Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

W blasku sygnetów XI

W blasku sygnetów XIUtwór ten jest fikcją literacką. Wszelkie nazwy postaci, miejsc i zdarzeń są wytworem wyobraźni autora. Wszelkie podobieństwo do autentycznych osób żywych lub zmarłych, firm, miejsc lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. Wszystkie postacie w tym utworze mają ukończone 18 lat. Miłej zabawy!

     Małgorzata zerknęła na zegarek, gdy stała przed drzwiami do apartamentu Aleksandra. Była równa jedenasta, gdy umieściła klucz w zamku i go przekręciła. Drzwi ustąpiły bez oporu. Wewnątrz panowała głęboka cisza, gdy weszła do środka i zamknęła je za sobą. Uniosła nogę, by zdjąć but i przez krótką chwilę zawahała się czy nie lepiej byłoby zostać w obuwiu, ze względu na upodobania Aleksandra? Ale uznała, że nie tym razem, będzie ku temu jeszcze okazja. Zsunęła buty płynnymi ruchami i na boso powędrowała po marmurowej posadzce, kierując się do salonu. Rozglądała się dookoła za Agatą. Zostawiła torebkę na skórzanej kanapie, tej samej, na której nie tak dawno oglądała film z Aleksandrem. Delikatny uśmiech rozjaśnił jej twarz na wspomnienie tamtego wieczoru spędzonego z siostrzeńcem i tego, co wydarzyło się później.
     – Agata, gdzie jesteś? – zapytała nieznacznie uniesionym głosem.
     – Tutaj! – dobiegł zza uchylonych drzwi głos siostrzenicy.
     Małgorzata sądziła, że to pomieszczenie jest jednym z tych niezagospodarowanych kątów w ogromnym apartamencie Aleksandra, zbyt wielkim by był zamieszkiwany przez tylko jedną osobę. Pchnęła drzwi i w półmroku ujrzała kilka mebli, stanowiska robocze, a przy jednym z nich, wyposażonym w kilka dużych monitorów komputerowych, na fotelu siedziała Agata.
     – Cześć – przywitała ciocię z uśmiechem.
     – Cześć, skarbie.
     Małgorzata pochyliła się, pocałowała siostrzenicę w czubek głowy i zmierzwiła jej włosy. Agata poczuła, jak obawy, które zaczęły ją dręczyć podczas rozmowy z Aleksandrem, rozpływają się pod wpływem ciepła i serdeczności bijących od cioci.
     – Jak tam wam idzie? – zapytała Małgorzata.
     – Całkiem nieźle. Daria cały czas w pracy, a Aleks znalazł parę ciekawych rzeczy. Teraz kopiuje zawartość twardych dysków i pamiętników – odpowiedziała zwięźle Agata.
     – Przywitaj ode mnie Małgosię i pamiętaj, aby wytłumaczyć jej wszystko na stanowisku – Agata usłyszała w słuchawkach.
     – Jasne – mruknęła, po czym zwróciła się do cioci:
     – Aleks kazał cię pozdrowić i wytłumaczyć wszystko, na co masz zwrócić uwagę.
     – Zamieniam się w słuch – odparła Małgorzata z uśmiechem.
     W ciągu kilkunastu minut Agata wytłumaczyła cioci, co pokazuje każdy monitor, co oznaczają wydruki leżące na biurku i na co szczególnie zwrócić uwagę. Na koniec dodała, że Aleks przygotował im coś do picia i przekąski, by nie musiały odchodzić od stanowiska.
     – A może masz ochotę na spaghetti po bolońsku? Póki jesteśmy obie, to ty sobie usiądź na spokojnie, a ja przejdę się do kuchni i odgrzeję nam po porcji, przy okazji rozprostuję trochę nogi – zaproponowała z entuzjazmem Agata.
     – Ja mogłabym to zrobić, ale skoro tak stawiasz sprawę... – odpowiedziała Małgorzata z uśmiechem.
     Agata zdjęła słuchawki, ostrożnie odłożyła je na blat biurka, wstała i przytuliła ciocię. Gdy zwolniła uścisk, serdecznie się uśmiechnęła.
     – To lecę odgrzać ci porcję spaghetti – puściła oczko i ruszyła do kuchni.
     Małgorzata usiadła na fotelu, który przed chwilą zwolniła Agata. Założyła słuchawki i poprawiła mikrofon.
     – Cześć, Aleks. Jak mnie słychać?
     – Cześć, dobrze cię słyszeć, Małgosiu.
     Uśmiechnęła się pod nosem, czując, jak policzki oblewa rumieniec.
     – Jak Agata sobie radzi?
     – Całkiem nieźle. Spodziewałem się, że to zadanie będzie dla niej nużące, zbyt monotonne, że może podsypiać czy coś, ale przyznam, że przez cały czas uważnie obserwowała monitory i meldowała każdy najmniejszy ruch Darii na oddziale czy jak coś się działo pod blokiem.
     – A co tam u ciebie? Znalazłeś coś ciekawego?
     – Znalazłem parę ciekawych rzeczy, o których chętnie z tobą pomówię, jak wrócę. Na razie skupiam się na kserowaniu pamiętników i kopiowaniu twardych dysków. Pamiętników znalazłem dwadzieścia siedem, właśnie kseruję dziesiąty. Do piętnastej powinienem się z tym wyrobić. Kiepsko wypadam z dyskami – od cholery ich jest, a w laptopie tylko dwa porty USB 3.0.
     – A nie możesz użyć do kopiowania dysków komputera Darii? – zasugerowała.
     – Poczekaj chwilę.
     Aleks zerknął w kierunku komputera Darii. Na froncie widniał panel z czterema portami USB, w tym dwa niebieskie, idealne do szybkiego kopiowania.
     – Jesteś wielka, bez ciebie musiałbym się do niej włamywać drugi raz, aby wszystko skopiować.
     – Nie ma sprawy.
     Małgorzata uśmiechnęła się pod nosem, zadowolona, że mogła się przydać.
     Agata pojawiła się w drzwiach, niosąc przed sobą talerz parującego spaghetti, na którego widok Małgorzacie zaburczało w brzuchu.
     – Już gotowe – rzuciła z uśmiechem, stawiając talerz przed ciocią. – Jeszcze idę po porcję dla siebie.
     Zniknęła w korytarzu, a jej kroki cichły na marmurowej posadzce. Małgorzata zerknęła na monitory, upewniając się, że wszystko jest pod kontrolą, po czym zwróciła się do mikrofonu.
     – Aleks, ja na razie ściągnę słuchawki, żeby cię nie rozpraszać jedzeniem. Cały czas obserwuję sytuację na monitorach, jakby coś się działo niepokojącego, dam ci znać.
     – Spoko – odpowiedział krótko, a w tle słychać było ciche szelesty, jakby przewracał kartki.
     Małgorzata złożyła mikrofon do góry i zsunęła słuchawki, które spoczęły na jej ramionach, owinięte wokół szyi. Chwyciła puszkę pepsi, otworzyła ją z cichym sykiem i odstawiła na biurko. Gdy sięgała po talerz ze spaghetti, w drzwiach znów pojawiła się Agata, dzierżąc w dłoniach swoją porcję. Zapach pomidorów i ziół wypełniał pomieszczenie.
     – Moje ulubione danie w wykonaniu Aleksa – oznajmiła Agata, siadając na fotelu, na którym wcześniej Aleksander przyklejał sztuczny zarost do twarzy. Kręciła widelcem, nawijając makaron, a jej oczy błyszczały z entuzjazmem.
     – Podobało ci się dzisiejsze zadanie? – zapytała Małgorzata, wkładając do ust pierwszą porcję. Sos był idealnie doprawiony, a mięso miękkie. Aleks najwyraźniej wiedział, co robi w kuchni. – Nie wydaje ci się nieco nużące i wyczerpujące?
     Agata przełknęła to co miała w ustach, zanim odpowiedziała.
     – Podoba mi się, mimo wszystko. Głównie przez to, że mam okazję pracować z Aleksem – wyjaśniła, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. – Gdybym nie musiała iść na uczelnię, wytrzymałabym nawet do wieczora.
     Małgorzata zaśmiała się cicho, odkładając widelec na brzeg talerza.
     – Gdybyś nie musiała iść na zajęcia i mogła pracować cały dzień, to Aleksander i tak poprosiłby mnie o pomoc, żebyśmy się zmieniały co parę godzin i miały chwilę odpoczynku – wyjaśniła, popijając łyk pepsi.
     – W sumie… to ma sens – przytaknęła Agata między kęsami, kiwając głową. – Chociaż przyznam, że i tak wolę być tutaj, niż ślęczeć nad notatkami na wykładach.
     Małgorzata uśmiechnęła się, spoglądając na siostrzenicę.
     – A co konkretnie ci się podoba w tej pracy? – zapytała, wskazując głową na monitory. – To w końcu głównie gapienie się w ekrany i meldowanie, co widzisz.
Agata zawahała się, obracając widelec w dłoni.
     – Chyba to, że czuję się… potrzebna? – zaczęła niepewnie. – No i te wszystkie rzeczy, które Aleks odkrywa. To jak rozwiązywanie zagadki. Każdy szczegół może rzucić nowe światło na całość. No i… – zawiesiła głos, a na jej twarzy pojawił się figlarny uśmiech – Aleks ma talent do robienia tego wszystkiego interesującym. Zawsze coś opowie, czasem rzuci jakimś żartem.
     Małgorzata uniosła brew, czując ciepło w sercu na myśl o tym, jak Agata podziwia Aleksandra.
     – No, to fakt, potrafi człowieka wciągnąć – przyznała, a jej myśli na chwilę wróciły do tamtego wieczoru na kanapie. Szybko potrząsnęła głową, wracając do teraźniejszości. – A co słychać na uczelni? Nie zaniedbujesz przypadkiem nauki przez te wasze przygody?
     Agata zaśmiała się, odkładając talerz na bok.
     – Spokojnie. Daję radę. Choć przyznam, że czasem trudniej mi się skupić na zajęciach, jak myślę o tym, co czasami robimy. To jakby… na jakiś czas znaleźć się w innym świecie i bawić się w detektywów. Szczególnie, że Aleks sprawia, że wszystko wydaje się dziecinnie proste w jego wykonaniu.
     – No dobra, detektywie – rzuciła żartobliwie. – Jedz szybko, bo spóźnisz się na uczelnie.
     Agata uśmiechnęła się szeroko, chwytając widelec.
     – Jasne, kapitanie! – odparła z udawaną powagą, po czym obie wybuchnęły śmiechem.

***

     Po tym jak Małgorzata i Agata zjadły, a Agata wyniosła naczynia do kuchni i ruszyła na uczelnię, w apartamencie Aleksandra zapadła cisza. Małgorzata nasłuchiwała przez chwilę, jak zamek w drzwiach przekręca się z cichym kliknięciem, sygnalizując wyjście siostrzenicy. Została sama. Na monitorach wyświetlały się satelitarne obrazy parkingu przed blokiem Darii i szpitala oraz sygnały GPS z jej telefonu i samochodu. Cichy, szum wentylatorów w komputerze wypełniał pokój niczym odległy powiew wiatru. Założyła słuchawki, poprawiając mikrofon. Serce biło jej szybciej, jakby cisza apartamentu przygniatała ją swoim ciężarem. W głowie kłębiły się myśli o snach, które od kilku nocy nie dawały jej spokoju.
     – Aleks, jak mnie słychać? – zapytała cicho, starając się brzmieć pewnie, choć głos zdradzał lekkie drżenie.
     – Głośno i wyraźnie, Małgosiu – odparł natychmiast, a w jego tonie dało się wyczuć ciepły uśmiech. – Agata już wyszła? Wszystko pod kontrolą?
     – Tak, właśnie zamknęła drzwi. Monitory czyste, parking pusty, szpital bez zmian, sygnały telefonu i GPS stabilne. Nie dzieje się nic niepokojącego – odpowiedziała, spoglądając na ekrany, gdzie piksele leniwie układały się w statyczne obrazy. Przełknęła ślinę, bawiąc się kablem słuchawek, który owinęła wokół palca. Teraz albo nigdy, pomyślała, czując gorąco na policzkach. Musi mu powiedzieć. Te sny były zbyt realne.
     – Słuchaj, Aleks... jest coś, o czym chciałam porozmawiać – zaczęła, zniżając głos. – To... trochę głupie, ale zbieram się na odwagę od rana. Chodzi o moje sny.
     – Sny? – W jego głosie zabrzmiała nuta zaciekawienia, jakby odsunął się od pracy. Szelest kartek w tle ucichł. – Brzmi intrygująco, Małgosiu. Opowiadaj.
     Zawahała się, czując, jak rumieniec pali jej twarz, choć wiedziała, że Aleks nie może tego zobaczyć. Serce dudniło w piersi, a słowa, które chciała wypowiedzieć, wydawały się ciężkie jak ołów.
     – No więc... od kilku nocy śnię o... nas – wyrzuciła w końcu, niemal szeptem, zawstydzona. – Śnię o tym, że to robimy... i to nie są zwykłe sny, Aleks. Są takie... realne. Zbyt realne jak na normalne sny.
     Cisza po drugiej stronie była jak wieczność. Małgorzata zagryzła wargę, żałując, że nie może zobaczyć jego twarzy. Nagle głos Aleksandra wrócił, z nutą udawanej niepewności.
     – Hmm... niech zgadnę – zaczął powoli. – Zanim zadzwoniłaś, żeby zaprosić mnie na obiad, Agata opowiedziała ci o mojej chorobie? O tym, że mam raka i niewiele czasu mi zostało? – to brzmiało bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
     Małgorzata zamarła. Z jednej strony obiecała Agacie, że zachowa tą informację w tajemnicy, zaś z drugiej nie chciała niczego ukrywać przed siostrzeńcem. Poczuła ukłucie winy, jakby właśnie zdradziła czyjeś zaufanie.
     – Nie bądź na nią zły... – zaczęła niepewnie, jej głos brzmiał, jakby wyrządziła komuś krzywdę.
     – Za co miałbym być zły? – odparł lekko, niemal rozbawiony. – Za to, że się o mnie martwi i dzieli swoimi obawami z kimś, komu ufa? Nie żartuj, Małgosiu.
     Kamień spadł jej z serca. Odetchnęła cicho, czując, jak napięcie w ramionach nieco ustępuje.
     – Sny erotyczne to normalna rzecz – kontynuował Aleksander, a jego ton stał się swobodniejszy, jakby chciał ją uspokoić. – Przyznam szczerze, że nie raz śniłem o tobie, Agacie, nawet o Jadwidze, Aurelii czy ich matce. Takie sny to po prostu manifestacja naszych podświadomych pragnień. A to, że dowiedziałaś się od Agaty o mojej chorobie, pewnie sprawia, że przeżywasz to wszystko intensywniej.
     Małgorzata zamilkła, zaskoczona. Czy Aleksander właśnie przyznał, że śni o niej... i o innych? Jej myśli na moment pobiegły w stronę tych słów, próbując je rozłożyć na czynniki pierwsze. Czy to oznaczało, że on też...?
     – Jesteś tam? – zapytał, wyrywając ją z zamyślenia. Jego głos brzmiał z nutą rozbawienia, jakby wyczuł jej konsternację.
     – Tak, jestem – odpowiedziała szybko, poprawiając się na fotelu. – Wiesz, już wcześniej miewałam podobne sny, ale... nigdy nie były aż tak realne. Byłam przekonana, że to dzieje się naprawdę, że świadomie na to pozwalam... W tych snach były elementy, które odbiegały od rzeczywistości, ale w trakcie, ich nie kwestionowałam, może nie chciałam zwracać na nie uwagi. Dopiero po przebudzeniu uświadamiałam sobie, że to sen, a i tak pamiętam wszystko, jakby to było wspomnienie sprzed chwili.
     – Ostatnio miałem coś podobnego – oznajmił Aleksander, a jego ton stał się poważniejszy. – Śnił mi się bardzo realny sen. Słyszałem rozmowę dwóch kobiet, a potem jedna z nich, jakby za nagrodę za obietnicę, pozwoliła mi ten sen zapamiętać. Wiesz, że w sobotę byłem z Agatą w Radomiu na oględzinach?
     – Tak, Agata opowiadała, jak bardzo była pod wrażeniem twojego profesjonalizmu – odpowiedziała zgodnie z prawdą, spoglądając na monitor z obrazem szpitala.
     – No więc, śniła mi się młoda kobieta, która chwyciła mnie za rękę i przeprowadziła przez kilka drzwi. Za ostatnimi, jakby stworzonymi ze światła, znalazłem się w mieszkaniu, gdzie doszło do tego incydentu. Byłem świadkiem wszystkiego, co tam się wydarzyło, zanim to miało mieć miejsce.
     Małgorzata zmarszczyła brwi. – Może to po prostu déjà vu? – zasugerowała, szukając najprostszego wyjaśnienia.
     – Też tak na początku myślałem – przyznał. – Ale kiedy wszedłem do tego mieszkania i zorientowałem się, że byłem tam we śnie, przypomniałem sobie każdy szczegół, co się wydarzyło, jak wszystko powinno wyglądać. Wszystko się zgadzało, Małgosiu. Każdy najmniejszy detal. Nigdy w życiu nie byłem tak przerażony.
     – Przecież nie raz widziałeś takie rzeczy – zauważyła, próbując zrozumieć. – Czego się bałeś?
     – Nie wiem. – Jego głos stał się cięższy, jakby każde słowo wymagało wysiłku. – Odpowiedzi jest kilka i żadna nie napawa optymizmem. Najlepsza z nich to taka, że przyszłość jest z góry ustalona, jak linia prosta od punktu A do B i nic jej nie zmieni. A ja jakoś wyśniłem czyjąś przyszłość. Druga możliwość jest taka, że ktoś zginął, bo ja wyśniłem jego śmierć. Natomiast trzecia, najgorsza dla mnie... że rak w moim mózgu dotarł do takich rejonów, że powoli zaczynam wariować.
     Małgorzacie łzy napłynęły do oczu. Otarła je grzbietem dłoni, starając się nie pozwolić, by głos ją zdradził.
     – Może nie jest aż tak źle – powiedziała, siląc się na spokój. – Może da się to wyjaśnić w bardziej racjonalny sposób?
     – Na razie nie chcę o tym myśleć – odparł, a jego ton wrócił do lekkiej nonszalancji. – Muszę skupić się na pracy. Ale co do twoich snów, Małgosiu, to całkowicie normalne. Nie przejmuj się, że są takie realne. Czerp z nich przyjemność. Jeśli o mnie chodzi, to nie mam nic przeciwko, że taka kobieta jak ty śni o mnie w ten sposób. – W jego głosie zabrzmiała nuta zadowolenia, niemal flirtu.
     Małgorzata uśmiechnęła się mimo woli, czując, jak rumieniec wraca na jej policzki.
– Rozumiem – odpowiedziała cicho, a na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech.
     – Jak będziesz chciała, możemy pogadać o tym, jak wrócę.
     – Dobrze – mruknęła, wciąż czując ciepło na twarzy.
     Aleksander wrócił do kserowania, a Małgorzata do obserwowania monitorów, od czasu do czasu meldując mu o sytuacji. Obrazy satelitarne pozostawały bez zmian, ale jej myśli krążyły gdzie indziej, wokół słów Aleksandra i snów, które nie chciały jej opuścić.

***

     Było kilkanaście minut po piętnastej, gdy Aleksander w końcu zakończył kserowanie pamiętników. Przy kalkulacji nie przewidział, że nie da rady pracować z taką samą wydajnością przez kilka godzin. Za to dzięki sprytnemu pomysłowi Małgorzaty, by wykorzystać komputer Darii, kopiowanie dysków poszło błyskawicznie. Cztery porty USB zamiast dwóch to drobiazg, który pozwolił oszczędzić mu godziny.
     Teraz pozostało tylko posprzątać.
     Wyłączył komputer. Pamiętniki powędrowały z powrotem na swoje miejsce, dokładnie w tej samej kolejności, w jakiej je zastał. Obok nich ułożył wcześniej znalezione maski. Zamknął drzwiczki na klucz, a sam klucz umieścił w szufladzie. Dyski twarde również wróciły na swoje miejsce. Podczas porządkowania sprawdzał zdjęcia na telefonie, by zostawić wszystko w takim stanie, jakim zastał.
     Na koniec poprawił narzutę na łóżku. Podłączył kabel internetowy do routera, upewnił się, że dioda miga zielonym światłem. Wyszedł z sypialni, zamknął drzwi na klucz i położył go na futrynie, centymetr w lewo od krawędzi, jak wcześniej.
     Zanim opuścił mieszkanie, zerknął przez wizjer. Korytarz pusty. O tej porze sąsiedzi Darii mogli już wracać z pracy, szczególnie jeżeli pracowali gdzieś niedaleko. Dwukrotnie przekręcił zamek w drzwiach i zszedł po schodach. Starał się nie robić niczego w pośpiechu, by nie popełnić jakiegoś głupiego błędu i jednocześnie by przypadkiem nie wzbudzić czyichś podejrzeń.  
     Gdy wyszedł z klatki, przystanął na moment. Parking. Trzy samochody, których nie było rano. Żaden nie należał do sąsiadów z piętra Darii. Ruszył dalej, kątem oka kontrolując otoczenie. Otworzył bagażnik, wrzucił plecak, potem torbę treningową. Zamknął go z cichym kliknięciem zamka.  
     Gdy w końcu usiadł za kółkiem, mógł się rozluźnić. Położył obie ręce na kierownicy i spoglądając przed siebie, wciągnął powietrze nosem i wypuścił je ustami, w końcu przekręcił kluczyk i ruszył.

***

     Mimo że Aleksander dawno opuścił mieszkanie Darii i zakończył połączenie głosowe, Małgorzata wciąż wpatrywała się w monitory. Co chwilę zerkała na zegar w telefonie, nie mogąc doczekać się powrotu siostrzeńca. Z jednej strony dręczyły ją obawy o ryzyko, na jakie się naraził, włamując się do mieszkania Darii. Z drugiej zaś ekscytacja, która narastała od chwili, gdy zdecydowała się wyznać mu prawdę o swoich snach. Aleks obiecał, że porozmawiają o tym, gdy wróci, ale teraz, w ciszy apartamentu, zaczęła powątpiewać. Czy powinna była mówić o tak intymnych rzeczach?
     Była za dwadzieścia szesnasta, gdy w głębi mieszkania rozległ się cichy dźwięk. Małgorzata wzięła głęboki wdech, wstała z fotela i ostrożnie wyszła z pomieszczenia z monitorami. W progu salonu zamarła, wzdrygając się na widok mężczyzny w białym dresie o blond włosach wystających spod czapki z daszkiem, jasna kozią bródka. Dźwigał torbę treningową i plecak, wchodząc do środka. Serce podskoczyło jej do gardła, ale po chwili odetchnęła z ulgą. Mimo, że nie rozpoznała tych niebieskich oczu, wiedziała, że za nimi i tym charakterystyczny chodem krył się Aleksander.
     Opuścił plecak na skórzaną kanapę, z westchnieniem zrzucił na nią torbę treningową i sam w końcu na nią opadł, rozpościerając ramiona.
     – Wolałbym już te kilka godzin przerzucać żelastwo na siłowni, niż znowu siedzieć na podłodze w niewygodnej pozycji i przerzucać kartki – mruknął, rozciągając plecy.
     – Pomyśl o ludziach przy liniach produkcyjnych w fabrykach – odparła z lekkim uśmiechem Małgorzata, opierając się o framugę drzwi.
     Aleksander ściągnął czapkę, przeczesał dłonią blond włosy i rzucił nakrycie głowy na stolik.
     – Jeszcze muszę się ogarnąć, doprowadzić do porządku i odstawić samochód – powiedział, masując kark.
     – Pożyczyłeś samochód od Piotra? – zapytała Małgorzata, unosząc brew.
     Skinął głową, a na jego ustach pojawił się cwaniacki uśmieszek.
     – Insignia pożyczona od ojca, blachy zmienione na radomskie – wyjaśnił, odchylając się na kanapie. – Gdyby ktoś mnie zobaczył w tym przebraniu, jak wsiadam do swojego samochodu, mógłby dodać dwa do dwóch. A że Daria pochodzi z Radomia, zawsze można powiedzieć, że to jej brat.
     – Niech zgadnę – rzuciła zadziornie, a jej uśmiech stał się szelmowski. – Jej brat też jeździ Insignią?
     – Zgadza się – odparł Aleksander, a jego szyderczy uśmiech poszerzył się – Jej brat jeździ dokładnie tym samym model, nawet rok produkcji ten sam.
     – Jednakże – Aleksander nagle spoważniał, a jego oczy przygasły. – Chciałbym, żebyś dzisiaj została na noc. Potrzebuję pomocy.
     Rozsunął zamek torby treningowej, odsłaniając wnętrze. W środku znajdowały się schludne stosy kserokopii pamiętników, pogrupowane w dwóch kartonach.
     – W pamiętnikach Daria opisuje dość chore rzeczy – powiedział cicho. – Czerpie przyjemność ze zdradzania ludzi, z którymi jest w związkach. Z każdą kolejną osobą posuwa się dalej. Z tego, co doczytałem… ma niecne zamiary wobec Agaty. Tylko dlatego, że jest moją siostrą.
     Małgorzata zamarła.
     – Mówisz poważnie?
     – Pragnie się z nią spotkać, podać środki odurzające, wykorzystać seksualnie i w jakiś sposób uzależnić od seksu.
     – Nie możesz tego zgłosić na policję? – zapytała natychmiast. – Anonimowy donos. Planowanie przestępstwa też jest karane.
     Aleksander pokręcił głową.
     – Zastanawiam się. Ale najpierw muszę dokładnie przeanalizować dowody. Znalazłem narkotyki – spore ilości. Do tego łącząc to z produkcją filmów pornograficznych, można było by to podciągnąć pod dystrybucję czy handel narkotykami. Za samo to grozi jej od pięciu do dziesięciu lat. Do tego planowanie przestępstwa seksualnego – łącznie kilkanaście lat mogliby jej przyklepać.
     – Ale?
     – Ale gdyby się wybroniła, powiedziałaby, że pamiętniki to tylko fantazje, nie realne plany. Do tego fakt, że nie jest recydywą. Za posiadanie znacznych ilości narkotyków mogłaby dostać dolną granicę, czyli rok może dwa. Jakby sąd zarządził jej z dolnego pułapu, to mogłoby się zakończyć na zawiasach, lub bransoletce. Nawet jakby ostatecznie poszłaby do więzienia, to po  sześciu miesiącach wyszłaby na wolność. Dlatego też rozważam… załatwienie tego na własną rękę. Tylko nie wiem jeszcze jak. Gdybym zrobił jej krzywdę, jako jej chłopak byłbym pierwszym podejrzanym. Przeszukaliby mieszkanie i znaleźliby motyw.
     – Czyli na razie nic nie zrobisz?
     – Na razie przeanalizuję dowody, zapewnię Agacie ochronę i zastanowię się, jak dobrać się do skóry Darii. Niekoniecznie więzieniem. Chciałbym zniszczyć psychicznie, ale jeszcze nie mam na to pomysłu.
     Małgorzata uniosła brew.
     – A jaka w tym moja rola?
     Aleksander poklepał stos papierów w torbie.
     – Kopie są ponumerowane w odwrotnej kolejności. Bieżący pamiętnik, to numer jeden, poprzedni, dwa. Musisz mi pomóc znaleźć pamiętnik opisujący początek naszego związku. Następnie zaczniesz czytać je po kolei. Zaznaczysz kluczowe fragmenty i robić notatki.
     Wstał, zniknął w pomieszczeniu z monitorami i wrócił z naręczem przyborów. Na ławie położył gruby, zafoliowany notatnik, bloczek karteczek samoprzylepnych, paczkę kolorowych zakreślaczy, kilka ołówków i długopisów.
     – Lepsze to niż gapienie się w monitory – powiedziała Małgorzata, a kącik ust drgnął jej w uśmiechu.
     – No nie wiem… – Aleksander podniósł pilot, włączył osiemdziesięciocalowy telewizor i znów zniknął.
     Po chwili ekran podzielił się na cztery części, Widok przedstawiał dokładnie to co monitory w pomieszczeniu obok: parking, szpital, sygnał GPS, sygnał telefonu. Nagle okno szpitala przybliżyło się i skupiło na skrzydle, w którym pracowała Daria. Pojawiła się zielona ramka.
     Aleksander wrócił do salonu.
     – Założę się – powiedział, wskazując ekran – że albo przed końcem zmiany, albo tuż po, wejdzie jeszcze do gabinetu lekarskiego, jeśli jej kochanek ma dyżur. Ewentualnie po pracy nie pojedzie prosto do domu, tylko uda się na jakieś spotkanie. By komuś dać dupy.
     – Skąd taki scenariusz?
     – W dniu, kiedy zamontowałem nadajnik w jej samochodzie, zaraz po pracy pojechała na leśny parking. Spotkała się z lekarzem ze swojego oddziału. Albo sprowokowałem ją tym, że pomogłem przy przebitej oponie… albo po prostu ma w zwyczaju często dawać dupy. – powiedział surowym tonem. – Ja w tym czasie odkleję zarost, wrócę do naturalnego koloru oczu i zmyję farbę z włosów – oznajmił Aleksander, wstając z kanapy.
     – Dobrze – odparła Małgorzata, wyjmując jeden z dwóch kartonów z torby treningowej i układając go na ławie.
     Przez kilka, może kilkanaście minut przeglądała kopie pamiętników, kartkując ostrożnie, jakby bała się, że papier rozpadnie się w dłoniach. Słowa Darii ostre, zimne, pełne chorej satysfakcji wbijały się w jej myśli jak igły. Gdy uniosła wzrok, w progu salonu stał już Aleksander. Bez jasnego zarostu, bez niebieskich szkieł kontaktowych. Jego naturalnie brązowe oczy kryły się za charakterystycznymi dla niego prostokątnymi okularami korekcyjnymi, choć wciąż jasne włosy, wciąż były ułożone do tyłu. Mogłaby przysiąc, że wcześniej spryskał je lakierem, zanim nałożył zmywalną farbę.
     – Skoczę pod prysznic – powiedział, przeciągając się lekko. – Wpadnij za parę minut, powiedz, czy dokładnie zmyłem farbę, czy będę musiał umyć głowę jeszcze raz.
     Przytaknęła, nie podnosząc wzroku znad kartek. Domyślała się, że dla niego byłoby kłopotliwe wychodzić spod prysznica, zakładać okulary i sprawdzać w lustrze, czy dobrze się spisał. Skoro mógł liczyć na jej pomoc to czemu miałby z niej nie skorzystać? Poza tym… na samą myśl, że zobaczy jego wysportowane ciało, może nawet rzuci okiem na to, co zwykle ukryte pod spodniami, poczuła gorąco na policzkach. Uśmiechnęła się do siebie, zawstydzona, ale na szczęście Aleksander już zniknął w korytarzu, nie mogąc dostrzec jej zakłopotania.
     Zerknęła na zegarek. Nie wiedziała, ile czasu mu dać. Postanowiła, że za dziesięć minut ruszy do łazienki.
     Pobieżnie kartkując kopie, co chwilę zerkała na zegarek. Serce biło jej coraz mocniej, nie potrafiła rozstrzygnąć, czy to zdenerwowanie, czy podniecenie. Gdy minęło równe dziesięć minut, wzięła głęboki wdech, wstała, wypuściła powietrze i ruszyła pewnym krokiem w stronę sypialni Aleksandra.
     Chwyciła za klamkę, ale na ułamek sekundy zawahała się. Spodziewała się szumu prysznica, lecz za drzwiami panowała cisza. Nacisnęła klamkę i weszła.
     Aleksander stał przed aneksem prysznicowym, owinięty ręcznikiem kąpielowym. Drugim ręcznikiem wycierał głowę. Jego całe ciało lśniło od wilgoci, krople spływały po ramionach, po płaskim brzuchu, ginąc za krawędzią materiału.
     – O, jesteś… – powiedział z zadowoleniem, unosząc wzrok.
     Ułożył ręcznik na ramionach niczym szalik, podszedł i kucnął przed nią, by mogła dokładnie obejrzeć jego włosy.
     – Trzykrotnie umyłem szamponem i wypłukałem. Wystarczająco?
     Małgorzata wsunęła palce w jego brązowe, jeszcze wilgotne pasma włosów, przeczesując je powoli, szukając jasnych śladów. Skóra głowy była ciepła, a pod opuszkami czuła puls.
     – Wygląda na to, że doskonale sobie poradziłeś – mruknęła.
     Aleksander uniósł głowę i spojrzał jej prosto w oczy, nim wstał. Jego sylwetka rosła przed nią, zapierając dech w piersiach.
     – Dziękuję – powiedział cicho.
     – Zawsze można liczyć na twoją pomoc – dodał, unosząc kącik ust w lekkim uśmiechu.
     Odwrócił się do szafki z lustrem, sięgnął po okulary, założył je na nos. Otworzył szufladę, wyjął suszarkę i podłączył ją do kontaktu.
     – Możemy jeszcze chwilę porozmawiać? – wypaliła Małgorzata, zanim zdążyła ugryźć się w język.
     Aleksander spojrzał na nią w lustrze, następnie odwrócił się i oparł pośladkami o blat, dłonie położył na krawędzi tuż obok bioder.
     – Możemy.
     – Bo wiesz… – zaczęła, nie wiedząc, jak ująć słowa. – Jak wcześniej rozmawialiśmy…
     – Chcesz dokończyć rozmowę o twoich… snach, którą odłożyłem na później?
     – Dokładnie…
     – No więc… hmm…
     Czuła, jak zakłopotanie ściska jej gardło.
     – Postawmy sprawę jasno – zabrzmiał stanowczo, prostując się lekko. – Jeżeli tego chcesz, to ja jestem otwarty na tego typu relacje. Jak to mówią, chcącemu nie dzieje się krzywda. Ale mam jeden warunek.
     – Jaki? – zapytała, a w jej głosie zabrzmiało coś więcej niż zaskoczenie, drgnęła w niej nuta niepewności, jakby obawiała się, że warunek okaże się zbyt trudny do spełnienia. Serce zabiło jej mocniej, ale nie cofnęła się.
     – W sumie może więcej niż jeden – odparł Aleksander, przeczesując palcami wilgotne włosy. – Wiem, że to może być dla ciebie kłopotliwe. W końcu jestem twoim siostrzeńcem, więc ty wyznaczasz granice.
     Te słowa uderzyły w nią jak ciepła fala „siostrzeniec”. Zawsze nim był, ale teraz brzmiało to inaczej, nie jak bariera, lecz jak zaproszenie do wspólnego ustalenia reguł. Skinęła głową, powoli, akceptując. W środku poczuła ulgę, że to ona będzie decydować jak daleko się posunie w tej relacji. Nie będzie musiała się bać, że przekroczy coś, czego nie chce.
     – Najlepiej, żebyś mówiła mi, jak daleko chcesz się posunąć, gdy będziesz gotowa na kolejny krok. Po drugie… – zawahał się, jakby dobierał słowa. – Nie będziesz miała mnie na wyłączność.
     Zaskoczenie przebiegło przez nią jak zimny dreszcz, ale nie był to szok odrzucenia. To było zrozumienie. On nie kłamie. Nie udaje. Mówi wprost. I choć w środku coś się zacisnęło – zazdrość? tęsknota za wyłącznością? – skinęła głową. Wiedziała, kim jest Aleksander. Wiedziała, że jego świat jest szerszy, bardziej skomplikowany. I że jeśli chce w nim być, musi to przyjąć.
     – Pamiętasz, co obiecałem twojej przyjaciółce?
     Znów skinęła. Pamiętała. I wiedziała, że nie jest jedyną, która go potrzebuje.
     – Chcę robić ruchy w kilku kierunkach naraz.
     – Zgoda… – powiedziała cicho, odważnie, choć w środku drżała. Nie z lęku. Z ekscytacji. Z poczucia, że wchodzi na nieznane terytorium, ale nie sama. Z nim.
     – Jeszcze jeden warunek – pochylił głowę i uśmiechnął się delikatnie, a jego oczy błysnęły za szkłami okularów. – Żadnych zabezpieczeń. Przynajmniej ja nie będę ich stosował. Życie jest za krótkie, a moje szczególnie, żeby martwić się o ogumienie. – Spoważniał. – Jeśli na cokolwiek się zdecydujesz, bierz to pod uwagę.
     Te słowa zawisły między nimi jak ciężki, ciepły koc. Małgorzata poczuła, jak policzki jej płoną, lecz nie z wstydu, ale z nagłej, ostrej świadomości, że to nie zabawa. To poważna decyzja. I choć w środku coś krzyczało: „Za wcześnie, za dużo, za szybko”, to jednocześnie coś innego – cichsze, głębsze szeptało w niej: „Chcę, chcę być blisko. Chcę go poczuć. Chcę, żeby to było prawdziwe.”
     Uśmiechnęła się. Nie szeroko. Nie nerwowo. Spokojnie. Zbliżyła się. Uniosła dłonie, położyła je na jego ciepłym i wilgotnym karku. Zsunęła je powoli na klatkę piersiową, czując pod palcami bicie jego serca. Wspięła się na palce i pocałowała go. Czule. Delikatnie. Jakby mówiła: „tak, chcę. ale na moich warunkach”.
     Poczuła jego dłonie na talii, pewne, ale nie nachalne. Jakby czekał na jej sygnał.
     – Ale dzisiaj nie posuniemy się dalej – powiedział cicho, opierając czoło o jej. – Byłoby to zbyt pochopne z twojej strony. A ja… choć tego nie widać, mam ochotę kogoś zamordować, a nie chcę cię przypadkiem skrzywdzić.
     – Rozumiem – przyznała, a w jej głosie nie było rozczarowania. Była ulga i ciepło. Bo on nie naciskał. Nie ponaglał jej. Cierpliwie czekał.
     – Ale chcę, żebyś spała dziś obok mnie. Twoja obecność… uspokaja mnie. Nie wiem dlaczego.
     Uśmiechnęła się, tym razem szeroko, szczerze. Złożyła jeszcze jeden pocałunek. Krótki. Lekki. Jak obietnica.
     – Więc jesteśmy dogadani – oznajmiła, oswobodziła się z jego objęć i ruszyła ku drzwiom. Zatrzymała się w progu, odwracając głowę. – Odgrzać ci spaghetti? Pewnie jesteś głodny po całym dniu. Powinieneś coś zjeść, nim wyjdziesz.
     – Jasne – odparł z uśmiechem na ustach.
     Małgorzata wyszła z sercem pełnym nadziei, nie mogąc pozbyć się szerokiego uśmiechu z twarzy.

***

     Dochodziła siedemnasta, gdy kończyli jeść spaghetti. Aleksander uniósł puszkę z Pepsi, dopił do końca i odstawił ją z cichym stuknięciem. Wstał.
     – Dobra, ruszam odebrać swój samochód i oddać ojcu jego wóz – oznajmił, zabierając talerz do zlewu. – Może też pojeżdżę trochę po mieście… i uda mi się spełnić złożoną obietnicę – dodał ciszej, jakby do siebie.
     Małgorzata uniosła wzrok znad stołu.
     – O jakiej obietnicy mówisz?
     – Pamiętasz, jak mówiłem o tym realistycznym śnie? Kobieta, a przynajmniej kobiecy głos pozwolił mi go zapamiętać, bo coś jej obiecałem.
     – Tak, pamiętam… ale to był tylko sen.
     – Sen, w którym widziałem rzeczy, które dopiero miały się wydarzyć – uśmiechnął się, unosząc kącik ust.
     Przeszedł obok niej, objął ramieniem, przyciągnął bliżej. Jego ciepło, zapach szamponu i świeżej skóry po prysznicu otuliły ją jak mgła. Zbliżył twarz do jej ucha.
     – Jeżeli na świecie są byty, które w snach pokazują mi czyjąś przyszłość, wolę dotrzymać danego im słowa.
     Wtulił twarz w jej szyję i pocałował ją ciepło, czule, jakby smakował każdy jej centymetr. Małgorzata mimowolnie przechyliła głowę, łaknąc więcej. Czuła, jak serce bije jej w gardle, jak ciepło rozlewa się po całym ciele. „To tylko pocałunek w szyję” –  powtarzała sobie, ale wiedziała, że to kłamstwo. To było coś więcej. To było on.
     – Wiem, że brzmię jak wariat. – wyszeptał, jego oddech musnął jej skórę.
     – Co obiecałeś? – zapytała, odwracając się, by spojrzeć mu w oczy.
     – Nic specjalnego – wyprostował się, oparł o kontuar. – Mam nie ignorować dziwnie, wręcz magicznie wyglądającego sklepu… może antykwariatu. Jak go zobaczę, będę wiedział. Mam do niego po prostu wejść.
     Uniosła brew, zaskoczona, ale nie wyśmiała. On w to wierzy. Naprawdę wierzy. I to ją poruszyło. Jego powaga, jego otwartość na coś, czego nie da się wyjaśnić.
     – A ignorowałeś już coś takiego?
     – Zazwyczaj jadę z punktu A do punktu B. Bez zbaczania. Więc pewnie tak – uśmiechnął się kwaśno, jakby się zamyślił na krótką chwilę – Kilkukrotnie mogłem coś przeoczyć.
     – Tylko nie rób nic głupiego – powiedziała cicho, poważnie. – I wróć bezpiecznie.
     – Masz moje słowo.
     Złożył pocałunek na jej policzku – krótki, ciepły. Potem wyprostował się i ruszył w stronę wyjścia.
     Małgorzata odwróciła się, patrząc na jego plecy. Serce ścisnęło jej się lekko, nie był to strach, ani zazdrość. Coś głębszego. „Wróć do mnie” – pomyślała. Nie chciała go stracić przez jakąś głupotę, szczególnie dziś, gdy pozwolił jej się przed sobą otworzyć i obdarzył zrozumieniem.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Jaśko

    [komentarz oczekuje na moderacje]

    4 godz. temu