Tylko za Tobą cz.23

Dla mnie, czyli człowieka uwielbiającego spędzać wolny czas poza domem przejażdżka rowerowa nie była wyzwaniem pod względem zmęczenia, ale jako wspólne spędzenie czasu była bardzo miłym doznaniem dla mojego samopoczucia. Nigdy nie postawiłbym sobie za główny cel przekupienia osób, z którymi chciałbym nawiązać kontakt czy wspólną więź, bo w pewnym momencie i tak stanie się przed barierą, która dla jednej ze stron będzie nie do pokonania. Będzie to bariera finansowa, psychiczna lub niemożliwa do pokonania w sposób fizyczny. Nie mając odpowiedniej ilości gotówki nie kupisz czegoś, na co cię nie będzie stać. Mają wpojone jakieś zasady czy strach przed czymś nie podejmiesz kroku, który wyrządziłby ci krzywdę. Cierpiąc na jakąś przypadłość jak lęk przed czymś czy brak wymaganej sprawności fizycznej czy psychicznej nie wykonasz czynności, która pozwoliłaby ci na postęp w podtrzymywaniu relacji wobec drugiej osoby. Nie pójdziesz z kimś popływać w nieznanej wodzie nie umiejąc pływać.  

Kuba najpierw schował rower Niny a potem swój. Na samym końcu wprowadziłem rower Oli. Wycieczka wyglądała na udaną, bo razem ją zaczęliśmy i razem skończyliśmy. Kolacji nie musiałem proponować, bo po takiej przejażdżce dzieciaki same przedstawiły rozwiązanie.
– Zamówimy pizzę? – prośba Kuby zaskoczyła chyba nie tylko mnie.
– Przed chwilą były lody – zaoponowała Nina.
– Na podwójnym cieście z owocami morza – dorzuciłem konkretniejszą ofertę.
Ola spojrzała na Kubę a potem na mnie.
– Jeszcze głodni?
– Ja rosnę i muszę jeść – znalazł argument Kuba.
– Popieram – dorzuciłem. – Uważam, że możemy zrobić tak. Weźmiemy na spacer Tobiego a potem pójdziemy do mnie. Po dobrym spacerze możemy wyjątkowo uzupełnić kalorie pizzą.
– Tak! – niemalże synchronicznie wykrzyknęły dzieciaki.
Pozostało mi już tylko przekonać samą Olę. Ceniłem sobie w każdym to, że dbanie o siebie daje nie tylko wymierne korzyści w postrzeganiu nas przez innych, ale także dla naszego samopoczucia. Wobec jej sylwetki nie miałem żadnych zastrzeżeń, bo w sportowych leginsach czy sukience wyglądała równie imponująco.  
– Prosimy mamo…
Spojrzałem na nią i mrugnąłem okiem mając nadzieję, że potraktuje to, jako wyjątkową sytuację. Wahała się jeszcze przez kilka sekund.
– Ale w weekend nie chcę słyszeć, że ktoś ma ochotę na fast food.
– Jest! – Kuba zacisnął pięść w geście zwycięstwa.
Ola zareagowała tylko delikatnym uśmiechem.
– Kto pójdzie po Tobiego? – zapytałem nieco ciekawy, kto będzie chciał zaimponować mamie.
– Ja pójdę – zadeklarowała Ola. – Dajcie mi kilka minut.
Dzieci nie miały nic przeciwko, bo zaraz pobiegły na karuzelę przed blokiem. Sam jeszcze pamiętałem jak spędzałem na niej swój wolny czas z kolegami z podwórka. Samolocik nie był bezpiecznym sposobem jej wykorzystania, ale kto pamiętał te emocje nie przejmował się wtedy ewentualnymi konsekwencjami zdrowotnymi, gdyby coś poszło nie tak jak trzeba.
– Tylko bez szaleństw – dodała Ola i zniknęła w klatce.

– Pokręcisz? – Nina już zajęła miejsce.
Kuba ostatecznie wybrał huśtawkę, która też swoje przeżyła, gdy moje pokolenie testowało jej wytrzymałość na obciążenie i skuteczność w wyrzucaniu butów przed siebie. Tego się nie zapomni nigdy chyba, że Alzheimer zabierze wszystko ze sobą.  
– Jasne, że tak. Szybko czy wolno?
– Powiem ci, przy jakiej prędkości nie powinnam puścić pawia.
Trochę rozbawił mnie ten tekst przypominając mi czasy, kiedy to ja byłem w ich wieku. Mimo, że ktoś ostrzegał, że zaraz puści pawia to karuzela była napędzana aż do utraty tchu. I nie zdarzyło się, żeby ktoś słowa dotrzymał, że puści pawia.
Chwyciłem mocno za wolne siedzenie i pchnąłem karuzelę. Zaskrzypiała ostro protestując przed takim sposobem traktowania. Wyglądało na to, że nie była konserwowana od dawna. My, jako dzieci sami to robiliśmy, bo każdy miał skąd wziąć jakiś smar czy inny konserwant. Pracowała przez cały czas naszego dzieciństwa będąc centrum towarzyskiego życia dzieciaków z osiedla. Piękne to były czasy, gdy nie było smartfonów i komputerów, które obecnie zabijają nie tylko życie towarzyskie, ale też zdobywane w realiach życia bloków umiejętności przetrwania jak chodzenie po drzewach, maskowanie czy budowa okopów lub szałasów z połamanych przez burzę gałęzi.
Rozpędziłem karuzelę i usiadłem w środku, żebym i ja miał trochę frajdy z powrotu do przeszłości. Nina śmiała się tak głośno, że echo odbijało się między blokami.  
– Mogę też?
Kuba zeskoczył z huśtawki i czekał aż karuzela się zatrzyma. Gdy zajął bezpiecznie miejsce po drugiej stronie siostry rozpędziłem ponownie starą, poczciwą karuzelę przywracając ją trochę do życia. Resztki piasku wypadały z mechanizmu przy osiąganiu większych prędkości, co wyszło jej tylko na dobre. Teraz oboje się śmiali z emocji, jakie można przeżywać tylko w momencie osiągnięcia zawrotnych jak na możliwości tego sprzętu prędkości.  

Dopiero po kilku sekundach dostrzegłem turkusową sukienkę, która wywarła na mnie niesamowite wrażenie. Kobieta w nią ubrana przyglądała się naszej zabawie z promiennym uśmiechem. Jej oczy pełne błysku nie pozostawiały mi złudzeń, że ten widok sprawiał i jej przyjemność. Tobi słysząc krzyki dzieci szczekał głośno.
– Mama już jest – zatrzymałem obiekt, który sprawił radość chyba nie tylko mi.
– Ostatni raz – Nina wesoło spojrzała na mamę.
Oli nie trzeba było przekonywać, że nie można im teraz odmówić. Rozpędziłem kolejny raz pomalowaną na zielono staruszkę, która swoje najlepsze lata miała już za sobą. Tym razem dołożyłem więcej siły i prędkość była naprawdę niezła.  
Ten ostatni raz przerodził się w piętnastominutową zabawę, z której to ja o mały włos nie wyszedłem z rozstrojem żołądka. Widocznie to ja byłem zbyt stary na tak ekstremalną zabawę.  

– Ja prowadzę – Nina przejęła smycz z ręki Oli i razem z bratem szli przed nami.
Dresowy ubiór nie nadawał się na spacer z tak ładnie ubraną Olą, ale nie chciałem zakłócać przebiegu tego wieczoru wymuszając kilkuminutowy postój, żebym mógł iść się przebrać. Słońce nadal skutecznie przypiekało w kark, ale kilka minut nad stawkiem wprowadziło przyjemne ukojenie dla nagrzanego ciała. Chciałem pokazać im jak się rzuca kamienie po wodzie, lecz nie było wokół nawet jednej sztuki, żeby spróbować. Plaża, za którą ktoś przytulił pieniądze z budżetu obywatelskiego przestała już istnieć, ale ważne, że swoi zarobili a ludzie nawet nie poczuli się jak na plaży. Inwestycje w absurdy w tym mieście przekraczają granice już nie tylko prawdziwej funkcjonalności, ale też pożytecznego wydawania publicznych pieniędzy.  

Kilkanaście minut spaceru wzdłuż kasztanowej alei a potem pośród innych bloków dobrze nam zrobiło przed pizzą, którą mieliśmy zamówić. Kilka chwil po siódmej rozlałem wszystkim po szklance Pepsi na ochłodę. Tobi dostał porcję zimnej wody, którą wypił prawie jednym tchem.  
– Masz konsolę? – Kuba wypatrzył zabytek pod telewizorem.
– Znajomy chciał wyrzucić, bo kupił nową a ta szwankowała. Usiadłem kiedyś i naprawiłem wymieniając kilka elementów.
– Działa?
– Pewnie, że działa – przyznałem z dumą i odpaliłem poczciwą trzysta-sześćdziesiątkę.  
Nim się obejrzałem to oboje mieli już pady w rękach.  
– Ja wybieram grę – Nina stanowczo postawiła się Kubie, który nalegał na FIFĘ.
Uśmiechnąłem się a potem wzruszyłem ramionami w kierunku Oli, która siedziała na kanapie.
– Tobi! – Ola zawołała psa.
Nie posłuchał się i nadal próbował coś wygrzebać spomiędzy siedziska a boku kanapy.
– Co ci nie pasuje? – usiadłem przy Tobim i próbowałem wsadzić rękę w miejsce, gdzie on próbował dostać się pyskiem i łapami.

Złapałem za coś, ale nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że to rzecz, której kształt mi takie skojarzenie nasunął.

Dodaj komentarz