– Kacper Biały poproszę z aspirantem Kowalskim. Dzwonił do mnie kilkanaście minut wcześniej.
Chwilę trwało zanim zjawił się przy słuchawce. Zupełnie jakby nie mieli przekierowania.
– Zmienił pan zdanie?
– Nie.
– A w jakiej sprawie pan dzwoni?
– Mam taką obawę, że skoro odmówiłem podania kontaktu do siebie to ten człowiek w ramach zemsty może przyjść do szpitala. I będąc pod wpływem Julii i tego, co mogła mu ewentualnie przekazać może odwalić coś niedobrego wobec mnie. A ja za bardzo do walki się nie nadaję. Rozumie pan?
– Istnieje taka możliwość. Można pana uznać za punkt zapalny tego konfliktu.
– Punkt zapalny?
– Cała ta sytuacja kręciła się i nadal się kręci wokół pana.
– Ale chyba ktoś powinien już zatrzymać tę karuzelę. Skoro Aga nie żyję to chciałbym wysiąść i odzyskać spokój.
– Robimy wszystko, co aktualnie możemy. Porządkujemy fakty i nadal pracujemy nad Julią.
– Słabo wam idzie. Mam obawy o bezpieczeństwo moich bliskich.
– Nie są pańską rodziną.
Spojrzałem na Olę, która równie jak ja była zdegustowana odpowiedzią policjanta. Ścisnąłem mocniej jej dłoń. Jej pogodne spojrzenie zapewniło mnie, że rozumie sytuację.
– Formalnie nie, ale fizycznie tak.
– Nic na to nie poradzę. Jedynie wobec pana mogę podejmować jakieś działania. Czego pan ode mnie oczekuje?
– Może jakiś policjant przed wejściem do mojej sali?
– Mówiłem, żeby oglądał pan filmy z większym przymrużeniem oka.
– Czyli odmowa?
– Tego nie powiedziałem.
– Ale?
– Nie jest chyba tajemnicą, że policja ma problemy z kadrą. I nie zajmuje się tylko takimi przypadkami.
– Czyli nici z tego?
– Zobaczę, co da się zrobić. Do tej chwili radzę mieć oczy szeroko otwarte.
– Ciężko spać z otwartymi.
– Lepiej nie spać.
Gdyby to nie było realne zagrożenie pewnie bym wybuchł śmiechem wobec jego porady, ale ryzyko traktowałem wyjątkowo poważnie.
– Bardzo dobra rada, ale w moim przypadku sen przychodzi z zaskoczenia.
– Nic na to nie poradzę.
– A moja rodzina?
– Już panu mówiłem.
– Mogę na pana liczyć?
– Niczego nie obiecuję.
– No cóż – sapnąłem ciężko. – Liczę na dobre wieści.
– Do usłyszenia.
Odłożyłem telefon pewnie, ale w środku czułem dziwne mrowienie. Coś podpowiadało mi, że lepiej jakbym faktycznie nie zasypiał.
– Będę potrzebował jakiejś broni.
– Czego? – zdziwiła się.
– I nie mam na myśli plastikowego, jednorazowego nożyka lub widelca do sałatek.
– Oszalałeś.
– A jak mam sobie z nim poradzić, gdy policja mi odmówi?
– Przecież nie wejdzie tutaj nikt nieupoważniony. Możesz zastrzec wizyty tylko dla konkretnych nazwisk. Podam nasze i twoich kolegów z pracy, jeżeli nie masz innych bliskich.
Jej tok myślenia nawet pod wpływem takiego stresu był nadal niezachwiany. Wybranie konkretnych nazwisk do odwiedzin może utrudnić wizytę ojca Agi, ale czy nie da się dzisiaj wszystkich przekupić? W wielu przypadkach to tylko kwestia odpowiedniej kwoty. Przy zarobkach w służbie zdrowia może wystarczyć nawet kilka stówek.
– A jak się przebierze za jakiegoś pielęgniarza czy doktora i coś mi poda?
– Myślisz, że to takie oczywiste zdobyć strój lekarza i jakiś identyfikator?
– Pewnie nie, ale skądś ludzie czerpią inspiracje.
– Mogę zaczekać w samochodzie i obserwować.
– Nie panikujmy. Będzie bezpieczniej dla ciebie jak wrócisz do domu.
– Mogę się przydać.
Jej pewność siebie i zaangażowanie umocniło moje uczucia. Nie chciałem jednak ich narażać. Obiecałem sobie, że stworzymy rodzinę a ja będę dbał o ich bezpieczeństwo ponad wszystko.
– Wiem, ale wróć do dzieci. Proszę…
– Na pewno?
– Tak. Wezwę pielęgniarkę i powiem, że się źle czuję. Może zabiorą mnie na jakieś badania.
– Za dużo filmów oglądasz, ale po tym wszystkim wcale ci się nie dziwię.
– Powinienem zyskać na czasie. Może Kowalski coś załatwi. Podaj wasze nazwiska i ewentualnie twoich rodziców. Możesz jeszcze dopisać Barański, Sucharski i Nowicki. To ludzie, z którymi pracuję.
Pochyliła się nade mną i pocałowała w usta. Ten słodki smak zostanie ze mną na dłużej. Gdy uchyliła drzwi obejrzała się po raz ostatni, więc posłałem jej uśmiech. Nie odpowiedziała tak samo, ale skinęła tylko głową i wyszła.
Nie pamiętam, żebym panikował kiedyś, ale może nie byłem jeszcze nigdy w podobnej sytuacji. Pewnie, gdybym był na chodzie skoczyłbym na stołówkę i pożyczył jakiś nóż, ale ledwo, co mogłem się podnieść a co dopiero przejść kilkanaście metrów. I właśnie słowa Oli dały mi do myślenia o kolejnym niebezpieczeństwie. Może miała rację, że Agę wychowała matka i zupełnie inaczej Julię wychował jej ojciec. Nie znałem się na prawie, ale być może takiego podziału dokonał sąd. Przez pół roku związku z Agą nie miałem szans dowiedzieć się wszystkiego o niej a co dopiero o reszcie jej rodziny. Chciałbym myśleć i móc działać jak aktorzy w filmach. Zrobić kosę z linijki czy długopisu i mieć, chociaż tyle na obronę, ale rada Kowalskiego pasowała do obecnej sytuacji jak ulał.
Zamknąłem oczy, żeby dać im odpocząć na chwilę, ale pojawił się on. Facet z czarnym jak smoła wąsem mierzył do mnie z pistoletu.
– Zabrałeś mi rodzinę.
– Nikogo ci nie zabrałem – zasłaniałem się rękoma przed spluwą, jakby miało mi to pomóc przed rozerwaniem głowy.
– To wszystko przez ciebie – powiedział i przyłożył mi lufę do czoła.
– Przecież ja nikogo nie zabiłem.
Czułem zimne krople potu oblewającego mnie od góry do dołu. Moje tłumaczenie nie miało najmniejszego sensu, kiedy zdecydowany na zemstę człowiek przykłada ci pistolet do głowy. Lufa była tak zimna i jeszcze tak ostro wbijała mi się w czoło.
– Pojawiłeś się w życiu Agi i wprowadziłeś totalny zamęt.
– Nie żałuję, że ją poznałem.
– Ale ja żałuję – mruknął jej ojciec.
– No to zabij mnie – wyszeptałem zamykając oczy.
I nagle wąsacz zniknął a ja siedziałem na jakiejś ławce w nieznanym mi parku. Oprócz zielonego jak najwspanialsze boisko świata trawnika i grubych mających za sobą kilkaset lat dębów nie było niczego więcej.
– Kacper? – usłyszałem dobrze znany mi głos.
Nie odwróciłem się w jego kierunku, ale czekałem na kolejne słowa.
– To nie była twoja wina.
Odwróciłem się. Stała za mną Aga. Miała na sobie czerwoną, powiewającą na wietrze sukienkę sięgającą do kostek. Spięte czarne włosy równie dziarsko falowały w powietrzu.
– Wróciłaś…
Uśmiechnęła się do mnie a ja miałem w oczach łzy. Łzy tęsknoty, których nie mogłem powstrzymać. Zbliżyłem się do niej i złapałem jej rękę.
– Aga…ty żyjesz.
Ten błysk w oczach i ten promienny uśmiech były jakieś tajemniczo dziwne.
– Wszystko w porządku? – zapytałem.
Patrzyła na mnie w milczeniu, ale uśmiech nawet na chwilę nie zniknął z jej twarzy.
– Bądź szczęśliwy jak my byliśmy.
– Co masz na myśli?
Mrugnęła tylko oczami i przyłożyła palec do ust.
– Aga?
Puściła moją dłoń i odwróciła się odchodząc bez słowa.
– Aga! – krzyknąłem a ona rozpłynęła się w powietrzu.
Kiedy otworzyłem oczy stała nade mną ruda pielęgniarka. Wyglądała dość poważnie, ale pewnie w środku pękała ze śmiechu, jeżeli stała tu od dłuższej chwili.
– Wszystko w porządku? – zapytała obojętnie.
– Chyba tak – odchrząknąłem i oblizałem suche wargi, na których nadal czułem smak ust Olki. Mrugnąłem oczami, ale to wystarczyło, żeby mój umysł przywołał niesamowicie czułe oblicze Oli.
– Denerwował się pan czymś?
– Możliwe.
– Parametry z aparatury były dość niepokojące przez kilka minut.
– Miałem zły sen.
– A kto ich nie miewa? Czuje pan jakiś ból?
Już chciałem powiedzieć, że nie, ale przegrałem w bitwie z wąsaczem. Strach był górą i musiałem chwycić się jedynej deski ratunku.
– Tak. Boli mnie pod żebrami i promienieje w kierunku serca. Taki kłujący ból w regularnych odstępach czasu.
– Może być z nerwów.
– A co jeśli nie?
– Wyniki USG jamy brzusznej i RTG klatki piersiowej nie wykazały żadnych niepokojących zmian.
– Może jakieś zakażenie? – nie poddawałem się.
Zbliżyła się i przyłożyła rękę do mojego czoła.
– Temperatura w porządku.
Nie mogłem jej powiedzieć, że śnił mi się jakiś facet z czarnym wąsem. Że potrzebuję się ukryć, żeby mnie nie dopadł w odwecie za zniszczenie jego rodziny, której nie zabiłem.
– Za kilka minut wróci doktor Tomczak. Poproszę, żeby do pana przyszedł.
– Dziękuję – westchnąłem z ulgą.
Pielęgniarka wyszła a ja wcale nie poczułem się spokojniejszy tak jak wskazywały na to parametry na monitorze. Dziwny niepokój nadal krążył od głowy aż do nóg, które wołały tylko: „Run, Forrest, Run”
Dodaj komentarz