Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Zostawiony po lekcjach

Zostawiony po lekcjachW sali panowała cisza. Późne popołudnie sprawiało, że przez okna wpadały już tylko miękkie promienie słońca, tańczące po ławkach i tablicy. Wszyscy uczniowie dawno wyszli — oprócz jednego. On siedział w ostatniej ławce, z rękami założonymi nonszalancko na karku, z tym charakterystycznym półuśmiechem, który dziś przez całą lekcję działał mi na nerwy… i na coś jeszcze, czego nie chciałam przed sobą nazwać.

Zostawiłam go po lekcjach. — Znowu przeszkadzałeś, znowu zachowywałeś się jakbyś był w centrum świata — powiedziałam stanowczo, choć mój głos zabrzmiał nieco zbyt miękko. Oparłam się o biurko z przodu sali, skrzyżowałam nogi, a cienki materiał spódnicy delikatnie się napiął. Czułam jego spojrzenie na sobie — takie śmiałe, bezczelne, a jednak nieco badawcze.

Powoli podszedł bliżej, udając obojętność. Każdy jego krok odbijał się echem w pustej sali. Przechylił głowę, patrząc na mnie spod lekko zmrużonych powiek, jakby prowokował. Ja milczałam, pozwalając, by cisza między nami stała się gęsta, pełna niewypowiedzianego napięcia.

— Pani naprawdę myśli, że jestem taki zły? — zapytał cicho, stając już blisko, zbyt blisko jak na ucznia.
— Myślę… że jesteś łobuziakiem, który za bardzo lubi testować granice — odpowiedziałam spokojnie, ale serce biło mi szybciej.

Przesunęłam palcem po dzienniku leżącym na biurku — powoli, jakby od niechcenia. Jego spojrzenie podążało za moim gestem. Poczułam, jak powietrze w sali staje się cięższe, a ja… wcale nie chciałam już, żeby ta cisza została przerwana.

Jego kroki zatrzymały się tuż przed biurkiem. Był wystarczająco blisko, bym poczuła zapach, który unosił się wraz z nim. Czułam ciepło jego obecności, choć przecież mnie nie dotykał.

Oparł się lekko biodrem o blat, jakby nie do końca przejmując się regułami. Jego spojrzenie było zuchwałe, ale pod spodem czaiło się coś więcej — coś, co sprawiało, że zdawalo mi się, że zapominałam oddychać.

— Granice… — powtórzył półgłosem, jakby smakował to słowo. — A może pani po prostu lubi, kiedy ktoś je testuje?

Sposób, w jaki to powiedział, był ewidentnie prowokujący. Przechyliłam głowę a ja spojrzałam na niego uważnie, nie odwracając wzroku. To spojrzenie trwało dłużej niż powinno. Dłużej niż przystoi nauczycielce...

— Powinieneś uważać na słowa — odpowiedziałam cicho, ale ton był inny niż wcześniej. Bardziej… miękki.

Sięgnęłam po długopis i zaczęłam nim wolno obracać między palcami. W tej prostocie był jakiś niezamierzony ładunek napięcia — widziałam, jak śledzi ten ruch. Jego wzrok sunął po mojej dłoni, po nadgarstku, po przedramieniu, a potem… powędrował wyżej.

W sali panowała cisza tak gęsta, że można było usłyszeć tykanie zegara i oddechy — mój i jego. Powoli, prawie niezauważalnie, przesunęłam się w stronę jego ławki.  

Zatrzymałam się tuż obok niego. Miałam wrażenie, że między nami wisi niewidzialna nitka — wystarczy lekki ruch, jedno drgnienie, by ją poruszyć. Spojrzał na mnie spod lekko przymrużonych powiek, a ten jego uśmiech… ten łobuzerski, pewny siebie uśmiech… sprawił, że serce znów przyspieszyło.

Jeden gest — zupełnie niepozorny — zmienił wszystko. Oparł łokieć o blat i pochylił się lekko do przodu. Nie był to dotyk, ale jego ramię znalazło się o centymetry od mojego. Poczułam ciepło jego skóry. Dla kogoś z zewnątrz — nic szczególnego. Ale dla mnie… ten centymetr był jak iskra.

Mój oddech mimowolnie stał się płytszy. Przesunęłam dłonią po brzegu ławki, niby od niechcenia, aż zatrzymała się tuż przy jego dłoni. Nie dotknęłam jej.Ale on zauważył — widziałam to w jego spojrzeniu, które z każdą sekundą stawało się coraz bardziej intensywne.

— Pani… — odezwał się z lekkim zawahaniem, jakby sam nie wierzył, że to mówi. — …tak pachnie.

Odpowiedziałam tylko spokojnym spojrzeniem. Powoli, bardzo powoli, oparłam się biodrem o ławkę naprzeciwko niego, świadomie skracając dystans jeszcze bardziej.

Nie odwracałam wzroku. Nasze spojrzenia trwały w zawieszeniu jak w przeciągniętej partii szachów.

W sali wciąż panowała cisza.

On powoli, jakby sam siebie badał, przesunął dłonią po powierzchni blatu. Nie w moją stronę — jeszcze nie. Ale ten ruch był wystarczająco wymowny. Obserwowałam jego palce, szczupłe, lekko drżące, jakby sam nie był pewien, czy chce przekroczyć tę cienką linię.

— Wiesz, dlaczego cię zostawiłam po lekcjach? — zapytałam w końcu, szeptem.

— Może… żeby mnie ukarać? — odpowiedział, przechylając głowę w bok. Jego głos był niższy niż zwykle.

Pochyliłam się nieznacznie w jego stronę. Splotłam dłonie na ławce i oparłam się, tak że materiał mojej bluzki napiął się lekko na piersiach. Widziałam, jak jego wzrok mimowolnie zsunął się w dół. Nie protestowałam. Nie cofałam się.

— Albo… — dodał cicho — …żeby zobaczyć, jak bardzo potrafię panią zdenerwować.

Uśmiechnęłam się ledwie zauważalnie.

W jego oczach pojawiło się coś nowego — cień wyzwania. Z każdym oddechem miałam wrażenie, że przestrzeń kurczy się o milimetr.

Przesunęłam dłonią bliżej jego ręki. Nie dotknęłam — ale już brakowało tylko odrobiny. Jednego drgnięcia.

Nasze dłonie wciąż leżały blisko siebie. Przez chwilę nikt się nie poruszał. To on zrobił pierwszy ruch. Bardzo delikatnie, prawie nieśmiało, przesunął jednym palcem po mojej dłoni. Tylko tyle — a jednak poczułam, jak po skórze przebiegł mi dreszcz.

— Nie powinieneś… — wyszeptałam, ale mój głos zabrzmiał miękko, nie jak ostrzeżenie. Bardziej jak westchnienie, które samo wymknęło się z ust.

On nie cofnął ręki. Wręcz przeciwnie — odważył się bardziej. Powoli splótł swoje palce z moimi, jakby sprawdzał, czy pozwolę. Patrzył mi prosto w oczy, czekając na choćby najmniejszy znak sprzeciwu. Ale ja… nie poruszyłam się.

Zrobiłam jedynie to, co potrafiłam najlepiej — odsunęłam głowę odrobinę w bok, jakby chciała się wycofać, ale nie naprawdę. Delikatny gest, pół-krok w tył, który tylko bardziej go zachęcił.

— Przestań… — szepnęłam jeszcze ciszej.

On nachylił się nieco bliżej. Ciepło jego ciała otuliło mnie jak niewidzialny płaszcz. Czułam zapach jego skóry, jego oddech na moim policzku. Wiedział, że to moment graniczny. Wiedział też, że im wolniej i spokojniej, tym bardziej mnie rozbraja.

Jego druga dłoń sięgnęła w stronę mojego biodra — nie dotknął od razu. Zawisła w powietrzu, jakby pytał bez słów. Cofnęłam się pół kroku, uśmiechając się niepewnie, jak ktoś, kto mówi „nie”, ale nie chce, żeby to „nie” było końcem.

— Powinieneś już iść — powiedziałam cicho.

Moja dłoń wciąż była uwięziona w jego — nie mocno, ale w sposób, który nie zostawiał wątpliwości, kto w tej chwili przejmuje kontrolę. Patrzył mi prosto w oczy, z tą mieszaniną pewności siebie i czegoś bardziej surowego, dorosłego.

— Odpowiedz… naprawdę chce pani, żebym wyszedł? — wyszeptał, pochylając się bliżej.

Zadrżałam lekko. Nie mogłam nie czuć jego obecności — był tuż przede mną, wystarczająco blisko, by poczuć jego oddech na skórze. Cofnęłam się pół kroku, instynktownie, jakby odruchowo, ale on zrobił to samo — nie dając mi dystansu, który próbowałam stworzyć.

— Nie powinnam… — wydusiłam z siebie.

— Ale pani nie mówi, żeby przestać — odpowiedział cicho, zaskakująco spokojnie.

Jego palce zacisnęły się nieco mocniej, a druga dłoń przesunęła się wzdłuż blatu, aż zawisła tuż przy moim biodrze.

Pochylił głowę niżej, tak że jego usta znalazły się tuż przy moim uchu. Nie dotknął mnie, ale czułam ten szept jeszcze zanim padły słowa:

— Pani Marta… niech pani nie ucieka.

Wciągnęłam powietrze ostro, czując, jak napięcie rozlewa się ciepłem po karku i kręgosłupie. Odwróciłam głowę lekko w bok, ale on nie dał mi wymknąć się z tej bliskości. Stał za blisko. Zbyt blisko.

— To nie jest… rozsądne — szepnęłam.

Uśmiech zagościł w jego kąciku ust. — Rozsądne rzeczy rzadko są warte zapamiętania — odpowiedział, z tym niepokojąco spokojnym tonem.

Jego palce w końcu dotknęły materiału mojej spódnicy — nie od razu, a tak powoli. Ja w tym czasie stałam nieruchomo, zbyt świadoma wszystkiego: jego dłoni, swojego przyspieszonego oddechu, miękkiego stukotu serca w piersi.

Nie oderwałam się. Ale też nie podałam się od razu.

Jego dłoń wciąż była przy moim biodrze — z tą cichą pewnością siebie. Stał blisko. Tak blisko, że każdy mój oddech muskał jego pierś.

— Powinieneś się odsunąć… — wyszeptałam, choć sama nie zrobiłam ani pół kroku w tył.

Zamiast odpowiedzieć, powoli przesunął palcami po materiale spódnicy — nie wyżej, tylko tyle, żeby dać mi poczuć ciepło dłoni. To wystarczyło, żebym poczuła dreszcz, który przebiegł mi po całym ciele.

Odruchowo odwróciłam głowę lekko w bok, jakby chciała się wycofać, ale on nie dał mi tej przestrzeni. Przesunął się bliżej, wolno, bez pośpiechu, z taką swoistą konsekwencją.

— Mówi pani jedno… — szepnął przy moim uchu, głosem niskim i spokojnym — …a ciało zupełnie co innego.

Słowa zawisły w powietrzu jak coś, czego nie da się już cofnąć. Mój oddech stał się nierówny. Czułam ciepło jego skóry i własne przyspieszone tętno.

— Proszę... nie… — wymamrotałam, prawie bezgłośnie.

— A jednak mnie nie zatrzymujesz.

Jego dłoń przesunęła się wolniej niż wcześniej, jakby badała każdy centymetr tej odległości. Ja tymczasem uchwyciłam się krawędzi biurka za sobą — nie żeby uciekać, ale żeby jakoś opanować to, co we mnie buzowało.

Pochylił się bliżej. Teraz czułam jego oddech tuż przy szyi, ciepły, cięższy, spokojny. Mój kark napiął się, a w tej ciszy mogłam usłyszeć własne serce.

Nie zrobiłam kroku w tył. Ale też nie przyjęłam go całkowicie. Byłam zawieszona gdzieś pośrodku — w tej cienkiej przestrzeni między oporem a przyzwoleniem.

Jego dłoń spoczywała tuż przy moim biodrze — pewnie, spokojnie, jakby wiedział, że nie musi się już zatrzymywać. Nie wypowiedziałam żadnego słowa, ale między nami już nie było tego napiętego wahnięcia, które wcześniej unosiło się w powietrzu. Teraz wszystko było jasne.

Patrzył mi prosto w oczy. To nie było spojrzenie pytające ani prowokujące — raczej takie, w którym jest już odpowiedź. Ja… nie musiałam nic mówić. Moje ciało już dawno powiedziało wszystko za mnie.

Jego palce przesunęły się wolno po materiale spódnicy. Nie spieszył się. Każdy ruch był wyczekany, kontrolowany.

Odchyliłam lekko głowę w tył, zamykając oczy. Nie uciekałam. Nie stawiałam już żadnej bariery. W tej ciszy słychać było tylko nasze oddechy — coraz wolniejsze, ale głębsze, cięższe.

Zrobił pół kroku bliżej. Był tuż przede mną, jego klatka piersiowa niemal dotykała mojej.  Moje dłonie, jeszcze chwilę temu zaciśnięte na krawędzi biurka, rozluźniły się.

Nachylił się bardzo powoli. Nie musiałam nic mówić. Nie musiał pytać. Napięcie, które budowało się tak długo, wreszcie zaczynało się spełniać.

Jego twarz była tuż przy mojej. Czułam ciepło jego oddechu muskające skórę — delikatne, miękkie, drażniąco powolne. Nie mówił nic.  Teraz słowa nie były już potrzebne.

Powietrze stało się gęste, jakby cały świat poza tą salą przestał istnieć. Każdy ruch był spowolniony, przeciągnięty. Jego palce leżały na mojej talii — spokojnie, pewnie, bez wahania.

Zadrżałam lekko, ale tym razem nie ze strachu. Czułam w sobie ciepło, które narastało powoli i równo, rozlewając się jak fala. Otworzyłam oczy — jego spojrzenie było skupione tylko na mnie, jakby nic innego się nie liczyło.

Zrobił jeszcze jeden krok. Nasze sylwetki zetknęły się prawie niewidocznie — delikatnie, tak że poczułam go przez materiał ubrania. Napięcie było prawie namacalne, jakby otulało nas z każdej strony.

Mój oddech mimowolnie przyspieszył, ale nie cofnęłam się. Wręcz przeciwnie — pozwoliłam, by ta chwila trwała.  

Jego obecność wypełniała całą przestrzeń. Czułam ją na skórze, w oddechu, w każdym uderzeniu serca. Byliśmy tak blisko, że każdy mój ruch, choćby najmniejszy, spotykał się z jego ciepłem.


Jego palce przesunęły się nieco wyżej po mojej talii, lekko, jakby z zamiarem zapamiętania każdego kształtu pod opuszkami. Nie było w tym pośpiechu.

Odchyliłam głowę odruchowo, czując, jak napina mi się kark. W odpowiedzi on pochylił się jeszcze odrobinę — zaledwie tyle, by skrócić ostatni dystans dzielący nasze twarze. Powietrze między nami było gorące, gęste, elektryczne.

Nasze spojrzenia spotkały się jeszcze raz, już bez gry i wahania. Teraz był w nich tylko ten jeden moment, zawieszony między ruchem a trwaniem.

Zadrżałam lekko, czując, jak serce bije mi szybciej, jak oddech staje się cichszy, ale cięższy.  

Powoli, bardzo powoli, jego czoło dotknęło mojego. Ledwie muśnięcie, delikatne, miękkie — ale wystarczające, by przez całe ciało przeszła fala ciepła.

Jego czoło wciąż dotykało mojego. To był gest niezwykle delikatny, ale miał w sobie coś magnetycznego — nie wymagał gwałtownych ruchów. Czułam jego ciepło i ten równy, spokojny rytm oddechu, który powoli synchronizował się z moim.

Zamknęłam oczy, nie dlatego, że chciałam się odciąć, ale dlatego, że każdy inny bodziec poza tym jednym przestał być ważny. Cały świat skurczył się do kilku centymetrów przestrzeni między nami.

Jego palce, wciąż oparte na mojej talii, poruszyły się nieznacznie — tak lekko, że bardziej poczułam ten ruch, niż go naprawdę zauważyłam. Ciepło jego dłoni przenikało przez cienki materiał, zostawiając na skórze ślad.

Nie cofałam się. Wszystko rozgrywało się powoli, prawie jak taniec.

Jego usta znalazły się tuż przy moim uchu, tak blisko, że nawet jego milczenie miało ciężar. Wciągnęłam powietrze głęboko, czując, jak wzdłuż karku przebiega dreszcz.

Uniósł delikatnie brodę, a ja nie uciekłam. Pozwoliłam, by nasze twarze pozostały blisko — tak blisko, że granica między moim i jego oddechem całkowicie się zatarła.

Jego oddech splatał się z moim. Był ciepły.
Czułam, jak moje ciało samo poddaje się tej bliskości — bez słów, bez oporu.

Jego palce zacisnęły się nieco pewniej na mojej talii, jakby chciał zaznaczyć, że jestem tu, teraz, z nim. Przesunął się jeszcze bliżej, tak że nasze sylwetki zetknęły się subtelnie, prawie niezauważalnie, ale wystarczająco, by przez moje ciało przeszło ciche drżenie.

Czułam bicie jego serca. Otworzyłam oczy. Patrzył na mnie intensywnie.

Podniósł rękę wyżej. Opuszki jego palców musnęły mój policzek — tak delikatnie, jakby dotykał czegoś kruchego.

Przechyliłam lekko głowę w jego stronę, nawet nie myśląc o tym, co robię. To był gest instynktowny.
Jego kciuk powoli, leniwie przesunął się po mojej skórze, tuż przy ustach. Ten drobny gest był tak lekki, a jednocześnie tak wyraźny, że aż poczułam, jak zatrzymuję oddech na sekundę.  

Pochylił się bliżej, powoli.  
Mój oddech mimowolnie drżał, ale nie ze strachu. To było oczekiwanie — ciche, pełne i gęste.

Jego dłoń wsunęła się lekko za mój kark. Czułam pulsowanie własnego serca pod skórą.

Powoli mnie odwrócił plecami do siebie, po czym delikatnie popchnął na biurko.
Myslalam tylko o jednym. O tym, że chcę ulec.

A on? Tak jak do tej pory był delikatny, gdy mmiał mnie przed sobą wypiętą - jakby nabrał wigoru. Bezceremonialnie podciągnął mi spódnicę...

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 2800 słów i 16112 znaków, zaktualizowała 23 paź o 15:36.

5 komentarzy

 
  • Użytkownik Deichmann oszukuje

    Kiepsko.

    7 godz. temu

  • Użytkownik WersPer

    [[ Treść może być nieodpowiednia, pokaż mimo to ]]

    8 godz. temu

  • Użytkownik Hart

    A co będzie dalej? Bo chyba musi być. Prawda? Ciekawe i napięte tematy😊

    Przedwczoraj

  • Użytkownik Historyczka

    @Hart  

    A no właśnie? :) Co powinno być dalej??? :)

    23 godz. temu

  • Użytkownik Hart

    @Historyczka chyba ta erupcja nie sądzisz?  :shushing:

    23 godz. temu

  • Użytkownik Historyczka

    @Hart  

    Ale jak wybuchnie?

    23 godz. temu

  • Użytkownik Hart

    @Historyczka to trzeba będzie to wszystko jakoś posprzątać  :lol2:

    23 godz. temu

  • Użytkownik Maciek12

    Mam nadzieję że długo nie będzie trzeba czekać co się wydarzy dalej

    Przedwczoraj

  • Użytkownik Historyczka

    @Maciek12  

    A jaki bieg wydarzeń byś zaproponował? :)

    23 godz. temu

  • Użytkownik Maciek12

    @Historyczka wydaje mi się że ty masz  lepszą wyobraźnię niż Ja więc będę czekał

    20 godz. temu

  • Użytkownik HankMoody

    Coś idealnie w moim stylu. Chociaż to tylko delikatne wprowadzenie to juz nie moge się doczekać kontynuacji

    Przedwczoraj

  • Użytkownik Historyczka

    @HankMoody  

    Ale czy aby ja tu się nie za słabo mu opieram???

    23 godz. temu

  • Użytkownik HankMoody

    @Historyczka Napięcie jest juz tak wysokie, że nikt nie będzie miał za złe gdy w końcu ulegniesz.

    20 godz. temu