Tylko za Tobą cz.46

W wykonywaniu swoich obowiązków służbowych starałem się być perfekcyjny. Wszystkie prace wykonywałem wedle instrukcji bądź według potrzeby sytuacji, ale zachowując konieczne standardy i bezpieczeństwo. W życiu osobistym również próbowałem być perfekcjonistą, ale dzięki chichotowi losu czy nieprzewidywalności w pojawianiu się różnego rodzaju trudności nie da się planować zbyt wiele do przodu. Oczywiście, że zapisywałem sobie jakieś zadania do zrobienia czy wykonane już czynności, żeby nie musieć o tym pamiętać. Jednakże planowanie przyszłości to było dopiero wyzwanie. Budzisz się jednego dnia i postanawiasz wziąć kredyt na dom. Idziesz do banku i pokazujesz swoje kwity z wypłaty razem z żoną i dostajesz decyzję po jakimś czasie. I już masz pół miliona kredytu na trzydzieści lub więcej lat i zaczynasz budowę wymarzonego gniazdka. O ile nie zostaniesz kaleką podczas niezachowania ostrożności w pracy czy nie zginiesz na drodze to dotrwasz spłaty swojego wymarzonego domu, którego staniesz się właścicielem będąc już w wieku emerytalnym. Oczywiście stracisz wszystkie piękne chwile z życia rodziny w pogoni za kasą, którą praktycznie całą zarobioną przez swoje życie oddasz bankowi przebijając dwukrotnie lub więcej wartość nieruchomości w momencie jej budowy, bo przecież biedny prezes banku musi mieć, co do garnka włożyć. Myślenie o przyszłości w naszym kraju sprowadza się praktycznie do słowa kredyt a, co będzie dalej to właśnie życie z dnia na dzień. Inaczej w Polsce się nie da. Pomijając aspekt, że ktoś rodzi się bogaty lub dziedziczy mieszkanie po dziadkach. Mam na myśli ludzi zaczynających od zera z żyjącymi rodzicami i dziadkami, będącymi w najlepszym wieku produkcyjnym i rozrodczym, czyli w przedziale dwadzieścia pięć do czterdzieści lat. Nawiązując relację z Olą, która przerodziła się w coś niesamowicie pięknego i ja musiałem stanąć przed słowem przyszłość. W mojej głowie było mnóstwo pomysłów, ale jak najbardziej unikałem tych ze słowem kredyt. A dzisiejsza okazja tylko zintensyfikowała moje rozmyślania, bo znaczenie słowa przyszłość w moim życiu zaczynało odgrywać kluczową rolę.  

Po kolejnym prysznicu przyszedł czas na wybór odpowiedniego stroju. Oczywiście urodziny to coś szczególnego, ale dzisiaj padło na czerwoną koszulę i jasne dżinsy. Jeżeli w lustrze w miarę się prezentowałem to w oczach innych nie powinno być gorzej. Taka mi zasada przyświecała, gdy szykowałem się do jakiegokolwiek wyjścia. Skłamałbym mówiąc, że się nie denerwowałem z powodu tej okoliczności. Ręce miałem zimne, choć na zewnątrz było ciepło. Po raz ostatni spryskałem koszulę perfumami nie przesadzając, żeby nie sprawić wrażenia człowieka siedzącego od rana do wieczora w perfumerii.  

Z niewielką paczką w ręku opuściłem mieszkanie. Zabrałem z kwiaciarni zamówiony wcześniej bukiet czerwonych róż. Było ich dokładnie trzydzieści dziewięć i wszystkie były niesamowicie piękne. Miałem jeszcze obawy, że taka ilość to zbyt nachalne wypominanie wieku, ale znając mądrość i wyrozumiałość Oli powinna przyjąć je z radością, bo wyglądały naprawdę fantastycznie. Jeżeli dobrze pójdzie to na sześćdziesiąt i osiemdziesiąt lat jej życia kupię podobne ilości. W sklepie spożywczym kupiłem jeszcze dwie duże czekolady, które na pewno były jednymi z ulubionych Kuby i Niny. Kiedy stanąłem pod domofonem do piętnastej brakowało jeszcze kilka minut. Presja narastała już od samego wyjścia.  
Położyłem palec na przycisku domofonu z numerem dwadzieścia pięć i wziąłem głęboki oddech.  
– Wszystko w twoich rękach. Nie spieprz tego – powiedziałem pewnie i wcisnąłem przycisk.
Odebrała Nina.
– Halo?
– Dzień dobry. Pizza.
– Nie zamawialiśmy żadnej pizzy – odpowiedziała poważnie dziewczynka.  
– A czekoladę Oreo?
– Kacper? – Nina zapytała wyraźnie zdzwionym głosem.
– Mogę wejść?
– No jasne, że tak.
Trzecie piętro wydawało mi się takie odległe, ale każdy kolejny stopień przybliżał mnie do nieuniknionego. Do spotkania z tymi za, których byłem gotów oddać życie. Nie musiałem pukać w drzwi, bo Nina uchyliła je zanim pokonałem ostatni stopień.
– Kacper!
Objęła mnie bardzo mocno. Nie zdążyłem nawet nic powiedzieć a łzy wzruszenia wypełniły moje oczy. To była piękna chwila, której nie byłem zupełnie świadomy. Czułem się jak we śnie, ale ten dotyk był całkowicie realny, no i jeszcze te łzy, których słony smak poczułem w ustach.  
– Cześć!
– Elegancko wyglądasz – dziewczynka uśmiechnęła się uroczo.
– Tak myślisz?
Skinęła głową.
– Dla ciebie – wyjąłem dużą Milkę Oreo.
Miałem trochę wyrzutów sumienia, że kupując trzystugramową czekoladę namawiam ich do złego.  Wiedziałem jednak, że to mądre dzieciaki i na jeden raz tego nie pochłoną w przeciwieństwie do mnie, kiedy to ja byłem dzieckiem i zjadałem taką w godzinę.  
– Dziękuję.  
Uśmiech Niny był pierwszą z nagród, które na mnie czekały tego dnia. Moje wewnętrzne ja dobrze wiedziało, że to nie koniec.
– Mama się ucieszy – przyznał Kuba z dumą na widok kwiatów.
– Z czego się ucieszę? – Ola wyjrzała z kuchni.
Stałem i wpatrywałem się w nią. Miała na sobie czerwoną sukienkę do kolan. Jej pofalowane włosy były niesamowicie piękne, ale to zaskoczone spojrzenie przyprawiło moje serce o niespodziewaną palpitację. Dopiero po kilkunastu sekundach uświadomiłem sobie, że wszyscy patrzą na mnie.
– Dla najpiękniejszej kobiety pod słońcem – wyciągnąłem ręce z bukietem kwiatów w jej stronę. – Wszystkiego najlepszego Olu.
Chwila ciszy zbiła mnie z tropu. Już chciałem przeprosić, że te trzydzieści dziewięć róż ma tylko symboliczny wymiar, ale ona przejęła się z widocznym wzruszeniem na twarzy.
– Są naprawdę piękne.
– Piękne dla najpiękniejszej – uśmiechnąłem się i mrugnąłem okiem w kierunku dzieciaków.
Nina odwzajemniła uśmiech a Kuba podniósł kciuk w górę. Ich reakcja umocniła we mnie poczucie szczęścia w kierunku, którego podążałem przez kilka ostatnich tygodni.  
– Naprawdę? – zapytałem.
– Ale, co?
– Skończyłaś trzydzieści dziewięć?
– Niestety…
– Wyglądasz na znacznie młodszą i takie odniosłem wrażenie, kiedy cię spotkałem po raz pierwszy.
Uśmiechnęła się pięknie a moja pamięć natychmiast zapisała ten wspaniały widok do galerii na półkę z najpiękniejszymi wspomnieniami.
– Dziękuję za tak miłe słowa.  
Ten niezły pocałunek też kazałem sobie zapamiętać. Dzieciaki już dawno się rozeszły zostawiając nas na chwilę.
– Ty wybierałeś świeczki?
– Nina, ale widziałem jak je kasowała.
– No i się wydało.
– Co?
– Ile mam lat.
– Masz tyle na ile się czujesz. A na ile się czujesz?
– Dobre pytanie – uśmiechnęła się lekko. – Dzieciaki już duże także wiem ile mam za sobą.
– Możesz mi nie wierzyć, ale jak cię spotkałem wtedy na parkingu oszacowałem twój wiek na jakieś trzydzieści trzy lata i za grosz nie dałbym więcej.  
– Wierzę ci – znów pozwoliła sobie na pocałunek, którego nie mogłem jej odmówić.  
Zadzwonił domofon.
– Będzie jeszcze ktoś oprócz nas?
– Moi rodzice. A, co?
– Nie przygotowałem się odpowiednio.
– Odpowiednio? Ubrałeś się elegancko.
– Nie mam żadnych kwiatów czy czegoś mocniejszego.
Przewróciła oczami jednoznacznie a ja wzruszyłem ramionami, bo znalazłem się w ekstremalnie trudnym położeniu. Niby każdy powinien być gotowy na niespodziewane sytuacje, ale spotkać rodziców dziewczyny, którą się zna od niedawna to jednak zaskoczenie.

– Zagrasz z nami? – Nina wybawiła mnie z opresji, chociaż na kilka minut.
Wziąłem w rękę pada i wybrałem swój ulubiony zespół. Moim rywalem był Kuba. Ta chwila relaksu nie trwała jednak zbyt długo.
– Babcia! Dziadek! – wykrzyknęła Nina.
I właśnie w tej chwili straciłem uwagę. Kuba wykorzystał ten moment bezwzględnie zdobywając bramkę.  
– Gol! Dziadku strzeliłem Kacprowi bramkę.
Siwowłosy pan skomentował to szerokim uśmiechem. Za nim stała jego żona, ale nie była podobna zbytnio do Oli. Przytuliła bardzo mocno wnuczkę.  
– Kacper Biały – wyciągnąłem dłoń w jego kierunku.
– Jan Barański – uścisnął moją rękę dość mocno. – Moja żona Maria – wskazał wzrokiem babcię Niny i Kuby.
– Miło państwa poznać.
– Nina nie mogła przestać cię chwalić – odezwała się mama Oli.
Zerknąłem na stojącą za nią Olkę. Uśmiechnęła się lekko, ale nic nie powiedziała.
– No cóż – spuściłem wzrok na podłogę zawstydzony. – Staram się jak mogę, żeby być dobrym człowiekiem.
Nie wiem skąd mi przyszedł do głowy ten tekst, ale miałem nadzieję, że wszyscy zrozumieją przekaz tych słów.
– Zapraszam do stołu – powiedziała Ola i wszyscy opuściliśmy pokój Kuby.
Podczas obiadu siedziałem obok Oli, dzieciaki naprzeciwko nas a jej rodzice po bokach stołu. Czułem na sobie wzrok wszystkich i nie było mi łatwo, kiedy presja wzrastała z każdą minutą. Ziemniaki, roladki z grzybami, pierś z kurczaka i kilka rodzajów surówek były niesamowicie pysznym obiadem.  
– Było smaczne – dziadek odłożył sztućce.
– Potwierdzam – posłałem Oli duży uśmiech i odstawiłem talerz.
Pozostali nie musieli wyrażać opinii, bo świadczyły o nich puste talerze. Pomogłem w zebraniu naczyń i dołączyłem do niej w kuchni.
– Jak kochasz tak jak gotujesz to ja nie mam pytań.
Odwróciła się do mnie i natychmiast pocałowała.
– Za, co?
– Za tak piękne słowa.
Zamilkłem na chwilę, żeby sobie to wszystko poukładać. Wiedziałem, czego pragnąłem od życia, ale nie spodziewałem się, że to wszystko będzie się działo w tak ekspresowym tempie. Jej rodzice nie wyrażali żadnych emocji z mojego powodu albo nie rozgryzłem ich jeszcze odpowiednio dobrze. Pomogłem przy zmywaniu zdejmując uprzednio koszulę. Ja na mokro, Ola wycierała na sucho. Dogadaliśmy się bez słów niczym dobre małżeństwo, choć tak naprawdę nie wiedziałem, co znaczy to określenie, bo jeszcze się nie ożeniłem. Słowo przyszłość nabierało kształtów z godziny na godzinę.

Dodaj komentarz