Tylko za Tobą cz.43

Kilka razy jeszcze miewałem koszmary, że ojciec Agi chce mnie zabić. Za każdym razem jednak przerywałem sen, gdy miałem dostać nożem czy z pistoletu. Nie wierzyłem w sny, ale były tak realne, że mój umysł kazał mi się zabezpieczyć. Znałem taki jeden sklep z gadżetami dla szpiegów. Podjechałem do niego po pracy, żeby zapytać o dyskretne lokalizatory. Miła kobieta chyba po pięćdziesiątce opowiadała o każdym z nich z niesamowitą pasją. Urządzenia różniły się głównie wyglądem, ale ona wymieniała precyzyjnie dokładność wskazań czy trwałość baterii a nawet okresy czasu wysyłania sygnału do satelity. Albo miała fioła na tym punkcie albo wyuczyła się danych z katalogu na pamięć. Wybrałem cztery różne przedmioty, żeby każda z bliskich mi osób była zadowolona.

Na parkingu czekała Nina z Kubą. Nigdy nie wspominałem o, której wracam z pracy, ale dla bacznego obserwatora to żadna tajemnica. Opuściłem szybę i przywitałem się pogodnym cześć.
– Cześć – odpowiedzieli razem i bardzo się z tego ucieszyłem, bo nie chciałem, żeby mówili mi dzień dobry.  
Wiem, że nie da się zastąpić im biologicznego ojca, ale chciałem być dla nich kimś równym pomimo dzielącej nas różnicy wieku.  
– Pomożesz nam? – zapytał Kuba.
– Zawsze i o każdej godzinie. Bez względu na wszystko nie ma spraw, które nie miałyby rozwiązania czy drogi wyjścia. Jak nie osobiście to macie do mnie dzwonić bez względu na porę – zadeklarowałem swoją pomoc, bo czułem się pośród nich jak wśród własnych dzieci.
– Chcieliśmy kupić prezent mamie na urodziny.  
Zamilkłem na chwilę, bo nigdy nie pytałem Oli o datę urodzin.  
– Kiedy te urodziny?
– Jutro.
– Nic mi nie powiedziała. Jasne, że tak.  
– To miała być chyba niespodzianka – Kuba zaszurał butem po piachu.
– To, co jedziemy? – Nina już wpakowała się do samochodu.
– Teraz?
– Mama będzie za dwie godziny, więc mamy trochę czasu.
– Nie pojedziemy tym autem.
– Dlaczego? – zdziwił się Kuba.
– Nie jeździ się nim zbytnio komfortowo.
– Jak wiesz nie jesteśmy estradowymi gwiazdkami – roześmiała się Nina i zapięła pas.
Tego tekstu się nie spodziewałem z jej ust.  
– A ty nie powinnaś mieć podstawki?
– Powinna, ale jest w aucie mamy – Kuba zajął miejsce obok mnie.
Chciałem im pomóc, ale nie miałem zamiaru narażać ich na jakieś niebezpieczeństwo szczególnie, że na drodze nie brakuje wariatów.
– Chwila – odpiąłem swój pas. – Zaraz wracam.

Auto sąsiada stało naprzeciwko mojego. Jego córka miała dziesięć lat, więc siedzisko powinno pasować. Poszedłem do klatki i wdrapałem się na drugie piętro. Drzwi otworzyła Ania. Miała naturalne rude włosy i piegowaty nos, do czego nie pasowały niebieskie oczy. Z tego, co mi opowiadał Bartek właśnie te jej oczy go zniewoliły. Mnie nie, ale może ja już miałem blokadę wobec innych kobiet.
– Cześć.
– Cześć – uśmiechnęła się lekko.
– Wyjeżdżacie gdzieś?
– Raczej nie. A, co?
– Mógłbym pożyczyć siedzisko do samochodu?
– Nie mówiłeś, że masz dzieci.
– Mam – uśmiechnąłem się szeroko, bo miałem, kim się pochwalić. – Opowiem wam później.
– Marta? Chodź na chwileczkę.
Dziewczynka była kropka w kropkę za mamą. Miedziane włosy i jeszcze więcej piegów na nosie i policzkach. Miała nawet oczy po matce.  
– Tak?
– Jak się mówi?
– Dzień dobry – powiedziała zawstydzona.
– Weź klucz – Ania podała jej pilot od samochodu. – Pan Kacper chciał pożyczyć podstawkę. Dasz mu?
– Tak mamo.
Poczekałem aż założyła buty i zeszliśmy razem.  
– Tata mówił, że ty nie masz dzieci.
– Już mam.  
– Małe?
– Sama zobacz – wskazałem jej białego pickupa.
– Przecież to Nina i jej brat.
– Skąd ich znasz?
– Chodzimy do jednej szkoły przecież.
– No tak.  
– Marta? – zawołała Nina ze środka.
– Cześć.
Dziewczyny przywitały się wesoło.
– Ach, jaki mały ten świat – westchnąłem ciężko.
Dziewczynka przyniosła siedzisko. Nina przesunęła się obok a potem zajęła swoje miejsce. Zapiąłem jej pas i zamknąłem drzwi.
– Oczywiście nie pożyczam podstawki za darmo. Lubisz jakieś konkretne słodycze?
– Milka z Oreo to moja ulubiona czekolada.
– Jeszcze dzisiaj oddam. Oczywiście z prezentem.
– W takim razie udanych zakupów.
Marta pomachała Ninie i poszła do swojego mieszkania.  

Po czternastej w piątek nie było jeszcze tłumów w galerii. Uznaliśmy razem, że biżuteria powinna być wspaniałym prezentem i pierwszym sklepem podczas naszych zakupów będzie jubiler.  
Uśmiechnięta ekspedientka wyraźnie młodsza ode mnie przywitała się uprzejmym dzień dobry. Z pewnością uznała, że ojciec z dziećmi wybrał się po coś ładnego dla swojej żony.
– Szukamy prezentu dla naszej mamy – zaczęła Nina.
– Z jakiej okazji jest ten prezent?
– Ma urodziny – dodał Kuba.
– Rozumiem. Czy mama ma jakiś rodzaj biżuterii?  
Dzieciaki milczały tak samo jak ja.
– Kupował pan coś już żonie?
Nie miałem pojęcia, co jej odpowiedzieć. Mogłaby zrozumieć, że zły ze mnie mąż skoro nigdy nie kupiłem nic u jubilera. Na szczęście uratowała mnie Nina.
– Ma srebrny łańcuszek z łabędziem, ale go nie nosi.
– Nie lubi łańcuszków?
– Nie. Z innego powodu.
Całe szczęście, że ekspedientka nie wnikała. Mogłem się jedynie domyślać, że mógł być prezentem od ich ojca, ale niekoniecznie musiało tak być.
– Może kolczyki?
Zerknąłem na dzieciaki, które zaakceptowały jej sugestię.
– Chwileczkę.  
Kobieta zaczęła przeglądać gabloty wyjmując różnego rodzaju kolczyki. Były skrzydełka, serpentyny i podkowy. Wszystko było piękne w moim mniemaniu.  
– Te są piękne.  
Ekspedientka podała nam kolczyki ze złota wysadzane drobnymi diamencikami.  
– Są bardzo piękne – obróciłem między palcami kolczyki mieniące się w świetle zawieszonych nad naszymi głowami lamp.
– Weźmiemy? – zapytała Nina.
– Ile kosztują? – zapytał Kuba.
– Są piękne, ale są warte tego piękna.  
– Proszę zapakować – powiedziałem bez namysłu.
– Kosztują tysiąc złotych – kobieta wskazała cenę na metce.
Dzieciaki spojrzały na mnie z widoczną rezygnacją.  
– Nie bierzemy?
– Mamy tylko po trzysta złotych – Kuba zadeklarował ich budżet.
Moim zdaniem uczenie dzieci zarządzania budżetem to podstawa, ale też powinny wiedzieć skąd się biorą pieniądze w każdym budżecie. Nie miałem problemu z wyłożeniem całej kwoty, bo Ola jest warta znacznie więcej niż całe złoto tego świata i bezsprzecznie udowodniła mi to w ostatnim czasie.
– Zrobimy tak – szepnąłem im na ucho kwoty, jakie mają przygotować.
Wyjęli jednocześnie swoje portfele. Kuba miał z logo Batmana a Nina z jakąś postacią z bajki. Nie znałem jej, bo to musiała być bardziej nowoczesna bohaterka niż z czasów, kiedy to ja jeszcze je oglądałem.
Położyli na ladzie czterysta złotych, do których dołożyłem resztę. Kobieta zgarnęła pieniądze, ale sprawdziła je pod światłem UV. Nie spodobał mi się ten gest szczególnie w obecności dzieci, które nie zasługiwały na takie potraktowanie. Jakby miała jakieś przeświadczenie, że mogły otrzymać od kogoś fałszywe banknoty.
– Proszę – podała im paczuszkę z zapakowanymi w ozdobne pudełko kolczykami.
Dzieci zachowały się z klasą i podziękowały jednogłośnie.  

Miałem być nieugięty, ale poddałem się, gdy oboje zadeklarowali, że obiad też zjedzą. Nie stołowałem się w takich miejscach, ale wizyta w MC Donald ‘s była moim zdaniem nagrodą, za to jak dzisiaj postąpili. Całe szczęście, że porcje serwowane przez Mac’a nie są wybitnie duże i nikomu nie grozi śmierć z przejedzenia.
Jako ostatni odwiedziliśmy supermarket. Zaraz na wstępie zabrałem dwie duże Oreo, bo bez uprzejmości Marty nie byłoby tak wspaniale spędzonego czasu. Dałem im jeszcze kilka chwil na zebranie produktów, które chcieli kupić. Do swoich zakupów dołożyłem duże blaszane pudełko czekoladek. Zdzwoniliśmy się dopiero pod kasami. Nie kupili za wiele, ale chcieli zapłacić ze swoich pieniędzy. Trochę słodyczy, jakieś przybory do pisania i piłkarskie karty. Jedna rzecz przykuła moją uwagę. Świeczki na tort. To były cyfry trzy i dziewięć. Przez chwilę chciałem zapytać Ninę czy się nie pomyliła, ale ona musiała wiedzieć lepiej niż ja skoro nie rozmawiałem z Olą na temat jej urodzin.  

Po powrocie do naszego miasteczka wyjąłem lokalizatory, które kupiłem.  
– Wiecie, co mi się przydarzyło niedawno. Wiecie ile zła jest pośród nas.
Oboje przytaknęli głowami słuchając mnie z uwagą.
– Wy i mama jesteście dla mnie najważniejsi. Nigdy nie myślałem, że coś takiego będzie mi kiedykolwiek potrzebne.  
– Co to jest?
– Lokalizatory GPS.
– Po, co? – zapytał Kuba.
– Będę z wami szczery. Miałem złe sny, że ktoś nadal na mnie poluje. Nie wierzę w znaczenie snów, ale wolę chuchać na zimne. Wiecie, co to jest zemsta.
Oboje ponownie przytaknęli głowami.
– Zegarek jest dla ciebie – podałem go Kubie. – Dla ciebie mam wisiorek – spojrzałem na Ninę.
Oboje zaczęli oglądać gadżety. Zegarek był zwykły ze wskazówkami, więc nie powinien przykuwać niczyjej uwagi. Wisiorek był srebrnym sercem z miejscem na zdjęcie, którym przykrywało się złącze do ładowania.  
– Bateria przy odczycie położenia, co pół godziny powinna wytrzymać około dwóch tygodni. Podgląd położenia odbywa się po wgraniu numeru lokalizatora do aplikacji w telefonie. Porozmawiam z mamą, ale chcę was zapewnić, że użyjemy aplikacji tylko wtedy, gdy nie mielibyśmy z wami kontaktu przez więcej niż godzinę.
– Jak długo mamy tego używać?
Nie byłem pewien niczego, więc nie potrafiłem im podać żadnych konkretów.
– Nie wiem, ale proszę was, żebyście pamiętali o ładowaniu urządzeń. Kiedy się kończy bateria pikają trzykrotnie w kilkunastosekundowych odstępach.
– Będę mu przypominała – zadeklarowała się Nina patrząc na brata.
– Świetnie. Zbierajmy się, bo mama czeka.
Poprosiłem jeszcze, żeby Nina odniosła podstawkę i przekazała Marcie w podzięce czekolady. Czekaliśmy za nią pod klatką, gdy zjawił się on…

dreamer1897

opublikował opowiadanie w kategorii miłość i przygodowe, użył 1805 słów i 10414 znaków, zaktualizował 16 sie 2022. Tagi: #zakupy #dzieci #pomoc #wyjazd #urodziny

1 komentarz

 
  • Max

    I czekaj cały tydzień żeby się dowiedzieć kto przyszedł. Ciekawość mnie rozsadza,😄

    24 wrz 2021

  • dreamer1897

    @Max Może uda się skończyć szybciej kolejną część. Dzięki za wizytę i słowo komentarza :)

    24 wrz 2021

  • dreamer1897

    @KontoUsunięte Zła odpowiedź...nie wygrał Pan miliona :D

    24 wrz 2021