Mało, kiedy miewałem kiepski humor, ale dzisiaj poziom euforii dobijał do swojego maksimum. Zaskoczony niespodziewaną wizytą Oli przeżywałem każdą sekundę tego spojrzenia. Nigdy nawet nie przypuszczałbym, że dziewczyna zrobi ten pierwszy krok. O ile mogłem traktować propozycję spaceru, jako taki pierwszy krok.
Szybki prysznic i dylemat dotyczący golenia zajęły mnie na całego. Goląc zarost mógłbym zapunktować, ale jednocześnie pokazać, że robię coś na pokaz i tylko dla tej sytuacji. Nie goląc się też mógłbym załapać minus za niechlujstwo w sytuacji, gdy nadarzające się spotkanie może być jakby drogowskazem na podtrzymanie nowej relacji. Wyjąłem z kosmetyczki golarkę elektryczną. Tak mężczyźni też używają kosmetyczki. Przyciąłem delikatnie zarost pozostawiając wrażenie jednodniowej brody dla zachowania statusu quo. Antyperspirant i woda po goleniu z serii Dynamic Pulse były moim ulubionym zapachem, dlatego skorzystałem z dodatkowego odświeżenia tej niesamowitej nuty zapachowej.
Najgorsze było przede mną. Wybrać coś stonowanego na wieczorny spacer, ale też bez okazywania nadmiernej elegancji.
– To tylko spacer – uspokoiłem swoje odbicie w lustrze szafy.
Spoglądając na zawartość swojej szafy muszę przyznać, że nie dziwią mnie wcale kobiety, które nie mają się, w co ubrać. T-shirty w każdym kolorze i w prawie każdym odcieniu. Kilka polówek i kilkanaście par dżinsów ułożonych od najjaśniejszych do najciemniejszych. No i oczywiście kilkanaście kartonów butów. Po prostu lubiłem mieć wybór, żeby nie chodzić każdego dnia w tych samych ubraniach. Poza tym w podbramkowej sytuacji jak plama, spocone ubranie czy w przypadku nie zrobienia prania miałem zawsze coś innego do wyboru.
Z trudem, ale w końcu się zdecydowałem. Założyłem burgundowe polo i jasne dżinsy. Wciągnąłem czarne adidasy z czerwonymi wstawkami dla zachowania ciągłości koloru. Przez chwilę pomyślałem nawet, że jakby zmrużyć oczy to z małego Fiata zrobiło się tanie Ferrari.
– Nie spieprz tego – rzuciłem pewnie do swojego odbicia i postawiłem w pion kołnierzyk polówki.
Z portfela wyjąłem kilka banknotów, choć nie miałem pojęcia, po co, ale nigdy nie wiadomo czy nie będzie okazji na lody, bo w końcu było lato. Spryskałem się wodą toaletową z tej samej srebrnej serii i stanąłem w oknie wyglądając za swoim jak mi się zdawało przeznaczeniem.
Dosłownie minutę przed dziewiątą zza rogu wyszła Ola. Z promiennym uśmiechem na twarzy i Tobim na smyczy wykazała się perfekcyjną punktualnością. Zamknąłem szybko mieszkanie i z telefonem w ręku wolno zszedłem po schodach. Nie potrzebowałem spocić się już na starcie, choć i tego nie wykluczałem z powodu ogarniającego mnie ze wszystkich stron stresu. Zaczekałem chwilę na dźwięk domofonu i po piętnastu sekundach zszedłem z pierwszego piętra.
Ostrożnie, ale nie przejawiając strachu pchnąłem drzwi klatki. Patrzyła wprost na mnie i nie mogłem się teraz zawahać. Te błękitne oczy musiały błyszczeć dla mnie. Nie miałem żadnych wątpliwości, że to spojrzenie sprawia, że nawet największemu twardzielowi miękną nogi. Ja również uległem magii tych bajecznych oczu.
– Naprawiłeś?
– Tak. Sąsiad ucieszył się z możliwości obejrzenia wieczornego wydania wiadomości.
– Bohater z ciebie – uśmiechnęła się szeroko.
Ratując dziecko przed potrąceniem czy pieska z pożaru mógłbym zasłużyć na tytuł bohatera, ale naprawiając dekoder do oglądania telewizji nie było ku temu powodu. Nie, żeby mi się nie spodobały jej słowa. Stałem naprzeciwko wpatrując się w to magiczne spojrzenie i już czułem rozlewający się na mojej twarzy rumieniec. Przewidziałem, że tak się może zdarzyć i ten burgundowy kolor polo na pewno przyćmił nieco efekt tej ekscytacji.
– Dziękuję. To było bardzo miłe – zebrałem się na kilka szczerych słów.
Chwila niezręcznej ciszy trochę zbiła mnie z tropu. Zupełnie jakby nie miała pomysłu na ten spacer. Sam w myślach stworzyłem jakiś zarys ewentualnego przebiegu tego spotkania. Uznałem jednak, że teraz jej mogło zbraknąć odwagi i dałem jej jeszcze kilka sekund.
– No to chodźmy – spojrzała na mnie a potem na przyglądającego się nam z niecierpliwością Tobiego.
Pies pomachał ogonem i pociągnął nas za sobą dając do zrozumienia, że to on będzie wytyczał trasę owego spaceru. Przynajmniej on zdecydował się na jakiś ruch.
Poszliśmy wzdłuż kasztanowej alei. To było chyba tylko jedno z dwóch możliwych miejsc nadających się na uroczy spacer. Park miejski był zniszczony i można było nabyć w nim jedynie narkotyki. Nigdy bym na to nie wpadł, gdyby nie artykuł na lokalnej stronie o zatrzymaniu kilku dilerów podczas dokonywania transakcji. Mostek prowadzący przez staw znajdujący się w okolicach dworca też nie zachęcał do spacerowania ze względu na śmierdzącą wodę wyrzucaną w górę za pomocą umieszczonej w stawie fontanny. W tym mieście atrakcji nie było żadnych i praktycznie kolejne rządy kolejnych włodarzy były nastawione tylko na zarobienie pensji i nic więcej. Miasto nie rozwijało się już od dobrych kilku lat. Oprócz remontów ulic i kilku placów zabaw sfinansowanych głównie z unijnych środków nie było widać żadnych inwestycji. Drugim niezłym pomysłem na miły spacer była ulica Parkowa zakręcająca przez pole do Cmentarnej. Szczególnie o tej porze roku, gdy dało się jeszcze wyczuć na polu zapach żniw. Uwielbiałem lato i wszystko, co z nim związane.
– Czy to jest maltańczyk?
– Zgadza się – potwierdziła i schyliła się, aby pogłaskać Tobiego.
– Ma już z rok?
– Dziewięć miesięcy. Znasz się na psach?
– Niezbyt, ale miałem dwie suczki.
– Miałeś?
– Tak. Musiałem się nimi rozstać.
– Pożegnać?
Skinąłem tylko głową na potwierdzenie mając nadzieję, że odpuści dalsze drążenie. Wspomnienia pięknych lat wróciły natychmiast, ale zaraz zmieszały się z tymi najstraszniejszymi dniami związanymi z ostatnią wizytą u weterynarza. Poczułem łzy w oczach, ale to nawet dobrze. Bez żadnych wątpliwości mogła odczytać z nich, że to bardzo trudny temat.
– Przepraszam – spuściła wzrok.
– Przecież nic się nie stało. Nie mogłaś o tym wiedzieć.
– To musiało być bardzo trudne.
– Tak – potwierdziłem i wytarłem łzy, gdy patrzyła w innym kierunku.
– Wiem, że nas też będzie to czekać – spojrzała na Tobiego dyszącego z jęzorem na wierzchu.
On jeszcze o tym nie wiedział. Był dopiero na początku swojej życiowej wędrówki. I jak mi się wydawało w tej chwili ja z Olą również.
– Widziałem, że koło już naprawione.
– Zgadza się. Umówiłam się z rana i zaraz po pracy zostało naprawione.
– Obyło się bez konieczności kupna nowych.
– Całe szczęście.
Ogólnie lubiłem stawiać sprawy jasno, ale patrząc w jej błyszczące oczy nie potrafiłem zapytać wprost o cel tego spaceru.
– Sprawdziłam w serwisie cenę wymiany koła przez pomoc drogową.
– I? – zatrzymałem się na chwilę.
– Minimum pięć dych, ale można zapłacić stówę.
– No i?
– Poświęciłeś swój czas, ale przeze mnie spóźniłeś się do pracy.
– No i?
– Zwykłe dziękuję to za mało – wyjęła banknot z kieszeni.
Jagiełło przywitał się ze mną srogim spojrzeniem.
– Mało? – wsadziła drugą rękę do kieszeni.
– Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy. Daj spokój. To była sąsiedzka pomoc – schowałem ręce w kieszeniach, kiedy nalegała.
– My przecież nie jesteśmy sąsiadami.
Miała rację, bo ja mieszkałem na drugim osiedlu, choć nasze bloki dzieliło pewnie jakieś sto metrów.
– Schowaj te pieniądze – uśmiechnąłem się nieco zdegustowany tym, że ludzie potrafią przeliczać pomoc na pieniądze.
– Co robisz w niedzielę?
Nie miałem żadnych planów na weekend.
– Jeszcze nie wiem. A co?
– Może zechciałbyś zjeść ze mną obiad?
– Obiaaad? – wycedziłem drżącym głosem.
– Tak obiad.
Przez chwilę pomyślałem nawet, że to sen. Ugryzłem się w wargę tak mocno, że natychmiast poczułem smak krwi.
– O której ten obiad?
– O trzynastej może być?
– To szef kuchni ustala reguły.
– Niedziela o trzynastej.
Po kilkunastominutowym spacerze ponownie znaleźliśmy się pod moją klatką. Mogłem zaproponować herbatę u siebie, ale odpuściłem tą propozycję. Jeżeli coś ma z tego być to lepiej działać ostrożnie i dojrzale.
– W takim razie do zobaczenia – zbliżyła się do mnie i pocałowała w policzek.
Moje serce omal nie stanęło z tego powodu. Ten efekt zaskoczenia wywołał we mnie dreszcz.
– Ej! To było…
Nie zdążyłem już dokończyć, bo ona szła przed siebie. Wyprostowana i z głową zadartą w chmurach.
Dodaj komentarz