Tylko za Tobą cz.38

Nie pamiętałem nawet, kiedy zasnąłem. Ocknąłem się z powodu łażącej mi po nosie muchy. Zaczaiłem się na nią i pacnąłem prawą ręką, gdy przysiadła na policzku. Bolało, ale dostała za swoje. Chwyciłem telefon w rękę. Była dopiero szósta a ja czułem się prawie wyspany. Rozejrzałem się po pokoju, ale nikogo w nim nie było.  
– Śniłem? – zapytałem sam siebie, ale to był jakiś absurd.
Odchyliłem kołdrę. Opatrunek był cały.
– No to w drogę – przysiadłem na brzegu łóżka zbierając siły, żeby opuścić pokój, który nie bardzo sprawił się, jako moja przykrywka.
Z trudem, ale wolno niczym żółw wydostałem się na korytarz.  
– Gdzie pan idzie? – zapytała ruda pielęgniarka.
– Do siebie – burknąłem. – Kiedy kończy pani zmianę?
– Za godzinę przyjdzie Marysia. A, co?
– Nic.
Już wiedziałem, kto mnie sprzedał za pięćset złotych.

Wróciłem do swojej pierwotnej sali i natychmiast opadłem na łóżku. Moje siły się skończyły a ja pragnąłem wody. Na całe szczęście zostało jeszcze kilka łyków w butelce, którą przyniosła Ola.
– Kocham cię – pomyślałem o niej i wypiłem resztę życiodajnego płynu o skomplikowanej nazwie chemicznej H2O.
Nakryłem się kołdrą i oddałem w objęcia snu, który niezbyt długo trwał. Zajrzał do mnie doktor Tomczak.
– Dlaczego zmienił pan salę?
– A jak pan doktor myśli?
Lekarz przyglądał mi się przez kilka chwil. Podrapał się po zaroście, który zaczął już kiełkować.
– Nie mam pojęcia – rozłożył ręce w geście bezradności.
– Czy ordynator jest szczodry?
– Nie bardzo rozumiem pytanie… – zmarszczył brwi totalnie zaskoczony.
– Wypłaca jakieś premie? Podnosi wynagrodzenia pracownikom sam z siebie?
– Jaki to ma związek z zamianą pokoi?
– Proszę odpowiedzieć na moje pytanie – nalegałem stanowczo, żeby wiedzieć, na czym stoję.
– Wydaje mi się, że kwestia wynagrodzeń nie powinna być pańską sprawą.
Lekarz jak ksiądz musi dochować tajemnicy. Nie wiedziałem, że w kwestii wynagrodzeń również.
– Bez urazy.
– To znaczy?
– Sprzedała mnie ta ruda pielęgniarka.
– Co? Przecież to moja najbardziej zaufana współpracowniczka.
– Chyba nie – prychnąłem chimerycznie.
– Coś się stało ostatniej nocy?  
– Rozmawiał pan z nią?
– Tak.
– I o niczym nie powiedziała?
Tomczak pokręcił przecząco głową.
– Nie wiedziałem, że NFZ tak słabo płaci.
– Czy to jakiś quiz z zagadkami?
– Nie. Dlaczego pan tak myśli?
– Zadaje pan jakieś dziwne pytania i nie udziela żadnych odpowiedzi, gdy ja pytam.
Nie miałem zamiaru go stresować, ale skoro sam zechciał bawić się w teleturniej to uznałem, że mała rozgrzewka z rana powinna go trochę rozbudzić.
– Ile zarabia pielęgniarka w tym szpitalu?
– Nie wiem.
– Na pewno?
– Czy wyglądam panu na księgową?
– Nie wiem. Nigdy nie widziałem księgowej tego szpitala na oczy.
– Bardzo zabawne – zareagował poważnie na mój żart.
Z ogromnym zawodem podjąłem decyzję, że nie mogę dalej się z nim droczyć. To on zapewnił mi prywatne lokum, które miało mnie ochronić przed vendettą.
– Przepraszam panie doktorze. Po tym, co pan dla mnie zrobił nie powinienem kluczyć za długo z wyjaśnieniem. To pan zorganizował dla mnie bezpieczną skrytkę.
– Wyjaśni mi pan to wszystko? – zapytał zniecierpliwiony.
– W nocy miałem wyczekiwanego przeze mnie gościa.
– Co pan mówi?
– I to o w pół do drugiej. O ile się nie mylę w tych godzinach nie można odwiedzać chorych – dodałem z przekąsem.
– Przecież to niemożliwe.
– A jednak – mrugnąłem okiem.
– Kto? Jak?
– Wiem, że nieładnie donosić, ale o szóstej rano dyżur miała ta ruda pani. Czy ona wzięła pięćset złotych za wpuszczenie niespodziewanego gościa to nie wiem.
– Skąd pan to wie?
– Mój gość mi powiedział, że stracił całe pięćset złotych, żeby namówić pielęgniarkę na wyjątkowo ważne odwiedziny.
– Już nikomu tutaj nie można ufać.
– W dychę – pstryknąłem palcami. – Też tak pomyślałem, gdy do mojej sali wszedł ojciec Agi.
– Groził panu? Będę musiał wyciągnąć konsekwencje dyscyplinarne wobec pielęgniarki, która zaniechała swoich obowiązków.
– To już pańska decyzja. I wie pan, co?
– Co? – zapytał wyraźnie zainteresowany przebiegiem mojej nocnej rozmowy.
– Na samym początku przyznał, że nie przyszedł mnie zabić.
– I uwierzył mu pan?
– A miałem wyjście nie mając żadnej broni? – nie wspomniałem mu o gazie przyniesionym przez Olę i pręcie wymontowanym z łóżka.
– O czym była ta rozmowa?
– Po zapoznaniu się z wersją Julii chciał usłyszeć ode mnie moją wersję. Nie skłamałem w żadnym momencie.
– I co? Wyszedł bez słowa?
– Nie. Wytknąłem mu, że częściowo i on jest odpowiedzialny za to wszystko. Powiedziałem mu, że zostawiając żonę po ciężkiej chorobie zrzucił wszystko na Agę, bo Julia miała wszystko gdzieś. Powiedziałem, że jego decyzja o ucieczce mogła się przyczynić do tej tragedii.
– A on?
– Przeprosił za Julię, że zaatakowała mnie nożem i odebrała mi Agę.
– Niesamowite – zmarszczył brwi niedowierzając. – Mówi pan prawdę?
– Myślę, że ta ruda pielęgniarka może to potwierdzić. Wydaje mi się, ze mogła podsłuchiwać. Skoro wpuściła faceta do mnie za pięćset to pewno i pan doktor musiałby wyskoczyć z podobnej kwoty, żeby uzyskać od niej pewne informacje.
– To jakiś absurd – westchnął zrezygnowany.
– Ale, co?  
– Z obawy o swoje życie nalegał pan, żeby pana przenieść w bezpieczne miejsce. Zgodziłem się. Pana prześladowca przyszedł, ale nie odebrał panu życia.
– No, i?
– Nie wygląda to panu na absurd?
– Bo ja wiem? To życie pisze scenariusze dla każdego z nas. Przynajmniej ja nie wierzę, że ktoś u góry chce tak dla swoich owieczek.
– Jestem ateistą także nie wypowiem się w tej kwestii – odciął się natychmiast.
– Jest pan pierwszym ateistą, którego spotkałem w swoim życiu.
– Niemożliwe. Spotkał pan takich wielu, ale może nie rozpoznał w nich pan ateisty.  
– Nieważne. Chciałem jednak panu podziękować za działanie. Podjął pan bardzo odpowiedzialną decyzję.
– Tak jak panu powiedziałem. My tutaj ratujemy przed śmiercią. I również w pańskim przypadku nie miałem zamiaru narazić pana na utratę życia. Mogę tylko przeprosić za mój personel, który niestety ugiął się pod presją łapówki.
– Nie wszyscy są idealni, ale pan może być dumny ze swojej postawy w przeciwieństwie do policji, która zamiast chronić obywatela wypięła się na niego.
– I tu przyznam panu rację. Płacę spore podatki na to wszystko. Jak mi ukradli auto z garażu to policja niewiele mogła zrobić. Nie było świadków, nie było monitoringu i była noc.
– Mogę panu podłączyć monitoring. Znam się na tym.  
– Naprawdę?
– Oczywiście. Mogę panu nawet napisać, jaki sprzęt kupić, żeby nagrania w dzień i w nocy były idealne. Koszt spory, ale będzie pan spał spokojnie.
– To taka forma rewanżu?
– Odpłata za dobry uczynek z pańskiej strony.
– Pomyślę nad tym.
– Czy jest szansa, żebym opuścił dzisiaj szpital?
– Przyszedł pan tutaj sam. Rana nie krwawi…
Tymi słowami wlał w moje serce nieco nadziei.
– Wyjdę? – naciskałem na niego.
– Nie dzisiaj.  
– Dlaczego?
– Zrozumie pan wkrótce – zerknął na zegarek.
– Ale co?
– Jeszcze kilka minut – uśmiechnął się i wyszedł.
Przewróciłem się na drugi bok a moje trzewia rozdarł niesamowity ból.
– Tomczak, ty draniu! – jęknąłem chwytając pilot w rękę.

dreamer1897

opublikował opowiadanie w kategorii miłość i przygodowe, użył 1300 słów i 7753 znaków, zaktualizował 15 sie 2022. Tagi: #szpital #lekarz #rozmowa #pomoc

Dodaj komentarz