Swoje zadania wykonaliśmy o czasie i zdążyliśmy wrócić nawet przed wyjściem kierownika. Uznałem, że wypada porozmawiać z nim w cztery oczy i wyjaśnić dokładniej powód swojego spóźnienia. Nasze relacje były poprawne i bez jakichkolwiek pytań przyjął moje usprawiedliwienie. Większość z ludzi chodzi do pracy, żeby zarobić kasę na prowadzenie swojego życia i nie inaczej jest ze mną. Starałem się wykonywać swoje obowiązki jak najlepiej i z jak największą dbałością o bezpieczeństwo swoje i kolegów. W moim przekonaniu zwykłe dziękuję czy dobrze się spisałeś z ust przełożonego to zawsze coś motywującego i poprawiającego morale indywidualne. Kary też muszą być, ale w obecnej firmie jeszcze mi się to nie zdarzyło i nawet to spóźnienie kierownik potraktował bez szumu i awantur.
Zrobiłem krótkie zakupy i wróciłem do siebie. Na osiedlowym parkingu stało auto Oli. Nie było już na nim koła zapasowego. Musiało to być coś drobniejszego skoro udało się naprawić i nie było konieczności zakupu dwóch opon. Z uśmiechem na ustach poszedłem do mieszkania, bo przypomniała mi się natychmiast ta poranna akcja. Nigdy nie miałem jakiegoś dziwnego poczucia motyli w brzuchu, o, którym tak się często mówi. W moim przypadku umysł zaprzątał mi wizerunek kobiety, która w pewien sposób zakłócała jego poprawne funkcjonowanie. Mógłbym przyznać, że to jakieś pole magnetyczne tej kobiety zakłóca mnie na odległość.
– Dzień dobry sąsiedzie – zza uchylonych drzwi przywitał mnie sąsiad z piętra.
– Dzień dobry – odpowiedziałem, choć zrobiłem to już rano.
– Wiedziałem, że dobry z pana facet. Pomoc kobiecie w potrzebie do dobry uczynek. Swoją drogą niezła z niej szprycha – uśmiechnął się ukazując braki w uzębieniu.
Problemy z zębami to koszmar wielu Polaków i nie z powodu braku dostępności stomatologów, ale z powodu horrendalnych cenników nieadekwatnych do zarobków osób, które właśnie przez problemy z kasą mają problem z właściwym uzębieniem.
– Szprycha?
– Tak się mówiło za moich czasów na ładne kobiety.
– Klawo – odpowiedziałem nie chcąc być dłużny.
Z tego, co pamiętam to mój bilans dobrych uczynków względem tych złych może nadal być na minusie. Domyśliłem się, że te uczynki sąsiad traktuje jak kropki na tablicy w przedszkolu. Czerwona to plusik u Boga, zielona ostrzeżenie warte wizyty w czyśćcu a czarna oznacza zesłanie do piekła. Nie próbowałem sobie nawet wyobrazić mojej tablicy, na której Bóg maluje te kropki. Dałbym sobie rękę uciąć, że za te wszystkie bluzgi, które posłałem mu do nieba po śmierci rodziców moją tablicę już zezłomował bez wahania. W życiu chyba każdego przychodzi okres załamania, kiedy miewa się wątpliwości a w obliczu jak to niektórzy nazywają ciężkiej próby wielu odpuszcza wiarę w Stworzyciela, który niby robi wszystko dla naszego dobra.
– No cóż – wzruszyłem ramionami. – Gdybym nie potrafił zmienić koła to pewnie bym jej nie pomógł. Nie każdy zna się na wszystkim.
– A na telewizorach sąsiad się zna? Kanałów nie mam.
I już wiedziałem, po co ta rozmowa. Potrzebował pomocy z telewizją. Swoje lata już miał i obstawiam, że czarna skrzynka, z której transmitują sygnał do telewizora to czarna magia.
– Chwilę. Zostawię zakupy.
Rzuciłem reklamówki na stół i natychmiast otworzyłem okna. Uwielbiałem to mieszkanie ze względu na ogromną ilość światła, ale latem były to kosmiczne ilości ciepła sprawiające wrażenie, że przebywa się bezpośrednio na słońcu. Wyjąłem z szafy niewielką walizkę z narzędziami, które zbierałem od lat uzupełniając w ten sposób swój niezbędny zestaw domowego majsterkowicza.
Nie musiałem nawet pukać do sąsiada. Osiedlowy monitoring czuwał non stop i natychmiast uchylił drzwi, gdy ja nawet jeszcze nogi za swoje nie wystawiłem. Bezpieczeństwo współlokatorów ponad wszystko, ale każdy zasługuje jednak na trochę prywatności.
– W czym problem?
– Nie wiem.
– Z czego ta telewizja?
– Z satelity – wskazał mi talerz za oknem. – Stale pokazuje no signal. Nie ma sygnału.
– A rachunek zapłacony?
– Pierwszego na poczcie – dodał pewnie. – Tu jest pieczątka – zaczął machać mi przed oczami kwitem.
– Tak tylko zapytałem, bo mój dziadek zapominał o wielu rzeczach i był pewnie w pana wieku.
– Mam dobrą pamięć. Możesz mnie zapytać o cokolwiek związanego z historią Polski.
Nie miałem nawet zamiaru tego robić. Moim zadaniem było odnalezienie problemu. Wyjąłem najprostszy miernik sygnału i wpiąłem się na kablu przed dekoderem. Wskazówka pokazywała mocne osiem w dziesięciostopniowej skali.
– Sygnał w porządku.
Postawiłem swoją walizkę na stoliku. Wziąłem w ręce dekoder i zacząłem go dokładnie oglądać. Wpiąłem ponownie antenę i nawet przez chwilę wskoczył obraz.
– Pewnie wtyczka.
Ściągnąłem f-kę i obrobiłem przewód na nowo. Znów wpiąłem antenę i znów obraz mignął przez chwilę. Zdecydowałem się otworzyć dekoder. Wykręciłem cztery śrubki i znalazłem problem. Zadzwonił domofon.
– Otworzę – zerwał się z kanapy i sprintem doleciał do domofonu. I wcale to nie był żart. Myślę, że sam Bolt mógłby bać się o swój rekord, gdyby ktoś zmierzył czas emerytowi.
Gniazdo antenowe obracało się w środku. Było dosłownie wyłamane z płytki PCB. Skoro miał tyle siły na sprint do domofonu to na pewno miał tyle siły, żeby swoim grzebaniem anteną wyrwać gniazdo.
– Ulotki – wrócił zdyszany przykucając na chwilę.
Już chciałem zadzwonić po karetkę, ale usiadł na kanapie zaglądając w rozbebeszony dekoder.
– I jak?
– Ruszał pan anteną?
– Tak – zmarszczył brwi i zrobił minę niewinnego dziecka.
– Proszę zobaczyć – pokręciłem kilka razy gniazdem antenowym.
– Widzi pan, jaka ta chińszczyzna kiepska? – zwalił winę na innych.
– Nie zrobię panu tego na miejscu, ale mam lutownicę u siebie.
– Pójdzie pan po nią? Ja naleję coś do picia – złapał za drzwiczki witrynki i wyjął butelkę bursztynowego napoju z procentami.
Ja nigdy nie piłem w dni robocze a nawet, gdyby przyszło mi do głowy złamać moje zasady to nie skusiłbym się nawet na łyka. Nienawidziłem zapachu Ballantine’s. Odrzucał mnie już po odkręceniu zakrętki.
– Zabiorę do siebie i oddam, gdy zrobię. Pasuje?
– Ile to będzie kosztowało?
Mógłbym rzucić jakąś kwotą i śmiem twierdzić, że stówę w serwisie za wymianę gniazda na pewno by go skasowali. Ja nie miałem zamiaru skubać go z kasy. Nigdy nie wiadomo, kiedy to ja będę w potrzebie. Zresztą emeryci przeważnie nie śpią na kasie, choć metodą na wnuczka czy policjanta złodzieje wyłudzają pokaźne kwoty od seniorów. I żaden Ballantine’s nie zmieni mojej decyzji. W tym kraju jest znacznie lepsza ekipa od wyłudzania pieniędzy i to w świetle prawa pod przykrywką podatków i danin. Niech mój bilans dobrych uczynków idzie w kierunku przeciwnym niż budżet państwa.
– Ewentualnie zwróci mi pan za koszt nowego gniazda, gdyby nie wypalił mój pomysł.
– Naprawdę nic pan nie chce?
– Nie.
Spakowałem swoje narzędzia i wziąłem do ręki dekoder.
– Dam znać jak zrobię.
Uchyliłem drzwi na klatkę. Przed moim mieszkaniem stała kobieta.
Dodaj komentarz