Ten wieczór był piękny. Słońce leniwie chowało się za horyzontem sprawiając wrażenie, że gdzieś na końcu świata ziemia przypala się od jego płomieni. Chwyciłem smycz Tobiego w rękę. Pies przyleciał natychmiastowo dając zaczepić się za obrożę. Pomimo swojego młodego wieku skutecznie uczył się komend wpajanych mu przez właścicielkę. Oczywiście byłem przeciwny tresurze psów za pomocą przemocy, bo w taki sposób trenuje się psy do wykonywania najbardziej skomplikowanych zadań. Wobec niej nie miałem jednak takich podejrzeń.
– Masz klucze? – zerknąłem na Olę.
– Mam. Jeszcze komórka.
Kilka minut zajęły jej przygotowania do wyjścia, ale nie zrażałem się. Kobiety zawsze chcą być idealne. Nawet na spacerze z psem oświetlone blaskiem zachodzącego słońca chcą wyglądać perfekcyjnie. Nie miałem nic przeciwko takiemu widokowi.
Brakowało mi właśnie wieczorów tego typu. Ostatni spacer z psem przed snem pomiędzy blokami zawsze sprawiał mi przyjemność. Idzie sobie człowiek za prowadzącym go psem i nie myśli o problemach dnia codziennego. Nie interesuje cię nic oprócz chwili wytchnienia, która napełnia cię całego zanim położysz się do łóżka.
Z jednej strony chciałem poczuć się jak w romantycznym filmie i złapać Olę za rękę. Iść z nią pośród ludzi akcentując coś, co połączyło nas w tym momencie. Z drugiej strony jednak taki gest mógł wydawać się zbyt odważny ze względu na kilkudniowy staż naszej znajomości. Człowiek naogląda się tych cukierkowych komedii i potem próbuje wcielać w życie podobne zachowania. Jakie to cholernie banalne.
Nie rozmawialiśmy jeszcze o tym, gdzie każde z nas pracuje, bo nikt nie odważył się na zadanie takiego pytania wprost. Chyba oboje nie byliśmy zwolennikami ankiety osobowej podczas randki. Zadawanie pytań tylko po to, żeby jak najwięcej dowiedzieć się o preferencjach drugiej osoby mogło nie tylko przytłoczyć pytanego, ale też sprawić, że w jego oczach możemy wyjść na nazbyt ciekawskiego.
– Jaki film wybrałeś?
Nie wiem czy powinienem zdradzać jej tytuł filmu, bo mogłaby się zniechęcić już na starcie. Stallone ostatnia krew miał być zwieńczeniem całej serii a ja chciałem sprawdzić jak się spisze wiekowy już gwiazdor amerykańskiego kina akcji. Jak staruszek będzie śmigał z karabinem rozbijając całą hordę gangsterów. Przez chwilę pomyślałem nawet, że będzie biegał z balkonikiem wśród jakiejś dżungli, ale to była kultowa postać. Postać twardziela z niesamowicie intrygującą twarzą, którą na pewno uwielbiały kobiety i niejeden facet chciałby wyglądać podobnie. Marion Cobretti czy Raymond Tango to chyba jedne z najlepszych wcieleń Sylvestre Stallone w postać przyjemniaczka z mocnym uderzeniem w zanadrzu.
– Niespodzianka – uśmiechnąłem się lekko.
– Będzie dużo krwi?
– Nie mam pojęcia, bo jeszcze tego nie oglądałem – w każdej części była krew a tytuł ostatnia krew niewiele mówi w tej kwestii.
– Jakaś podpowiedź? – próbowała mnie podejść.
– Odgadniesz od razu, gdy powiem ci cokolwiek.
– Jakieś nazwisko? – nalegała dalej.
– Stallone…
I tu nastąpiła chwila ciszy. Filmów z tym aktorem było tyle, że nawet największy jego fan nie wiedziałby, jaki tytuł mógłbym mieć na myśli.
– Rambo? – zatrzymała się patrząc mi oczy.
– Co? Jak?
Nie mogłem wyjść z podziwu. Albo strzeliła celnie, albo w jakiś sposób drogą dedukcji powiązała aktora z samym Rambo. Choć w moim życiu było niewiele kobiet, z którymi oglądałem filmy w domowym zaciszu to żadna z nich nie przepadała za tego typu kinem. Każda uważała, że to oklepane aktorstwo a krwawe jatki nie są lepsze w niczym od jakiegoś pierwszorzędnego horroru z hektolitrami ketchupu tryskającego na ekran widza.
– Skąd wiedziałaś?
– Kiedyś oglądałam z tatą jedną z części. A chłopcy z twojego rocznika fascynowali się Stallone, Van Damme czy Schwarzeneggerem.
Nadal nie znaliśmy swojego wieku, ale ona trafiła bezsprzecznie z tymi idolami moich nastoletnich czasów.
– I jak ci się podobał John Rambo?
– Cobra był lepszy.
– Oglądałaś?
– Oczywiście. Wszystkie dziewczyny szalały za Sylwkiem.
Szliśmy dalej wokół bloków. Dla naszych nóg ten spacer był niczym w porównaniu do tego, co musiał przedreptać Tobi. Jego łapy musiały czuć się jak biegacz po ukończeniu maratonu. Zwisający do ziemi język i przyspieszony oddech były znakami, że to już koniec tego spaceru. Skręciliśmy w chodnik prowadzący do mojej klatki.
– Idziemy? – uchyliłem drzwi wejściowe.
Tobi wbiegł pierwszy. Pomimo trasy, którą pokonał zatrzymywał się na każdej kondygnacji w oczekiwaniu na nas. Dopiero, gdy go doścignęliśmy wdrapywał się wyżej. W końcu jednak opadł z sił i usiadł na wycieraczce.
– Zapraszam – uchyliłem drzwi i puściłem przodem Olę.
Z szafki pod zlewem wyciągnąłem miskę, która należała do moich pupili. Trochę się zakurzyła, ale po obmyciu w zlewie wyglądała jak nowa.
– Proszę Tobi – postawiłem przed nim miskę chłodnej wody.
Pies natychmiast wypił połowę zawartości. Miałem tylko nadzieję, że moje psy nie będą miały mi tego za złe.
– Dziękuję. Naprawdę był spragniony – Ola delikatnie uśmiechnęła się doceniając mój gest.
– A dla ciebie? Pepsi, sok pomarańczowy czy whisky?
– Może być sok.
Wyjąłem z szafki nad zlewem dwie szklaneczki. Nalewając zimny sok trochę rozlałem. Ręce trzęsły mi się jak nigdy.
– Spokojnie. Nie umrę z pragnienia od razu. Denerwujesz się czymś?
Denerwowałem się milionem spraw w tej chwili. Sprzątałem kilka godzin wcześniej, ale nie byłem pewien czy nie znalazłyby się jakieś niedoskonałości. Zaproponowałem też alkohol na wstępie zupełnie jakbyśmy przyszli do baru a nie na seans filmowy. Niby prosty błąd, ale może sprawić, że zaraz wszystko się skończy.
– Odpalisz tv? Ja muszę skorzystać z toalety.
– Jasne.
– Pilot jest na komodzie.
Zamknąłem się w łazience. Obmyłem twarz lodowatą wodą, bo czułem, że pieką mnie policzki. Stresowe sytuacje potrafiły natychmiastowo wylać na moją buzię porcję ciemnoczerwonych rumieńców.
Zadzwonił jej telefon. Odebrała, ale po chwili podniosła głos. Nie słyszałem, na kogo, ale dało się wyczuć, że jest zdenerwowana.
– Wszystko w porządku? – wszedłem do pokoju. Telewizor był włączony.
Machnęła uspokajająco ręką i zmieniła ton głosu.
Przyglądałem się jej zachowując dystans. Nie miałem zamiaru podsłuchiwać tej rozmowy. Kiedy skończyła widać było natychmiastową zmianę nastroju. Z uśmiechniętej kobiety zmieniła się w kłębek nerwów. Rozczarowanie i zakłopotanie natychmiast zagościły na jej twarzy. Jeszcze przez chwilę łudziłem się, że seans zaraz się zacznie. Na próżno.
– Przepraszam – to spojrzenie złamało mi serce. Oczy pozbawione błysku i brak uśmiechu potwierdziły moje przypuszczenia.
– Co się stało? Nie obejrzymy filmu?
– Nie dzisiaj. Tobi? – pies natychmiast przybiegł pod jej nogi.
– Olu? – złapałem ją za rękę. – Jeżeli mogę ci w czymś pomóc to jestem do twojej dyspozycji.
– Muszę pojechać po dzieci – spuściła wzrok w podłogę a potem podczepiła Tobiego do smyczy.
– Jakie dzieci?
– Moje dzieci.
– Nie mówiłaś, że masz dzieci – ledwo przeszło mi to przez gardło.
– Bo nie pytałeś…
Dodaj komentarz