Tylko za Tobą cz.49

Obudziłam się leżąc na podłodze. Było mi zimno i mocno ścierpłam. Rozejrzałam się, dookoła ale nie rozpoznałam tego miejsca. To nie był mój pokój. Poza wykładziną, na której leżałam nie było tutaj nic.
– Tak się boję mamusiu – ścisnęłam mocno serce podarowane mi przez Kacpra.
Drzwi się uchyliły i zajrzał do środka jakiś stary pan. Miał w buzi dymiącego papierosa. Wyjął go na chwilę i uśmiechnął się do mnie.
– Królewna nie śpi?
Milczałam ze strachu. Nie wiedziałam, kim był ten człowiek. Nie widziałam tego, przed którym próbował nas zabezpieczyć Kacper, ale tylko on mógł mnie porwać.  
– Nic nie powiesz? – przyklęknął przede mną i złapał mnie za podbródek.
Łzy natychmiast wypełniły moje oczy. Nie potrafiłam nawet drgnąć.  
– Kochasz mamusię?
Skinęłam głową w odpowiedzi.
– A Kacpra?
Ponownie skinęłam głową, ale to pytanie tylko potwierdziło, z jakiego powodu się tutaj znalazłam.
– Tak myślałem – wstał z kolan i zaciągnął papierosa, z którego popiół spadł blisko moich nóg.
– Dlaczego mnie porwałeś?
Roześmiał się i wyszedł bez słowa zamykając za sobą drzwi. Podniosłam się przy pomocy rąk i doskoczyłam pod okno. Podciągnęłam opuszczoną roletę. Widziałam dookoła tylko bloki. Policzyłam okna i wyszło, że znajdujemy się na piętrze wyższym niż czwarte, bo tyle miał blok z przeciwka. W oknie nie było jednak klamki.

***
Byłem pod prysznicem, kiedy usłyszałem dźwięk swojej komórki. Zapomniałem zadzwonić do Oli, że się spóźnię na obiad. Przez padający od rana deszcz opóźniło się nasze wejście na słupy.
– Kacper! – zawołał młody. – Telefon do ciebie.
Wytarłem się w błyskawicznym tempie i w samych majtkach wbiegłem do szatni. Telefon już nie dzwonił.  
– Nie paraduj tak, bo jeszcze komuś się spodobasz! – roześmiał się pan Tadek i poszedł się wykąpać.
– Jakby, co jestem zajęty. Z tego, co się orientuję pan też woli kobiety.
– Nie miałem na myśli siebie, ale jakiegoś obcego, który mógłby pomylić szatnie.
Wyjąłem z torby komórkę. Na belce powiadomień widniała informacja o połączeniu od Kuby. Kazałem im dzwonić do siebie z każdym problemem i o każdej godzinie. Wcisnąłem oddzwoń.
– Co tam?
– Jedziesz już do domu? – zapytał Kuba drżącym głosem.
– Jeszcze nie. Stało się coś?
– Nina nie wróciła ze szkoły.
– Co? – krzyknąłem do telefonu wzdrygając się ze strachu.
– Miała jedną lekcję mniej niż ja i powinna być już w domu od godziny.
– Spokojnie – odłożyłem telefon na ławkę i włączyłem na głośnik.
Wciągnąłem koszulkę i założyłem spodnie.  
– Dzwoniłeś do niej?
– Jeszcze nie.
– To zadzwoń teraz. Ja dzwonię do mamy.
– Kacper boję się, że mogło stać się jej coś złego.
– Nie myśl tak. Może poszła gdzieś z koleżankami.
– Nie sądzę.  
– Dzwoń do niej.
Wciągnąłem bluzę. Włosy miałem jeszcze mokre, ale wyszedłem na zewnątrz. Młody palił papierosa.
– Taki stary a głupi – rzucił młody. – Z mokrą głową na taki ziąb?
Rano były tylko dwa stopnie i za wiele nie przybyło do tej pory, ale nieważne było teraz moje zdrowie. Najważniejsza była Nina i jej życie, którego przysiągłem sobie strzec ponad wszystko. Ręce mi się trzęsły ze strachu, kiedy sięgnąłem po telefon. Nie miałem pojęcia, co mógłbym powiedzieć Oli.
– Stało się coś? – młody przyglądał mi się dosyć uważnie.
– Nina nie wróciła ze szkoły.
– A kim jest Nina? – zgasił peta w stojącej przy drzwiach metalowej popielniczce na długiej nodze.
Nie rozmawiałem z nikim w pracy o swoim życiu osobistym, bo nie wszyscy muszą wszystko wiedzieć.
– Jest moją córką.
– Przyszywaną?
Cóż za głupie pytanie mi zadał. Wcześnie zaczynając mógłbym już być ojcem dziesięciolatki lub jedenastolatki, ale w wieku dwudziestu lat ja nigdy o rodzinie nie myślałem.
– Jest córką mojej dziewczyny.  
– Rozumiem. Od jak dawna jej nie ma?
– Od godziny.
– Może jest u jakiejś koleżanki?
W tej chwil zadzwonił mój telefon. Wyświetlił się Kuba. Odebrałem z nutką nadziei w głosie.
– Odezwała się?
– Nie. Dzwoniłem trzy razy i nie odbiera. Coś jej się stało – usłyszałem w jego głosie załamanie i jeszcze to pociąganie nosem, które zmierzwiło mi wszystkie włosy na ciele.
– Wypluj te słowa – rzuciłem do słuchawki. –  Nic jej nie będzie. Dzwonię do mamy a ty wydzwaniaj do siostry.
Kuba nie odpowiedział.
– Słyszysz?  
– Tak…
– Nic jej się nie stanie. Obiecuję ci.
– Kacper?
– Tak? – przycisnąłem telefon do ucha nieco mocniej.
– Myślisz, że ktoś ją porwał?
– Kto?
– Jakiś pedofil, albo ćpun.
I wtedy pomyślałem o nim. To mógł być tylko on.
– Muszę kończyć. Potrzebuję coś sprawdzić.  
Zalogowałem się do aplikacji. Nadajnik przyczepiony do auta wskazywał Toruń.  
– Jezu, tylko nie to…

***
– Mamusiu – otworzyłam srebrne serduszko spoglądając na uśmiechniętą mamę.
– Z kim ty tam rozmawiasz – zawołał porywacz.
Zamilkłam na chwilę łkając bardzo cicho, żeby się nie zjawił. Słyszałam jak dzwonił mój telefon. Może mama, może Kacper. Oni już wiedzieli, że coś mi się stało. Jednak Kacper miał dobre przeczucia, że ten pan może mu zagrażać. Brzydko zrobiłam, kiedy podsłuchiwałam jak rozmawiał z mamą o nim. Przeproszę ich za to, gdy tylko do nich wrócę. Sprawy dorosłych nie powinny interesować dzieci.
Drzwi pokoju uchyliły się. Mężczyzna zajrzał do środka z miską parującej zupy.
– Pewnie jesteś głodna. To już czas na obiad.
Pokręciłam przecząco głową. Nie miałam ochoty na nic, co poda mi ten człowiek.
– Gardzisz jedzeniem? Co? – podniósł głos rozlewając w progu pomidorową.
Tak bardzo się wystraszyłam jego reakcji. Bałam się, że zaraz mnie skrzywdzi, choć nie zrobiłam nic złego.
– Posprzątasz to – wycedził przez zęby bardzo zdenerwowany.
Zabrał miskę i wyszedł. Wrócił po chwili z mokrą szmatą, którą rzucił mi przed nogi.  
– Pokaż, że jesteś grzeczną dziewczynką a nie zrobię ci krzywdy.
Podczołgałam się na czworakach i wytarłam rozlaną przez niego zupę.  
– Dobra dziewczynka – pogładził mnie po włosach.
– Mogę zadzwonić do mamy?
Wyszedł i wrócił po sekundzie z moim telefonem.  
– Dzwonił twój brat.
– Kubuś…
Pokazał mi z bliska telefon z informacją o kilku połączeniach. Wstał z kolan i wyciągnął coś ze spodni. To była klamka. Po, co ją wyjął?
– Chcesz zadzwonić?
Skinęłam głową delikatnie.
Wsadził klamkę w okno i otworzył je, po czym obrócił się w moim kierunku.
– Zapomnij o swoich bliskich. O Kacprze też. To wszystko przez niego. Gdyby się nie zjawił w życiu mojej córki to dzisiaj by żyła. Jej siostra nie poszłaby do więzienia a może i moja żona jeszcze byłaby przy życiu. Rozumiesz? – krzyknął.
Milczałam. Jego gniew narastał z każdą sekundą. Bałam się coraz bardziej.  
– Odebrał mi córki a ja odbiorę mu ciebie.  
– On ci na to nie pozwoli.
– A niby, dlaczego? Myślisz, że jest taki głupi, żeby poświęcić się dla nieswojego dziecka? Może już dawno odpuścił sobie temat skoro wydzwania do ciebie tylko brat?
– Nie mów tak. Mówisz to, żeby mnie tylko przestraszyć.
Powstrzymywałam płacz, żeby nie okazać mu słabości. O tym właśnie rozmawiałam kiedyś z Kacprem. Powiedział mi na spacerze, że kocha mamę bardzo mocno a my jesteśmy tymi, którym będzie się starał zastąpić ojca, bo nas również kocha. Wspomniał też o tym, że okazywanie słabości prowokuje ludzi do jeszcze większego nacisku. Jeżeli zachowujesz się inaczej niż zgodnie ze schematem, który założył porywacz wywracasz wszystkiego jego plany do góry nogami.
– Chcesz jeszcze coś powiedzieć?
Zbliżył się do okna, ale ja nadal milczałam. W końcu wyłączył telefon i wyrzucił go przed siebie. Zamknął okno, żebym nie słyszała jak roztrzaskuje się o chodnik bądź jezdnię. Miałam jednak coś, co pozostawiało mi nadzieję, że mamusia i Kacper odnajdą mnie już niedługo.
– I po sprawie – roześmiał się i wyszedł, gdy zadzwonił inny telefon.

***
Wyszukałem kontakt do aspiranta Kowalskiego. Z każdym kolejnym sygnałem moje serce biło szybciej. Bez jego pomocy nie miałem szans na odzyskanie Niny. Tylko on mógł zorganizować ludzi, którzy znają się na tym wszystkim. To nie był film, żeby bawić się samemu w grę z nieobliczalnym człowiekiem. Niestety nie odbierał.
– Do kogo dzwonisz?
– Do policjanta, który zajął się sprawą zaginięcia Agnieszki.
– Pomoże ci?
– Nie wiem. Wolałbym, żeby wiedział, że to niebezpieczny człowiek.
Włączyłem aplikację i odświeżyłem położenie nadajników. Dzieliła je odległość kilkudziesięciu metrów. To jednak nie był adres zamieszkania Agi. Pasowało tylko to, że Michalski potrafił wyczekać moment i uderzyć z zaskoczenia.
– I jak? – młody zajrzał mi przez ramię.
– Oba nadajniki są blisko siebie.  
– Wiesz, że to nielegalne śledzić kogoś bez jego zgody?
– A legalne jest porwać czyjeś dziecko?
– W sumie nie. Jedziemy?
– Gdzie? Nie mam przecież auta.
– Ale ja mam – wskazał swoje kilkunastoletnie Audi.

Dwu i pół litrowe quattro wyskoczyło z bramy firmy na piskach. Gdyby to było lato to pewnie asfalt obryzgałby komuś szybę. Odnalazłem w końcu na liście połączeń niezbędny mi w tej chwili numer. Wcisnąłem zieloną słuchawkę. Odebrał po dwóch sygnałach.
– Zabiję cię! – krzyknąłem do słuchawki.
– Przecież nie chciałeś mieć już ze mną do czynienia – odpowiedział zupełnie spokojnie Michalski.
– Jeżeli zrobisz jej krzywdę to daję ci gwarancję, że nie wyjdziesz z tego żywy.
– O, co ty mnie oskarżasz?  
– Nie wróciła ze szkoły. I jedynym wrogiem, którego mam jesteś ty.
– Kacper. Nie poznaję cię – nadal spokojny odezwał się Michalski. – Wszedłeś w czyjeś życie tak jak zrobiłeś to w przypadku mojej rodziny. A może jej prawdziwy ojczulek zbulwersował się, że bzykasz jego byłą i postanowił zrobić wam na złość?
– Kłamiesz! To ty zapragnąłeś zemsty, choć mamiłeś mnie pustymi deklaracjami.  
– Kacper! – usłyszałem w tle głos Niny.
Telefon zaskrzypiał jakimś dźwiękiem. Odłożył go lub zabrał gdzieś ze sobą.
– Ty mała dziwko! – krzyknął a ja wyraźnie usłyszałem jak wymierzył jej policzek. Moje serce przeszył ból. – Zacznij krzyczeć a wleję ci do buzi wrzątek.
– I jak? – zachichotał do słuchawki. – Zniszczyłeś życie mojej rodziny. Odebrałeś mi córki.  
– Nie daruję ci tego. Zobaczysz, że cię… – i w tym momencie połączenie się urwało.
Wybrałem jego numer ponownie, ale wyłączył komórkę. Wystraszył się, że mogę go namierzać. To mógł zrobić, ale nie wiedział, że przechytrzyłem go jeszcze wcześniej. Komórka rozbrzmiała masą powiadomień. Dzwonił aspirant Kowalski, Ola i Kuba. Nie wiedziałem, do kogo mam odzwonić, jako pierwszego. Wybrałem aspiranta, żeby zorganizował mi pomoc.  
– Kacper Biały?
– Potrzebuję pańskiej pomocy – rzuciłem bez ogródek.
– W czym?
– Michalski porwał moją córkę.
Nagły klakson przeszył moje uszy na wskroś. Młody przejechał znak stopu wymuszając pierwszeństwo. Kilka centymetrów później i miałbym w swoim boku reflektor czerwonej Toyoty.
– Jak to? Skąd takie przypuszczenia?
– Podłożyłem mu nadajnik GPS.  
– Gdzie jesteś teraz? Tylko nie mów, że działasz na własną rękę.
– Właśnie zmierzam w miejsce, gdzie stoi jego auto.
– Zaczekaj za mną. Może być uzbrojony. Nie możesz zrobić nic głupiego.
– Wysyłam położenie nadajnika Niny.
– Jakiego nadajnika?
– Skoro policja nie mogła zabezpieczyć moich bliskich to sam musiałem o to zadbać. Biorę na siebie całą odpowiedzialność za wszystko, co się może wydarzyć.  
– Gdzie jesteście?
Przejeżdżaliśmy akurat Lubicką.
– Za chwilę miniemy Obi.
– Jak włączę sygnały dogonię was za dwie minuty. Dalej pojedziemy bez. Zacznę organizować wsparcie jak tylko się do mnie dosiądziesz.
Nie spodziewałem się szantażu z jego strony. Powinien bezwzględnie robić wszystko, żeby uratować Ninę. Nie miałem jednak wyboru. Nie chciałem dłużej narażać życia mojej córki.
– Zgoda. Zjedź pod Obi – powiedziałem do młodego, a ten wszedł na piskach w zakręt.

Chodziłem nerwowo wokół Audi w oczekiwaniu na Kowalskiego. Zadzwonił telefon. Zdjęcie Oli sprawiło mi ból zamiast radości. Ściągnąłem na nich niebezpieczeństwo, które było zarezerwowane tylko dla mnie. Chciałbym jej powiedzieć już, że nie ma się, czego bać, że Nina jest w moich ramionach, ale to nie był sen.  
– Ola. Wszystko będzie dobrze. Policja jest w drodze. Namierzyłem go – powiedziałem najspokojniejszym głosem, na jaki potrafiłem się wysilić.
– Oszukałeś mnie, nas. Powiedziałeś, że jesteśmy bezpieczni.  
Słyszałem jak ciężko oddycha. Oczami wyobraźni widziałem jak ocierała spływające po jej policzkach łzy. Już samo wyobrażenie tej sceny sprawiało mi ból.
– Mamo. Kacper wie, co robi – usłyszałem głos Kuby.
– Przepraszam. Zawiodłem cię.
Nie mogłem jej powiedzieć nic innego. Nie ochroniłem ich w momencie ataku, którego mogłem się przecież spodziewać.  
– Gdzie oni są? – zapytała łamiącym się głosem.
– Malinowskiego 4. Jesteście w drodze?
– Cholera jasna! – Ola przeklęła pierwszy raz przy mnie.
– Co się stało?
– Gdybym wiedziała to pojechałabym nowym mostem. A teraz utknęliśmy w korku.
– Spokojnie. Obiecuję, że Nina wyjdzie z tego cało. Muszę kończyć. Zjawiła się policja. Kocham cię – rzuciłem do słuchawki, ale Ola nie odpowiedziała.
Kowalski wyskoczył z policyjnego BMW w kawowym kolorze. Nieoznakowany radiowóz na pewno nie będzie rzucał się w oczy. Jeżeli Michalski obserwuje ulicę to na pewno go nie dostrzeże.
– Pracuje pan w drogówce?
– Nie.  
– BMW zamiast Kii?
– Dostaliśmy do testowania.  
Nie miał na sobie munduru, bo nieoznakowanym pojazdem powinni jeździć po cywilnemu. Pod czarnym polarem dostrzegłem jednak wypukłość. Przełknąłem ciężko ślinę, bo znałem z YouTube przypadek, w którym policjant trafił paralizatorem swojego towarzysza na służbie. W końcu broń z ostrą amunicją była przecież śmiertelnym zagrożeniem. A ja obiecałem Oli, że Nina wyjdzie z tego cało.  
– Dobrze pan strzela? – zapytałem zanim wsiadłem do auta.
– Całkiem, całkiem. Może jednak nie będę musiał użyć broni. – mruknął i zajął miejsce za kierownicą.  
– Dlaczego?
– W ciągu dwóch godzin pojawią się snajperzy i grupa uderzeniowa.
– My nie mamy tyle czasu – podniosłem głos. – Ten człowiek jest desperatem.  
– Objedziemy blok z innej strony i zbadamy sytuację.
Silnik BMW zamruczał drapieżnie i pojechaliśmy ulicą Konstytucji 3 Maja.
Nie obmyśliłem planu działania kompleksowo. Każdy kolejny krok zależał od powodzenia poprzedniego. Kowalski był pod wrażeniem, kiedy streściłem mu sposób, w jaki powinniśmy zadziałać.  
– Z taką głową powinien pan pracować w wydziale operacyjnym.
– Może bym się nadawał, ale zarabiam znacznie więcej niż w policji tam gdzie pracuję. A jestem z tych ludzi, którzy pracują dla pieniędzy a nie dla idei. Nie te kwoty proszę pana.
– To znaczy?
– Przy zarobkach powiedzmy pięćdziesiąt tysięcy zmiana wypłaty o tysiąc czy dwa nie jest tak odczuwalna jak przy kwotach trzy do pięć tysięcy. Nie warto wtedy zmieniać otoczenia czy branży znając ludzi wokół siebie na tych, z którymi będziemy się musieli zgrać.
Zostawiliśmy auta dwa bloki dalej. O tej porze pracownicy gospodarczy już dawno zajadali się obiadem i żeby dostać się do klatki potrzebowaliśmy innej osoby, która niepostrzeżenie zjawi się pod drzwiami mieszkania, gdzie przebywała Nina.
– Mogę na słowo? – zatrzymałem kuriera w czarno-czerwonym polarze.
– Spieszę się.  
– Potrzebuję pomocy.  
– Ode mnie?
– Tak. Ile masz za dostarczenie paczki?
– Dychę minimum.
– Zapłacę ci stówę, ale nie będziesz nic doręczać. Pasuje?
– Ile?
– Stówę.
Dałem mu swój telefon i objaśniłem po krótce, co ma zrobić. Skusił się za stówę, żeby zamienić kilka słów z obcą mu osobą.  
Dziesięć minut niepewności strzeliło jak z bicza. Kurier w ekspresowym tempie wrócił do nas.
– Mamy to!
– Tak łatwo poszło?
– Środkowe mieszkanie bez numerka na ósmym piętrze. Tam GPS wskazał dwa metry do nadajnika. Właścicielka jest sprzątaczką w Carrefour.  
– Świetnie – uśmiechnąłem się dosyć pewnie.
– Tak jak wymyśliłeś. Powiedziałem, że mam paczkę, ale nikogo nie ma. Nalegałem, żeby zostawić u sąsiadki, ale nie miała kasy, żeby zapłacić za pobranie aż pięć stów. To zapytałem, gdzie mogę ją teraz znaleźć. Wysłała mnie do centrum handlowego na Olsztyńskiej.  
– A nazwisko?
– Maria Nowicka.
– A ta informacja skąd?
– W klatce wisi lista mieszkańców.
– Myślałem, że RODO jest wszędzie.
Aspirant i kurier spojrzeli na mnie z politowaniem.  
– Dobra. Teraz zapłata.
Wyciągnąłem z portfela dwie stówy. Jeszcze chyba nigdy nie ucieszył mnie widok oddawanych przez mnie dwóch Jagiełłów w obce ręce. Tym razem jednak to była niska cena względem tego, co było w grze.  
– Miało być sto. Za, co druga stówa?
– Premia za perfekcję. Wielkie dzięki – uścisnąłem dłoń kuriera.

W końcu odezwał się Michalski.
– Słucham.  
– Przemyślałem wszystko. Uznałem, że zasługujesz na jedną szansę skoro tak ci na niej zależy. Ona też chyba bardzo cię pokochała. Śliczna dziewczynka, ale ja wolę pieniądze – mruknął do słuchawki.
Nie miałem pewności czy czegoś nie podejrzewa, ale to nie był film, że ucieknie bez odpowiedzialności za to, co zrobił. Czyżby się nawrócił i chciał odpokutować swoją głupotę? Ja w to nie wierzyłem.
– Chcę ją usłyszeć.  
– Powiedz coś do tatusia.
– Kacper! Proszę. Uratuj mnie – płaczący głos Niny złamał mi serce.
– Zgadzam się – rzuciłem pewnie.
– Bez żadnych warunków?
– Kurwa mać! – krzyknąłem do słuchawki. – Człowieku to nie film, że nikt o niczym nie wie.  
– To, kto wie?
– Tylko ja i Ola. Wybłagałem ją, żeby nie wzywała policji. Obiecałem, że załatwię to sam, bo jesteś tylko moim wrogiem a nie jej.
– Dlatego skombinujesz sto tysięcy i puścisz mnie wolno.
Jego prośba zabrzmiała dosłownie jak z filmu. Ten człowiek nie miał chyba pojęcia o tym, że banki nie wypłacają takich kwot od ręki.
– Nie dostanę tyle kasy jednego dnia.  
– W takim razie zapomnij o niej.
– Zaczekaj! – ścisnąłem z całych sił telefon. – Michalski! Skurwielu.
– No proszę – mruknął złośliwie do słuchawki. – Nie spodziewałem się po tobie takiego tonu.
– Mogę wypłacić tylko połowę maksymalnie.
– A reszta?
– Przekażę lub zostawię w wybranym przez ciebie miejscu.  
– A jaką mam pewność, że nie zasadzisz się na mnie z policją? To nie jest przecież twoje dziecko. Wystawiając mnie zemścisz się na mnie za Julię.
– Gdybym działał z policją już dawno by cię namierzyli. Miałbyś już pod drzwiami grupę uderzeniową.  
– Nie blefujesz?
– Za pół godziny pod myjnią przy Carrefour. Zabierz ją ze sobą.
– Po, co?
– Chcę ją zobaczyć.
– Za połowę kwoty nie ma takiej opcji.
– Muszę mieć gwarancję.
– Nic nie musisz. Będziesz musiał mi uwierzyć na słowo. Tylko ja wiem, gdzie ona jest. Nie masz pewności, że nie zaminuję tego miejsca po swoim wyjściu.  
Aspirant Kowalski już odjechał w kierunku centrum handlowego.
– Jak tylko zauważę coś podejrzanego odjadę bez słowa a ty nigdy jej nie zobaczysz. A jeżeli policja się dowie to wiesz, że mi i tak wszystko jedno. Już wszystko straciłem.
– Podjadę czerwonym Audi.
Młody nalegał, że mnie podwiezie, ale nie dałem się przekonać. Obiecałem mu, że zapłacę na naprawę auta, jeżeli coś się stanie.

Z bankomatów wypłaciłem tylko dwadzieścia tysięcy. Resztę kwoty przekazał mi mój szef, któremu wyjaśniłem wszystko objeżdżając bankomaty. Zgodził się, bo wysłałem mu zdjęcie stanu mojego konta. Miałem odpowiednią kwotę, ale nie byłem w stanie pobrać takiej ilości pieniędzy jednego dnia.
Według informacji od młodego Michalski wyjechał chwilę po mnie. Chciał być pierwszy, więc prawdopodobnie nie zaminował mieszkania. Ale nie miałem pewności, jakim mógł być świrem.  
W międzyczasie zadzwonił do mnie aspirant, że odbył już rozmowę z właścicielką mieszkania. Okazało się, że ona wynajęła je Michalskiemu, ale zgodziła się przekazać zapasowe klucze, które miałem odebrać w punkcie obsługi klienta.
Minąłem kawowe BMW, które pojechało zająć swoje miejsce w zatoczce na Olsztyńskiej. Uniesiony w górę kciuk aspiranta Kowalskiego dodał mi nieco otuchy.  
Mercedes Michalskiego stał obok myjni. Wysiadł i skierował mnie na stanowisko z ciśnieniówką. Wyglądał na pewnego swego i jeszcze ten kpiący uśmieszek, który strąciłbym mu z ochotą przy najlepszej okazji.  
– Prędzej czy później dorwę cię w swoje ręce.
– Nie sądzę. Moja kasa – wyciągnął łapy po reklamówkę z banknotami.
Oddałem ją bez słowa.
– Jesteś chorym skurwielem – wycedziłem przez zęby.
– Ale bystrym, nie?
– Jeżeli wyrządziłeś jej krzywdę to zrobię wszystko, żeby odebrać ci życie. Już zawsze będziesz musiał się oglądać za siebie, żeby mnie nie spotkać.
– Bredzisz. Jutro zadzwonię, co z drugą połową. A teraz żegnam.
Wyciągnął nóż i przeciął nim oponę.
– Baw się dobrze – żachnął się i wsiadł do Mercedesa.
Pobiegłem za nim i walnąłem pięścią w szybę, ale przyspieszył i zostawił mnie w tyle. Kiedy tylko zniknął mi z oczu poleciałem do centrum handlowego. Zdyszany stanąłem przed punktem obsługi klienta.
– Klucze! – krzyknąłem do młodej blondynki.
– Jakie klucze?
– Pani Nowicka miała zostawić dla mnie klucze do mieszkania.
– Pan Kacper?
– Tak.
– Mogę zobaczyć dowód osobisty?
Wyciągnąłem portfel, żeby jej pokazać swój dowód. Nie miałem zamiaru się z nią kłócić.
Wybiegłem sprintem z centrum. Leciałem prosto przed siebie parkingiem w kierunku Lubickiej. Przebiegając obok Leroy o mało nie przypłaciłem tego życiem. Tylko dobry refleks kierowcy ocalił mnie od zderzenia z grillem jego Seata.
Machnąłem ręką przepraszająco i pobiegłem dalej. Przeleciałem przez dwujezdniową Lubicką na drugą stronę. Na komórkę przyszedł sms.
„Klient zatrzymany za brak świateł. Będzie mandacik”
Ucieszyłem się z tej wiadomości, ale nadal brakowało mi kilkuset metrów.  
– Udało się? – zapytał młody czekający pod klatką.
– Mam klucze.
Nabrałem tchu i nie czekając na windę pobiegłem na górę.  

***
Usłyszałam głos Kacpra, ale przez zakneblowane usta nie mogłam się odezwać. Tak bardzo się ucieszyłam z tego powodu. Zamki w drzwiach przekręciły się i wbiegł do środka.  
– Nina!
To był on. Przechytrzył w jakiś sposób porywacza. Ale, w jaki? Obiecałam sobie, że zażądam od niego szczegółowych wyjaśnień.
– Nina! – stanął w drzwiach i podbiegł do mnie. – Już dobrze. Nic już ci nie grozi.  
Wyjął mi z ust jakąś szmatę i mocno mnie objął. Czułam jak jego klatka piersiowa unosi się i opada w zawrotnym tempie. Musiał biec tutaj po schodach.
– Kocham cię – wyszeptałam i zaniósł mnie do kuchni.
– Nie ruszaj rękami – wyjął nóż i bardzo ostrożnie przeciął opaskę na nogach a potem na rękach.
– Tak się bałam.
Złapał mnie za twarz i spojrzał w oczy.
– Mocno cię uderzył?
– Bolało trochę z początku, ale jest już lepiej.  
– Odpowie mi za to. Musimy iść. To jeszcze nie koniec.
Nie miałem już sił, więc zjechaliśmy windą na dół. Zgodnie z poleceniem aspiranta Kowalskiego Ola została w aucie. Gdy tylko je wypatrzyłem podbiegłem z Niną na rękach. Ola wyskoczyła zabierając ją z moich ramion a ja otrzymałem solidny policzek. Nie spodziewałem się zupełnie tego gestu, ale pokornie spuściłem głowę w dół. Zasłużyłem sobie na to.
– Przepraszam – wyszeptałem.
Zamknęła drzwi auta a ja zobaczyłem tylko smutne buzie Kuby i Niny. Czerwony suv odjechał a ja opadłem na tyłek opierając się plecami o inne auto. Łzy natychmiast wypełniły moje oczy. Zniszczyłem wszystko.
– Gdzie mój samochód? – zapytał młody.
– Został na myjni. Ten skurwiel przebił koło. Masz zapasowe?
– Mam.
– Zgodnie z obietnicą zapłacę za komplet nowych.  
Dwa białe Craftery czekały na parkingu. Dobrze wiedziałem, kto jest w środku tych aut. Po kilku minutach pod klatką zaparkował Mercedes. Zupełnie spokojny Michalski wysiadł z reklamówką w ręku. Rozejrzał się wokół i zniknął w środku.
„Ptaszek w klatce” – wysłałem sms aspirantowi.
Nie minęło pięć minut i zjawił się Kowalski. Tym razem miał na sobie kamizelkę kuloodporną. Razem za nim podążyło czterech facetów w kominiarkach z niewielkimi karabinkami. Przez chwilę pomyślałem, że jestem na planie filmu Vegi. Wstrzymałem oddech niczym snajper przed strzałem, ale mój cele nie pojawił się wcale.
Aspirant wrócił już po trzech minutach. Z klatki wyszedł sam, więc podbiegłem do niego.
– To już koniec – odezwał się pierwszy i oddał mi reklamówkę z pieniędzmi.
– Jak to? Gdzie Michalski?
– Z drugiej strony. Lepiej nie patrz na to.
– O czym pan mówi?
– Ptaszek wyfrunął, ale nie umiał latać – dodał z przekąsem i poszedł do BMW.
Usłyszałem w oddali sygnał pogotowia. Wzdrygnąłem się na ten dźwięk, ale nie było potrzebne nikomu z moich bliskich. Pobiegłem z drugiej strony bloku. Na trawie leżało ciało. Powyginane wyglądało jak kukła porwana na wietrze. Nie potrzebowałem już żadnego potwierdzenia.

dreamer1897

opublikował opowiadanie w kategorii miłość i przygodowe, użył 4511 słów i 26323 znaków, zaktualizował 16 sie 2022. Tagi: #dziewczyna #chlopak #milosc #dzieci #porwanie

1 komentarz

 
  • bosman

    mocne Kacper pięknie zawalczył o Ninę

    1 lis 2021

  • dreamer1897

    @bosman Dzięki za dobre słowa. Powalczył, bo wiele dla niego znaczy. Pozdrawiam!

    6 lis 2021