Tylko za Tobą cz.45

W sobotni poranek wstałem znacznie wcześniej niż zwykle, ale dzisiejsza okoliczność wymagała nieco zaangażowania od mojego organizmu. Obiecałem sobie kilka kilometrów biegu zanim zjawię się na urodzinach Oli. Była trochę sceptycznie nastawiona do pomysłu z lokalizatorami, ale przekonałem ją, że to dla ich własnego bezpieczeństwa. Wszyscy zgodnie uznaliśmy, że każdy będzie miał aplikację i podgląd położenia wszystkich nadajników.  

Po lekkim śniadaniu przebrałem się w krótki strój, bo pogoda jak na wrzesień okazała się wyjątkowo zaskakująca. Termometr wskazywał dwadzieścia stopni, ale słońce przygrzewało solidnie. Wybiegłem z klatki prawie sprintem naładowany masą pozytywnych uczuć szczególnie po poprzednim wieczorze. Spędziłem go w towarzystwie Oli podczas seansu filmowego. Obejrzeliśmy jakiś skandynawski kryminał, który w przeciwieństwie do amerykańskiego nie walił po oczach litrami krwi a fabułą, która zmuszała i widza do rozgryzienia sprawy. Oboje nie odgadnęliśmy motywu zabójcy, ale zgodnie uznaliśmy, że to był mile spędzony czas i zaplanowaliśmy kolejny seans, ale tym razem z dzieciakami. Jedynym problemem był wybór filmu, ale na to miałem jeszcze czas do wieczora. Tym razem wybrałem wiejskie klimaty. Wszystkie pola były już zaorane i niestety musiałem obejść się smakiem, bo uwielbiałem zapach żniw.  

Dziesięć kilometrów w nieco ponad godzinę nie było najgorszym wynikiem, ale coś na ruszt musiałem wrzucić. Zacząłem jednak od kąpieli i golenia, bo świeżość ciała i gładka twarz były dla mnie najważniejsze. Drugie śniadanie złożone z dwóch bułek graham i pomidora pochłonąłem szybciej niż myślałem. Pomimo nadal trwającego poczucia głodu musiałem się opanować, bo prawdziwa uczta była dopiero przede mną.

Do wyjścia miałem jeszcze sporo czasu, ale ciekawość wygrała. Przysiadłem przed laptopem i zalogowałem się do aplikacji, żeby podejrzeć jeszcze jeden lokalizator. Wiedziałem, że działam niezgodnie z prawem, ale w przypadku zdemaskowania mojego działania wziąłbym wszystko na siebie. Proste urządzenie przyczepiane na magnes zgodnie z poleceniem pani ze sklepu kazałem założyć Kubie bliżej silnika jak najdalej od kół. Taki sposób zamontowania dawał większą gwarancję, gdyby doszło do zmiany kół na przykład na zimowe a wedle zapewnień sprzedawczyni bateria przy sygnale wysyłanym, co godzinę lub nawet rzadziej mogła wystarczyć nawet na dwa lata. Opłaciłem subskrypcję na miesiąc za czterdzieści złotych szybkim przelewem za pomocą smartfona za, co byłem wdzięczny rozwojowi technologii. Gdybym miał lecieć na pocztę zlecić wykonanie przelewu to zalogowałbym się dopiero za kilka dni lub tydzień.  

Zalogowałem się na podane dane i wklepałem numer nadajnika akceptując regulamin strony. Portal zrzekał się całej odpowiedzialności w przypadku nielegalnego zamontowania urządzenia śledzącego. Robiłem coś niezgodnego z prawem, ale miałem uzasadnione obawy i ze wszystkich sił obstawałbym przy swoim w razie, czego przed sądem. Po wejściu w ustawienia miałem możliwość zdalnej zmiany próbkowania sygnału. Ustawiłem próbkowanie, co dziesięć minut, gdyby pojazd znajdował się w odległości mniejszej niż pięć kilometrów od mojego miasteczka. Po przekroczeniu tego dystansu sygnał miał być wysyłany, co godzinę. Na cały komplet lokalizatorów poszło ponad tysiąc pięćset złotych, ale mnogość funkcji i wysokie poczucie bezpieczeństwa były dla mnie najważniejsze.
W końcu przeszedłem do zakładki moje lokalizatory. Wybrałem ten, który był najważniejszy w tej układance. Ostatnia aktualizacja była sprzed pięciu minut, czyli Michalski nadal był w pobliżu. Zaniepokoiłem się tym faktem, ale może miał tu jeszcze jakiś interes. Kliknąłem w zakładkę z historią logowań. Jego auto nie zmieniło położenia od ponad dwudziestu godzin. Według obecnych danych nadal stało pod hotelem przy krajowej piętnastce. Pomyślałem, że może chciał odpocząć po długiej drodze, ale wczorajsza deklaracja, że pragnął zemsty zapaliła mi czerwoną lampkę w głowie.
Ubrałem się w obcisłe spodenki na rower i równie barwną koszulkę, żeby podjechać do hotelu. Trochę mi zajęło odkurzenie starej szosówki, ale po napompowaniu kół okazało się, że są nadal w dobrym stanie. To nie był mój rower tylko ojca i zaraz odczułem jego negatywny wpływ na miejsce, gdzie kończyły się moje plecy. Po każdej przejechanej nierówności miałem ochotę wyjąć siodełko i rzucić nim jak najdalej od siebie, ale jazda na samej sztycy na pewno nie byłaby milsza.
Jadąc wzdłuż krajówki nie wzbudzałem zbytnio zainteresowania pieszych, bo po tej drodze sporo jeździło amatorów szosowej jazdy.  
Zatrzymałem się przed hotelem i oparłem rower o drewniany płot werandy, na której można było zjeść zakupione jedzenie. Mercedes stał na parkingu i to nie była dla mnie najlepsza wiadomość. Nie miałem kasku, ale naciągnąłem mocniej sportową czapkę i wszedłem do środka. Oprócz krążącego personelu nie było zbyt wielu ludzi. Zamówiłem herbatę i butelkę wody udając przed kasjerką spragnionego kolarza. Kosztowało mnie to ponad dychę, ale potrzebowałem przykrywki. Obiecałem sobie, że jak dobrze się spiszę to pójdę na casting do jakiegoś serialu, ale od produkcji typu Ukryta prawda czy Trudne sprawy nie będę odbierał telefonów. Nie byłem przecież amatorem, żeby grać w tak budżetowych produkcjach z tak lipnym scenariuszem. Gdyby do mnie zadzwonił sam Sylvester Stallone i zaproponował udział w kolejnej części Niezniszczalnych to pobiegłbym przez ocean prosto do Hollywood.  
Ruch dopiero zaczął się zwiększać. Coraz więcej aut zjeżdżało na parking. Większość ludzi jechała pewnie z daleka i zatrzymywali się na śniadanie. Zaczynało pachnieć jajecznicą i boczkiem przez, co i ja zrobiłem się głodny. Z nisko spuszczoną głową przeglądałem coś w telefonie popijając w międzyczasie herbatę, która była okropna w smaku. Coś aromatyzowanego z najniższej półki cenowej jakiegoś marketu. Odstawiłem ją, bo dalsza walka z moim żołądkiem nie miała sensu. Odkręciłem butelkę i pociągnąłem solidnego łyka, żeby przepłukać usta z podłego smaku herbaty. Za małżeństwem starszych ludzi wszedł obiekt mojego zainteresowania. Nie rozglądał się zbytnio, ale miałem okulary przeciwsłoneczne na oczach i do tego strój kolarza, który na pewno był dobrą zmyłką. Poszedł na górę do swojego pokoju. Musiałem coś wymyślić, żeby uzyskać informacje na temat jego pobytu.  
Mignął mi znajomy z bloku w, którym mieszkałem jeszcze, jako dzieciak. Miasteczko nie było zbytnio duże, wiec znało się, chociaż w widzenia większość ludzi. Nie wiedziałem, że jest tutaj kelnerem, ale ja dopiero pierwszy raz byłem w tym miejscu. Szturchnąłem go ramieniem, gdy wychodził z kuchni. Michał spojrzał na mnie i zaraz się przywitał, gdy mnie poznał.
– Kacper?
– We własnej osobie – ściągnąłem czarne okulary.
Obleciał mnie wzrokiem i zaraz parsknął śmiechem.
– Ty jesteś kolarzem? Niezłe wdzianko.
Nie miałem czasu, żeby bawić się w wyjaśnienia. Michalski w każdym momencie mógł się zjawić na dole.
– Mam sprawę – poprawiłem czapkę i założyłem okulary.
– Jeżeli chodzi o kasę to nie mam. Jestem na wynajmie i liczę każdą złotówkę.
No tak. Przecież w Polsce jak ktoś mówi, że ma sprawę to chodzi o kasę. No i jak się do ciebie zwraca szefie albo kierowniku to już na pewno chodzi o dwa złote na bułkę, która po wyjściu ze sklepu takiego delikwenta zamienia się magicznie w butelkę cudownego trunku dającego zniewolenie nie tylko umysłu, ale też ciała.
– Potrzebuję uzyskać informację na temat jednego z gości.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– Nie wiesz, co to jest RODO?
– Pierdolić RODO – powiedziałem stanowczo. – To gość zagrażający życiu mojej rodziny.
– Przecież ty nie masz rodziny.
Nie miałem zamiaru się tłumaczyć, bo czas naglił.
– Dobra – wyjąłem portfel, bo nawet na dawnych znajomych nie można liczyć. Był na wynajmie, więc kasa jest mu na pewno potrzebna.  
Jego oczy na widok gotówki zmieniły się w dolary, zupełnie jak u Sknerusa McKwacza.
– Dla ciebie to minuta, dla mnie piętnaście minut narażania się na wysokie napięcia. Niech stracę – wyciągnąłem pięć dych i podałem mu dyskretnie. – Interesuje mnie pan Michalski.
– Zobaczę, co da się zrobić – schował kasę do kieszonki koszuli.
– Zobaczysz? – zadałem pytanie, ale w próżnię, bo pobiegł już do kuchni.
Wszedłem do ubikacji i załatwiłem potrzebę. Przyjrzałem się sobie w lustrze i faktycznie to wdzianko mogło się wydawać nieco za małe na moje obecne wymiary. Kiedy wyszedłem czekał już pod drzwiami.
– Wystąpiły komplikacje.  
– Jakie?
– RODO – wzruszył ramionami.
– Stale pierdolisz o tym RODO – zdenerwowałem się na serio, bo co to za problem zerknąć w jakieś zapiski, kto, w jakim pokoju siedzi i na jak długo.
– Osoba, która może mi pomóc zażądała czegoś dla siebie za nadstawianie karku.
– To po prostu daj jej te pieniądze.
– To jest wynagrodzenie za moje nadstawianie karku.
Łeb mi opadł mimowolnie. Już nic w tym kraju nie da się załatwić bez łapówki nawet w sytuacji, gdy zagrożeniem jest podejrzany typ, do tego ojciec mojej byłej. I jeszcze korupcja na tak niskim szczeblu jak kelner czy recepcjonistka.  
– Za ile nadstawi tego karku i wytrze sobie tyłek tym RODO?
– Obiecałem jej tyle samo.
Westchnąłem ciężko. To nie był to mój najlepszy dzień. Kolejny raz musiałem się pożegnać z Kazimierzem Wielkim. Dziękowałem w duchu bankomatowi, że obdarował mnie furą niebieskich a nie zielonych czy złotych banknotów.  
– Daj mi sekundę – zabrał ze sobą kolejnego króla, na którego musiałem pracować kolejne piętnaście minut a oni we dwoje skasowali tyle w dwie minuty.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem, że musiałem sięgnąć po takie metody. Jak nic z tego nie wyniknie to będę stratny sto dziesięć złotych za, które mógłbym sobie kupić lepsze wdzianko, gdyby jazda szosówką spodobałaby mi się bardziej niż zabawa w detektywa. Zbyt długo przyszło mi czekać pod łazienką, więc wróciłem do stolika i zacząłem grzebać w smartfonie. Klepnięcie w blat wyrwało mnie z zamyślenia. Michał położył menu i skinął głową, żebym poszedł za nim za róg w kierunku toalet. Rozejrzałem się i dopiero po dwudziestu sekundach łapiąc się za pęcherz udałem się w kierunku łazienki.  
– Masz?
Wyszczerzył zęby i wyciągnął żółtą karteczkę.  
– Przeczytaj, zapamiętaj i zabieram ją do spalenia.
Mrugnąłem oczami z niedowierzaniem. Przecież to nie był film, żeby bawić się w tak śmieszną konspirację. Kamer tu nie było, bo rozejrzałem się wchodząc do środka. Nie był to też lokal, gdzie policja przychodzi na kawę i ciastko z dziurką.  
Wziąłem kartkę do ręki. To musiała być dziewczyna, bo pismo było zbyt ładne jak na faceta.  
„Pokój numer osiem. Opłacony gotówką od czwartku do niedzieli. „
– Tyle warte jest RODO – zgiąłem karteczkę i oddałem ją Michałowi. – Całe sto złotych za dwa zdania.
– Ty nie nadstawiałeś karku.
– Ty za to na pewno miałeś głowę pod toporem.
– Zaspokoiłeś swoje potrzeby?
– Bo?
– Muszę już iść. Jakbyś jeszcze potrzebował pomocy to pytaj o mnie. Cały przyszły tydzień jestem od rana.
– Nie przepieprz tego na głupoty – powiedziałem złośliwie, bo nie miałem żadnych wątpliwości, że za taką kwotę przy takiej inflacji i wartości pieniądza nie można tego zrobić.
Wyjątkiem byli alkoholicy. Za pięć dych można było opróżnić kilka butelek siarkofrutów lub kupić litr wódki i zrobić sobie helikopter w głowie na cały dzień już po pół godziny będąc wprawionym nałogowcem.  

Miałem już jakieś szczątkowe informacje, ale powiązanie czegokolwiek z zamiarami Michalskiego nie miało żadnego sensu. Skoro mieszkał przez jakiś czas w Toruniu to mógł mieć jeszcze w okolicy jakichś znajomych. Najważniejsze było teraz bezpieczeństwo Oli i dzieciaków przynajmniej do poniedziałku, jeżeli nadajnik GPS opuści wyznaczoną przeze mnie strefę. Ojciec Agi mógł się poruszać pieszo, bo prawie wszędzie było blisko z buta i dlatego nie miałem zamiaru spuścić swoich bliskich z oka nawet na chwilę. Zabrałem rower i wróciłem na osiedle, bo paradowanie w tym stroju nie było ani komfortowe dla mnie ani dla wzroku podziwiających mnie pieszych. Niestety obcisłe poliestry uwypuklają znacznie więcej niż nam się potencjalnie wydaje, gdy zerkamy w lustro. Schowałem szosówkę w piwnicy i wróciłem do swojego mieszkania. Przyszedł czas na planowanie najbliższych godzin w taki sposób, żeby Ola i dzieciaki nie musieli żyć pod jakąś presją czy strachem wywołanym przez mojego prześladowcę.

Dodaj komentarz