Sobotni poranek nie był ciężki, bo w wieku trzydziestu lat znasz już mniej więcej swój organizm. Wiesz, że imprezy do rana i hektolitry alkoholu to dla ciebie sport wyczynowy w tym wieku i chcąc pożyć jeszcze drugie tyle odstawiasz ten sport na boczny tor. Noc przespałem spokojnie, ale nie znalazłem odpowiedzi na pytanie z którym kładłem się spać. Dioda powiadomień migała niemrawo. Spałem dobrze, więc nie miałem prawa usłyszeć wibracji wyciszonego telefonu.
„Nie odpowiesz?”
Aga nalegała na moją odpowiedź. Podobno mowa jest srebrem a milczenie złotem. Myśl uniwersalna, ale gdy na czymś komuś zależy to jest to myśl bezwartościowa. Szukała wyjaśnienia, bo chyba i dla niej te pół roku jednak znaczyło coś więcej. Odniosłem nawet wrażenie, że nie wszystko stracone, ale pewnych słów nie da się już odwołać. Pewnych sytuacji nie potrafię zapomnieć i nie miałem jej tego za złe, że stała murem za swoją siostrą. Nie chciała tego dziecka i nic mi do tego. Ja nie chciałem być częścią czyjegoś życia, bo tak właśnie by się stało w przypadku pożyczenia tych pieniędzy. Wiadomość przyszła kilkanaście minut po północy. Nie wiedziałem o niej, ale uznałem, że nic się nie stanie jak dam sobie jakiś czas na wymyślenie konkretnej odpowiedzi. Najlepiej, żeby ta odpowiedź nasyciła jej ciekawość a mi zostawiła jakąś furtkę do przekonania Agi, że to nie musi być koniec.
Zjadłem bułkę z wędliną, bo musiałem wyjść pobiegać od razu. Większe śniadanie opóźniłoby tylko moje wyjście a ja potrzebowałem oczyszczenia umysłu podczas przebieżki po lesie, gdy Aga czekała za odpowiedzią. Kontakt z naturą jest dla mnie czymś zupełnie naturalnym. Las, park czy zwykły spacer na świeżym powietrzu to rutyna w moim życiu. Dziwię się tylko tym, których kontakt ze światem zewnętrznym ogranicza się do wyjścia na zakupy, do szkoły lub pracy. Z drugiej jednak strony tak zanieczyszczone powietrze zniechęca także i mnie, zaciekłego fanatyka spacerów. Ludzie palą byle czym i trują pozostałych, ale w kraju gdzie ludzi nie stać na normalny opał pali się tym, co się aktualnie posiada w swojej piwnicy. Zima dla biegacza to masakra, ale teraz napawałem się latem.
Krótki rękaw był optymalny na trzynaście kresek nad zerem. Sierpień tego roku nie rozpieszczał wybitnie wysoką temperaturą, ale ja jestem jednak zwolennikiem niższej temperatury do biegania. W swej kilkuletniej karierze biegacza miałem już przypadek przegrzania organizmu. Kilka chwil przed jedenastą rozpocząłem bieg, gdy temperatura na termometrze miała wartość prawie trzech dych. Im bliżej byłem południa i tym dalej od domu moje serce nie nadążało już za resztą ciała. Pulsometr pikał jak oszalały informując o przekroczeniu maksymalnego tętna, czyli powinienem już być trupem. Ach ta niedokładność elektroniki. Musiałem się zatrzymać. Zimny pot oblał mnie całego. Serce kołatało a moje nogi były jak z galarety. W głowie kręciło mi się jak po wizycie na starej, dobrej objazdowej karuzeli łańcuchowej. I tylko chyba jakiś cud mnie uratował, że nie padłem wtedy na tej leśnej polanie. Przeżywszy ledwo ćwierć wieku odszedłbym na tamten świat. Powiedziałem, że nigdy więcej. I teraz z trójką z przodu w rubryce wiek baczniej zwracam uwagę na swoje możliwości. Pomimo przebiegnięcia ponad dziewięciu tysięcy kilometrów w ciągu ostatnich siedmiu lat nadal byłem amatorem i tego miałem się trzymać.
Dzisiejszy cel zakładał ponad sześć kilometrów. Wyszedłem w końcu z klatki wprost pod oślepiające słońce. Okularów oczywiście nie wziąłem, bo jeszcze będąc w domu widziałem je za chmurami. Widok biegacza na tym osiedlu to obecnie jakiś egzotyczny obraz. Ludzie jacyś zdziwieni, jakby zobaczyli kosmitę. Nie każdy ma predyspozycje do aktywności, ale dawka ruchu na świeżym powietrzu to jednak coś dobrego dla płuc i serca.
Minąłem kobietę z malutkim psem. Był biały z błyszczącymi ślepiami, ale wyglądał na rasowego. Nie to jednak było najważniejsze. Mój wzrok przykuł kolor włosów dziewczyny i jej spojrzenie. Obróciłem się natychmiast. Ona również, bo pies akurat oznaczał mijaną przez nich latarnię. Te kilka sekund niezręcznej wymiany spojrzeń speszyło mnie natychmiast. Przyspieszyłem swój marsz do punktu startowego, ale to spojrzenie farbowanej blondynki już zaczęło świdrować moje myśli. Chciałbym powiedzieć, że te motyle w brzuchu to wcale nie taki banał, bo raczej to nie było jeszcze następstwo mojego śniadania. Wrażenie pozostało ze mną przez cały bieg. Nawet po powrocie nie myślałem o niczym innym niż o niej.
Wszedłem do mieszkania i pootwierałem okna. Zaduch od świecącego w okna słońca był nie do zniesienia. Telefon zawibrował oznajmiając wiadomość w skrzynce.
– Zapomniałem – sięgnąłem po smartfona i przesunąłem palcem po ekranie.
„Zostawisz to wszystko tak niezakończone?”
Dwa pytania na które nie miałem jeszcze odpowiedzi. Jedną mogła mi zasugerować minięta przeze mnie blondynka. Czy to miało oznaczać definitywny koniec, którego wizję chciałem tak bardzo oddalić? Bycie kimś wrażliwym to często nawet wada. Posiada się jednak serce i widząc skrzywdzonego zwierzaka jesteś skory do działania. Bez ogródek zrobiłbyś to samo temu, który tak zwierzaka potraktował. I właśnie ta wrażliwość staje się teraz przekleństwem w takich sytuacjach, jak ta z Agą. Aż chciałoby się posiadać pychę i twardość typka, który na wielu dyskotekach skrupulatnie wykorzystuje sytuację do szybkiego seksu a potem oddala się nie widząc niczego złego, w tym co zrobił. Wszystko w jego wykonaniu jest tak proste. Są tylko dwa słowa tak i nie. Nie ma w jego słowniku ale czy może. To znacznie ułatwia rozwiązanie wielu spraw. Twarda postawa w wielu sytuacjach była moją mocną stroną. W momentach, gdy do gry wchodzą emocje i chwile, które dawały mi przyjemność i szczęście nie potrafię postawić kropki zamiast przecinka. Sygnały nie były mocne, ale potrafiły namieszać w głowie nawet komuś tak poukładanemu jak ja. Prawie wszystko planowałem w swoim życiu. Zadania do wykonania w pracy, treningi czy obiady. Tylko jednego nie da się zaplanować. Nie da się z zaplanować życia uczuciowego i związanego z nim przebiegu rozwijania się relacji między dwojgiem ludzi. Oczywiście, że zaczyna się od jakiejś rozmowy, spaceru czy randki i zmierza się w kierunku formalizacji tej relacji. Potem mówi się o swojej dziewczynie. Później o narzeczonej a jak dobrze pójdzie to o żonie. Wszystko wygląda tak dobrze tylko w teorii. W realnym życiu, czyli w praktyce wystarczy zły humor, zwykłe niedopatrzenie lub niewielka kwota pieniędzy do zniszczenia całego planowania. Ty planowałeś ślub, ona liczyła na wyjście za mąż a wystarczyło losowe zdarzenie, by wszystko przestało istnieć. Zaplanowana przyszłość zawisła na włosku i jedna pomyłka podczas próby ratowania czy naprawy związku może być kluczem do zakończenia tego wszystkiego. Podjąłem decyzję nie do końca zgodną z kodeksem swojego postępowania, ale emocje wygrały. Zaproponowałem jej spotkanie.
Dodaj komentarz