Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Emigrantki 50

Emigrantki 50Przez kolejny tydzień żyłyśmy jak na szpilkach. Najbardziej zestresowana była Oliwka, która non stop spoglądała do okna. Dzwonek do drzwi omal nie przyprawiał ją o palpitacje serca. Zaczynała nas już tym denerwować, ale ani ja, ani Ola nie chciałyśmy się z nią kłócić. W tym momencie współpraca, zgoda i porozumienie były na wagę złota.

     Nasz plan pozbycia się poprzedniego najemcy, który był również sadystą i gwałcicielem, był bardzo prosty. Chciałyśmy wykorzystać dobre kontakty z rodakami i poprosić kilku z nich o solidne nastraszenie typa. Nie byłoby z tym problemów, bo zamierzałyśmy się bardzo miło odwdzięczyć. Poza tym wystarczyło tylko szepnąć, co ten gnój zrobił Oli i chłopcy byliby tak wkurwieni, że z chęcią by się na nim odegrali. Był to prosty plan, wymyślony poniekąd naprędce, i miał wiele wad. Jedną z nich było to, że ten pajac mógł zgłosić to na policję i narobić wszystkim kłopotów. Nie miałyśmy także gwarancji, że odpuści. Wręcz przeciwnie. Mogło dojść u niego do silnego pobudzenia męskiego ego i ambicji, co spowodowałoby, że jeszcze bardziej chciałby się na nas odegrać.

     Sytuacja była patowa. Wiedziałyśmy, że sprzęt należy do niego, ale go potrzebowałyśmy. Bez niego nasz interes straciłby rację bytu. Co prawda kiedyś na poprzednim mieszkaniu nie miałyśmy do niego dostępu, ale to, co wtedy zarabiałyśmy, było niczym, w porównaniu do tego, co wyciągałyśmy teraz. Gdyby zaproponował, że chce dziesięć procent zysków, być może poważnie zastanowiłybyśmy się nad tym. Tylko że ten gnój od razu wyskoczył z tekstem, że chcę połowę i będzie nas ruchał tyle, ile będzie chciał. Kiedy to usłyszałam, omal nie rozbiłam jego krzywej gęby o dach jego brudnego merca.

     Na szczęście w naszej ekipie była Ola. Już po raz drugi po wizycie u kaleki przychodziła z gotowym rozwiązaniem naszych kłopotów. Milena i Andrzej wymyślili coś, co pozwoli nam kontynuować nasz interes przynajmniej na jakiś czas. Nadal nie rozmówiłyśmy się odnośnie do tego, czy zostajemy jeszcze rok, czy wracamy na studia. Ta rozmowa wisiała nad nami i każda z nas chciała mieć ją za sobą. Tak samo każda z nas bała się tego, co z niej wyniknie. Osobiście nie wiedziałam, jakie przedstawić stanowisko. Chciałam iść na studia, ale chciałam też wyciągnąć jak najwięcej kasy z tego, nie czarujmy się, przyjemnego interesu. Byłam pewna, że podobne zdanie ma Oliwka. Nie byłam w stanie stwierdzić, jak zachowa się Ola. Już ponad miesiąc temu chciała wracać. Było to spowodowane co prawda pewnymi okolicznościami, ale bałam się, że skoro raz podjęła już taką decyzję, to za drugim pójdzie jej jeszcze łatwiej. Tylko czy taki tok myślenia przypadkiem nie wskazywał na to, że chcę tu zostać?

     Na razie miałyśmy na głowie co innego. Zbierałyśmy się do klienta, który mógł nam pomóc w rozwiązaniu ostatniego problemu.

     W przeciwieństwie do Polski w Holandii adwokaci i prokuratorzy przyjaźnią się ze sobą. Oczywiście w sądzie robili swoją robotę z pełnym profesjonalizmem i zaangażowaniem. Nierzadko jednak po rozprawie szli razem na piwo. Przypominało to trochę polskich polityków, którzy po burzliwych debatach licytowali się na to, kto komu bardziej dojebał.

     Dzięki pomocy Adama udało nam się dowiedzieć, że gwałciciel Oli wyszedł z aresztu dzięki poręczeniu majątkowemu. Prokurator prowadzący sprawę nie był z tego powodu zachwycony i najchętniej wsadziłby go tam z powrotem. O ile w Polsce o takim środku zapobiegawczym decydował sąd, to w Niderlandach było to w gestii prokuratora. Trzeba było go więc przekonać, żeby na powrót zamknął tego pajaca tam, gdzie jego miejsce. Na szczęście pan prokurator miał duży dom i żonę, która nie lubiła sprzątać. Szczęście uśmiechnęło się do nas, ponieważ właśnie wyjechała do sanatorium. Adam szepnął koledze kilka słów i dzięki temu miałyśmy nowe zlecenie. Tym razem nie zamierzałyśmy jednak pobierać opłaty.

     Problemem było to, że przedstawiciel holenderskiego wymiaru sprawiedliwości nie mówił po polsku i ku naszej rozpaczy bardzo słabo po angielsku. Był patriotą, który wychodził z założenia, że na terenie Holandii powinno się mówić po holendersku. Nigdy nie miałyśmy chęci ani czasu, by nauczyć się, choć kilku zdań. Znałyśmy jedynie legendarne „chuje morche”, które Polacy przerobili na „chujem w mordę”. To było za mało, aby się dogadać. Korzystanie z translatora mogło zostać źle odebrane. Zauważyłyśmy, że holenderscy prawnicy, czy to prokuratorzy, czy adwokaci, mają swoistego rodzaju pierdolca na punkcie podsłuchów i kamer. Kilku z nich sprawdzało nas wykrywaczem metalu, bo bali się, że ich nagramy i będziemy szantażować.

     Rozumiałyśmy to, zwłaszcza w czasach kiedy jeden filmik lub nagranie było w stanie zniszczyć kilkuletnią karierę.

     Z pomocą przyszła Milena. Znała się także z prokuratorem i zgodziła odgrywać rolę tłumacza. Początkowo chciałyśmy, aby sama to najpierw załatwiła, a my poszłybyśmy po wszystkim podziękować i przy okazji posprzątać. Nie zgodziła się, pokrętnie wykręcając. Nie naciskałyśmy. Ola zasugerowała, że jako stara panna Milena może mieć silny głód wiadomo czego i chcę skorzystać z okazji, aby patrzeć sobie na seksualny show w naszym wykonaniu.

     Spotkałyśmy się we czwórkę pod domem prokuratora i nabrawszy głęboko tchu, ruszyłyśmy na spotkanie.

     Mężczyzna dobiegał do pięćdziesiątki, ale był cholernie przystojny. Spodziewałyśmy się starego dziada, który będzie się ślinił na nasz widok. Byłyśmy mile zaskoczone.

     Rozmawiali z Mileną po holendersku, z którego oczywiście nic nie rozumiałyśmy.

     – Jurgen chce, abyście pokazały to, co macie najlepsze – powiedziała, uśmiechając się do nas, a potem to samo zrobiła w stosunku do niego.

     Zdjęłyśmy nasze sukienki, a potem niespiesznie rozpięliśmy nasze biustonosze. Prokurator otworzył usta, chyba nie do końca wierząc w to, że dzieje się to naprawdę. Usiadł z wrażenia na kanapie i przez niemal godzinę gapił się na nas, kiedy ogarniałyśmy jego salon. Odniosłam wrażenie, że jego żona nie dość, że nie daje mu dupy, to jeszcze w ogóle nie sprząta. Warstwa kurzu na telewizorze miała chyba centymetr. Dawno nie widziałem tak zapuszczonego miejsca, choć na pierwszy rzut oka dom wyglądał schludnie. A może Holendrzy tak mają?

     Milena siedziała w fotelu i także wodziła wzrokiem za nami. Przeszło mi przez myśl, że może być zazdrosna o to, jak wyglądamy. Nie czarujmy się jej figura i obwisły biust nie robiły dobrego wrażenia. Nie miałyśmy jeszcze takich problemów i żadna z nas nie dopuszczała nawet myśli, że kiedyś będą nas dotyczyć.

     Podczas sprzątania gabinetu pan prokurator patrzył nam dokładnie na ręce, co było zrozumiałe. Na biurku walały się akta spraw i bał się zapewne, aby nic nie zginęło.

     Usiadł w fotelu, co bardzo mnie ucieszyło. Dzięki temu mogłam dokładnie wytrzeć kurze na jego biurku. Każdy facet uwielbiam patrzeć na piersi sprzątaczki, które miał na wyciągnięcie ręki. Przeszło mi przez myśl, że opowiadał mu o tym Adam, który nieraz nawet prosił, aby odkurzyć biurko drugi raz.

     Nie spodziewałam się tego, że złapie mnie za piersi. Poczułam się tak jak wtedy, kiedy zostałam uderzona przez Remka w tyłek. Tym razem nie mogłam się ruszyć i z lekko udawanym uśmiechem pozwoliłam mu się zmacać. Milena patrzyła na to i ku mojemu zaskoczeniu, na jej twarzy nie zobaczyłam obruszenia a podniecenie. Może chciała, aby ją też tak wymacał? A może chciała się z nim zamienić i dobrać do moich piersi? Wszystko było możliwe, w końcu byłyśmy w Holandii.

     Mężczyzna powiedział coś po holendersku.

     – Chcę, żebyś mu obciągnęła – zakomunikowała Milena, po czym powoli opuściła gabinet.

     Byłam zszokowana takim rozwojem sytuacji. Zostałam z nim sama, bo dziewczyny ogarniały kuchnię, która była chyba jeszcze bardziej usyfiona niż salon. Czułam się bezpiecznie, ale nie spodziewałam się, że zostanę poproszona o coś takiego. Myślałam, że Adam wyjaśnił mu zasady. Podczas sprzątania nigdy nie było seksu. Zgadzałyśmy się pójść do łóżka, ale po skończonej robocie. To, o co poprosił, nie było jakimś wielkim problemem, ale wyczułam w jego zachowaniu, że chcę wykorzystać to, że jesteśmy uzależnione od jego dobrej woli. Od razu przypomniał mi się Marcin.

     Nie miałam czasu na głębsze refleksje. Nie próżnował. Wsadził mi do ust swojego kutasa i sam przejął inicjatywę. Wpychał go po samo gardło. Kiedy w końcu się spuścił, czuł niemałą satysfakcję z tego, że się zakrztusiłam.

     Musiałam zacisnąć zęby i udawać, że wszystko jest okej. Wytarłam kąciki ust i zajęłam się dalszym sprzątaniem.

     Godzinę później pan prokurator był już tak rozochocony, że nie zważywszy na nic, łapał nas za cycki, klepał po dupie, a Oliwce wsadził nawet dwa palce w cipkę.

     Po pięciu godzinach ciężkiej roboty usiedliśmy do stołu. Zapewniał, że jest niezwykle zadowolony z wykonanej przez nas pracy. Cały czas byłyśmy nagie. Zamiast patrzeć nam w oczy, koncentrował się na naszych sutkach.

     Milena wyjaśniła, na czym polega problem. Na jego twarzy zarysował się dziki uśmieszek, kiedy poznał nazwisko faceta, którego na powrót miał umieścić w areszcie.

     Zgodził się bez zająknięcia, co było dla nas najważniejsze. W tamtym momencie zapomniałam o upokorzeniu i zdartych łokciach. Liczyło się tylko to, że osiągnęłyśmy efekt.

     Kolejnego dnia Adam przysłał nam zdjęcie, które udało mu się zrobić w siedzibie lokalnej prokuratury. Zakuty w kajdanki gwałciciel Oli był prowadzony do radiowozu, który miał go zawieźć do aresztu. Jak zapewniał prawnik, nic nie wskazywało na to, aby miał go prędko opuścić.

     Nasz problem został rozwiązany. Zastanawiałam się tylko jak długo będzie nam dane spokojnie żyć i pracować, zanim pojawi się kolejny. Zaczynało mnie to wszystko kosztować coraz więcej nerwów. Skłonna byłam poważnie zastanowić się nad tym, czy faktycznie nie lepiej wracać do Polski.

     Dziewczyny miały podobne odczucia.

     Dwa dni później usiadłyśmy do stołu i postanowiłyśmy, że nie wstaniemy od niego, dopóki nie podejmiemy ostatecznej decyzji co do naszej przyszłości.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.