Tylko za Tobą cz.9

Nienawidziłem poniedziałków chyba jak większość pracujących ludzi. Po niezbyt obfitującym w emocje i aktywność weekendzie przychodzi czas powrotu do pięciodniowej rutyny. Noc strasznie mi się dłużyła i praktycznie wcale nie zmrużyłem oka. Stale kłębiące się w głowie myśli i szukanie potencjalnych przyczyn kolejnej już sercowej porażki sprawiły, że w momencie wybicia szóstej nie miałem sił nawet na wyłączenie budzika. Nakryłem się kocem próbując przespać jeszcze kilka minut drzemki. Drugi alarm nie był już łaskawy, bo sygnalizował utratę dziesięciu minut z czasu na przygotowanie śniadania i porannej higieny.

Podniosłem rolety do góry i jak każdego poranka skąpałem twarz we wschodzącym słońcu. Uwielbiałem to robić, bo jakoś tak otrzymywałem na start odrobinę pozytywnej energii. Termometr wskazywał dziesięć kresek na plusie. Niby to chłodno, ale później zrobi się cieplej i trzeba będzie się rozbierać. Wybrałem z szafy jasne dżinsy i zieloną koszulkę. Kurtkę wezmę w rękę jakby, co. Ze względu na ograniczający mnie czas odpuściłem śniadanie. I nie było, czego żałować. Płatki czekoladowe z zimnym mlekiem uwielbiałem o każdej porze roku, ale czas naglił i obmyłem tylko twarz w lodowatej wodzie. Chwyciłem kluczyki do auta w rękę oraz plecak z dokumentami i moim podstawowym wyposażeniem.

Spokojnie i z dziarskim spojrzeniem czekał na mnie służbowy pickup. Amarok w białym kolorze z napędem na cztery koła nijak się miał w porównaniu do rasowych aut terenowych jak Ford Raptor czy GMC Sierra, ale na polskie realia i taka terenówka jest lepsza niż Seicento czy Multipla. Czerwony piorun i napis Pogotowie Energetyczne zdobiły drzwi po obu stronach.  

– Ale pech – spojrzałem na zaparkowane obok auto.

Miało przebite koło, ale jego wymiana nie powinna sprawić problemu potencjalnemu właścicielowi. Niby to SUV, ale w odniesieniu do Cadillaca Escalade czy GMC Yukon to jak porównywać Tico do półciężarówki. Peugeot 3008 nie zachwycał wyglądem podobnie jak Amarok, ale pewnie dla właściciela miał znaczenie jak dla mnie. Miał umożliwić przemieszczenie się z punktu a do punktu b. Zatrzasnąłem drzwi i obmacałem kieszenie.  

– Komórka – sapnąłem ciężko, bo powrót na trzecie piętro opóźni mój wyjazd o kilka minut.  

Wygramoliłem się z auta z trudem. Było wysokie, a ja nie miałem dwóch metrów. Komfort jazdy wyżej niż ludzie w osobówkach był jednym z plusów tego auta, ale jazda w ciasnych uliczkach i parkowanie w zatłoczonych miejscach były już powodem do nerwów. Długi przód i paka z tyłu skutecznie utrudniały manewrowanie autem, którego długość przekraczała pięć metrów. W dobie technologii jak czujniki i kamery korzystanie z tego auta byłoby znacznie łatwiejsze, ale jakiś jegomość z floty wolał przyoszczędzić na dodatkowym wyposażeniu i nie zamówił ani jednego z tych ułatwień.  

– Coś się stało? – drzwi uchylił sąsiad z naprzeciwka.

Tak zwany monitoring osiedlowy działał pełną parą, ale staruszek musiał pomylić auto i pomyśleć, że to ja złapałem kapcia. Z jednej strony troska obcych o to gdzie jedzie sąsiad ma jeden plus. W przypadku twojego zaginięcia pod bacznym okiem kamery policja będzie miała jakiś punkt zaczepienia no chyba, że starsza osoba zasłoni się niepamięcią i nie będzie w stanie nic powiedzieć. O ile faktycznie będzie miała problem z pamięcią to w porządku, ale kłamstwo będzie musiała odpokutować taka osoba tam gdzie trafi po swojej śmierci. Nigdy nie miałem problemów z sąsiadami i na chłodno podchodziłem do ich ciekawości oczywiście, gdy nie zaglądali zbyt głęboko w moje życie prywatne.  

– Zapomniałem komórki – skinąłem głową i zniknąłem w swoim mieszkaniu.

Telefon leżał pod poduszką. Myślałem, że jak odbiorę mu tlen to przestanie dzwonić z alarmem, że już pora wstać. Bezskutecznie. Na elektronikę brak tlenu nie działał. Tylko zalanie czymś słodkim i gazowanym uśmiercało prawie każdy gadżet.  

Wyjąłem z lodówki Pepsi i nalałem pół szklaneczki sygnowanej logiem jej konkurenta na rynku czarnej smoły. Traktowałem Pepsi, jako dodatek łagodzący smak whisky, ale znam takich, którzy nie mają problemu z wypiciem dwóch litrów dziennie tego czarnego złota. I jedno trzeba przyznać, że ten smak uzależnia nie gorzej niż papierosy czy alkohol.  

Teraz w pełni gotowy odpaliłem dwulitrowego diesla. Klekot tdi nie należał do najprzyjemniejszych w brzmieniu, ale darowanemu przez pracodawcę koniowi nie zagląda się w zęby. Ważne, że miałem, czym się poruszać w dobie coraz częściej znikających z rozkładów jazdy autobusów i pociągów. Szeroko dostępny transport publiczny z różnych przyczyn zmierzał bardziej w kierunku agonii niż rozkwitu. Godziny odjazdów i powrotów rzadko, kiedy pokrywały się z godzinami powrotów ludzi pracujących w systemie trzyzmianowym. Wrzuciłem jedynkę i wyjechałem z prowizorycznego parkingu, który był dawnym placem na węgiel, gdy jeszcze funkcjonowała tutejsza kotłownia dostarczająca ciepło dla pobliskich bloków. Minąłem blondynkę, którą napotkałem na swojej drodze w sobotę. I nie wdepnąłem gazu do podłogi celem zrobienia na niej wrażenia, bo miałem już swoje lata a sam diesel nie nadawał się do takich wyczynów. Wygrała jednak ciekawość i objechałem garaże dookoła wracając w kierunku parkingu. Czerwony Peugeot był jej własnością. Stała przed autem przyglądając się przebitemu kołu. I teraz stanąłem przed dylematem. Spóźnić się do pracy oferując jej pomoc przy zmianie koła czy wycofać się cicho i zdążyć. Na ogół byłem uczynny i nie miałem problemu z pomaganiem innym. A z racji tego, że nieśmiałość była jedną z moich przeważających cech rzadko porywałem się na szaleńcze akcje. Tym razem miałem okazję, żeby poznać tę dziewczynę bez wymyślania jakiegoś błahego powodu. Zatrzymałem się przed maską jej auta i opuściłem szybę.

– Masz koło zapasowe? – zapytałem pomijając zwrot pani, bo wyglądała mi na kobietę w moim wieku.
– Powinno być, ale ja teraz nie mogę…
– Racja. Zbyt ładna sukienka, żeby ją zabrudzić – dokończyłem za nią, bo faktycznie ta zielona sukienka była zbyt urocza, aby narazić ją na plamy.
– Dokąd dojeżdżasz?  
– Do Torunia.
Jeździłem w tym samym kierunku, ale nie byłem pewien czy Amarok to pojazd odpowiedni do oferowania podwózki.
– Ja też do Torunia. Mogę cię podrzucić.
– Chętnie, ale my się nie znamy. I nie powinno się wsiadać do pojazdu obcych ludzi.

Stara szkoła. Jej rodzice musieli być dobrymi ludźmi, bo pomimo swojego wieku z dystansem podchodziła do propozycji podwiezienia. Ustawiłem auto obok Peugeota.  

– Kacper – wyciągnąłem dłoń w jej kierunku – Kacper Biały – dodałem po chwili.
– Ola – uśmiechnęła się i bardzo delikatnie uścisnęła moją dłoń.
Jej ręka była ciepła w przeciwieństwie do mojej. W stresowych sytuacjach jak ta zawsze miałem zimne dłonie. A przecież sam zainicjowałem rozwój tej sytuacji.
– Sprawdzisz to koło?
– Wymienisz je?  
– Skoro nie chcesz ze mną jechać to postaram się ci jakoś pomóc.
Poszła do bagażnika szukać koła zapasowego a ja otworzyłem pakę i wyjąłem niezbędne narzędzia. Podnośnik hydrauliczny był kluczowy w moim przypadku i górował nad zwykłym lewarkiem znacznie ułatwiając pracę przy samochodzie. Wyjąłem klucz czteroramienny i parę rękawiczek.  
– I jak? – stanąłem za nią.
– Jest, ale nie mogę go wyjąć.

W moim Golfie koło leżało normalnie we wnęce a tutaj było zabezpieczone jakimiś klipsami bez otworów. Dopiero po chwili załapałem, że to jakieś zakrywki. Podważyłem je płaskim śrubokrętem i uwolniłem koło. Cztery śruby stawiały opór przez chwilę, bo ktoś na warsztacie nie żałował pneumatycznego klucza. Do pracy w pit stopie się nie nadawałem, ale piętnaście minut poświęcone na wymianę koła w nieswoim aucie uznałem za mały plusik w oczach blondynki. Ani przez chwilę nie spuszczała wzroku z moich rąk, ale ja byłem przyzwyczajony do pracy pod presją.

– Na którą do pracy? – zapytałem ładując przebite koło do bagażnika.
– Na siódmą trzydzieści.
Zerknąłem na zegarek. Była szósta pięćdziesiąt.  
– Powinnaś zdążyć.
– A ty?
– Jestem spóźniony, ale mam wyrozumiałego kierownika.
– Mogę z nim porozmawiać, że to nie twoja wina.
– Bez obaw. Jedź, bo się spóźnisz.
– Jak mogę się odpłacić?
– Jedź – niemalże wepchnąłem ją do auta.

Patrzyłem jeszcze przez chwilę jak odjeżdżała. Nie w obawie, że za słabo zakręciłem śruby, ale tak odruchowo.  
– Nie zaiskrzyło…

Dodaj komentarz