. Wraz ze sprawami, z którymi mogą być powiązani.
– I mówisz, żeby się z nimi wstrzymać?
– Na razie. Chcę dojść, skąd wzięli broń palną. Jeśli był jakiś inny kanał dystrybucji, to lepiej go zamknąć, zanim zaczniemy robić porządki. Tych z pneumatyczną masz inaczej oznaczonych, ale to już raczej drobne rybki.
Patrycja przyjrzała się stosowi dokumentów, po czym rzuciła Aleksandrowi przeciągłe spojrzenie.
– Nie masz wrażenia, że robisz za pół wydziału dochodzeniowego?
Aleksander wzruszył ramionami.
– No cóż… Ktoś musi.
Patrycja oparła się na biurku, przyglądając się kolejnemu stosowi teczek, które Aleksander bezceremonialnie dorzucił do jej dokumentacyjnej fortecy. Westchnęła ciężko i pokręciła głową.
– Ty chyba serio nie masz co robić w wolnym czasie.
Aleksander uśmiechnął się pod nosem.
– Oczywiście, że mam. Ale wiesz, jak to jest – coś mnie zainteresuje i nagle okazuje się, że przypadkiem rozpracowałem pół siatki przestępczej.
Patrycja przewróciła oczami, ale nie mogła ukryć, że była pod wrażeniem. Spojrzała na ostatnią partię dokumentów i zmarszczyła brwi.
– Spodziewałam się, że tych, co działają bez broni palnej, będzie znacznie więcej.
Aleksander usiadł na fotelu przed przy jej biurku i wzruszył ramionami.
– Bo jest ich więcej. Reszta nie zmieściła mi się do torby. Reszta makulatury czeka w samochodzie.
– Oczywiście, że czeka – mruknęła Patrycja, jakby wcale jej to nie zdziwiło.
Tymczasem Aleksander otworzył jedną z teczek, przejrzał kilka stron, po czym nagle jego ton głosu brzmiał jakby przypomniał sobie coś istotnego.
– A, prawie zapomniałem. – uniósł do góry teczkę, którą przed chwilą otworzył – Tutaj masz formalności. Wiesz, biurokracja. Prośba o pozwolenie ci na prace ze mną jako wsparciem z zewnątrz, naliczenie wynagrodzenia z uwzględnieniem tych paru miesięcy wstecz, no i premia za dokonania w śledztwie.
Patrycja zmrużyła oczy, patrząc na niego podejrzliwie.
– Znowu zrobiłeś wszystko za mnie.
– Nie wszystko – zaprzeczył z rozbawieniem, otwierając kolejną teczkę i zaczynając coś szybko wystukiwać na jej komputerze. – Po prostu wykonałem za ciebie najnudniejszą część roboty. Kto lubi siedzieć w papierach i wypisywać te wszystkie prośby i wnioski?
– Na pewno nie ty.
– No właśnie. Poza tym, zostaje ci jeszcze najważniejsza część, zatrzymania, przesłuchania, weryfikacja powiązań… Ale tym akurat możesz podzielić się z zespołem.
Patrycja spojrzała na stos dokumentów i przez chwilę wydawało się, że waży coś w myślach.
– Serio, masz w samochodzie jeszcze więcej?
Aleksander nawet nie podniósł głowy znad ekranu.
– Trzy reklamówki makulatury. Jedna z teczkami tych, którzy posługują się bronią białą albo bez żadnego sprzętu. I dwie reklamówki wypchane aktami zleceniodawców. Ci, którzy zamawiali pobicia i zastraszenia.
– A ci, co zlecali poważniejsze rzeczy?
– Ich znajdziesz w teczkach razem z tymi, którzy posiadają broń palną.
Patrycja oparła się na krześle i wypuściła powietrze przez nos, jakby próbowała ułożyć sobie w głowie ten cały bałagan, który właśnie spoczywał na stole.
Aleksander, nie zwracając uwagi na jej reakcję, sięgnął do kieszeni i wyjął niewielki przenośny dysk twardy.
– A tutaj masz coś ekstra. Zdjęcia i nagrania z prywatnych rozmów z Discorda.
Patrycja uniosła brew.
– Prywatnych rozmów?
– Tak. Goście niby tajemniczy, ale w DM-ach podawali sobie numery telefonów, adresy i szczegóły dotyczące zleceń. Dzięki temu mogłem powiązać ich z konkretnymi sprawami.
Patrycja wstała z krzesła, podeszła do biurka, przyjęła od niego dysk i obróciła go w palcach, zastanawiając się, jak wiele informacji na nim znajdzie.
– I powiesz mi, że to wszystko zrobiłeś sam?
Aleksander spojrzał na nią z uśmiechem.
– Daj spokój, dla mnie to świetna zabawa.
Patrycja zgięła się w pół, opierając łokcie na biurku i podparła brodę o podstawę prawej dłoni, spoglądając na Aleksandra uważnym wzrokiem.
– A zdradzisz mi, w jaki sposób działały te grupy na Discordzie?
Aleksander uniósł brew i odwrócił głowę w jej kierunku z lekkim uśmiechem. Gdy zauważył w jakiej pozycji się znajduje, odchylił się na oparciu krzesła i bezczelnie przyglądał się jej pośladkom w opiętej spódnicy.
– Zainteresował cię temat?
– Wypadałoby, żebym wiedziała coś więcej o sprawie, którą prowadzę — odparła rzeczowym tonem. Z jednej strony chciała go skarcić za przyglądanie się jej tyłkowi, ale z drugiej schlebiało jej to.
Aleksander rozsiadł się wygodniej w fotelu zakładając kostkę jednej nogi na kolano drugiej, po czym założył ręce za głowę, szykując się do wygłoszenia dłuższego wykładu.
– No dobrze, to słuchaj. Całość była zorganizowana w dość sprytny sposób. Administrator serwera pobierał jednorazową opłatę za możliwość złożenia zlecenia. To znaczy, że jeśli ktoś chciał kogoś nastraszyć albo obić mu twarz, czy też zlecić coś poważniejszego, najpierw musiał zapłacić za sam wstęp do „klubu”.
Patrycja skrzywiła się lekko.
– Czyli czysta komercja.
– Typ który to zorganizował, tez musi coś z tego coś mieć. Ale to jeszcze nic. Zleceniobiorcy, czyli ci, którzy chcieli zarabiać na wykonywaniu tych usług, byli weryfikowani na innym serwerze. Wszystko po to, żeby nie zostawiać śladów na głównym i nie zaśmiecać go zbędnymi dyskusjami. No i też płacili za weryfikację.
– A weryfikacja na czym polegała?
– Różnie. Najczęściej gość żądał albo zdjęć broni lub nagrania, na którym była widoczna karteczka w kratkę z odręcznie napisanym na niej ustalonym hasłem. Czasami zdjęcia sylwetki. Kiedy ktoś przeszedł weryfikację, dostawał rangę zależną od tego, jakimi zleceniami był zainteresowany.
Patrycja westchnęła ciężko.
– Wszystko pod kontrolą. Jak w korporacji.
– Właśnie. I tak samo jak w dobrze zarządzanej firmie, wszystko było podzielone na regiony. Serwer miał osobne pokoje dla każdego województwa, a w nich kolejne pokoje dla poszczególnych powiatów.
– Lokalizacja ofiary decydowała o miejscu zamieszczenia zlecenia?
– Dokładnie. Gość wrzucał zlecenie na czat powiatu, w którym mieszkała osoba, którą chciał „ustawić do pionu”, albo „żeby się nim zajęto”. Opisywał, czego dotyczy zadanie, podawał proponowaną stawkę i oznaczał kategorię.
Patrycja uniosła brew.
– I co, każdy mógł to zobaczyć?
Aleksander pokręcił głową.
– Nie. Na początku post widział tylko administrator serwera. On weryfikował treść i nadawał odpowiednią rangę. Dopiero wtedy ogłoszenie stawało się widoczne, ale tylko dla tych, którzy mieli dostęp do danej kategorii.
– Czyli jeśli ktoś zajmował się tylko zastraszaniem, to nie widział zleceń na pobicia albo zabójstwa?
– Dokładnie tak. Dzięki temu eliminowali przypadkowe osoby i niepotrzebne ryzyko.
Patrycja oparła się na oparciu krzesła i przez chwilę milczała, analizując to, co właśnie usłyszała.
– Muszę przyznać, że to całkiem dobrze przemyślane…
– No i działało. Do momentu, aż się nimi zainteresowałem. – Aleksander uśmiechnął się szczerząc rząd równych białych zębów.
– Skromność nigdy nie była twoją mocną stroną – mruknęła Patrycja, ale było widać, że docenia jego pracę.
– Przecież ja się wcale tym nie szczycę. Każdy kto choć trochę siedzi w necie, dostanie administratora na Discordzie, to może dokopać się do takich i podobnych spraw. Szczerze miałem sporo szczęścia, że odkryłem ten serwer. No i że wcześniej zdobyłem uprawnienia administratora aplikacji. Dzięki temu mogę zaglądać tam gdzie inni nie mogą. Po prostu... dużo zbiegów okoliczności, które przekładają się na moja skuteczność.
– Sporo tych zbiegów okoliczności w twoim przypadku. – powiedziała z przekąsem patrząc mu prosto w oczy.
Aleksander odwzajemnił spojrzenie, po czym jeszcze raz zerknął na pośladki Patrycji po czym wrócił do pracy na komputerze.
– Nic na to nie poradzę. Widać to silniejsze ode mnie.
Patrycja zastanawiała się co miał na myśli.
– Co jest silniejsze od ciebie?
– Przeznaczenie – odpowiedział beztrosko.
– To wybiło Patrycję z tropu.
Drukarka zaczęła pracować, zapełniając kartki danymi. W tym czasie Aleksander ponownie odchylił się na krześle, spoglądając Patrycji prosto w oczy.
– Są na świecie ludzie, którzy wierzą, że anioły, bogowie czy istoty im podobne żyją pośród ludzi. Ja tylko wierzę, że skoro w moim życiu jest sporo dziwnych zbiegów okoliczności, albo pchających mnie w jakimś kierunku, przy czym nigdy nie wychodzę na tym źle, to dlaczego miałbym nie wierzyć, że zwyczajnie poddaję się swemu przeznaczeniu?
– Spoko, ale nie mów, że wierzysz w te brednie o aniołach?
– Nie mówię, że w nie wierzę, mówię, że są ludzie, którzy w nie wierzą. Jeżeli natknę się na dowód na ich istnienia, to też w nich uwierzę. – Aleksander uśmiechnął się. Zabierając kartki z drukarki i chowając je do teczki.
– Chodź, pomożesz mi wnieść tutaj te reklamówki z makulaturą – powiedział, wstając od biurka.
Patrycja wyprostowała się gwałtownie, już otwierając usta, by wytknąć mu, że nie jest jego asystentką i nie będzie jej rozkazywał. Ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Przypomniała sobie, ile razy już jej pomógł. Zamknęła usta, pozwalając zebranemu w płucach powietrzu wydostać się przez nozdrza, pozwalając złości opaść.
– Dobrze. – powiedziała z pokorą, choć w jej tonie pobrzmiewała nuta rezygnacji.
Aleksander minął ją, kierując się do stołu obok okna, gdzie spoczywała jego torba. Umieścił w jej wnętrzu teczkę z dokumentami i zasunął suwak. Patrycja odprowadziła go wzrokiem, nieświadomie przygryzając dolną wargę. Mimo że miał na sobie dość luźne spodnie, nie umknął jej fakt, że regularne wizyty na siłowni nie poszły na marne. Przez chwilę pozwoliła sobie na ten moment rozproszenia, ale szybko skarciła się w myślach.
Aleksander, jakby coś wyczuł, odwrócił się w jej stronę i zarzucił torbę na ramię. Podszedł do niej bliżej, unosząc lekko kącik ust.
– Zauważyłem, że już miałaś wybuchnąć, ale udało ci się opanować. – powiedział z nutą sympatii w głosie.
Patrycja zmrużyła oczy, zastanawiając się, czy droczył się z nią celowo, czy po prostu miał ten irytujący dar wyczuwania jej nastroju.
– Co mam poradzić, że czasami tak na mnie działasz? – rzuciła, unosząc brew.
Na moment między nimi zapadła cisza, nie była niezręczna, raczej naładowana czymś, czego nie potrafiła nazwać. Aleksander uśmiechnął się lekko, ale nie skomentował.
– Chodźmy – powiedział Aleksander i ruszył w stronę drzwi.
Patrycja westchnęła, ale ruszyła za nim.
– Wiem też, że denerwuje cię moje podejście do prowadzenia spraw – dodał, otwierając drzwi i robiąc jej miejsce. – To, że często w pośpiechu pomijam cię z nieistotnymi sprawami, które niby powinny przejść przez twoje ręce.
Patrycja zatrzymała się na chwilę przy biurku, zgarnęła z niego klucze i podała je Aleksandrowi, nie siląc się na odpowiedź. Nie było sensu zaprzeczać. Oczywiście, że ją to denerwowało.
Aleksander przyjął klucze i zakluczył drzwi.
– Aktualnie, prócz tej sprawy, o której wiesz, prowadzę jeszcze dwa dochodzenia – powiedział, jakby nagle postanowił zmienić temat.
Patrycja spojrzała na niego lekko marszcząc brwi, ale nie zamierzała mu przerywać. Ruszyła przodem w stronę klatki schodowej. Jeśli chciał mówić, niech mówi.
– Oba dotyczą... zdrady? Niewierności? – zastanowił się na głos. – Na pewno obie kobiety w jakiś sposób wykorzystują swoich mężczyzn. Co nimi kieruje i jaki mają cel, tego jeszcze nie wiem. – zrobił pauzę schodząc po schodach – Jedna z tych spraw dotyczy mnie osobiście.
Patrycja zatrzymała się na moment na schodach, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę.
– Do czego zmierzasz? – zapytała, czując narastającą irytację.
Mogła się założyć, że robił podchody. Rozwlekał temat, kluczył, zamiast przejść do sedna. A jeśli myślał, że w ten sposób sprawi, że sama się domyśli i przejmie inicjatywę, to grubo się mylił.
Nie to, żeby nie chciała. Ale jeśli miał coś do powiedzenia, to niech w końcu to zrobi.
– Szczerze? – zapytał Aleksander, a w jego głosie zabrzmiała nietypowa dla niego zaduma.
Patrycja nie odpowiedziała, pozwalając mu mówić dalej.
– Prawdopodobnie kobieta, z którą jestem od trzech lat, nie dopuszcza mnie do siebie, sama szalejąc bez wytchnienia, za moimi plecami skacząc po kutasach jak opętana. Ale więcej na ten temat będę wiedział w przyszłym tygodniu.
Patrycja uniosła lekko brwi, ale nie skomentowała. Ruszyła przed siebie, nie chcąc dać po sobie poznać, że te słowa w jakiś sposób ją dotknęły. Mimo to poczuła, jak coś dziwnie ściska ją w żołądku. Czy on teraz chciał się przed nią wyżalić? A może po prostu testował grunt?
Zastanawiała się też, czy Aleksander wykorzystuje sytuację i obserwuje jej tyłek, tak jak ona wcześniej ukradkiem zerkała na jego. Nie zdziwiłaby się.
– Wtedy też znowu cię odwiedzę, bo dojdzie mi więcej danych do sprawdzenia i sam będę wiedział, na czym stoję – kontynuował już normalnym tonem. – …i podzielę się z tobą tą informacją.
Coś tu nie grało. Patrycja czuła to instynktownie. Może to sposób, w jaki to powiedział, może coś w jego postawie – ale wiedziała, że jest w tym drugie dno.
Przeszli obok portierni i wyszli na parking za komisariatem.
– Zaparkowałem po lewej – rzucił Aleksander.
Patrycja odruchowo skierowała się w tamtą stronę, wypatrując jego samochodu, ale jej myśli nadal krążyły wokół tego, co powiedział chwilę wcześniej.
– Skoro nie podobają ci się moje metody działania, nie będę ci się z nimi narzucał – dodał nagle.
Słysząc te słowa, poczuła, jakby ktoś wbił jej w serce lodowaty sztylet.
Relacja między nimi zawsze była skomplikowana. Czasem ją drażnił, czasem intrygował, ale zawsze gdzieś tam był. I choć często miała ochotę go udusić, to nie była gotowa, by tak po prostu odpuścić.
Aleksander mówił dalej:
– Więc jeśli wyjdzie na to, że z mojego związku już nici, pozwolę ci zaprosić mnie na randkę, na której będziesz miała okazję zdecydować, czy chcesz mnie poprosić, byśmy dalej współpracowali na dotychczasowych zasadach, czy uznasz, że lepiej sobie poradzisz beze mnie.
Patrycja zatrzymała się na moment i spojrzała na niego z mieszaniną niedowierzania i irytacji. Przez chwilę analizowała to, co właśnie usłyszała.
– Czy sugerujesz mi, że to ja powinnam cię zaprosić na randkę? Może jeszcze mam cię przekonywać, żebyś dalej chciał ze mną współpracować? Ciekawe, w jaki sposób – rzuciła gniewnym tonem, krzyżując ręce na piersi.
Aleksander roześmiał się, widząc jej zdenerwowanie.
– Źle mnie zrozumiałaś. Ja chcę ci tylko pomóc – powiedział, robiąc krótką pauzę, by spojrzeć jej w oczy. – Zresztą jak zawsze.
Wskazał dłonią na samochód zaparkowany na miejscu należącym do zastępcy naczelnika wydziału.
– Tam.
Bez słowa ruszyła w stronę pojazdu, a Aleksander poszedł za nią. Gdy dotarli do auta, nonszalancko oparł się o jego bok tyłem.
– Zawsze sprawiasz wrażenie obrażonej za to, że pomagam ci w twojej pracy. Wiem, że nie lubisz nikogo o nic prosić, więc prośby w twoim imieniu, dotyczące moich spraw, pozwalam sobie sam za ciebie pisać.
Zrobił wyraźną pauzę, jakby dając jej czas na reakcję. Patrycja jednak milczała, zaciskając lekko usta.
– W przyszłym tygodniu, około piątku, powinienem przyjść do twojego biura i wiedzieć już, na czym stoję w swoim związku – kontynuował. – I tak jak wcześniej wspomniałem, będziesz musiała sama zdecydować, czego od życia chcesz. Zaprosisz mnie na spotkanie, może to być randka, możemy zwyczajnie wyjść gdzieś na drinka i zaprosić Victorię, żeby wyskoczyła z nami, jak za starych czasów.
– Ale… – Patrycja otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale Aleksander uniósł palec, skutecznie ją uciszając.
– Nie przerywaj mi, bo znowu nie dasz mi dokończyć i będziesz się niepotrzebnie denerwować – skarcił ją z rozbawieniem w głosie.
Patrycja zacisnęła wargi, unosząc lekko brodę.
Miała ochotę coś powiedzieć. Odpowiedzieć mu ciętą ripostą, może nawet czymś w niego rzucić. Ale zamiast tego wzięła głęboki oddech i z niechęcią pozwoliła mu dokończyć.
– Jeżeli to ty mnie zaprosisz, ty wybierasz, w jaki sposób spędzimy czas. Nie każę ci za mnie płacić, sam z chęcią zapłacę i za ciebie.
Aleksander mówił spokojnym, rzeczowym tonem, jakby właśnie przedstawiał jej warunki jakiejś formalnej umowy, a nie propozycję spotkania.
– Po prostu pozwalam ci o wszystkim decydować: gdzie i jak będziesz chciała spędzić ze mną czas w nieco luźniejszej atmosferze. Wtedy też zdecydujesz, czy chcesz, byśmy dalej współpracowali na dotychczasowych zasadach.
Zrobił krótką pauzę, a Patrycja uniosła lekko brew, ale wciąż milczała.
– Nie wymagam, żebyś mnie bóg wie jak błagała i usiłowała przekonać – dodał, uśmiechając się pod nosem. – Wystarczy mi, że się przełamiesz i po prostu mnie o to poprosisz. Bez wybuchu złości.
W końcu nastała chwila ciszy, dająca jej możliwość odpowiedzi.
Patrycja westchnęła cicho. Cała ta rozmowa zaczynała ją coraz bardziej irytować. Miała wrażenie, jakby była rugana przez ojca, a nie rozmawiała ze starym przyjacielem.
– Będę musiała to przemyśleć – powiedziała w końcu, siląc się na neutralny ton.
Aleksander uśmiechnął się i spojrzał na nią z błyskiem w oku.
– Jest tylko jeden warunek.
Obszedł samochód i otworzył bagażnik. Patrycja zerknęła do środka i zobaczyła trzy wielkie, wzmacniane reklamówki, wypchane po brzegi teczkami z dokumentacją.
– W miejscu publicznym nie będziesz mogła sobie pozwolić na okazanie jakiejkolwiek irytacji moją osobą – oznajmił, sięgając do środka i wyciągając najmniej wypchaną torbę.
Podał ją Patrycji, a ona automatycznie chwyciła ją oburącz od spodu i przytuliła do klatki piersiowej. Ciężar dokumentacji niemal odebrał jej oddech.
– Ze swojej strony mogę zapewnić, że nie będę się jakoś specjalnie starał cię irytować. Ale zobaczę jakąkolwiek oznakę złości skierowaną w moim kierunku i bez słowa wracam do siebie.
Patrycja spojrzała na niego spod byka, zaciskając mocniej palce na torbie.
Miała ochotę cisnąć nią prosto w jego arogancką twarz.
– Zrozumiałam. – odpowiedziała pokornie starając się zapanować nad emocjami.
Patrycja zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy Aleksander mówi poważnie, czy tylko testuje jej cierpliwość.
– A jakbym się nie zdecydowała… wytrzymasz…
Zawahała się. Chciała zapytać, czy wytrzyma bez dokuczania jej, ale zanim zdążyła dokończyć, Aleksander już odpowiedział:
– Jeżeli nie będziesz chciała ze mną współpracować, wtedy poproszę innego kierownika grupy albo zwrócę się bezpośrednio do naczelnika, aby polecił mi któregoś.
Sięgnął po dwie pozostałe torby z dokumentami i ruszył w stronę drzwi. Patrycja, wciąż trzymając swoją reklamówkę przy piersi, podążyła za nim.
– Przecież przy tej sprawie nie dość, że zaangażujesz wydziały dochodzeniowe z całej Polski, to jeszcze, żeby tutaj wszystko uporządkować i przeanalizować, będziesz musiała poprosić naczelnika o przydzielenie większej liczby podkomendnych. Po zakończeniu tej sprawy raczej nie będę miał problemu ze znalezieniem kogoś chętnego do współpracy.
Patrycja spojrzała na niego z ukosa, analizując każde słowo. Miał rację. A jednak nie mogła pozbyć się wrażenia, że jego słowa były czymś więcej niż tylko czystą kalkulacją.
– Chyba masz rację – przyznała niechętnie, a jej wzrok bezwiednie zatrzymał się na jego sylwetce.
– Masz czas, żeby to przemyśleć – dodał spokojnie. – Nie naciskam, nie nalegam. Ale widząc, jak na ciebie działam…
Zatrzymał się przed drzwiami prowadzącymi do komisariatu i odwrócił w jej stronę. Ich spojrzenia spotkały się na krótką chwilę.
– Chcę ci uświadomić, że nie powinnaś się na mnie gniewać czy złościć – powiedział łagodnym, niemal ciepłym tonem. – Jestem ostatnią osobą, która chciałaby cię skrzywdzić.
Patrycja przez moment nie była pewna, czy chce mu wierzyć. Ale ton jego głosu… brzmiał bardzo przekonująco.
– Rozumiem – powiedziała Patrycja i ruszyła przodem, gdy Aleksander otworzył drzwi, puszczając ją pierwszą.
Przez chwilę szła w milczeniu, a w jej głowie kłębiły się myśli. Chciała zmienić temat, oderwać się od tej dziwnej osobliwej rozmowy, ale jednocześnie coś nie dawało jej spokoju.
– Nurtuje mnie jedno pytanie – zaczęła w końcu.
– Słucham? – Aleksander spojrzał na nią z zaciekawieniem.
– W jaki sposób odkryłeś, że twoja dziewczyna nie jest ci wierna? – zapytała, mając świadomość, że wtrąca się w jego prywatne sprawy. – Daria ma na imię, jak dobrze pamiętam?
– Zgadza się, Daria… – odpowiedział, jakby na chwilę się zamyślił. – Szukałem zapalniczki w jej biurku i przypadkiem wpadł mi w ręce jej pamiętnik.
Patrycja uniosła brwi.
– I w pamiętniku opisywała tego rodzaju rzeczy? – spytała z niedowierzaniem.
– Z tego, co udało mi się pobieżnie przeczytać, to tak. Ale muszę przyjrzeć się temu bliżej – odparł, jakby to była zwykła, zawodowa analiza, a nie sprawa, która dotyczyła jego własnego życia.
– Pobieżne przeczytanie ci nie wystarczy, aby z nią zerwać? – Patrycja domyślała się, że Aleksander nie zamierza działać impulsywnie. Raczej planował zebrać niezbite dowody, jakby prowadził śledztwo.
– Nie mogę wyciągać wniosków na podstawie domysłów, ale… – Urwał na chwilę, gdy odłożył reklamówki obok drzwi jej gabinetu.
Podszedł bliżej, a Patrycja poczuła, jak serce mimowolnie przyspiesza. Zanim zdążyła zareagować, wsunął dłoń do kieszeni jej spódnicy i wyjął pęk kluczy. Jego ruch był pewny, swobodny, jakby robił to od lat.
Nie odezwała się, choć jej spojrzenie zdradzało lekkie zaskoczenie.
Aleksander wybrał właściwy klucz i trzymając go w prawej dłoni, drugą sięgnął po reklamówkę, którą Patrycja wciąż przyciskała do swojego torsu. Otworzył drzwi i skinieniem głowy zaprosił ją do środka.
Przez moment trwała w bezruchu, mierząc go spojrzeniem.
– Czasem naprawdę mnie irytujesz – mruknęła, ale weszła do środka.
– Wiem – odparł z rozbawieniem, podążając za nią.
Aleksander ustawił reklamówkę obok stołu, po czym wrócił po reklamówki z dokumentami pozostawione przed gabinetem.
– Nie dokończyłeś myśli. – przypomniała mu, gdy Aleksander ponownie pojawił się we wnętrzu.
Z wyczuciem pchnął nogą drzwi, na tyle mocno by je zamknąć, jednocześnie nie narobić hałasu.
– Racja...
Aleksander podszedł do stołu i obok poprzednio postawionej tam reklamówki umieścił dwie pozostałe.
– Jak przez te kilka dni spojrzałem z dystansem na związek z Darią, doszedłem do wniosku, że nie ma on większego sensu...
Patrycja uniosła brwi w zdziwieniu.
– W relacjach z innymi dziewczynami czuję się bardziej swobodnie, niż w jej towarzystwie.
– Więc co stoi na przeszkodzie tego abyś z nią po prostu zerwał?
– W jej pamiętniku, zauważyłem coś niepokojącego, co mnie zaciekawiło. – uśmiechnął się – poza tym zmarnowałem na nią trzy lata swojego życia, zasługuje bym poświęcił jej jeszcze trochę czasu.
– Brzmi jakbyś planował osobistą wendettę – zauważyła
– Mylisz się, to co miałem okazję pobieżnie przeczytać, brzmiało jakby to ona coś planowała, ale dokładnie nie wiem co.
Patrycja oparła się o biurko krzyżując ręce na klatce piersiowej.
– Domyślam się, że nie zdradzisz mi co planujesz zrobić? – wiedziała, że metody Aleksandra nie zawsze są zgodne z prawem, wręcz dość często nagina je, by osiągnąć swój cel.
Aleksander podszedł do niej, lewą ręką oparł o biurko tuż obok jej biodra, a prawą położył na jej udzie.
– Widzisz jak dobrze mnie znasz? – szepnął jej na ucho, po czym pocałował ją w policzek.
Zaskoczona jego posunięciem zaczerwieniła się jak nastolatka, której skradziono pierwszy pocałunek.
Aleksander wyprostował się z uśmiechem na twarzy, patrząc jej prosto w oczy.
– Muszę już spadać – powiedział – muszę jeszcze wpaść na siłownię, a po południu małe dochodzenie.
Odwrócił się i zmierzał do wyjścia.
Ponownie przyłapała się na tym, że bezwstydnie lustruje jego pośladki.
– Do zobaczenia w przyszłym tygodniu. – powiedział odwracając się do niej, stojąc w otwartych drzwiach.
– Do zobaczenia – odpowiedziała zdezorientowana, choć chciała go poprosić aby został choć jeszcze na chwilę.
Gdy drzwi się zamknęły, rozplotła ramiona i oparła dłonie o blat biurka.
– Co on ze mną wyprawia. – powiedziała do siebie
Spojrzała w lewo, by ujrzeć piętrzący się stos dokumentów na stole. Gdy Aleksander odwiedzał ją w pracy zawsze dostarczał jej wybuchową mieszankę emocji, prócz gniewu czy złości wywoływał w niej nutę sympatii z domieszką czegoś jeszcze, czego nie potrafiła określić, oraz masę roboty.
Wstała obeszła biurko dookoła i usiadła na skórzanym fotelu. Sięgnęła po teczkę spoczywającą na biurku i ją otworzyła. Przejrzała dokumenty znajdujące się w jej wnętrzu. Parę wniosków i próśb, na samym spodzie znajdowało się sprawozdanie, wymagające jej akceptacji. Sięgnęła po pieczątkę, podbiła i podpisała wszystkie dokumenty, po czym rozsiadłą się na fotelu, pozwalając swoim myślom podryfować w kierunku Aleksandra.
3 komentarze
Pumciak
Kiedy nastepna czesc
Pumciak
Jak dla mnie bardzo dobre opowiadanie czekam na kontynlacje
andy144
Nie wiem co napisać... trochę rozwlekłe, wchodzi nowa osoba, przeszło to w powieść kryminalną 😏, część pierwszą i drugą czytałem z przyjemnością, ta mnie trochę rozczarowała. Pomyślności życzę.