I choć było już późno to idąc schodami do góry czułem na sobie spojrzenia sąsiadów. Szuranie laczków emerytów przy moim słuchu było słyszalne niczym bzyczenie muchy w pustym pokoju. Czuwanie nad innymi to chyba jedno z zadań ludzi po przejściu na upragnioną emeryturę. Mój plan na życie po pracy był prosty. Odespać wszystkie lata i przeczytać tyle książek ile się da. Ewentualnie pobawić się z wnukami, ale to najpierw ja muszę zostać ojcem a chwilowo nie zapowiadało się na taki obrót spraw.
Odwiesiłem kurtkę na wieszaku i przekręciłem zamki. Rozebrałem się i poszedłem pod prysznic. Gorąca woda trochę mnie rozbudziła, ale dopiero kawa rozjaśniła umysł totalnie.
Zakurzony laptop nie zachęcał do użytkowania, ale to musiałem zrobić jeszcze przed snem. Gdzieś głęboko we mnie tliła się nadzieja, że jednak Aga spędza noc w jakimś klubie i ktoś musiał ją zauważyć. Zalogowałem się do Facebooka. Oprócz setki powiadomień o urodzinach znajomych i tysiąca zdjęć obiadów nie zauważyłem nic nowego od mojego ostatniego logowania. A było to z dobry miesiąc temu, gdy szukałem kontaktu do dawnego znajomego. Nie miałem aplikacji na telefonie, nie wrzucałem tysiąca zdjęć dziennie a o urodzinach najbliższych znajomych pamiętałem zawsze, więc nie musiałem spędzać na tym portalu pół dnia przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku. Wysłałem prośbę o dołączenie do kilku lokalnych stron z ogłoszeniami. W oczekiwaniu na akceptację zabrałem się za sporządzanie postu. Z nostalgią przeglądałem fotografie w telefonie, ale nie potrafiłem zdecydować się na jedną. Wypad nad morze i zakopana w piasku Aga. Krótka wędrówka po górach i umazana lodami twarz Agnieszki podczas wizyty w wesołym miasteczku. Praktycznie połowa półrocznej przygody spoczywała w pamięci telefonu, jej druga połowa w telefonie Agi. Z czasem wszystko mija, ale mając szansę na powrót do przeszłości spogląda się na to wszystko jeszcze raz, niekiedy żałując podjętych kiedyś decyzji.
Kilka chwil po drugiej w końcu dokonałem wyboru zdjęcia. Znaleziona gdzieś na komputerze fotografia przedstawiała Agę opierającą się o jakiś pamiątkowy kamień. Nie pamiętałem co symbolizował, ale to była moja najaktualniejsza fotka. I ten jej promienny uśmiech, któremu uległem na pierwszym spotkaniu. Nie potrafiłem sobie przypomnieć, co powiedziałem zabawnego, ale na pewno nie były to teksty w stylu „Bolało? Ale, co? Jak spadłaś z nieba aniołku” lub „Czy twój ojciec był złodziejem? Bo skradł gwiazdy z nieba i włożył je w twoje oczy”. I choć były rozbrajająco śmieszne, to nawet w momencie przypływu jakiejś głupawki nie użyłbym ich celem rozbawienia kobiety stojącej naprzeciw mnie. Lepiej przemilczeć jakąś niezręczną chwilę niż próbować zabłysnąć żenującym tekstem. Pamięć zawsze miałem dobrą i nawet teraz potrafiłem zlać w całość postać Agi, ale tego tekstu nie mogłem sobie przypomnieć za cholerę.
Najdziwniejsze było to, że moderatorzy wszystkich czterech grup zaakceptowali mnie jeszcze przed trzecią. Nie wiem na jakiej zasadzie to działało, ale przebywanie na Facebooku o trzeciej w nocy celem akceptacji nie wyglądało dobrze. Umieściłem prosty, ale jak mi się wydawało podczas pisana dość odważny post. Wiązałem z jego publikacją spore nadzieje, ale cel był tylko jeden: odnaleźć Agę całą i zdrową. Do załączonego zdjęcia dodałem następujący opis:
„Wiele potrzeba nam do szczęścia, ale dziś potrzebuję tylko spokoju. Zapewnieniem tego spokoju będzie tylko zwykła informacja, że żyjesz i jesteś cała i zdrowa. Aga bez względu na wszystko odezwij się gdziekolwiek, bo twój telefon jest wyłączony. Zapomnijmy o tym, co było na zawsze, ale proszę Cię tylko o jedno: odezwij się do rodziny lub do policji, żebym i ja odetchnął z ulgą i mógł pozwolić sobie na spokojny sen.
Nie znając sytuacji nie hejtujcie. Po prostu udostępnijcie post lub odezwijcie się, gdy coś związanego z dziewczyną ze zdjęcia zwróciło waszą uwagę. Każda informacja jest na wagę złota”
Wahałem się jeszcze kilka minut przed publikacją tego postu z powodu jak mi się wydawało zbyt emocjonalnego podejścia do sprawy. Ale tylko w ten sposób mogłem wyrazić jakoś swoją troskę o Agę jednocześnie dając jej do zrozumienia, że jej ewentualne zniknięcie ma wpływ również na moje życie. W końcu kliknąłem przycisk opublikuj. Siedziałem jeszcze przez pół godziny czekając na jakąkolwiek informację, ale znużenie zaczynało ze mną wygrywać minuta po minucie. Ostatecznie wylogowałem się z portalu i zamknąłem laptopa, którego trzymałem na kolanach. Odłożyłem go na stolik i zerkając w sufit szepnąłem: Odnajdź ją całą i zdrową.
Dodaj komentarz