Tylko za Tobą cz.17

Informacja o dzieciach nie była dla mnie szokiem. W życiu różnie bywa i nie wszystko ma zawsze swój szczęśliwy koniec. Czasem tak się po prostu zdarza, że przed skonsumowaniem związku czy przed pojawieniem się dzieci wszystko było w porządku. Dopiero potem świat wywracał się do góry nogami. Czasem ojciec nie potrafił sprostać swojej roli i wybierał ucieczkę od rodziny. Czasem pojawienie się dziecka przerywa życiową sielankę wprowadzając wśród małżonków więcej zobowiązań i mniej swobody. No i jeszcze główni sprawcy rozbitych rodzin, czyli przemoc i alkohol.

Sięgnąłem do witryny po butelkę Jacka. Potrzebowałem chwili rozluźnienia, żeby przeanalizować tę sytuację na spokojnie. Nalałem trzy czwarte szklaneczki nadal trzymając się limitu. O tej godzinie mogłem sobie na tyle pozwolić. Upiłem łyka bursztynowego alkoholu i odchyliłem się wygodnie na kanapie. Zamknąłem oczy czekając kilka chwil aż zacznie działać wir przemyśleń. Stan magicznego luzu nie przyszedł. Otworzyłem oczy i zerknąłem na butelkę z czarną etykietą.
– Jakaś podróba?
Ostatnio piłem z tej butelki tydzień temu i działało. Dzisiaj jednak nic się nie działo. Odkręciłem korek i powąchałem whisky. Pachniała normalnie jak zawsze, czyli nieco odpychająco, ale jednak ciekawość zawsze wygrywa i bursztyn ląduje w szklance. Odstawiłem ją do witrynki.  
– Do następnego – zamknąłem drzwiczki i poszedłem do kuchni.

Pomimo sytego obiadu zacząłem już głodnieć. I nie byłem smutny, bo nie miałem ochoty na czekoladę. Czarna godzina dla zapiekanki, którą kupiłem z miesiąc temu właśnie wybiła. Rozgrzałem piekarnik.
– Ola… – szepnąłem emocjonalnie, gdy zjawiła się na parkingu.
Spojrzała dokładnie w tym samym momencie, co ja na nią. Mój sokoli wzrok dostrzegł to rozczarowanie, z którym opuściła mieszkanie przed kilkoma minutami. Coś zakłuło mnie w sercu, gdy tak mi się przypatrywała. Nie miałem żadnych stwierdzonych chorób serca, ale kto wie może właśnie w tej chwili odkryłem jedną z nich. No chyba, że niepokój, którym była ogarnięta przyfrunął do mnie w tym momencie. Próbowałem zaoferować jej swoją pomoc, ale się nie zgodziła. Nie wykonałem żadnego gestu. Żadnego machnięcia ręką czy wymuszonego uśmiechu. Coś było nie tak, ale niektóre rzeczy wymagają czasu lub dłuższej rozmowy. Postanowiłem, że poczekam.

Stallone był niesamowity w ostatniej części Rambo. Przelały się hektolitry krwi, ale to Sylvester był królem własnego podwórka rozbijając bandę gangsterów. Spryt i mnogość pułapek powodowały niekontrolowane napady śmiechu z mojej strony, ale były skuteczne aż do bólu. Tę wojnę John Rambo wygrał bez dwóch zdań.  

Po kąpieli wróciłem jeszcze raz do kuchni. Zerknąłem na parking czy Ola już jest. W tych ciemnościach nie dostrzegłem jej auta, ale w oknie jej balkonu paliło się światło. Sięgnąłem po telefon. Ścisnąłem go w dłoniach wyczekując czegokolwiek od niej. Odblokowałem ekran i wybrałem w książce jej numer. Patrzyłem na te dziewięć niesamowicie ważnych dla mnie cyfr. Zamykając oczy nie widziałem już cyfr tylko promienny uśmiech Oli. Chciałbym go oglądać do końca swoich dni. Budzić się przy nim i witać po powrocie z pracy. Zamknąłem ponownie oczy i stanąłem tylko na lewej nodze. Nic. Utrzymałem pozycję. Zmieniłem nogę na prawą. Też nic.  
– Oszalałem – uśmiechnąłem się ze szczęścia.
Przez chwilę myślałem, że to Jack mnie podpuszcza. Droczył się ze mną przez tyle czasu a teraz nagle palnął mnie obuchem w łeb, ale nie. Próba bociana wyszła idealnie niczym na badaniach okresowych u neurologa. Pani doktor byłaby pod wrażeniem, że tak ładnie mi to wyszło i to po lampce whisky. Dobrze, że byłem w mieszkaniu. W pracy zechciałbym się sprawdzić drepcząc po linii wysokiego napięcia.  

Poszedłem do łóżka. Gonitwa myśli wróciła nie pozwalając mi swobodnie zasnąć. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że jej tajemniczość mogła wynikać z posiadania dzieci. Swoich jeszcze nie miałem i niewiele wiem jak może się czuć samotny rodzic. Jak postrzegają samotną matkę czy ojca ludzie żyjący dookoła nich.  

Pod pretekstem sprawdzenia czy nastawiłem budzik wybrałem ponownie jej numer. Chciałbym teraz usłyszeć jej głos, że wszystko w porządku, ale jedenasta godzina mogła nie być odpowiednim momentem. Od anioła po lewej usłyszałem, żeby dać jej spokój o tej porze, ale ten diabeł na drugim ramieniu nalegał, żebym wykazał się odrobiną troski. Po kilku minutach walki osiągnęliśmy kompromis. Wystukałem dwa pytania:
„Wróciłaś już? Wszystko w porządku?”
Telefon wyświetlał 22:30. Westchnąłem ciężko i wcisnąłem wyślij. Odłożyłem smartfon na stoliku. Serce zaczęło mi kołatać. Puls przyspieszał z minuty na minutę. Przejmowałem się i dobrze wiedziałem, że to efekt troski o nią.  
– Nawet się nie waż – skarciłem się za opadające mi już ze zmęczenia powieki.  
Obiecałem sobie, że zaczekam za odpowiedzią. Najwyżej wstanę niewyspany. I odpowiedź nadeszła.
„Przepraszam. Brałam prysznic, ale wszystko w porządku. Nie gniewaj się”
Z wrażenia omal nie klasnąłem w dłonie. Odpisałem nie licząc na odpowiedź:
„Nic się nie stało. To ja przepraszam, że tak późno, ale martwiłem się o Was. Śpij piękna”
Teraz pewnie wcisnąłem ikonkę wyślij. Tryby już zaczęły się obracać.

Dodaj komentarz